#369. My Time At Portia

My Time At Portia to przeurocza gra wydana w styczniu 2019 przez Pathea Games i Team17 Digital Ltd. W tym tytule otwieramy się na przygody w świecie, który przeżył apokalipsę i powoli staje na nogi korzystając z dobrodziejstw naszych przodków. Mimo iż brzmi to bardzo mrocznie, to jednak cukierowa oprawa graficzna sprawia, że ciężko uwierzyć w te kilkaset lat ciemności…

Jednakże skupmy się na fabule!

Naszą postacią jest młody budowniczy, który otrzymał w prezencie od swego enigmatycznego ojca warsztat w miasteczku zwanym Portia. Budynek jest w opłakanym stanie, ale jak to ujął przyjaciel naszego tatka – “twój tato był dusigroszem”. Zaczynamy więc od lekkiej naprawy przybytku, a także od rejestracji naszego biznesu. Wymaga to stworzenia dwóch przedmiotów: kilofa i siekiery. Po tym dostajemy certyfikat, a stworzone przedmioty możemy sobie zachować – wszak będą nam bardzo potrzebne w wykonywaniu naszej profesji!

Jak tylko stajemy się oficjalnie budowniczymi, wpada Arlo – szef Civil Corps (coś w stylu lokalnej policji) z zadaniem dla nas: zbudować most na Bursztynową Wyspę (Amber Island). I – kompletnie nie wiedząc co robię – wziąłem się za budowę!

Przez długi czas biegałem bez większego celu, bo nie wiedziałem skąd i jak mam czerpać trochę bardziej zaawansowane surowce. Odkryłem jednak ruiny, gdzie można było znaleźć niektóre rudy oraz relikty (np. silniki), których ludzkość nie potrafiła już produkować. Fabuła wszak toczy się po jakiejś wielkiej wojnie i setkach lat ciemności spowodowanej nią. Dlatego też zaawansowanie naszej cywilizacji zależy od tego jak bardzo odzyskamy utracone w wojnie rozwiązania i od tego czy Kościół Światła (Church of Light) nie będzie się za bardzo czepiał. W końcu wszyscy obawiają się kolejnej wojny i konsekwencji, jakie mogłaby za sobą przynieść.

Wróćmy jednak do fabuły. Nasze zadania podzielone są między misjami głównymi, których nie ma sporo, ale zdobycie przedmiotów potrzebnych do ich ukończenia jest czasochłonne. Mamy też misje poboczne związane z fachem naszego budowniczego, aby najzwyczajniej w świecie zarobić pieniądze na niezbędne ulepszenia, a te są kosztowne. Poza tym możemy rozbudowywać nasz dom, aby móc wprowadzić tam żonę lub męża, mieć maksymalnie dwójkę dzieci oraz powiększać ogródek, aby postawić tam więcej naszych wymyślnych maszyn albo – moją ulubioną rzecz – fabrykę, gdzie wszystko praktycznie robi się samo.

Nasze główne zadania pomagają Portii się rozwijać: budujemy drogi, nowe połączenia z innym miastem, spada na nas satelita, a wraz z nim przedziwny robot o imieniu Ack. Niewiele brakuje, abyśmy stali się ofiarami oszustów, ale Civil Corps jak zawsze ratuje dzień (czytaj: złoją im tak skórę, że ci nie odważą się więcej nas męczyć).

Nasza opowieść jednak rozkręca się w momencie, kiedy natrafiamy na wzmiankę o czymś, co zwie się All Source Computer (co możemy przetłumaczyć na komputer z dostępem do wszystkich źródeł – w grze objawia się to jako komputer do zarządzania innymi komputerami). Wraz z nim pojawia się Zły Rycerz (Rogue Knight) – zbuntowany relikt przeszłości, który niegdyś miał na celu chronić słabych, a teraz po prostu działa nam na nerwy i próbuje zabrać nam zaawansowaną technologicznie zabawkę.

Stajemy się też (znowu) ofiarami oszustwa, bowiem źli i wredni piraci, podając się za członków rady, wpierw pomagają nam odnaleźć urządzenie, a potem chcą je ukraść. Udaje się nam jednak odkryć spisek i w porę stoczyć walkę z finalnym bossem.

Gra bardzo mi się spodobała, bo uwielbiam gry, które mają elementy RPG, rozwój postaci, możliwość zbierania i przetwarzania przedmiotów lub surowców oraz budowę/tworzenie maszyn. Tutaj spotkałem się z olbrzymią ilością wymaganych przedmiotów, aby stworzyć jedną głupią rzecz (z wartością zupełnie niewartą mojego zaangażowania) i przenieść się kawałek dalej w naszej opowieści.

Poza tym możemy mieć w grze wątek miłosny i rodzinny, który opiera się nie tylko na randkowaniu z potencjalną parterką lub potencjalnym partnerem, aby móc się do nich zbliżyć, ale też na uczestniczeniu w misjach pobocznych dotyczących naszego związku i rodziny. To była bardzo miła odskocznia od dosyć monotonnej profesji budowniczego. 🙂

Dodatkowym atutem są różne wydarzenia związane z porą roku (np. wyścigi konne albo bitwa na śnieżki) lub też obchodzenie swoich i cudzych urodzin. Możemy też gotować, grać w mini gry w restauracji, łowić ryby, a nawet założyć farmę w ogrodzie. Można też hodować zwierzęta w specjalnych zagrodach (albo, tak jak ja, trzymać je w skrzyniach :o).

Oczywiście tytuł bardzo mocno polecam z zaznaczeniem, że trzeba do niego podejść z dużą ilością czasu, aby być w staniem spróbować wszystkiego, co ta gra ma do zaoferowania. 😉

Mefisto

3 thoughts on “#369. My Time At Portia”

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Scroll to Top