game

#344. Portal Knights

374040_20190506004507_1

Portal Knights to tytuł stworzony przez Keen Games i 505 Games, który światło dzienne ujrzał w maju 2017. Jest to ciekawa gra polegająca chyba na wszystkim, co do takiej małej pozycji można było wpakować. Pozwólcie, że zabiorę Was w podróż po krainach nazwanych Elysia.

Niegdyś jeden świat uległ uszkodzeniu i podzielił się na wiele małych wysp czekających na ponowne połączenie poprzez porozstawiane wszędzie portale. Nasza postać jest właśnie tą osobą, Rycerzem Portalu (Portal Knight), gotową zmierzyć się z przeciwnościami losu i uruchamiać tajemnicze wrota do nowych krain.

Zacznijmy jednak od samego procesu tworzenia naszego bohatera. Jest ono proste i banalne – polega na wybraniu klasy postaci (rycerz, łucznik lub mag), ustaleniem wyglądu, a wieńczy się nadaniem imienia. Następnie możemy ustalić nazwę i wielkość świata, aby wylądować naszym ubranym w pidżamę ludkiem na pierwszej milutkiej lokacji.

Skierowałem się w stronę stojącej nieopodal postaci, aby z nim porozmawiać, a on (głosem Minionka!) obwieścił mi, co mu potrzeba. Moje pierwsze zadanie! Hura! Tu w ogóle są zadania! Dowiedzieliśmy się, że musimy uruchomić portal przy użyciu specjalnych kamieni odpowiadających kolorowi portalu (jest ich aż 4). Kawałki tychże kamyczków wypadają z zabitych przez nas potworków, więc nie pozostało mi nic innego jak lecieć i tłuc się z czym popadnie.

374040_20190503014619_1

Na szczęście walka nie jest trudna – ba, nawet można zrobić uniki (ciastko dla tego kto zgadnie, ile zajęło mi dowiedzenie się tego). Wrogowie mają swoje specjalne ataki, których używają w określonej kolejności, więc dosyć szybko można się dostosować i wygrywać bez nadmiernego obrywania po kuprze. W zamian dostajemy losowe przedmioty (zjadliwe bądź nie), punkty doświadczenia oraz kawałki kamieni potrzebnych do odblokowania portali.

Jako ciekawostkę dodam, że potworki mają przypisany swój żywioł, przez co są odporne na niektóre ataki zadane tym samym żywiołem, a dostają solidny łomot od przeciwnych elementów. Dlatego nie zdziwcie się, kiedy stwierdzicie, że trzy różne różdżki to jest absolutne minimum. 😉

Kolejną rzeczą zaprezentowaną nam przez kolejnego Minionka jest stół warsztatowy (workbench). Na nim możemy tworzyć przeróżne przedmioty, ale także i rzeczy takie jak kowadło, czy piec pozwalające nam na produkcję jeszcze bardziej zaawansowanych przedmiotów. Oczywiście do tworzenia czegokolwiek potrzebujemy materiałów, a te możemy pozyskać z każdego krańca świata przy użyciu narzędzi (niekoniecznie odpowiednich – zbierałem drewno kilofem przez prawie połowę rozrgrywki).

Światy dzielą się na różne biomy, a na nich znajdują się różne surowce. Oczywiście im dalej posuwamy się z rozwojem postaci, tym ciężej zdobyć odpowiednie materiały, bo potrzeba ich więcej, a przeciwncy są silniejsi z każdym nowo otwartym portalem.

W międzyczasie można też, odwiedząc lokacje zamieszkane przez tych śmiesznych ludków, “pożyczać” elementy ich domów (zabrałem im łóżko, obrazy, szafy, a nawet ścianę). I nikt, absolutnie nikt, nie będzie miał do Was o to pretensji (osobiście nie kłóciłbym się z uzbrojonym świrem wynoszącym mi ścianę z domu).

Portal Knights ma też miminum swojej fabuły łączącej nas z innymi, poległymi Rycerzami Portalu oraz trzema głównymi i trzeba pobocznymi bossami. Wszystko po to, aby przywrócić balans we wszechświecie! Od razu zaznaczam, że to jest lekka pozycja, a opiewająca ją opowieść jest tylko po to, aby poprowadzić nas od jednego monstrum do kolejnego, aż dojdziemy do końca naszej krótkiej historii.

Wypełniaczami wolnego czasu są też czasowe wydarzenia, gdzie możemy zdobyć dodatkowe punkty doświadzcenia, przedmioty albo dostać się do dziwnych krain, aby nazbierać ciężko dostępnych dóbr.

Tytuł ten posiada też kilka udogodnień, które nijak sprawdzają się podczas rozgrywki, ale dają sporo radości. Mamy zwierzaki łążące za nami krok w krok oraz ludki z radością pozwalające wsadzić się do ekwipunku i wypakować w dowolnym miejscu. Jak jeszcze motyw bezużytecznych zwierzątek rozumiem, tak pakowania człowieka do plecaka nie mogę pojąć i staram się to tłumaczyć, że po prostu komuś się to może przydać przy budowaniu zamku i umieszczania poddanych w odpowiednich częściach swoich włości…

Podsumowując: jest to zabawna, niewymagająca wielkich nakładów energii gra pozwalająca ekspolorować, bawić się, walczyć, wyżywać na otoczeniu… Cokolwiek dusza zapragnie. Jest to idealna pozycja dla osób zmęczonych codziennością (albo nazbyt trudną grą), którzy przy minimalnym wysiłku chcą mieć sporo dobrej zabawy. Portal Knights nie jest wymagający, ale potrafi zapewnić zajęcie na kilka-kilkanaście godzin.

(A na sam koniec mój nigdy nieukończony domek. Mieszkałem w domu, ale bez dachu nad głową 😛)

Zdecydowanie polecam!

Mefisto

#344. Portal Knights Read More »

#330. Dragon Age: Origins – Ultimate Edition

16560808029805608960_20190901103514_1

Dragon Age: Origins (Dragon Age: Początek) to tytuł, który ukazał się w listopadzie 2009 roku, stworzony przez BioWare i wydany przez Electronic Arts (EA). Ta gra będąca połączeniem interaktywnej opowieści z elementami RPG zabiera nas do świata Thedas, gdzie mamy szansę zmierzyć się z mrocznym złem, które wynurza się spod ziemi.

