Gierkowo

#097. Life is Strange: Episode 2

319630_20180101152714_1

Postanowiłem skończyć to, co zacząłem, a mianowicie postanowiłem przejść pozostałe cztery epizody i na temat każdego wygłosić swoją opinię. Od razu zaznaczę, że Epizod 2 był sto razy bardziej wyczerpujący niż pierwszy, ale bardziej mi się – na swój sposób – podobał.

Nasza główna bohaterka – Max – budzi się w swoim pokoju po jakże emocjonującym dniu, w którym ujawniły się jej moce, spotkała swoją przyjaciółkę z dzieciństwa, a nawet uratowała ją od śmierci. Poszukiwania wyjaśnienia tego ewenementu trwają, co objawia się w pokoju zawalonym notatkami na ten temat, masą otwartych stron na laptopie, czy wymianą emaili z Warrenem, który nie jest jednak do końca wtajemniczony w sprawę cofania czasu.

Podążamy za fabułą, umawiamy się z Chloe w barze, ale przed spotkaniem z nią idziemy pod prysznic, a tam “szkolna elita” szykanuje Kate – szarą myszkę, która wbrew woli stała się bohaterką filmiku, na którym nie zachowuje się do końca przyzwoicie. Rozmawiając z nią później w jej pokoju, można się dowiedzieć, że prawdopodobnie została odurzona przez chłopaka, który – a jakże – strzelał do naszej przyjaciółki Chloe, a który to miał ją zabrać do szpitala. Kate pojawia się niejednokrotnie w tym epizodzie prosząc nas o podjęcie trudnych, ale istotnych decyzji.

Zostawiamy jednak szykanowaną koleżankę na jej prośbę i spotykamy się z niebieskowłosą dziewczyną. Nasza przyjaciółka chce dowodu na nasze moce, więc potulnie wykonujemy jej polecenia, polegające na zgadywaniu, co się stanie. Wróć. Na zobaczeniu tego i cofnięciu czasu.

Następny test znajduje się na wysypisku, będący kryjówką Chloe. Tam bawimy się w celownik i kierujemy Chloe tak, aby zestrzeliła cel. Naszą “zabawę” przerywa Frank – lokalny diler narkotyków – domagający się spłaty długów. Nasza postać ma pistolet i stoi między “strzelić”, a “nie strzelić”. Cokolwiek wybierzemy, odciśnie się to na naszej przyszłości.

Frank zostawia nasze bohaterki z informacją ile czasu mają na spłatę, a Max wraz z Chloe spacerują po torach, aż postanawiają się na nich położyć. Bardzo mądre, zważając na to, że co chwilę przejeżdża tamtędy pociąg. W końcu co złego może się stać, kiedy można cofnąć czas i ratować nieodpowiedzialnych ludzi dookoła nas?

Chloe odwozi nas do szkoły, a my snujemy się po salach, czekając, aż zaczną się nasze zajęcia. Niestety, wydarza się coś, co zmienia mój punkt widzenia odnośnie tej gry. Kate stoi na dachu i skacze. Max co chwilę cofa czas, aby ją przed tym powstrzymać do tego stopnia, że całkowicie zatrzymuje czas, aż uda jej się dotrzeć na dach. Nasze moce, prawdopodobnie z powodu naszego przeciążenia, przestają działać i musimy ją przekonać, aby nie skoczyła. Nie udało mi się – zawaliłem na ostatniej opcji dialogowej i Kate skoczyła, zostawiając mnie w sytuacji, gdzie – może nie bezpośrednio – czułem się winny. Nie mogłem cofnąć czasu i tego naprawić, więc tym bardziej było mi z tym źle.

Powiem szczerze, że ta gra mnie zaskoczyła. Niby prozaiczna gra o tym, co może się w życiu wydarzyć, a w tym momencie wydała mi się bardzo realistyczna. Ta niemoc, kiedy chcesz kogoś ocalić jest najgorsza, a tutaj – mimo posiadanych zdolności – zawodzą one w najgorszym momencie i wszystko zmienia się o 180 stopni. Co zabawne, buszując po pokoju Kate mogłem zwrócić uwagę na cytat z Biblii i wtedy bym ją ocalił.

Pomimo opisania niemal wszystkiego, co robiłem w epizodzie drugim, zostawiam was z wiedzą, że każdy wybór dawał też drugie rozwiązanie, którego ja nie wybrałem albo nie byłem w stanie wybrać. Szedłem drogą dobrodusznej istoty, a można być przecież tym złym albo tym, który nie jest dobry, czy zły. To były moje wybory i gra toczy się na ich podstawie.

