gaming

#246. The Long Dark: Episode 3

305620_20191029205934_1

Po długim (i nieco niecierpliwym) oczekiwaniu doczekałem się momentu, kiedy to studio Hinterland wydało epizod trzeci tej nietypowej, ale niesamowicie zajmującej gry. Z nieukrywaną radością przysiadłem do tego tytułu i dałem się porwać kolejnym kawałkom opowieści, które powoli zbijają się w jedną całość.

Tym razem nie gramy Williamem tylko Astrid. Astrid to eks-żona bohatera poprzednich dwóch epizodów. Naszym zadaniem było polecieć z nią do odległego kawałka Kanady, ale dziwna zorza polarna doprowadziła do zaniku prądu i rozbicia naszego samolotu. Bohaterka tego rozdziału zmaga się z losem w momencie, kiedy William uganiał się za niedźwiedziem (albo niedźwiedź uganiał się za Williamem :P).

305620_20191029210455_1

Na samym początku tajemnicza postać ratuje Astrid z objęć lodowej śmierci. Nasza doktor uciekła z Milton przed zbiegłymi bandziorami i powoli zamarzałaby sobie na śmierć, gdyby nie Molly – kobieta, która ją uratowała. Pomimo iż Molly zalecała nam odpocząć, szybko jednak prosi nas o pomoc – otoczyły ją wilki w stodole i próbują dostać się do środka. Zgodnie z jej instrukcjami łapiemy za rewolwer i przez piwnicę udajemy się do wyjścia. Przy okazji odnajdujemy tam ciało mężczyzny – to taki delikatny wstęp do skomplikowanej osobowości naszej towarzyszki.

305620_20191029212959_1

Kiedy jednak docieramy do stodoły, Molly tam nie ma. Skubana znalazła łuk i od tego momentu stała się istnym Rambo w Pleasant Valley. Na miejscu rozmawiamy z Molly przez telefon działający na zasadzie kubeczków połączonych sznurkiem. W stodole znajdujemy też plakat domu wspólnoty (community hall), więc wyruszamy właśnie tam. Tam również odbieramy kolejny telefon i dowiadujemy się nowych rewelacji na temat ciała w piwnicy Molly.

305620_20191029213929_1

W domu wspólnoty mamy okazję porozmawiać z ojcem Thomasem, który informuje nas o kraksie samolotu pasażerskiego. Na ziemi pod kocami leżą ocaleńcy. Astrid bada każdego z nich i wybiera się w miejsce, gdzie znajdował się wrak, aby zebrać dokumenty zmarłych osób, a także poszukać leków dla cukrzyka.

305620_20191029214345_1

Tam odnajdujemy kobietę przygniecioną kawałkiem metalu, więc udzielamy jej pierwszej pomocy i niesiemy do domu wspólnoty. Nasza pani doktor poczuwa się do ocalenia tej nieszczęśnicy i targa ją przez całą drogę. Oczywiście czasem trzeba naszą pacjentkę odstawić na ziemię, więc Astrid rzuca nią jak workiem ziemniaków. Tak to jest jak się oszczędza na ubezpieczeniu zdrowotnym! 😛

305620_20191029223159_1

Przy okazji atakują nas watahy wilków. Aby je przegonić wystarczy rzucić czymś stosunkowo blisko nich. Jako że miałem rewolwer to strzelałem im pod łapy i patrzyłem jak uciekają!

W domu wspólnoty dochodzimy do wniosku, że brakuje nam jeszcze 3 osób z listy. Ojciec Thomas również prosi nas, aby zgromadzić zapasy, bo zbliża się śnieżyca, a oni nie mają ani drewna, ani jedzenia, ani leków… W ramach szukania naszych zaginionych szukałem też rzeczy z listy naszego księdza. Nie było to trudne, chociaż polujące na mnie wilki czasem irytowały.