Zaczynamy od tworzenia postaci. Poza standardowym wyglądem, rasą, klasą, płcią i punktami umiejętności, mamy jeszcze pochodzenie naszego protagonisty. Wybór odpowiedniej rasy i klasy skutkuje różnymi prologami. Ja wybrałem sobie maga, więc wylądowałem w Kręgu Magii i stamtąd rozpocząłem moją przygodę.

Początek mojej przygody opiewa wokół planu ucieczki naszego przyjaciela Jowana wspieranego przez swoją dziewczynę. Jako, że tym razem (bo gram nie pierwszy raz) wiedziałem jaka z niego kłamliwa gnida, wydałem go Pierwszemu Zaklinaczowi (First Enchanter), który pełni funkcję nadzorcy w Kręgu. Ten kazał mi podążać za planem mężczyzny, czyli odnalezieniem jego filakterii (phylactery) z krwią pozwalającą templariuszom wyśledzić każdego uciekiniera. Magowie bowiem są zamykani w Kręgach z racji plagii jaką niegdyś spowodowało kilku z nich – rozpiszę się o tym za chwilę.

Udaje się nam pomóc przyjacielowi, ale zostajemy złapani. Jowan ujawnia się wtedy jako mag krwi (czyli taki, co pertraktuje z demonami) i ucieka. Dziewczyna naszego kolegi zostaje wysłana do więzienia, a nas zaś werbuje Duncan – Szary Strażnik, ponieważ zbliża się Plaga (Blight).

Plaga miała swój początek wiele setek lat temu, kiedy grupa magów weszła do Pustki (Fade) i dotarła do Złotego Miasta (Golden City) – siedziby Stwórcy (Maker). Spowodowało to korupcję miasta, a magowie powrócili jako Mroczne Pomioty (Darkspawns). Ich powrót spowodował pierwszą plagę, która co jakiś czas wraca, kiedy Mroczne Pomioty docierają do Starych Bogów (Old Gods) i powodują ich spaczenie sprawiając, że stają się oni Arcydemonami (Archdemon). W ten sposób pomioty zyskują inteligentnego przywódcę gotowego do zorganizowania inwazji na świat Thedas.

Ich opozycją w niszczącym marszu są Szarzy Strażnicy, którzy, po wypiciu krwi pomiotów, są w stanie ich wyczuwać, a także zabić Starego Boga. Oczywiście ma to swoją cenę – zabijający go Strażnik ginie wraz z Arcydemonem, aby ostatecznie zatrzymać Plagę.

Po zwerbowaniu przez Duncana wyruszamy do Ostragaru, gdzie my i dwóch innych rekrutów przechodzimy inicjację. Wpierw odzyskujemy ważne dla Strażników dokumenty, a potem zdobywamy krew pomiotów, aby później wypić ją podczas rytuału. Jedynie nasza postać przeżywa, bowiem nie wszyscy są wystarczająco silni, aby stawić czoła truciźnie jaką jest krew Mrocznego Pomiotu.

Następnym punktem na naszej liście jest bitwa pod Ostragarem. Nasza postać wraz z przeuroczym prawie-templariuszem Alistairem zostaje odesłani do wieży, gdzie mamy dać sygnał wojskom Teyrna Loghaina. Nasze zadanie wypełniamy, ale generał wycofuje się przez co i Duncan, i król Fereldenu, i całe ich wojsko ginie w rzezi spowodowanej przez Mroczne Pomioty.

Nas ratuje Flemeth, którą poznaliśmy w ramach szukania dokumentów dla Duncana. Te przedwieczne papiery gwarantują nam pomoc od elfów, magów i krasnoludów w przypadku Plagi. Stara wiedźma zarysowała plan działania w głowach naszych Strażników i dała im do pomocy swoją córkę Morrigan. Była ona moim przekleństwem całą grę: raz byłem dla niej miły, a cały obóz włącznie z nią ubzdurał sobie, że ze sobą romansujemy! “W moim namiocie jest zimno”. A idź w cholerę…

16560808029805608960_20190830220404_1

Docieramy do Lothering, gdzie mamy szansę zwerbować nowych towarzyszy, ustalić plan działania i wyruszyć dalej. Alistair wspomina o Arlu Eamonie, który również może nam pomóc, więc stamtąd ruszamy do Redcliffe, aby odkryć kolejny problem do rozwiązania. Ten problem prowadzi nas do Wieży Magów, a tam niespodzianka: bunt magów, który wymordował większość z mieszkańców wieży i sprowadził tam demony. Generalnie jest to zasada dla każdej lokacji: wszędzie jest jakaś większa lub mniejsza masakra do opanowania nim tubylcy zgodzą się nam pomóc.

Całe nasze przygotowania zabrały nas do Denerim, gdzie musieliśmy stoczyć walkę z Loghainem, aby opanować wojnę domowę. Wszak zagrażająca wszystkim plaga jest mało istotną rzeczą… Kiedy jednak Ferelden w końcu się zjednoczył, nadciągnął Arcydemon i tylko my mogliśmy go pokonać!

16560808029805608960_20190908213835_1

Gra jest niesamowicie rozbudowaną opowieścią przedstawioną w tak świetny sposób, że nawet kiedy ci nie idzie to nie możesz przestać grać. Po prostu musisz dowiedzieć się, co dzieje się dalej. Ciekawym atutem jest możliwość rozwoju relacji z towarzyszami, romansowanie z nimi, rozwiązywanie dla nich personalnych problemów… Do tego jest cała masa misji pobocznych, w które można zatopić się bez końca. Musiałem im w końcu powiedzieć “dość”, bo inaczej nigdy bym tej gry nie skończył.

Świat podzielony jest na mapy, gdzie poruszamy się po ograniczonych lokacjach. Naszą podróż często umila niespodziewany atak pomiotów lub bandytów. Chociaż nie lubię zamkniętych światów to tu muszę przyznać, że ten jest dosyć sensownie zrobiony. No i te dodatkowe wyjścia z pomieszczeń, czy budynków, aby nie tarabanić się spowrotem przez gigantyczne korytarze. Twórcy – dziękuję Wam!