Zobaczymy, czy moje decyzje były – koniec końców – dobre…

Mefisto

#097. Life is Strange: Episode 2 Read More »

#096. Gamingowe podsumowanie roku 2017

Rok 2017 minął, zdaje się, bardzo szybko. Patrząc na moją kolekcję recenzji gier, jestem pod wrażeniem, że udało mi się zagrać w tyle pozycji, nawet jeśli nie zawsze było dane mi dokończyć danego tytułu z różnych względów (o dziwo bardziej z winy twórców niż mojej). Wraz z początkiem 2018 roku, postanowiłem przejrzeć tą nabierającą rozmariów listę i ze wszystkich gier, w które grałem w roku 2017, wybrać trzy – moim zdaniem – najlepsze.

Oto one:

THE LONG DARK


Screenshot at 2017-09-20 19-12-17

Na sam początek pójdzie The Long Dark – gra, którą wyczekiwałem już od dłuższego czasu. Pomimo tego, że dostępne są jedynie pierwsze dwa epizody, a twórca nie wie, kiedy opublikuje następne, jest to najlepsza pozycja, jaką zagrałem w 2017. Kiedy The Long Dark pojawiło się na rynku w 2014 roku, trwał aktualnie wysyp gier typowo surwiwalowych, przez co bałem się, że będzie to kolejna gra taka sama jak inne. Moje obawy dzielili gracze na całym świecie, w szczególności, że pozycja wychodziła początkowo jako sandbox z wielką niewiadomą, jeśli chodzi o tryb opowieści. Jednakże The Long Dark, jako gra unikatowa, oferowała wyjątkowo przyjemną trudność rozgrywki, odczuwalną realność chociażby rozpalania ogniska, czy chociażby szansy załapania infekcji po bójce z wilkami.

W momencie, gdy twórcy dodali do naszej walki z naturą fabułę, całość wypełniła się intrygującą opowieścią, gdzie nasze umiejętności mają większy sens niż podczas biegania po pustych lokacjach i zbierania pożywienia. Wcieliłem się w postać Williama i z zapartym tchem błądziłem po znajomych lokacjach, które nabrały teraz nowego wyrazu. Chociaż niektóre miejsca odwiedziłem wiele razy ćwicząc moje surwiwalowe zdolności, to jednak opowieść od studia Hinterland nadała im nowego wyglądu, a przez to przeżywałem wszystko na nowo. Nie jest to łatwa pozycja – w końcu wszystko w tej grze może zabić: chłód, głód, czy dzika natura – ale to czyni ją jedną z najlepszych w swoim gatunku, bowiem jej kreatywna trudność zamienia puste godziny w świetną zabawę.

Moim zdaniem jest to gra 10/10.


STAR WARS: THE OLD REPUBLIC


Na tej liście nie mogło też zabraknąć pozycji, która trzyma mnie w objęciach od 2012. Star Wars: The Old Republic to moja ulubiona gra z serii Gwiezdnych Wojen, która nie skupia się na fabule filmów, ale nad tym, co miało wydarzyć się wcześniej. Chociaż jest to gra MMORPG, to czuję się, jakbym dalej pozostał w poprzedzającej tą grę serii Knights Of The Old Republic, a biegający wokół gracze to nadpobudliwe NPC.

Na sam początek mamy darmowy dostęp do aż ośmiu klas postaci, a każda z nich ma swoją unikatową fabułę, pozwalającą na zatopienie się w odmętach dobrej zabawy na długie godziny. Dalej, chociaż są to już płatne dodatki, możemy ratować wyniszczoną planetę, czy powstrzymywać tyranów żądnych władzy lub kompletnej anihilacji wszechświata. Cokolwiek los rzuci nam pod nogi, my stawimy temu czoła i zwyciężymy.

Pomimo iż cierpię na niedosyt, bo obecnie rozdziały wychodzą raz na dwa-trzy miesiące, to jednak czekanie jest warte tego, co twórcy nam dają. Świetna fabuła, doskonały klimat, a i społeczność pokazuje, że jest tam od groma i ciut ciut fanów nastawionych na dobrą zabawę. Czat gry aż tętni rozmowami Jedi i Sithów, którzy, wcieleni w swoje role, wymieniają się poglądami o jasnej i ciemnej stronie mocy (i o Imperial Pizza Delivery, bo większości logo Sithów kojarzy się z pizzerią).

W mojej opinii jest to kolejna gra 10/10.


BEHOLDER+ BEHOLDER: BŁOGI SEN


Screenshot

Zwieńczeniem mojej listy została gra Beholder wraz z dodatkiem Błogi Sen (Blissful Sleep). Chociaż to bardzo prosta gra, jest ona też niezwykle wciągająca, a jej mroczny klimat tylko podsyca nieszczęśliwą aurę tlącą się wokół naszych bohaterów. Cokolwiek zrobimy, odbija się to echem na otaczających nas ludziach – wliczając w to naszą rodzinę.

