Postanowiłem umieścić na blogu serię wpisów o rodzicielstwie, porad odnośnie zajmowania się dziecioroślą i pokazanie punktu widzenia młodych rodziców, którzy do zapanowania nad krzykaczem mają tylko siebie. Tytuł tej serii nie jest przypadkowy, ale zamierzam wyjaśnić go z czasem – wtedy, uwierzcie, będzie miało to sens.
Zacznijmy jednak od samego początku. Życie. W którym momencie się ono zaczyna? Jedni powiedzą, że w momencie zapłodnienia, drudzy, że przy narodzinach, a trzeci, że w momencie, kiedy zyskuje się świadomość samodzielnego istnienia (czyli dla niektórych w ogóle). Ja jestem zdania, że życie się nie zaczyna. Ono jest i przybiera po prostu nową formę. Wpierw mamy plemnika i komórkę jajową – dwie żywe komórki, które łącząc się zaczynają proces dzielenia się nieustannie, aż do porodu (bo potem liczba podziałów komórki zmniejsza się z niemal nieskończenie wiele do około pięćdziesięciu).
Już po dwóch tygodniach zarodek liczy kilkaset komórek. Po jedenastu tygodniach od zapłodnienia mierzy około 5cm i nosi już miano płodu. Większość jego narządów jest już wykształcona, a w mózgu tworzą się neurony – nawet piętnaście milionów w ciągu godziny. Kończyny ćwiczą motorykę do samego końca (chociaż pod koniec mają na to niewiele miejsca).
Z każdym tygodniem dziecka jest coraz więcej, zaczyna figlować, obracać się, robić fikołki. Z czasem można podczuć pod ręką lekkie puknięcie na znak, że te pierwotnie dwie komórki bawią się całkiem dobrze. Choć wydaje się to zabawne, po drugiej stronie brzucha trwa ciężka praca nad samym sobą. Rozwój, magazynowanie tłuszczu, praktykowanie odruchu ssania, oddychania, a nawet samo siusianie – to wszystko przybliża dziecko do dnia, jakim jest poród i samodzielna egzystencja.
Inną rzeczą z kolei jest nasza świadomość. Ona zaczyna formować się po porodzie. Wtedy zaczynamy się tworzyć “my”. Uczymy się, poznajemy, zaczynamy mieć preferencje co do jedzenia/picia, oglądamy różne rzeczy i zaczynamy wyróżniać te ulubione, poznajemy twarze i reagujemy na nie odpowiednio, wyrażając nasze emocje.
Posiadanie dziecka uświadomiło mi, że to nie życie się zaczyna tylko my się zaczynamy. Budujemy sami siebie z pomocą rodziców, którzy pokazują świat tak, jak sami go widzą. Uczymy się tego, kim jesteśmy, jak gdyby byliśmy z gliny, a rodzice – para nieporadnych garncarzy – próbuje stworzyć z dziecka arcydzieło własnych wartości. Zakładając oczywiście, że rodzice podejmą się wyzwania jakim jest wychowanie dziecka.
My się podjeliśmy i, chociaż bywa ciężko, nie żałujemy. To przygoda, która wnosi do naszego życia przede wszystkim cierpliwość. I dużo, bardzo dużo miłości.
Mefisto
Pięknie to opisałeś 🙂
Jestem przekonany, że Ty i Twoja Połówka okażecie się znakomitymi garncarzami, a Smoczyński wyrośnie na zdrowego, fajnego i wartościowego faceta 🙂 Wiesz, że zawsze Wam kibicuję 🙂
Dziękujemy bardzo mocno. 🙂 Liczę na to, że Smoczyński wyrośnie na zacnego Smoka. 🙂
Na pewno na takiego, o którym legendy i baśnie będą pisać 🙂 A niejedna niewiasta z radością da mu się porwać 😉
Już teraz pracuje na swoją reputację. 😉
Nie ma to jak wcześnie zacząć 😉 Daleko zajdzie 🙂 Powiedz mu kiedyś, że ma kibica Celta 😉
Oraz z chęcią się przekonam, co właściwie znaczą te kaczki z tytułu notki 😀
Przekażę. 😉 A o kaczkach będzie osobna notka! 🙂
“…zaczyna figlować, obracać się” – z perspektywy kobiety to raczej nie są figle tylko sprawdzanie cierpliwości – ile matka wytrzyma? – a w końcu o cierpliwości była notka o miłości, więc wszystko się zgadza.
Bardziej pisałem o jeszcze takim małym “bączku”, a nie o solidnej niestrawności 😉 Aczkolwiek rozumiem, co masz na myśli 😉