Szczerze i z całego serca polecam Dragon Age: Origins! Tylko nie róbcie tego, co ja – zagrałem w Dragon Age: Inquisition, gdzie można skakać postacią i zaraz po tym, w przypływie nostalgii, zagrałem w pierwszą część gry i przypomniałem sobie, że tutaj spacja pauzuje grę. Mentalnie biczowałem się tym przez kilka godzin! 😉

16560808029805608960_20190831215456_1

(Stroje magów w tej grze kojarzą mi się z prezerwatywami! Wyabczcie, musiałem! :P)

Ale – powiadam Wam – warto było!

Mefisto

#330. Dragon Age: Origins – Ultimate Edition Read More »

#321. Serial Cleaner

522210_20190309220207_1

Serial Cleaner to tytuł, który przykuł moją uwagę i trafiając do kolekcji moich gier rozwiał wszelkie wątpliwości, że to nie jest historia pedanta-sprzątacza. Jego twórcami jest polskie studio iFun4All S.A., które pod skrzydłami angielskiego Curve Digital opublikowało tą nietypową opowieść.

522210_20190309220602_1

Nazywamy się Bob Leaner, znany też jako “Cleaner”. Nasz sprzątacz jednak nie zajmuje się odkurzaniem dywanów. Cóż, w sumie to zajmuje się, ale nie tak, jakbyśmy się tego spodziewali. Otóż nasz protagonista zajmuje się czyszczeniem miejsc zbrodni. Tak jest panowie i panie – sprzątamy brudy po naszych niecnych “kolegach”.

522210_20190309221234_1

Nasza praca opiera się po bieganiu po miejscach zbrodni, zbieraniu ciał, dowodów, a nawet odkurzanie krwi, aby usunąć wszelkie ślady. Brzmi prosto? No to wyobraźcie sobie, że wokół chodzą policjanci. Każdy kolejny poziom daje nam więcej przeszkód na drodze, dochodzą kamery, skróty przez tajne przejścia, a nawet zbliżający się do emerytury policjanci gotowi bez wahania oddać strzał ostrzegawczy w nasze plecy. Niekiedy przejście rozdziału oznacza poruszanie się po ściśle określonej trasie i to w odpowiednim momencie inaczej zostajemy złapani i zaczynamy od początku.

Poza powyższymi atrakcjami mamy jeszcze skrawek fabuły trzymającej nas w napięciu. Bob wszak ma dług u mafii, którego dorobił się grając w karty. Dochodzi też motyw tajemniczego klienta płacącego grubą forsę za zakrywanie śladów za tajemniczym mordercą zwanym “echo killer”. Ponadto możemy czytać gazetę, oglądać telewizję, czy słuchać radia, aby być na bieżąco z ciekawostkami na temat tajemniczych mordów.

Wszystko to nakłada się w jedną całość w ostatnich rozdziałach tej niesamowitej pozycji, gdzie znów zamieniamy się w mechanizm kursujący między przeszkodami, aby pokonać naszego ostatecznego wroga i wyzwolić się ze śmiertelnie niebezpiecznej posady, jaką okazała się nasza rola “Cleanera”.

Przyznam bez bicia, że pokochałem ten tytuł! Jedyną wadą tej gry jest to, że jest ona zdecydowanie za krótka. Chociaż momentami miałem dość, bo poziomy były trudne, to ostatecznie czułem lekki niedosyt. Gra ma swój klimat (z lat 70!), ciekawą fabułę, ukryte fanty, dzięki którym możemy zagrać w dodatkowe misje lub przebrać naszą postać w inne ubrania. Nie mówiąc już o tak świetnej rzeczy jaką są skrytki, w których można się schować nawet, jeśli za plecami biegnie nam policjant. W końcu już nas nie widać, a biedny stróż prawa nie ma pojęcia, gdzie wsiąkliśmy. Bo na pewno nie do tego pudełka przed nim. 😉

Jestem zadowolony, uradowany, rozbawiony, trochę poirytowany, ale generalnie bawiłem się przednio. Polecam tą grę z całego serca!

Mefisto

#321. Serial Cleaner Read More »

#313. Graveyard Keeper

599140_20190525012005_1

Graveyard Keeper to historia zwykłego grabaża, którego codziennością jest zakopywanie trupów pod ziemię. Tak chciałbym napisać o tej grze, ale to mijałoby się w jakimś sporym stopniu z prawdą. Tytuł ten ujrzał światło dzienne w sierpniu 2018 za sprawą Lazy Bear Games i tinybuild, i oczywiście zaskoczył mnie bardziej niż mogłem się spodziewać!

W pierwszym momencie myślałem, że będzie to gra w stylu: jesteś grabażem i masz pilnować, aby trupy nie pouciekały z cmentarza. Wiecie: taki rodzaj gry-zemsty na zombie. Jednak aspekt chowania umarłych jest bardzo klasyczny – przyjeżdża trup, my go przygotowujemy i pod ziemię. Oczywiście to działa, jeśli “przyjeżdża trup” będziemy rozumieć jako “komunistyczny osioł wydaje zwłoki tylko za marchewki”, “my go przygotowujemy” jako “powyciąganie z niego randomowych części ciała, aby zmyć grzechy i jego punktacja w grobie była dodatnia, a nie ujemna (a przy okazji można wykroić mięso i sprzedać mieszkańcom)”, a “pod ziemię” jako “albo zakopię, albo spalę, albo wrzucę do rzeki”.

Nie wyprzedzajmy jednak fabuły!

599140_20190525012055_1

Wszystko zaczyna się od krótkiego wprowadzenia, kiedy to nasza postać śpieszy się z pracy do swojej ukochanej. Zapatrzony w telefon włazi pod koła samochodu i bach – znajduje się w średniowiecznej wsi jako zarządca cmentarza/grabaż/późniejszy przeor. Tajemnicza postać obwieszcza nam, że w naszym zadaniu pomoże nam Gerry tylko musimy go sobie odkopać. Już w tym momencie czułem się lekko oszołomiony, ale trudno – łopata do rąk i odkopujemy naszego kolegę – jak się okazało, gadającą czaszkę i alkoholika w jednym. Służy on nam “dobrą radą” w zamian za piwo, czy inne wino…

Wtem rozlega się znajomy Gerry’emu dzwon i ruszamy do kostnicy, gdzie czeka na nas nasze pierwsze ciało. Gerry oczywiście służy “dobrą radą” i każde nam wyciąć mięso, aby można je było sprzedać. Że co?! No dobra, ale nie będę się kłócił z czaszką-alkoholikiem. Z truposza można powyjmować masę innych rzeczy (krew, tłuszcz, skórę, wnętrzności). Ma to dwa cele: pierwszy to produkcja przedmiotów (olej z ludzkiego tłuszczu, papier ze skóry, itd.), a drugi to wycięcie narządów, przez które nasz umarły ma kiepską ocenę. Ta gra bowiem ma system dobrych i złych uczynków. Złe uczynki zaniżają ocenę grobu, a dobre podwyższają. My potrzebujemy do jednej z serii zadań odpowiednio wysokiej oceny, więc jest to dla nas bardzo istotna kwestia.