Ostatecznie udaje nam się uratować wszystkich i zebrać zapasy. Ojciec Thomas zdradza nam, że do Perseverance Mills, czyli celu naszej wyprawy, można się dostać przez opuszczoną kopalnię. Nim jednak się tam wybierzemy rozmawiamy z Molly, która nakłania nas do udania się do stacji radiowej. Odnajdujemy to miejsce i podczas zorzy uruchamiamy sprzęt. Udaje nam się jednak dowiedzieć, że William żyje, bo słyszymy jego rozmowę z kimś z miasteczka. Niestety nasz nadajnik nie działa i Will nas nie słyszy.

Dalej jest już prosta droga przez kopalnię (no prawie, bo i tam czkeają nas przygody). Co jednak czeka nas dalej? Jak długo zajmie twórcom wypuszczenie epizodu 4? Och, mam nadzieję, że nie długo!

Bardzo podobał mi się ten rozdział. Dowiedzieliśmy się co się stało z Astrid w momencie kiedy William szedł jej tropem pokonując przy okazji wszystkie możliwe przeciwności losu. Ba – nawet mogliśmy nią pograć! Poznaliśmy nową, tajemniczą postać Molly, która ujawniła się nam jako zajadła łowczyni. Otrzymaliśmy solidny kawałek fabuły pokazujący nam część naszej historii i jednocześnie kryjący przed nami los Williama, bo w końcu jego historia została tak nagle przerwana…

Twórcy przeszli samych siebie – oni tworzą growy majstersztyk! Nie mogę się wręcz doczekać premiery kolejnego epizodu! I trochę mi przykro, że będę musiał czekać…

Oczywiście bardzo mocno grę polecam, bo chociaż trzeba się naczekać to ten czas oczekiwania jest tego warty. 🙂

Mefisto

#246. The Long Dark: Episode 3 Read More »

#242. SWTOR: Onslaught

13099080061565272064_20191022232414_1

22 października powitałem z uśmiechem, bo oto wyszedł kolejny i długo przeze mnie wyczekiwany dodatek do gry Star Wars: The Old Republic. Onslaught przenosi nas z powrotem do realiów wojny między Imperium a Republiką. Jako, że aktywnie wspieram Impów to opiszę Wam jak fabuła potoczyła się od ich strony.

Wpierw mamy małą rozmowę z Mroczną Radą (Dark Council), gdzie zostajemy wdrożeni w plan działania. Republika posiada zaawansowaną fabrykę statków kosmicznych, która może przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę. Naszym zadaniem jest oczywiście nie dopuścić do tego. Musimy zatem pozbyć się podstępem dwóch flot statków i zaatakować samą fabrykę znajdującą się na Corelli.

Wyruszamy więc na Onderon, gdzie spotykamy Darth Savik – kobietę, która stworzyła plan idealny. Przygłupi król tejże planety o imieniu Petryph staje się naszą marionetką. W sieci intryg doprowadzamy do małej rewolucji, gdzie ostatecznie włamujemy się do centrum sterowania działami skąd ostrzeliwujemy statki Republiki. Oczywiście skorzystałem z zamieszania i zabiłem durnego władcę – dla jego własnego dobra i dla dobra obywateli Onderon… Także nie mówcie, że jestem złym Sithem!

Dalej zostajemy skierowani na “stację paliw” Mek-sha, gdzie naszym zadaniem jest doprowadzić do transakcji między stacją a Republiką i wykorzystanie procedury zabezpieczenia stacji, aby wysadzić flotę w powietrze. Misja nie jest nazbyt trudna, bo musimy przekonać tylko jedną osobę z dwóch dostępnych, a potem włamać się do kolejnego centrum zabezpieczeń. Jak na Sitha przystało wysadziłem wszystkich w cholerę i udawałem, że to nie ja!

Skoro przygotowania mamy za sobą, udajemy się na Corellię, gdzie dołączamy do rozdzierających planetę walk. Imperium rozprasza uwagę Republiki, aby część z nas mogła wedrzeć się do fabryki i zrównać ją z ziemią.