Muszę przyznać, że jest to pierwsza gra w moim życiu, którą przeszedłem ponad dziesięc razy (pod rząd) tylko po to, aby znaleźć idealne zakończenie. W sekrecie zdradzę, że kombinacji jest sporo. Tego tytułu nie idzie tak po prostu odstawić, ponieważ zawsze pozostaje taki cichy głosik w głowie: a gdybym zrobił to tak, to może byłoby lepiej? I raz po razie przechodziłem Beholdera, starając się zobaczyć wszystko, co gra może zaoferować. I myślę, że poniekąd mi się to udało.

Dodatek Błogi Sen wyjaśnił też niejasności z podstawy gry, pokazując nam świat z perspektywy kogoś, kto dla ratowania samego siebie jest w stanie poświęcić nawet innych ludzi. Chociaż to, co robił, wydaje się to okrutne, to szczerze współczułem głównemu bohaterowi życia w takim świecie.

Beholder to zabawna, ale też mocna i dająca do myślenia gra, którą polecam każdemu, kto lubi podejmować trudne moralnie decyzje.

Ta pozycja również zasługuje na ocenę 10/10.


 

A jak wam przypadł do gustu gamingowy rok 2017? Czy udało wam się znaleźć gry, w które chętnie zagralibyście. A może znalazły się takie, których unikalibyście jak ognia? Pod tym linkiem znajduje się ankieta, gdzie możecie (anonimowo) wyrazić swoje zdanie. Zapraszam!

Mefisto

#096. Gamingowe podsumowanie roku 2017 Read More »

#094. Nowy Rok

Jeśli mam być szczery to rok 2017 momentami nie był litościwy. Bił pasem równo i mnie, i połówkę, i Smoczyńskiego odkąd się urodził. Mimo to trwaliśmy razem, walczyliśmy z wiatrami losu, jak gdyby nie istniało coś takiego, jak porażka. Tyle rzeczy wydarzyło się niemal jednym ciągiem, że nawet najlepsze filmy nie mają tak rozbudowanej fabuły.

Udało nam się przeprowadzić dwa razu w ciągu jednego roku, za drugim razem z kilkutygodniowym Smoczyńskim. Przetrwaliśmy poród, pobyt w szpitalu, a na dokładnie siedemnaście dni przed porodem wdrapaliśmy się na Cabot Tower w Bristolu. Co zabawne to nie my spowalnialiśmy wdrapywanie się po schodach, pomimo sporego balastu z przodu. 😉 Jak sobie pomyślę to do końca ciąży byliśmy bardzo aktywni (oczywiście z zachowaniem zdrowego rozsądku). Może dlatego Smoczyński jest taki wytrzymały?

Nie będę się jednak skupiał na tym, co było – zdaje się – tak dawno. Ostatnie dwa miesiące były dla nas różne. Raz lepiej, raz gorzej, ale trzymaliśmy się razem – zmęczeni, ale weseli. Nasze trudy zżyły nas ze sobą i doszliśmy do wniosku, że wolimy razem nie spać niż spać osobno. To jest chyba najlepsza definicja rodziny. To mój najlepszy prezent.

Co do prezentów to i Mikołaj był łaskawy w tym roku, chociaż prezenty zamawialiśmy i odbieraliśmy na przestrzeni całych świąt. Przede wszystkim mamy drukarkę 3D do wspólnego użytku. Razem z drukarką dostaliśmy testowe 3m plastiku, które starczyły idealnie na małego kotka (dla mnie) i obudowę do Raspberry Pi Zero (dla połówki).

(co ciekawe: drukarka wydrukowała zawiasy, dzięki którym można pudełko wygodnie zamykać)

Smoczyński dostał zabawki i przedmioty dostosowane do jego wieku, ale i tak najbardziej cieszy się z czasu, który spędzamy razem. 🙂

Mikołaj był też łaskawy dla takiego fana gier, jak ja, bowiem dostałem kilka ciekawych pozycji takich jak Wiedźmin 3 i Hitman oraz grę Kapitan Pazur, w którą grałem jako mały diabełek. Cieszy mnie to niezmiernie, bo to wydanie z 2000 roku.

IMG_20171230_123236

Dostałem też program RPG Maker VM dającym możliwość tworzenia swojej gry. Już kiedyś miałem okazję się nim pobawić i cieszę się, że mam go teraz do swojego użytku.

Święta też były wyjątkowe, bowiem – co w Anglii zdarza się raczej rzadko – spadł śnieg. Najpierw spadło niewiele, a to udało się zarejestrować podczas jazdy samochodem. Wygląda to dosyć uroczo.

(uwaga, nagranie nie zawiera dźwięku – polecam włączyć sobie jakąś muzykę dla urozmaicenia)

A po świętach to zasypało nas całkowicie.