599140_20190525012746_1

Oczywiście nie jest to takie proste: musimy odblokować masę technologii, aby ostatecznie widzieć czarno na białym, który narząd jest tym gorszącym. 😛

599140_20190525012944_1

Skoro jesteśmy w temacie technologii to warto wspomnieć, że jest ich od groma, pozwalają one na tworzenie coraz bardziej zaawansowanych przedmiotów (potrzebnych do naszego głównego celu gry). Odblokować je możemy za dziwne punkty (czerwone, zielone i niebieskie) otrzymywane za zbieranie surowców, tworzenie przedmiotów, czy badanie przedmiotów.

Cel gry jest prosty: wrócić do ukochanej. Dlatego tarabanimy się po lokacji nazwanej Wieś (The Village) i wykonujemy masę bardziej lub mniej skomplikowanych zadań dla mniej lub bardziej pokręconych postaci. Ma to nam pomóc z uzyskaniem przedmiotów potrzebnych do uruchomienia portalu na Wzgórzu Wiedźmy (The Witch Hill). Postacie te pojawiają się tylko w określony dzień tygodnia, co utrudnia wykonywanie dla nich zadań, ponieważ często trzeba coś zanieść komuś innemu, a ta osoba pojawiała się dzień wcześniej przed naszym zleceniodawcą.

Mamy też osiołka przywożącego nam zwłoki! Osiołka-komunistę uważającego nas za paskudnego kapitalistę bogacącego się na jego ciężkiej pracy (on chyba nie miał pojęcia ile ja się musiałem nabiegać z tymi cholernymi umarlakami zanim do czegokolwiek doszedłem). W końcu ogłasza bunt i nie przynosi nam ciał, aż nie zgodzimy się na jego warunki: jeden dzień wolnego i 5 marchewek za każde ciało. Wyjścia nie mamy, więc się zgadzamy.

Do dyspozycji mamy ogródek, gdzie możemy hodować zapłatę dla osła oraz warzywka do naszego biznesu prowadzonego wraz z lokalnym kupcem. Biznes ten zwie się “Cmentarne Warzywka” (Graveyard Veggies). I nawet nie dziwiło mnie to, że musiałem na rzęsach stanąć, aby to się zaczęło sprzedawać. Z taką nazwą… Chcemy jednak wrócić do ukochanej, a to oznacza wykonywanie misji dla postaci pobocznych – nawet tych awykonalnych.

599140_20190527010932_1

Najmilszym momentem była chwila, kiedy znalazłem Guntera – zombie – a ten podzielił się ze mną tajemnicą wszechświata – mogę wskrzesać truposze i gonić ich do pracy. Niech twórcom będą dzięki! Nieumarlaczki kopały dla mnie surowce, a ja biegałem jak mróweczka tworząc przedmioty potrzebne do misji. Oczywiście ożywienie zombie wymaga stworzenia pewnej mikstry i aż 10 wiary (a tą dostaje się za odprawienie mszy). Ale jest to bardzo uczciwa cena za pracownika, któremu nie trzeba płacić.

599140_20190525043005_1

Ostatecznie udało mi się uruchomić portal i wtedy dotarło do mnie drugie dno fabuły, o którym wcześniej nie myślałem. Bo, zdradzę Wam, gra kończy się trochę inaczej niż nam by się zdawało. Chociaż byłem zaskoczony to podobało mi się zakończenie i dało nadzieję na jakąś kontynuację.

599140_20190531221035_1

Graveyard Keeper to bardzo unikatowa gra z bardzo specyficznym rodzajem humoru, więc niekiedy można się pośmiać, a niekiedy zbiera się szczękę z podłogi. Mimo to grało mi się przyjemnie: podobało mi się zbieractwo, możliwość walki z potworami (są tam nawet 15-poziomowe lochy!), rozwój naszej postaci, masę technologii do odblokowania… Jest to zdecydowanie mój typ gry.

Zdecydowanie polecam każdemu, kto chciałby zostać grabażem! 😀

Mefisto

#313. Graveyard Keeper Read More »

#309. Star Wars Knights of the Old Republic II: The Sith Lords

208580_20190617231420_1

Skoro przeszedłem pierwszą część to naturalnie musiałem się zabrać za jej kontynuację, która chociaż wyszła w lutym 2005 roku to zachwyca mnie po dziś dzień.

Nasza historia dzieje się około pięć lat po wydarzeniach z KOTORa i opowiada nam historię Wygnańca (The Exile), który mierzy się ze swoim losem od czasu zakończenia Wojny Mandaloriańskiej.

208580_20190617232512_1

Budzimy się na stacji Peragus II, gdzie wydobywane jest paliwo zasilające odbudowującą się planetę Telos. Budzi nas głos kobiety, która, po naszym wejściu do kostnicy, ożywa. Wraz z nią ożywa też nasze połączenie z Mocą, które utraciliśmy podczas wojny. Jednakże nie wyprzedzajmy faktów!

Wszyscy na stacji poza nami, tajemniczą kobietą o imieniu Kreia i nieco upierdliwym, ale i uroczym Attonie, są martwi, a my nie wiemy dlaczego. Powoli też dochodzimy do tego, co wydarzyło się nim dotarliśmy na stację. Wędrowaliśmy statkiem o nazwie Harbringer, ale został on zaatakowany przez Sithów. W końcu nasza postać jest ostatnim Jedi – chociaż wyrzeka się tego tytułu z racji tego, że jego połączenie z mocą zostało ucięte. Znikąd pojawił się Mroczny Jastrząb (Ebon Hawk) z T3-M4 (robot z pierwszej części gry) na pokłdzie, aby nas uratować. Mocno uskodzony statek dotarł na Peragus i stamtąd potoczyła się nasza fabuła…

Naszym zadaniem jest zdobyć mapę asteroid i uciec ze stacji z racji tego, że Harbringer wraz z Sithami przybył na Peragus. Przy okazji zostajemy zaatakowani przez robota skrytobójcę i dowiadujemy się, że za ostatniego Jedi oferowana jest ogromna suma pieniędzy; wystarczająca, aby “kupić własną planetę”.

