#355. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.50 – Patrząc w oczy bestii

Jake wpadł czym prędzej do domu, czym poruszył śpiącego na kanapie Smoka. Prastary rzucił mu tylko nienawistne spojrzenie i popełzł do kuchni, aby napić się wody. Cień przez chwilę nasłuchiwał ciszy w mieszkaniu (co było ewenementem, jeśli chodzi o życie z Japesiem) i ruszył w ślad za pradwną istotą.

– Gdzie są wszyscy? – zapytał patrząc na mocarną bestię połykającą niesamowite ilości wody. Jak gdyby chciał zapić kaca.

– Siya uparła się na spacer. – odparł, kiedy tylko nawilżył gardło na tyle, aby móc coś powiedzieć.

– O tej porze? – zdziwił się Jake, ale Smok momentalnie posłał mu spojrzenie, które samo za siebie mówiło “a pamiętasz jak uparła się na pizzę z ananasem i śledziem, i ile czasu po niej wymiotowała”. Ciąża wszak rządziła się swoimi prawami. Cień kiwnął jedynie głową i poszedł wziąć szybki prysznic, aby zmyć z siebie trud całego dnia. Wrócił potem do Prastarego, aby znaleźć odpowiedzi na męczące go pytanie: kim był tajemniczy pies, który ocalił mu życie.

Smok zamyślił się na długą chwilę i spojrzał uważnie na swojego kolejnego podopiecznego.

– Nie wiem, co ty bierzesz, ale nie ma gadających psów. – odparł zadziornie.

– Wiesz o co mi chodzi. To była istota z Krańca Czasu. – westchnął, a jego upierdliwy mentor znowu się zamyślił.

– Cóż. Na pewno nie jest to opiekun żadnego Wędrowca, bo innego Wędrowca, poza naszą pierdołą, tu nie ma. Jedyna szansa na to, że trafiłeś na Poszukiwacza albo Obserwatora. – mruknął, a potem ziewnął przeciągle. Otworzył pysk najszerzej jak się dało i został w takiej pozycji. Jake, znając bestię na tyle dobrze, wyciągnął z lodówki babeczkę truskawkową i wcisnął pradawnej istocie w pysk. Wiedza w końcu miała swoją cenę, a ten byt wybrał bardzo dziwną walutę.

– Jest szansa, że dałoby się go znaleźć? Chciałbym podziękować. W końcu, jakby nie patrzeć, prawdopodobnie uratował mi życie. – Smok na te słowa kiwnął potakująco głową i obiecał się popytać wśród magicznych stworzeń, aby dowiedzieć się, które z nich ocaliło Cień przed ludzkimi problemami.

Nim jednak zagłębili się w dalszą dyskusję, rozległ się dzwonek do drzwi. Jake stwierdził, że to pewnie Japeś i Siya wrócili ze spaceru, a widząc światła w mieszkaniu domyślili się, że chłopak zdążył wrócić do domu przed nimi. Ruszył do drzwi i już zaczął je otwierać, kiedy te zostały nagle pchnięte z impetem. Na Cień wpadła jego matka, a zaraz za nią zauważył sylwetkę jego ojca celującą do nich z pistoletu.

Oboje z rodzicielką wpadli na ścianę. Jake patrzył się prosto w lufę broni i czerwone ze złości oczy swojego prześladowcy. Kątem oka zobaczył jak Smok przybiera postać mgły i przeciska się między agresorem a drzwiami.

– Biegnę po Japesia. Postaraj się grać na zwłokę. – poinformował Cień telepatycznie nim zniknął na korytarzu. Jake modlił się w duchu, aby był w stanie zatrzymać bieg wydarzeń na tyle długo, aby zdążyła dotrzeć pomoc…

Mefisto

2 thoughts on “#355. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.50 – Patrząc w oczy bestii”

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Scroll to Top