#071. SWTOR – The War for Iokath

Po sporej przerwie w końcu zabrałem się za grę Star Wars: The Old Repulic. Z radością zabrałem się za kolejny dodatek, a raczej za jego pierwsze rozdziały, bowiem twórcy powoli wdrażają nas w kolejną przygodę. Mam nadzieję, że spodoba Wam się recenzja w formie opisu/opowieści.

Uwaga: opis zawiera spoilery.

W uniwersum SWTOR’a wojna zawsze musi wisieć na włosku. Pokonanie Vaylin – najgorszego na tamten moment zagrożenia dla wszechświata – było wstępem do kolejnej wojny. Wszakże to my siedzimy na tronie Eternal Empire, wydając rozkazy naszej flocie, która z dobrodusznych statków dostarczających żywność i pomoc do pokrzywdzonych może przekształcić się, raz jeszcze, w śmiertelną broń.

W tym samym czasie Sojusz, Republika i Imperium poszukują tajemniczej superbroni na Iokath, przeczesując trzewia dziwnej planety. Skąd wiemy, że Republika i Imperium też są wmieszane? Lana wpada na ich oddziały, które uprzejmie strzelają do każdego, aby tylko zyskać przewagę. Sithowi udaje się uciec, a przewrotny los dosyć szybko sprawia, że stajemy przed wyborem kogo chcemy wesprzeć w tej wojnie. Osobiście byłem zdruzgotany, bo z chęcią zagarnąłbym broń dla siebie i pogoniłbym obie strony za wszystkie problemy, które mi sprawili. Niestety twórca scenariusza nie tak to zaplanował i musiałem dokonać wyboru. Musiałem wybrać mniejsze zło.

Wsparłem Republikę, co sprawiło, że Imperium, wykorzystując mojego dawnego podwładnego Malavai Quinn’a, wydało rozkaz pozbycia się mnie. Oczywiście nie udało im się to, bo właściwie nie dysponowali żadną bronią, która mogłaby powstrzymać tak dziwnego i przewrotnego Sitha jak ja.

Czasu było mało, więc razem z Republiką pozbyłem się Impów z okolic naszej bazy i wyruszyliśmy w poszukiwaniu superbroni, obawiając się, że Imperium będzie planowało zrobić z niej użytek.

Broń odnaleźliśmy i okazało się, że było to coś, co potrafiło pochłonąć całe życie na danej planecie – zupełnie jak Imperator Vitiate, którego parokrotnie pokonałem. Broń jednak nie była do końca bronią – nie sposób jej kontrolować.

W tym samym czasie Imperium znalazło “tylnie drzwi” i postanowiło to wykorzystać, aby uruchomić superbroń. Pomimo ostrzeżeń, Imperator Acina obudziła “boga”, oddając za to życie. A nam przyszło go za wszelką cenę powstrzymać…

Jakie jest moje ogólne odczucie? Bardzo dobre, aczkolwiek boli mnie, że nagle to po prostu się kończy i trzeba cierpliwie czekać na kolejne zadania, kolejne fragmenty fabuły, które złożą sensowną całość w naszej niesamowitej historii. Myślę, że wolałbym czekać nawet i kilka lat na całość niż w niepewności oczekiwać małej części, która jedynie narobi mi apetytu na coś, co w danej chwili jest nieosiągalne.

Mefisto

6 thoughts on “#071. SWTOR – The War for Iokath”

  1. Oglądam sobie najnowszy filmik z Biblioteki Ossusa na YouTube, wchodzę do Ciebie – a tu coś takiego 🙂

    Nie do końca wprawdzie rozumiem, dlaczego będąc Sithem wsparłeś Republikę (kłóci mi się to ideologicznie trochę), ale jak zawsze przyjemnie się Ciebie czyta – zwłaszcza, jeśli chodzi o uniwersum, które samemu bardzo lubisz… 🙂

        1. W sumie od momentu problemów z Revanem i Imperatorem to Imperium i Republika działają razem jako alianci także złych stosunków nie mam z Republiką – chociaż i oni zaszli mi za skórę nie raz. 😉

          1. W problemach Revana co nieco się orientuje… Ale co Imperator nabruździł, że aż całe Imperium się z Republiką sprzymierzyło?? Coś takiego jest nie do pomyślenia…

          2. Imperator zaczął pochłaniać życie na światach jak leci i trzeba było go powstrzymać. Potem był Arcann i Vaylin, jego dzieci, które postanowiły nas zgładzić. Sporo się wydarzyło. 😉

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Scroll to Top