Chociaż było ciężko to udaje nam się uciec, pomimo ataku Sithów i zniszczenia całej stacji. Trafiamy do Telos, gdzie zostajemy aresztowani pod zarzutem zniszczenia Peragus II, ale ostatecznie oczyszczają nas z zarzutów (nawet, jeśli to nasza wina!).

Po ukończeniu serii zadań na planecie dostajemy możliwość zejścia na powierzchnię, aby odnaleźć Mrocznego Jastrzębia i T3-M4, których ktoś sobie przywłaszczył. Właściwie to nie schodzimy na ziemię, a przywalamy w nią, bo nas zestrzelono. Ze starej bazy wojskowej lecimy śladem naszego statku, a to dzięki naszemu nowo poznanemu towarzyszowi – Bao-Durowi, który również służył podczas wojen i potulnie tytułuje nas “generałem”.

208580_20190621015320_1

Niestety znowu nas zestrzelono, a my lądujemy na “dachu” ukrytej akademii Jedi! Na nasze nieszczęście jedynym Jedi jest Atris, a ona pała do nas palącą nienawiścią. Po krótkiej wymianie zdań pozwala nam odejść, a kiedy jesteśmy już poza Telos, T3 zdradza nam, że włamał się im do archiwów i odnalazł czwórkę żyjących Mistrzów Jedi, którzy są gdzieś na Nar Shaddaa, Korriban, Onderon (a na ten, ze względu na sytuację polityczną, można dostać się przez księżyc Dxun) i Dantooine.

Każda planeta przedstawiła nam swój problem: Nar Shaddaa było wypełnione polującymi na nas łowcami nagród, aby ostatecznie wpaść w ręcę naszego zleceniodawcy – Goto – który chce uratować Republikę przed zagrożeniem w formie czających się w cieniu Sithów. Onderon było podzielone wojną domową, gdzie kuzyn królowej próbował pozbawić ją tronu. Dantooine zostało zniszczone w pierwszej części gry i powoli odbudowywało się, aczkolwiek najemnicy próbowali cały ten wysiłek zniweczyć. Korriban było, moim zdaniem, najciekawsze, ponieważ było opuszczone (prawdopodobnie w wyniku rzezi, jaką tam zrobiłem w pierwszej części). Tam mieliśmy jednak szansę spotkać się z jednym z naszych głównych wrogów.

Kiedy zgromadziliśmy wszystkich żyjących mistrzów, wyruszyliśmy na Dantooine do częściowo odbudowanej Akademii Jedi. Tam jednak niewiele brakuje, aby znów odcięto nas od Mocy. Ratuje nas przed tym Kreia, która potem znika, aby przybyć na Telos i oszukać Atris, że nasza postać nie żyje. Mamy jednak szansę, aby z nią porozmawiać i odkryć cel wyprawy naszej mentorki.

208580_20190628002046_1

Wyruszamy jej śladem i stajemy oko w oko z Darth Nihilusem podczas oblężenia Telos. Udaje się nam go jednak pokonać i wyruszamy tam, gdzie wszystko się zaczęło – na Malachor V. Odnajdujemy tam ukrytą Akademię Sith i po kolei walczymy z wyznawcami ciemnej strony, aż stajemy oko w oko z Darth Sionem, a następnie z Darth Trayą… Przy okazji mamy okazję zobaczyć efekty straszliwej broni, która zniszczyła Malachor V i pochłonęła wiele istnień. Efektem tej masowej zagłady był niesamowity ból, przez co nasza postać odcięła się od Mocy…

Przyznam się, że za każdym razem, kiedy gram w tą grę, wydaje się ona coraz lepsza. Mimo upływu lat wciąż zachwyca mnie fabułą, grafiką i mechaniką gry. Za każdym razem odnajduję fragmenty opowieści, które umknęły mi ostatnim razem i przyczepiam się do nich, aby dotrzeć do nieznanych mi dotąd przygód Wygnańca i jego towarzyszy.

Sposób grania, rozwój umiejętności postaci, czy walka z przeciwnikami zupełnie nie różni się od tej zaprezentowanej w pierwszej części. Poprawiono za to “niewidzialne pole” wokół naszych towarzyszy, dzięki czemu można było przebiec dosyć blisko obok nich, a nie spory kawałek dalej. Zmieniono też wygląd interfejsu, ale nie jakoś specjalnie drastycznie.

Podobało mi się też to, że mogłem pograć innymi postaciami niż ta stworzona przeze mnie. Pomogło mi się to z nimi zżyć i lepiej ich poznać, bo tak ładnie ratowali mój niepoważny tyłek, ilekroć ktoś mnie porywał. W sumie ta gra pokazała, że z naszej postaci jest niezła pierdoła włażąca w każdą możliwą pułapkę… 🙂

Uwielbiam tą grę i polecam ją z całego serca wraz z pierwszą częścią i kontynuacją, jaka czeka w SWTORze. 🙂

Mefisto

#309. Star Wars Knights of the Old Republic II: The Sith Lords Read More »

#305. Islanders

1046030_20190621231516_1

GrizzlyGames wydało w kwietniu 2019 grę o nazwie Islanders, która podbiła moje serce swoją prostotą, przyjemną grafiką i niebywałym klimatem. Tutaj nie trzeba być zapalonym graczem, aby docenić ten niesamowicie prosty i zarazem zajmujący tytuł.

Islanders to pozycja, którą sam twórca określa jako “minimalistyczna gra strategiczna”. Rzeczywiście jest niesamowicie minimalistyczna – musimy jedynie wybierać pakiety budynków (rolnicze, mieszkalne, rybackie, ozdobne, itd.) i ustawiać je na niewielkich wyspach zbierając odpowiednią ilość punktów, aby kontynować rozgrywkę do momentu, aż będziemy mogli przenieść się na kolejną wyspę.