IMG_20171227_012131

Całkiem puszyste zwieńczenie roku.

Nie liczę na to, że 2018 będzie łaskawszy – ale mam nadzieję, że my odnajdziemy w sobie tyle siły, aby zrealizować jeszcze więcej rzeczy niż dotychczas. Chcę być bardziej ambitny, aby moje życie stało się lepsze. Wtedy ze spokojem ducha kopnę los w tyłek za każde niedogodności, bo będę na tyle silny. Los się sam nie odmieni, jeśli nie weźmie się go w ręce. Dlatego chcę od siebie wiele wymagać, aby każde “jutro” było tym lepszym dla mnie i dla mojej zwariowanej rodzinki.

Wiem, że mogę to zrobić. Jest tyle aspektów w prywatnym życiu, które mnie o tym przekonują. Sam fakt, że mój blog co tydzień ma nowy post jest dowodem, że jeśli się chce, to można wszystko osiągnąć. Rok 2018 będzie moim rokiem zmiany.

A wam życzę tej siły, aby iść przez życie z podniesioną głową i stawiać czoła wszelkim przeciwnościom. Szczęśliwego Nowego Roku, pełnego zapierających dech przygód i  wrażeń! Niech każdy dzień będzie wyzwaniem, którego będziecie chcieli się podjąć!

Mefisto

#094. Nowy Rok Read More »

#092. Beholder: Błogi sen

Screenshot at 2017-10-01 21-01-29

Beholder to gra, która choć zapewnia dobrą zabawę, stawia nas przed ciężkimi wyborami. Nie inaczej jest w dodatku, który nazywa się Błogi Sen (Blissful Sleep). Tym razem jednak nasza rozgrywka to nie tylko wykonywanie naszych obowiązków. To walka z uciekającym przez palce czasem, aby znaleźć rozwiązanie, które uratuje nam życie.

W dodatku wcielamy się w postać Hektora Medyny, który na początku swojej historii obchodzi swoje 65-te urodziny. Niestety, w wyniku prozaicznego błędu, Ministerstwo Gratulacji składa mu życzenia z okazji 85-tych urodzin. Ma to duże znaczenie, bowiem w życie weszła nowa dyrektywa, która ma “zapewnić miejsce młodym”. Chodzi o przymusową eutanazję wszystkich powyżej 85-tego roku życia, ponieważ “żyli już wystarczająco długo”.

Nasz bohater odbiera telefon, a urzędniczy głos informuje, że mamy dokładnie czternaście dni na uporządkowanie swoich spraw. Czternaście dni na znalezienie sposobu, aby przetrwać ten niecny preceder. Sposobów na to jest kilka, a wszystko zależy od naszych decyzji. Dobrych, złych, a niekiedy nawet i zachłannych, ponieważ kończą się tragedią conajmniej kilku rodzin.

Mechanizm gry pozostaje ten sam: przeszukujemy mieszkania, wykonujemy polecenia i dyskutujemy z lokatorami, bowiem odpowiednie kontakty mogą nam uratować życie. Informacja jest potęgą w tej grze, więc jeżeli nadarzy się okazja, pytamy każdego, kto mógłby zrobić cokolwiek, co pozwoliłoby nam uniknąć naszego losu.

Twórcy gry również “wspominają”, kto może stać za naszą niedolą. Jest to prawdopodobnie wina postaci, której nie lubiłem już w podstawowej wersji gry, a teraz dostałem powód, aby nie lubić go jeszcze bardziej.

Miłym akcentem był kot o nazwie Nakaz (Order), który pomagał nam w wypełnieniu jednej misji – o ile o niego dbaliśmy.

Moje odczucia są mieszane. Z jednej strony Beholder: Błogi sen jest majstersztykiem w podejmowaniu decyzji i pokazywaniu nam, ile konsekwencji potrafią za sobą pociągnąć. Z drugiej mamy dramaty tych, którzy ucierpieli w naszym biegu o życie. Mimo to gorąco polecam ten dodatek, ponieważ jest świetną historią, która uzupełnia to, co wydarzyło się na początku podstawowej wersji gry. Dzięki Błogiemu Snu otrzymałem odpowiedzi na moje pytania, a całość świetnie się uzupełnia, przez co Beholder wraz z dodatkiem wydaje się grą sycącą moje zapotrzebowanie na fabułę.

Moim zdaniem jest to pozycja, w którą warto zagrać.

