Jak co rok na ciemnej ulicy zapalają się dynie z wydrążonymi w nich straszno-rozbawionymi twarzami. Dzieci wybiegają z domów, ciągnąć swych rodziców, aby od drzwi do drzwi pozyskiwać cukierkowe dobra lub płatać psikusy tym, co się opierali. Domy bez ozdób są omijane: nie ma co niepokoić odpornych na straszaki.
Na moją ulicę właśnie wypełzły różnej maści potwory w poszukiwaniu słodkich skarbów. Co chwilę słychać piski różnorakich potworów, których przerasta chyba własna straszność. Ciekawskie wiedźmy zaglądają do ogródków, patrząc, czy czasem ktoś nie wywiesił gdzieś jakiegoś ducha potwierdzając, że mieszkańcy gotowi są złożyć czekoladową ofiarę i zaspokoić nocne zmory.
Trwa to krótką chwilę, bo strzygi biegają szybciej niż rodzice i wnet wszystkie oznaczone domy zostają zrabowane do cna, do ostatniego cukierka. Chwilę później hałasy cichną, bo, wziąwszy co się dało wziąć, wyruszają na podbój innych ulic. Niektóre pewnie zadowoliły się skromną ofiarą i powróciły do swych pieczar, aby pożywić się i zasnąć snem spokojnym na następną noc Halloween.
Co jakiś czas przewija się nieswoja dusza – pewnie z grot tajemnych ulokowanych przy innych domach. Chodzi od drzwi do drzwi zbierając smakołyki, które uchowały się przez pierwszą falą straszaków. Znów ulica staje się żywa, bo stworzenie przyciągnęło inne zjawiska i znów piski oraz krzyki pobrzmiewają pośród nocy.
Będzie to trwało tak długo, aż cały słodki skarb zostanie zrabowany, a wszelkie wampiry, wiedźmi i wilkołaki wrócą do swych domów, zaciągnięte przez rodziców. Zacznie się jedzenie zdobytych ofiar z cukru i czekolady tak długo, aż potwory staną się na powrót dziećmi: na następny rok.
Wesołego Halloween!
Mefistowy
Jak zapewne zdążyłeś się zorientować, z Halloween wiążę osobiście bardzo miłe wspomnienia – bo związane zarówno z czasem spędzonym w Stanach, jak i z konotacjami celtyckimi…
Spośród czterech pobytów w Chicago, dwa razy załapałem się na Halloween. Raz byłem wesołym diabłem w kostiumie z kolorowych piór, a drugi raz: Gimlim, który z peleryną i świecącym mieczem Froda kontynuuje jego misję z Pierścieniem… 🙂
Wczoraj i dziś jednak nastrój już zupełnie inny…
Życie czasem takie jest, że potoczy się inaczej niż oczekiwaliśmy. Niestety tak wygląda świat, w którym żyjemy i od nas samych zależy, jaką lekcję z tego wyciągniemy.
Ja całe życie chciałem pójść zbierać cukierki, a kiedy w końcu miałem okazję to już nie czułem takiej potrzeby. Ale mam takie marzenie, aby mieć swój domek i obdarować dzieciaki słodyczami, sprawdzając przed tym ich odporność na strach. 😀
I co? Miałeś okazję do spełnienia tego (za)marzenia? 😉
Niestety nie mam odpowiedniego domu do tego. 🙁
Może kiedyś będziesz miał 🙂 Nie trać nadziei! 🙂
Wątpię. 😉 Za drogie przedsięwzięcie jak na tak krótkie życie. 😉
Fajne jest to, że niektórzy nie ograniczają się tylko do dekorowania domu i rozdawania sodyczy, ale urządzają prawdziwe mini-przedstawienia, przebierają się sami, udają, że warzą eliksiry.
Zdecydowanie. Niektórzy mają dobre pomysły i chęci, by spędzić ten czas w ciekawy sposób i stworzyć niesamowitą atmosferę dla bliskich, czy dzieci.