1046030_20190621232005_1

Utrudnieniem i jednocześnie ułatwieniem jest fakt, że budynki potrafią przyznawać lub też je odejmować sobie bonusowe punkty, jeśli stoją obok siebie. Gra pokazuje dokładnie punktację nim jeszcze umieścimy budowlę na mapie, więc możemy swobodnie ją przemieścić w dogodne miejsce. Nie wszędzie też możemy budować – nie każdy teren nadaje się np. na umieszczenie farmy, czy kopalni.

Moją ulubioną mapą była taka, gdzie wyspy były niezwykle malutkie, a ja musiałem stawiać wszystko na drewnianych platformach. Było to niezwykle ciekawe podniesienie poprzeczki, bo miejsca było naprawdę mało, a z każdą turą dostawaliśmy tylko jedną platformę.

1046030_20190622021822_1

Przyznam bez bicia, że to najprzyjemniejsza gra w jaką ostatnio grałem. Tutaj nie ma żadnej fabuły, żadnej filozofii – jest tylko potrzeba rozbudowywania wysp i wędrowania dalej. Z każdym poziomem robi się coraz ciężej, a jednocześnie coraz więcej budowli zostaje odblokowanych i możemy stawiać coraz to większe i piękniejsze miasta. Oczywiście pod warunkiem, że starczy nam na nie miejsca.

Potrzebowałem ostatnio wytchnienia, odrobinę prostoty i w grze Islanders ją znalazłem. To miły i spokojny przerywnik między zajęciami, który pozwala naładować baterie zanim wyruszy się w dalszą podróż życia codziennego.

Zdecydowanie polecam!

Mefisto

#305. Islanders Read More »

#297. Cultist Simulator

718670_20191208015055_1

Cultist Simulator to gra wydana w maju 2018 przez studio Weather Factory. Sam jej tytuł zdradza wokół czego krążyć będzie fabuła aczkolwiek twórcy bardzo postarali się, aby do gry karcianej dopisać opowieść.

Zaczynamy jako jedna z wielu dostępnych postaci. Najwygodniej grało mi się lekarzem, bo od razu mieliśmy stałą pracę, a wstęp do naszej okultystycznej opowieści praktycznie rozwijał się dzięki naszemu zawodowi. Warto zaznaczyć, że zarabianie pieniędzy jest najważniejszą rzeczą, bo bez niej nie mamy szansy leczyć się w przypadku choroby (a te męczą nas co chwilę). Nie wspomnę już o tym, że nie stać nas na podstawowe życie, więc gra kończy się tak szybko, jak się zaczęła.

Przejdzmy jednak do fabuły: chodząc do pracy mamy styczność z trudnym pacjentem, który nazywa się Mefisto (hmmm). Otwiera nam on oczy na widok kojący duszę, na dźwięki pieszczące uszy… Dzięki niemu możemy powoli stawiać pierwsze kroki w kierunku budowania naszego kultu.

718670_20191209232346_1

Opiera się to na odpowiedniej analizie danych nam kart. Możemy nad nimi pracować albo je studiować, albo śnić o nich, albo rozmawiać o nich… Jest wiele dróg, chociaż nie każda jest właściwa. Czasem przekonujemy się o tym w drastyczny sposób.

Wraz z rozwojem naszego kultu pojawiają się postacie poboczne, które moją nam pomóc ofiarując wiedzę w zamian za Sprintrię – walutę w naszym mrocznym świecie. Mamy depczącego nam po piętach detektywa zbierającego dowody, aby wsadzić nas za kratki. Jest też cała masa kultystów gotowych poświęcić się (z własnej bądź nie) woli ku naszemu oświeceniu.

718670_20191214233648_1

Z naszymi naśladowcami możemy romansować, ale jest to rzecz wymagająca pielęgnacji. Za pierwszym razem o tym nie wiedziałem i mój kochanek się na mnie obraził, a potem założył swój kontrkult. Próbowałem to naprawić, zacząłem zyskiwać jego zaufanie i w ramach pojedniania przypadkiem go spaliłem. Przy innej rozgrywce ściągnąłem klątwę na moją kochankę i zeżarły ją robaki. A na sam koniec moją kolejną dziewczynę zamknięto za mnie w więzieniu. To tyle w kwestii tego, czy warto mnie brać na męża. 😉

Naszych kochanych kultystów możemy wysłać też, aby “odwiedzili” inne kulty lub świątynie. Ma to na celu pozyskanie nam funduszy i materiałów do rozwoju: na przykład książek. Z nich możemy czerpać tajemniczą i niebezpieczną wiedzę. Niektóre jednak są napisane w innym języku i tutaj musimy znaleźć kogoś, kto zostanie naszym nauczycielem. W niektórych przypadkach trzeba wezwać na pomoc zmarłych.

Mamy też motyw przekraczania kolejnych drzwi oświecenia. Im dalej, tym ciężej do nich dotrzeć i tym więcej ofiar wymagają. I chociaż zdawałoby się, że jest to cel naszej opowieści, to jednak gra ma poukrywane inne zakończenia. Oczywiście możemy przegrać i umrzeć (z głodu, z depresji, zostać złożonym w ofierze) lub zostać aresztowanym. Możemy też nie wygrać, ale i nie przegrać np. przeżywając zwykłe życie u boku ukochanej osoby lub pracując i odnajdując w tym szczęście.

Ile razy grałem w Cultist Simulator, tyle razy odkryłem, że nie ma jednego skutecznego sposobu na przejście gry. Każda rozgrywka to nowe przeżycie, nowe odkrycia i intrygi. Za każdym razem przeskakujemy na różne akapity tej samej opowieści i układamy ją na nowo, tworząc naszą własną, niepowtarzalną historię. Bo, jak już wspomniałem, nie ma jednego sposobu na przejście tej gry.

718670_20191221222037_1

Tytuł ten jest pokręcony, mroczny, czasem zabawny, a czasem przerażający. Przede wszystkim jest jednak zajmujący, bo przyssałem się do niego na kilkanaście długich godzin szukając swojego sposobu na dotarcie do końca. A koniec za każdym razem był inny i w sumie to wciągnęło mnie najbardziej.