Mefisto

#092. Beholder: Błogi sen Read More »

#088. SWTOR: Crisis on Umbara

Po raz kolejny wkraczam do świata SWTOR, aby – jak się okazało – wplątać się w kolejny konflikt. Pomimo istniejącego już zatagru z Imperium, ruszyłem na planetę Umbara na spotkanie ze zdrajcą, który dodatkowo rzucał mi kłody pod nogi. Zastanawiałem się, kim może być ta osoba – wszakże wiedziałem tylko, że to ktoś z bliskiego kręgu moich zaufanych ludzi. Kroczyłem więc zdecydowanie, ale i niepewnie. W końcu pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć, czyż nie?

Zdrajcą okazał się, niestety, Theron. Wraz z Laną Beniko ruszyliśmy jego śladem. Moim skromnym planem było dorwać go, wytargać za uszy i zaciągnąć do domu, ale niestety zdążył uciec, zostawiając mi i mojej blondwłosej towarzyszce robota do rozbrojenia.

Po pernamentnej dezaktywacji robota i powrocie na planetę Odessen, po raz drugi zostałem wspaniałomyślnym Sithem, wysyłając wiadomość do Therona, że wciąż może wrócić do domu.

 

Pomimo iż jakościowo ten rozdział był wyśmienity, to jego długość pozostawia wiele do życzenia – spodziewałem się przynajmniej kilku godzin atrakcji, a nie spędziłem nad nim nawet godziny. Pozostaje mi tylko wierzyć, że następna część (która ma wyjść – podobno – 28 listopada) będzie dużo bardziej sycąca pod tym względem.

Mefisto

#088. SWTOR: Crisis on Umbara Read More »

#087. Działo się, dzieje się i dziać się będzie

Ostatni miesiąc był dość męczący. Działo się wiele, a my wszyscy czuliśmy się przeciążeni i wręcz przydeptani presją okoliczności. Mam wrażenie, że lista spraw do załatwienia zrobiła się nieskończona, a czas zaczął ulatniać się między palcami, chcąc sprawdzić, ile wytrzymam. Doprowadziło mnie to do takiej nerwicy, że dostając email z pracy prawie odszedłem od zmysłów. A był to tylko email, który odpowiadał na zadane przeze mnie pytanie… Na szczęście powoli spompowuję z siebie tą presję i staram się wrócić do normalności.

Z rzeczy rozwiązanych mogę wymienić zdanie mieszkania i odzyskanie depozytu. I to w porę, bo jak na złość zaczęły nam się psuć sprzęty. Wpierw padła kamera w samochodzie, a bez tego ani rusz – zwłaszcza jak widzę, co się dzieje na drodze. Następnie maszyna do gotowania ryżu (zwana też pieszczotliwie ryżomatem) zakończyła swój żywot, więc zmuszeni byliśmy zakupić nową, bo gotowanie ryżu w garnku jest niewygodne i zamiast skupiać się na gotowaniu obiadu muszę pilnować ryż (aby nie uciekł). Odkurzacz też powoli zdycha, więc i to musieliśmy zakupić. Nie mówiąc już o czymś większym i wygodniejszym niż wanienka dla Smoczyńskiego (link), który zdążył z tejże wanienki wyrosnąć. Pędrak rośnie, jakby się nawozu opchał. 🙂

Jakby tego było mało to musieliśmy zmienić ubezpieczyciela, bo propozycja odnowy ubezpieczenia była prawie dwukrotnie większa niż poprzednia. W nowej ubezpieczalni dostaliśmy jedną trzecią proponowanej kwoty.

Pociesza mnie z kolei to, że obecne mieszkanie jest ciepłe i nie przepłacamy (po raz pierwszy) za prąd i gaz. Po raz pierwszy nie mieszkam w mieszkaniu, w którym jest mi zimniej niż w samochodzie.

W międzyczasie lataliśmy wszyscy troje do lekarzy i do szpitali na umówione spotkania. Ty się śpieszysz, jak cholera, na umówioną wizytę, a oni każą ci czekać godzinami, bo nie wiedzą, kiedy lekarz cię przyjmie…

Od początku października nie zmrużyłem porządnie oka. Nie dość, że mam koszmary, to jeszcze wszystkim się martwię. Bo – niestety – problemy same się nie rozwiązują. Ale myślę, że jakoś daję radę. Poświęcam się Smoczyńskiemu, gram w gry i zajmuję się codziennym życiem. Nie zastanawiam się wtedy nad bajzlem, który ciągnie się za mną od lat. Przynajmniej chwilowo…

Moje urodziny upłynęły w miłej atmosferze. Dostałem truskawkę do posadzenia w domu, czym zajmę się na przełomie listopada i grudnia. Może coś wyrośnie? W końcu prawie wyhodowałem ziemniaka w domowych warunkach…

Drugi prezent omówię w innej notce, bowiem związany jest z moją pasją do gier i – mam nadzieję – uda mi się nagrać relację z jego używania.

