W ostatnich dniach została mi przekazana smutna wiadomość: odeszła moja mała bojowniczka, mój pierwszy i jak dotąd jedyny kot. Nikt się nie spodziewał – była okazem kociego zdrowia. Odeszła na rękach mojego ojca, w spokoju. Żałuję, że nie mogłem jej zobaczyć i przytulić po raz ostatni.
Pamiętam, jak ojciec przyniósł ją do domu. Ocalił ją przed śmiercią, ale nie powiedział tego od razu. Wiecie, męska duma. Oficjalna wersja brzmiała: znalazł i żal było zostawić. Była dzikim kotem, który kontakt z ludźmi miała tylko dlatego, że ją dokarmiali. Matka nie była szczęśliwa, ale kot został. Ja, rodzeństwo i ojciec stanowiliśmy wyborczą większość.
U naszej psiny od razu obudził się instynkt macierzyński i wbrew wrodzonej niechęci do kotów (okazywanej przy każdej możliwej okazji) zajęła się naszym nowym członkiem rodziny. Pies żyje dalej. Pokonała raka, a teraz walczy z pustką. Towarzyszka dnia zostawiła potężną dziurę w psim sercu.
Kicia udomowiła się dopiero po roku. Wcześniej przy każdej wizycie obcej osoby chowała się za szafą. Nam jednak zaufała dosyć szybko, ale dalej kroczyła przez życie w bezpiecznej odległości.
Jak na kota była bardzo ułożona i spokojna. Miała dużo cierpliwości, rzadko drapała kogokolwiek. Nauczyła psa spać na kanapie i wskakiwać na stół. Lubiła moczyć tyłek w akwarium żółwia i podjadać ser… Jednym słowem: była wyjątkowa.
A teraz jej nie ma i nie wiem, gdzie się podziać. Niby to oczywiste, że każdy kiedyś odejdzie, ale nie ona. Nie ta pełna życia istota. Liczyłem, że Smoczyński ją pozna, pogłaszcze i nauczy się delikatności przy niej. Ona byłaby najlepszą i najbardziej cierpliwą nauczycielką. I z niesamowitą gracją okazywała wdzięczność za chwilę uwagi, za opiekę, za bycie przy niej.
Żegnaj, przyjaciółko. Zawsze będziesz w naszych sercach.
Mefisto
Bardzo współczuję… Ale oddałeś jej tym tekstem piękny hołd! <3 I ja myślę, że koty nie odchodzą tak naprawdę, one po prostu zwalniają nas ze służby i lecą dalej, gdzieś w swoich tajemniczych kocich sprawach, o których człowieki nie mogą mieć pojęcia… 🙂
Trzymaj się, przykro mi bardzo…!
Wierzę w reinkarnację, więc odeście to uproszczona forma nazwania tego procesu 🙂 Szkoda, że odeszła, ale odeszła zdrowa, więc nie cierpiała z powodu jakiejś choroby. Liczę tylko, że będzie szczęśliwa, gdziekolwiek się podzieje. I będzie otoczona miłością.
Przykro mi. Ale to, że nie cierpiała – to jest bardzo dużo. [A Smoczyńskiemu znajdź jakiegoś ragdolla – wieść gminna niesie, że mają więcej cierpliwości. Albo nie – poczekaj, aż kot sam Was znajdzie. Tak będzie lepiej 😉 ]
W sumie to jest najważniejsze przy śmierci, aby była lekka.
Smoczyński jest delikatny jak na dziecko (czasem mu się zdarza w przypływie radości). 🙂 W ogródku głaszcze roślinki nie wyrywając ich. 😉
Mhm… każde dziecko jest delikatne, tylko wiesz- one jeszcze nie mają empatii, a jak się w radości zapędzą…
Nie zgodzę się. Jeśli pilnuje i przekazuje odpowiednie wzorce, to dzieci są bardzo sumienne. Delikatność to kwestia wychowania. 😉
A słyszałeś o czymś takim jak temperament? [Choć może jeśli brać pod uwagę dłuższy czas – po roku wyjaśniania Dziecina załapała… tylko jeszcze znajdź kota, który ten rok wytrzyma. Wiem, że psy wytrzymują, wiem. ]
Owszem. Moje dziecko jest spokojne wobec istot żywych, bo wie, że zostanie skarcone. To nie kwestia tego, że dzieci tak mają tylko, że dorośli pozwalają, a czasem nawet pokazują i zachęcają.
Trzymaj się i zachowaj o niej wspomnienia pozytywne, bo to jest ważne.
Ja zaś straciłem w moim życiu dwa psy. Też nie mogłem się pozbierać na początku, ponieważ pierwszy pies odszedł jak chodziłem do podstawówki a drugi już później. Natomiast teraz mam od trzech lat Reksia 🙂 Prawdę mówiąc jak Reksio kiedyś umrze to czwartego psiaka nie będę chciał, chociaż psy lubię.
Mam tylko pozytywne wspomnienia, bo była cudownym kotem. 🙂 Każda strata boli, ale to nieodłączna część życia i powoli godzę się z tym, że kiedyś wszystkie ważne dla mnie istotki będą musiały odejść.
Współczuję ogromnie 🙁 Zwierzęta potrafią skraść serce dużo bardziej niż człowiek…
Na długo przed Buddym, na 16 urodziny, dostałem w prezencie dwa żółwie. Ekspresowo uczyliśmy się z Rodzicami opieki przy nich. Weterynarz, uczone książki, terrarium, jedzenie… Zżyliśmy się z tymi małymi, psotnymi stworzonkami ogromnie… Odeszły nagle po kilku miesiącach. Okazało się, że były sprowadzane z tropików i były na coś chore.
Straszliwie ich odejście przeżyłem…
I podobnie jak Ty, ja również swego czasu miałem epizod z kotem 🙂 W przyszłości na pewno napiszę o tym notkę.
Mam nadzieję, że kiedy Smoczyński troszkę podrośnie, opowiesz mu o przyjaciółce…
Współczuję Ci bardzo. Niestety śmierć zwierząt boli bardzo mocno, bo one kochają bezwarunkowo, cieszą się Twoim szczęściem i płaczą nad Twoimi smutkami.
Kiedyś mu o niej opowiem. Na pewno! Ona zasługuje na to, aby o niej pamiętano.