Dlatego też polecam go z całego serca!

Mefisto

#297. Cultist Simulator Read More »

#292. Star Wars: The Force Unleashed II

32500_20190522210055_1

Zakasałem rękawy i wziąłem się za kontunuację The Force Unleashed wydaną przez LucasArts w październiku 2010. Tym razem, co muszę przyznać, twórcy postarali się bardziej i stworzyli grę, która opowiadała kawałek krótkiej, ale nie pociętej na kawałki historii. Pozwólcie, że Wam ją przedstawię.

Jako ciekawostkę dodam, że wyczytałem, iż nasz bohater Starkiller nazywa się Galen Marek.

Wszystko zaczyna się na planecie Kamino, gdzie Darth Vader klonował na potęgę naszego protagonistę. Wszystko po to, aby uzyskać idealnego klona, który pozbawiony byłby wspomnień Galena, co było przyczyną szaleństw wszystkich kopii. Spotykamy tam naszą postać będącą prawie idealnym klonem – prawie, bo wciąż czujemy coś do Juno i mimo wyraźnych rozkazów nie jesteśmy w stanie zniszczyć droida imitującego jej wygląd.

32500_20190522214902_1

Targany strzępkami wizjii z życia Starkillera uciekamy od swego mistrza i udajemy się na planetę o nazwie Neimoidia, gdzie według tego, co powiedział nam Vader, znajduje się Generał Kota. Tam mierzymy się z masą Szturmowców i wielgachnym potworem Gorogiem, aby ostatecznie uciec i po podróży “w poszukowaniu samego siebie” udać się do rebeliantów. Oczywiście po to, aby tym razem uratować Juno.

Przybywamy w momencie, gdy rozpoczyna się atak na flotę rebelii, więc sprężamy się i lecimy w te pędy, aby ratować wybrankę naszego serca. Niestety ubiega nas Boba Fett, który na zlecenie Mrocznego Lorda porywa blondynkę i wraca z nią na planetę Kamino.

Starkiller wraz z rebeliantami przypuszcza atak na fabrykę klonów. Nasz bohater porusza się po budynku na równi z oddziałami generała, ale ma tylko jeden cel: znaleźć Juno. Po długiej i nieco męczącej przeprawie udaje nam się dotrzeć do Vadera, gdzie toczymy zajadły pojedynek z naszym byłym mistrzem i masą nieudanych, krzyczących w śmieszny sposób klonów.

Gra daje nam możliwość dwóch zakończeń (jasnej i ciemniej strony), ale odniosłem wrażenie, że żadne nie kończy się tak do końca dobrze, jeśli weźmie się pod uwagę fabułę z filmu. Jednak tym razem poczułem się, jakbym przeszedł kawałek dobrej historii, która miała ręce i nogi. Chociaż przyznam, że jestem zawiedziony, bo zajęła mi ona 9 godzin (z czego trzy gra sobie po prostu chodziła, bo musiałem zrobić sobie przymusową przerwę).

Jeśli chodzi o mechanikę gry to nie zmieniła się ona ani trochę. W sumie to miły akcent, bo nie lubię uczyć się sterowania na nowo. Przy okazji samouczek pokazał nam nieco zaawansowanych ataków, do których musiałem w pierwszej częśći dotrzeć sam. Niestety zapomniałem jak się ulepsza postać, więc całą tą historię przeszedłem z tylko jedynym ulepszeniem. I, o dziwo, nie było jakoś szczególnie ciężko.

32500_20190522215801_1

W przeciwieństwie do pierwszej części Starkiller nie zmieniał co chwilę ubrań. To akurat było trochę zabawne – podczas czekania na załadowanie misji zastanawiać się, jak będzie ubrana Twoja postać. Tym razem miał na sobie trzy lub cztery stroje, więc twórcy się nie popisali… 😉

Druga część podobała mi się zdecydowanie bardziej, była mniej zjedzona przez błędy gry i wydawała się lepiej dopracowana. Owszem, miałem trochę graficznych problemów, ale z tego, co wyczytałem, to nie ja jeden, więc po prostu niektórych rzeczy nie udało się twórcom naprawić. Niestety.

Nie jestem pewien, czy mogę polecić tą grę, bo mimo wszystko dla pełni fabuły wypadałoby zagrać w pierwszą część, ale druga pokazała sporo klasy i zachwyciła mnie tam, gdzie pierwsza część wypadła bardzo słabo. Myślę, że warto jednak wspomnieć o tym, iż sporo osób było niezadowolonych z tej części (głównie z powodu bardzo krótkiej fabuły).

Decyzję, czy warto zagrać, zostawiam Wam. 😉

Mefisto

#292. Star Wars: The Force Unleashed II Read More »

#281. Kind Words

1070710_20190921214452_1

Kind Words to niezwykły tytuł, który zabiera nas w jedyną w swoim rodzaju przygodę. Ta gra została stworzona i wydana przez Popcannibal, a premiera miała miejsce we wrześniu 2019.

Ciężko mi mówić o tym tytule gra, bowiem twórcy stworzyli coś całkiem niezwykłego i dodali do tego urocze elementy z gier. Wszak w Kind Words chodzi o to, aby wymieniać się myślami: pisać o swoich problemach i otrzymywać pocieszenie od innych osób albo samemu pisać miłe słowa do tych, którym los poskąpił radości.

1070710_20190921214721_1

Przyznam szczerze, że jestem zaskoczony. Chociaż zdaję sobie sprawę, że świat gier jest złożony, rozbudowany i można w nim umieścić wszystko, to jednak stworzenie terapeutycznego pokoju po prostu mnie zdumiło. Widzę jednak, że wielu osobom takie coś dało odrobinę ulgi, gdzie można się zwierzyć ludziom ze swoich problemów, dostać masę odpowiedzi, wirtualnego poklepania po plecach i podnieść się na nogi po życiowej niedogodności.

Aby było ciekawiej mamy “Mail Deer” – jelenia-listonosza, który z nieukrywaną radością roznosi nasze listy. Gra nie pozwala na prowadzenie stałych konwersacji, ale za naszą odpowiedź możemy dostać naklejkę do kolekcji. Wielu ludzi znalazło zabawę w wysyłaniu innym brakujących naklejek, co też jest w sumie fajną rzeczą, bo chyba lepiej robić to niż się martwić. 😉

1070710_20190921222737_1

Kind Words polecam każdemu kto chce pomóc innym i każdemu kto sam potrzebuje tej pomocy. W naszym małym pokoju jest wystarczająco miejsca dla wszystkich. Przyznam, że idea i wykonanie jest piękne – mam tylko nadzieję, że ludzie nie zawiodą i nie zaczną się nad innymi pastwić.