Co do gier to aktywnie uzupełniam i edytuję linki do promocji na gry, a także do darmowych gier, którymi deweloperzy promują różne serie (niedawno Ubisoft rozdawał za darmo grę Watch Dogs). Zachęcam do regularnego wpadania na bloga na nowe promocje i oferty. Szkoda tylko, że ten widżet jest niewidoczny na aplikacji wordpressowej i mobilnej wersji strony.

Staram się też wrzucać na moje konto na YouTube migawki z Minecrafta, a niedługo planuję dorzucić też trochę innych gier. Bawię się też programem o nazwie OBS, którym mam nadzieję coś ciekawego nagrać.

Blog cały czas jest ulepszany (albo zagracany – jak kto woli). Mam zamiar zabrać się za zakładkę O Mnie i zrobić ją mniej smętną. Może nawet “pochwalę się” na czym wyczyniam moje growe bezeceństwa – w końcu notka o Niezniszczalnym była, to i Nowemu przydałoby się złożyć hołd.

Dla tych, co jeszcze nie widzieli: oto zakładka z linkami. Cały czas tworzona, modyfikowana i przeklinana, bo brakuje mi lepszego pomysłu na nią. Nie szkodzi – to się nadrobi. 😉

Notki staram się publikować raz w tygodniu. W niedzielę (bo tak mi najwygodniej). To takie kolejne z moich postanowień, którego trzymam się kurczowo od czasu notki o grze The Long Dark. Nie znaczy to, że nie mogę pisać ich częściej – po prostu to moje minimum. 🙂

Nie sądziłem, że aż tyle tego wyjdzie, ale czasem się zdarza. Trochę chaotycznie, ale to bardzo oddaje mój osobisty, życiowy zamęt. 🙂 Mam nadzieję, że powoli zejdzie ze mnie ten zamęt i będę mógł cieszyć się spokojem.

Mefisto

#087. Działo się, dzieje się i dziać się będzie Read More »

#085. The Long Dark: Episode 1

Screenshot at 2017-09-20 19-11-45

Śmiało mogę napisać o tej grze: w końcu. W końcu wydano pierwsze dwa z pięciu epizodów naszych przygód w świecie, w którym prąd zanikł, a świat spowiła mroźna cisza. Czekałem na ten dzień długo i – w końcu – miałem okazję zagrać i podziwiać historię, w jaką twórcy gry ubrali całą mechanikę rozgrywki.

The Long Dark to gra wydana 22 września 2014 przez Hinterland Studio Inc. Początkowo jedyne, co można było robić w grze to zwiedzać stworzone lokalizacje, walcząc z zimnem, głodem i dziką zwierzyną. Jest to typowa gra eksploracyjna, która w momencie swojej premiery, pochłonęła całkowicie mnie i tysiące innych graczy na całym świecie.

Screenshot at 2017-09-20 19-12-17

Dzisiaj jednak rozpiszę się na temat pierwszego epizodu The Long Dark, czyli początku naszej przygody.

Nazywamy się William Mackenzie i jesteśmy pilotem. Budzimy się w miejscu o nazwie Great Bear. Nasz samolot rozbił się, a my jesteśmy ranni. Powoli wyciągamy ostrze z dłoni i szybko dociera do nas, że musimy przeżyć: opatrzeć ranę, zadbać o źródło ciepła i znaleźć schronienie, aby odpocząć. Tak wyglądają nasze pierwsze dni w wąwozie: przeszukujemy wszystko, co się da, aby zebrać bandaże, lekarstwa, drewno na opał i skromny prowiant.

Gra uczy cierpliwości, bowiem rozpalenie ogniska zajmuje czas (jeśli nie mamy benzyny lub innego paliwa jako wspomagacza), a i nie zawsze się udaje. Szansa na ogień jest zależna od jakości materiałów.

Mając ogień możemy stopić śnieg i pozyskaną w ten sposób wodę zagotować, aby w końcu napoić się po tym traumatycznym przeżyciu. Potem szukamy pożywienia, które odnajdujemy w postaci mięsa z martwego jelenia. Nasze skromne zapasy już dawno są zjedzone, a żołądek wręcz błaga o posiłek… Jelenie mięso jest sycące, chociaż trochę ciężkie. W tej grze waga noszonych przez nas rzeczy (w ekwipunku, jak i ubrania) wpływa na naszą szybkość i zmęczenie.

Po kilku dniach jesteśmy zregenerowani na tyle, aby ruszyć w dalszą drogę, wspinając się po wzniesieniu. Poruszamy się utartym szlakiem, omijając niebezpieczeństwa, jakie niosą za sobą chłód, głód i dzika zwierzyna.

Screenshot at 2017-09-20 20-02-54
Gra daje nam możliwość upolowania królika poprzez rzucania w niego kamieniami. Nie muszę chyba wspominać, że jestem tak beznadziejnym przypadkiem gracza, że nie udało mi się upolować żadnego – nawet takiego, który zablokował się w teksturach…

Wilki czają się na każdym kroku, a my musimy umiejętnie omijać je albo bronić się przed nimi. Inaczej czeka nas rychła śmierć.

screen_ce73b804-d027-4ff4-9a8d-0f35cfd07df9_hi

Możemy się chronić w opuszczonych samochodach. Przynajmniej jest tam ciepło i wilki nie mogą nas dopaść, a czasem w schowkach kryją się jakieś dobra, które pomogą nam przeżyć.

screen_13a52cc8-0bb1-4ea8-9e11-f61b6045dcd1_hi
Wilk miał w poważaniu, że jestem w samochodzie. Ach to moje szczęście…

Docieramy do Milton, gdzie spotykamy ostatnią żywą osobę, która pozostała w tym miejscu: Grey Mother. Przynajmniej tak się przedstawiła. Kobieta, mimo ślepoty, słuch ma nieziemski i trzyma nas na muszce nim wciągnie nas w ciąg misji, które mają udowodnić naszą wartość, a także przybliżyć jej historię. Zadania są dosyć proste – uzbieraj chrust, przynieś jedzenie, zanieś gdzieś jakiś przedmiot. Niestety, wilki komplikują wiele spraw, ale Grey Mother tłumaczy nam, jak można je odstraszać. Z czasem (jeśli ufa nam na tyle) zdradzi nam sekret, gdzie można zdobyć coś do skutecznej obrony samego siebie.

Epizod pierwszy kończy się w momencie, gdy opuszczamy Milton, bogaci w informacje, którymi podzieliła się z nami Grey Mother, a które pomogą nam w dalszej podróży.

W między czasie dowiadujemy się, jak znaleźliśmy się w Great Bear i kto z nami podróżował. Twórcy gry również podkreślili, że elektroczność “wyparowała” na skutek zorzy polarnej (co ma znaczenie w późniejszym etapie rozgrywki).

Epizod pierwszy był idealnym przypomnieniem mechaniki gry (bowiem odstawiłem The Long Dark na długi czas). Krok po kroku, a raczej dzień po dniu otrzymywaliśmy zadania wdrażające nas w nową rzeczywistość, gdzie jesteśmy zdani na własne umiejętności przetrwania. Dzika przyroda atakuje na każdym kroku, zmuszając nas do coraz odważniejszych posunięć. A wszystko to, by przeżyć i dotrwać kolejnego dnia.

Mefisto

#085. The Long Dark: Episode 1 Read More »

#081. The Kindred

373410_20170915222401_1

The Kindred to gra stworzona przez Persistent Studios i Nkidu Games Inc., wydana w lutym 2016. Jest to kolejny sandbox na mojej liście polegający na budowaniu i rozrastaniu miasta, skoncentrowana na odkrywaniu i wykorzystywaniu technologii do rozbudowy nowego domu Kinów.

Miałem przyjemność zagrać w wersję alpha 8, która najeżona jest błędami i niedogodnościami, bowiem do ukończonej wersji gry ma przed sobą długą drogę.

W tej grze jesteśmy swego rodzaju bogiem dla Kinów, którzy uciekając przez swym ciemieżcą, teleportują się na losowo wygenerowaną przez nas planetę. Naszym zadaniem jest pomoc biednym duszyczkom w budowie ich nowego domu.

373410_20170915223402_1

Ochoczo wszedłem w nową rolę, stworzyłem świat, trochę zbudowałem i go popsułem. Zacząłem więc jeszcze raz i powoli zacząłem rozumieć działanie tej gry.

373410_20170915223440_1

Chociaż są to dopiero początki The Kindred – bowiem nie wydano jeszcze, ani bety, ani finalnej wersji gry – gra jest już dosyć rozbudowana. Możemy budować domy, tworzyć kopalnie, kazać Kinom zbierać surowce, zakładać hodowle, ale też możemy kazać im badać nowe technologie, które pozwalają do korzystania z zaawansowanych maszyn zasilanych na różne sposoby – poprzez spalanie węgra, wiatraki bądź któryś z dostępnych rodzajów elektrowni (np. wodnej). Sami Kinowie posiadają talent w niektórych umiejętnościach, więc możemy przydzielać ich do prac, które idą im najlepiej. Jeśli jednak Kina, który dobrze gotuje, przydzielimy do kopalni to nie zabije przypadkiem  się kilofem tylko będzie kopał wolniej niż Kin dzielący geny z kretem.