Tytuł oczywiście polecam! Sam wchodzę co jakiś czas i odpisuję na kilka listów. W końcu każdy potrzebuje miłych słów.

Mefisto

#281. Kind Words Read More »

#277. Star Wars Jedi: Fallen Order

t

Star Wars Jedi: Fallen Order to jeden z najnowszych tytułów, których fabuła zahacza o tematykę filmów z serii Star Wars. Premierę miała 15 listopada 2019, czyli stosunkowo niedawno, została stworzona przez Respawn Entertainment i wydana przez EA.

Naszą przygodę zaczynamy gdzieś na jakimś kosmicznym wrakowisku. Bohaterem tego tytułu jest Cal Kestis, Padawan ukrywający swoją tożsamość przed wszystkimi po tym, jak został wyegzekwowany Rozkaz 66 (Order 66). Nasz protagonista wesoło tnie sobie statki na części, aż do pechowego wydarzenia, kiedy wraz z przyjacielem Praufem spadają z pociętego statku. Cal ma tyle szczęścia, że zaplątuje się w kable, Prauf leci jednak dalej, więc nasz niedoszły Jedi używa mocy, aby go uratować.

Workspace 1_2020_01_04___04

Chwilę po tym zjawia się Inkwizytorka z poleceniem, aby nie ukrywać Jedi tylko go wydać, bo inaczej wszyscy zginą. Dochodzi do bójki, podczas której zdecydowana większość ginie, ale Calowi udaje się zbiec. Padawan ucieka przez wrakowisko, jednak Inkwizycja depcze mu po piętach. Z opresji ratuje go nagłe pojawienie się statku, który w ostatniej chwili wyrywa go ze szponów Sitha.

Tam poznajemy też naszą wybawicielkę: Cere oraz jej pilota: Greeza. Szybko zostajemy włączeni do ich planu: podążanie śladem Eno Cordovy – mistrza Cere – aby odnaleźć ukryty we wszechświecie holokron z informacją, gdzie znajdują się dzieci wrażliwe na Moc. Objawia się nam to jako nadzieja na nowe pokolenie Jedi.

Cordova ma jednak obsesję na punkcie Zeffo – zaawansowanych technologicznie istot wrażliwych na Moc, którzy sobie nagle tak po prostu zniknęli. Naszym celem jest więc tarabanienie się po ich ruinach i szukanie fantów.

Zaczynamy od Bogano, gdzie znajdujemy uroczego robocika BD-1. Robocik ten ma zaszyfrowane w swojej pamięci wspomnienia związane z Cordovą, które, na nasze nieszczęście, odszyfrowują się tylko w odpowiednich lokacjach. Dlatego też nim natrafimy na ślad holokronu, musimy po kilka razy udać się na Dathomir, Kashyyyk i planetę Zeffo. Tam czekają nas niesamowitości związane z danymi lokacjami (jak na przykład walka z Wiedźmami Zombie albo walka u boku Wookie z dredami).

Workspace 1_2020_01_21___11

Mamy też szansę znaleźć się na Ilum, gdzie będziemy tworzyć swój własny miecz świetlny (bo ten podarowany nam przez naszego umierającego mistrza po prostu popsujemy).

Rozwiązując wszystkie zagadki zostawione przez Eno Cordovę udaje nam się odnaleźć cel naszej wyprawy. Uzyskujemy go jednak z cenną lekcją od Zeffo, jaką jest pokazanie nam bardzo prawdopodobnego biegu wydarzeń kończącego się tym, że Cal staje przed nami jako Inkwizytor, a jego Padawani albo giną, albo stają się Sithami.

Workspace 1_2020_01_26___36

Nim jednak zdążymy podjąć dobrą decyzję i zniszczyć holokron, zostajemy zaatakowani przez Inkwizytorkę Trillę (z nią i z jej historią zapoznaliśmy się w trakcie naszych podróży). Udaje jej się wykraść nam artefakt i uciec, podczas gdy nas pokonuje nasza własna umiejętności pozwalająca nam na poznawanie historii miejsc i przedmiotów na podstawie pozostawionego w nich echa w Mocy.

Nasza dalsza przygoda ciągnie nas do Fortecy Inkwizytorów, niegdyś pełnej torturowanych Jedi, z której uciekła Cere. Musimy za wszelką cenę odzyskać skradziony przedmiot inaczej skażemy wiele niewinnych istnień na zagładę ze strony Imperium. Oczywiście musimy przy tym przedzierać się przez zastępy wrogów, aż do finałowej walki i finałowej ucieczki.

Gra mi się bardzo podobała ze względu na świetny klimat oraz rozbudowany system walki (z którego nie korzystałem, bo rzucanie wszystkimi na boki było zabawniejsze). Animacja postaci była wręcz genialna, bo została szczerze mówiąc odegrana przez prawdziwych aktorów, a to nadało realistycznie wyglądającej grafice jeszcze więcej naturalności. Szkoda tylko, że wybór kwestii dialogowych był wręcz minimalny, ale zgaduję, że twórcy nie uznali tego za niezbędne.

Spodobała mi się też możliwość ulepszania postaci, bo dawała sporo możliwości (jak na przykład dalsze rzucanie przeciwnikami ;)). W pewnym momencie szedłem już jak burza i to tylko dzięki ulepszeniom. Fajnym aspektem było też odnajdywanie motywów do ubrań Cala, wyglądu BD-1 oraz statku Greeza, co pozwalało nam na marnowanie czasu na zmienianie wyglądu tych rzeczy.

Workspace 1_2020_01_04___15

Grę bardzo mocno polecam wszystkim, bo przejście jej nie jest trudne, a można się nieźle pobawić. Można też dojść do wniosku, że Jedi muszą generalnie zrobić coś źle, aby potem to naprawić i udawać bohaterów! 😉

Mefisto

#277. Star Wars Jedi: Fallen Order Read More »

Scroll to Top