Przyznam szczerze, że bawiłem się przednio. Chociaż cel gry to budowa miasta i pomoc Kinom, ja latałem po mapie szukając rzadkich surowców, aby tworzyć coraz bardziej zaawansowane przedmioty, bawiłem się w pasterza i kazałem dwunastoletniej Kince biegać za lisem z siekierą za to, że moją jedyną kaczkę zjadł. Udało mi się przypadkiem zasypać Kina, kiedy łatałem dziury po kopalni i musiałem organizować akcję ratowniczą już emerytowanego Kina (bowiem tyle ona siedziała pod ziemią, że zdążyła przejść na emeryturę). Z powodu bliżej mi nieznanych moi mali ludkowie byli przez długi czas na diecie ziemniaczanej, bo inne warzywa się psuły (nie gniły tylko nie można ich było zerwać).

Kinowie teleportują się do nas co jakiś czas, jednakże musiałem wyłączyć tą opcję, ponieważ nie nadążałem z produkcją łóżek dla wszystkich i zamiast chodników miałem bezdomnych na ulicy. Miałem też parkę, której dostawiłem łóżeczko dziecięce do łóżek, aby postarali się o potomstwo. Niestety tak się nigdy nie stało. Może błąd gry, może po prostu się wstydzili, podczas gdy całe miasto przychodziło jeść obiad na stole w ich domu…

Innym Kinom musiałem odebrać kołyskę, bo zrobili tyle dzieci, że brakowało miejsca w ich wygodnym lokum. Dobrze, że w grze nie ma królików, bo bałbym się, że podejmą się wyzwania…

Gra ma też błędy – przykładowo zepsute jedzenie, Kinów, którzy mimo nakazu pracy stoją i nie wiedzą, co ze sobą począć. W przypadku usuwania bloków, czasem pozostają czerwone markery, które z upartością godną osła usuwam, aby odkryć przy następnym włączeniu gry, że powróciły i to w jeszcze większej liczbie. Gra czasem zamarza i wywala mnie do pulpitu, a przy autozapisach często zawiesza się na chwilę. Mimo tego jest całkowicie grywalna.

W chwili obecnej The Kindred urzekło mnie dosyć mocno i staram się budować Kinom nowy, wspaniały dom, w którym każdy ma pracę, co zjeść i gdzie spać (nawet jeśli to chodnik pod czyimś domem). Bardzo spodobał mi się element technologiczny z możliwością produkcji prądu i zasilania urządzeń elektrycznych. Cały czas rozwijam swoje miasto, aby w domu każdego Kina zawitał prąd i zaawansowana technologia w postaci kuchenek do gotowania wykwintnych dań.

The Kindred jest moim zdaniem warte polecenia. Będę tą grę obserwował z nadzieją, że każda kolejna aktualizacja przyniesie jeszcze więcej atrakcji, które z miłą chęcią opiszę na blogu.

Mefisto

#081. The Kindred Read More »

#079. Mad Max – rzeczy nieprzewidziane

Postanowiłem – z racji faktu, że czasu mam ostatnio niewiele – przejrzeć screenshot’y, które aktywnie i z chęcią robię podczas grania, aby wybrać kilka, które opisują świat gier z innej strony. Ze strony błędów, zdarzeń losowych, czy po prostu śmiesznych sytuacji.

Na pierwszy ogień idzie Mad Max.

234140_20161030224339_1

Ci ślicznie ubrani panowie zawsze biegają jak z osą w tyłku i wydają dźwięki jak Smoczyński. Strój mnie po prostu powalił (tego pana zresztą też).

Zbieranie wody w kibelku. Dosyć częsty motyw w grach surwiwalowych. Także jeśli gracie w ten typ gry, a nie wiecie, co robić, lećcie do kibelka. Kibelek pomoże, kibelek radzi, kibelek nigdy was nie zdradzi!

234140_20161104213554_1

Jedno z moich ulubionych: kij z tego, że masz kolce na samochodzie, oni i tak będą skakać na maskę i fruwać w taki sposób, jak pan powyżej. Normalnie jakbym zawiesił chorągiewkę.

234140_20161116183251_1

Mad Max i jego super siła. Cios wydłużył temu panu szyję.

A to mój osobisty faworyt, który powinien dostać nagrodę najlepszego screen’a roku.

234140_20161104214000_1

Próbowałem tą miłą, aczkolwiek spragnioną, panią napoić i niestety uderzył w nas samochód.

234140_20161104214135_1

Biedna pani umarła, ale nie tak bardzo, by zapomnieć o pragnieniu. Niestety pić już nie chciała, pomimo iż biegałem jak opętany, by ją napoić.

Mam nadzieję, że ta skromna galeria przypadła wam do gustu i niektórym poprawiła humor. Obiecuję, że będę się starał psuć grę, aby mieć takich jak najwięcej. 😉

Mefisto

#079. Mad Max – rzeczy nieprzewidziane Read More »

Scroll to Top