13099080061565272064_20191026001411_1

Przejście mapy trochę mi zajeło, ale wraz z major Anri dotarliśmy do naszego celu. W fabryce nastąpił mały zwrot akcji i udaliśmy się dalej z Darth Malgusem, aby zmierzyć się z zastępami Jedi. Koniec końców udało się nam dopiąć swego i nadepnąć na odcisk Republice.

13099080061565272064_20191026001541_1

Rozdział jest jak zawsze niezadowalająco krótki, ale na sam koniec twórcy dali nam posmakować kawałka opowieści, która dopiero ma się wydarzyć. Delikatnie i subtelnie wprowadzili nas do świata starych wrogów, gdzie nasz największy nemesis czai się w ciemności, już sięga do nas łapą, aby zniknąć pod napisami końcowymi i miesiącami oczekiwań na kontynuację. Jeszcze jestem dobity długością tego rozdziału, a już płaczę z niecierpliwości za następną częścią… Ciężkie jest życie gracza!

Bardzo mocno polecam fanom gry i uniwersum Star Wars. Ten rozdział jest wart zagrania. Bawiłem się przednio i powoli dorastam do grania również jako rycerz Jedi, aby przybliżyć sobie fabułę Republiki. 🙂

Mefisto

#242. SWTOR: Onslaught Read More »

#234. Ken Follett’s The Pillars of the Earth – Book 3

Księga Trzecia – Oko Cyklonu (Book Three – Eye of the Storm)

Księga trzecia zaczyna się od opowieści o Białym Statku (White Ship), na którym podróżował syn króla Henry’ego. Statek zatonął, a z nim wszyscy na jego pokładzie. Aliena ma szansę poznać tą historię podczas podróży do Francji – śladem Jacka. Kobieta, wraz ze swym małym synkiem, tuła się po całym kraju podążając za każdym wspomnieniem o ekscentrycznym budowniczym.

Nasza podróż ciągnie się przez wiele miast, spotykamy wielu ludzi, próbujemy porozumiewać się w języku, którego nie znamy. Aczkolwiek jesteśmy zdesperowani. Udaje się nam przetrwać chorobę, która zmogła i nas, i syna. W ten sposób docieramy do domu mistrza Raschida, gdzie spotykamy jego córkę Ayshę. Zdradza ona, że Jack miał ją poślubić, ale odmówił z powodu Alieny. Dziewczyna zdradza nam też, że udał się on do Paryża.

Odnajdujemy tam Jacka pracującego przy katedrze. Właściwie to on odnajduje nas, słysząc znajomy głos Alieny i śmiech dziecka. Jego dziecka. Cała trójka wraca z Francji jako rodzina. Po drodze jednak Jack wykorzystuje jeden z wynalazków stworzonych z Raschidem – Płaczącą Madonnę – i zbiera dotacje na odbudowę Kingsbridge.

Ich powrót trwa chwilę, ale docierają do nieukończonej katedry, udając, że przyjechali nie z Francji, ale z Afryki. Towarzyszący im kapłan nawołuje wiernych, aby doświadczyli cudu. Jedna z kobiet, która straciła męża podczas rzezi dokonanej przez Williama, po raz pierwszy odezwała się od jego śmierci. Wszyscy zgodnie uznali Madonnę za cud.

Od tamtej pory Jack wraz z niepełnosprawnym Tomem rozpoczęli pracę nad katedrą – tym razem jednak według projektu Jacka.

234270_20180827013905_1

Dowiadujemy się też nieco o przeszłości ojca Jacka, który został oskarżony o kradzież kielicha, a następnie przetopienie go i sprzedanie. Dowiadujemy się, że trzy osoby były w to zamieszane i jedna z nich wciąż żyje.

Tajemnicza przeszłość ojca Jacka odbija się również i na katedrze. Na jednej ze ścian, po raz kolejny, powstają pęknięcia. Panujący sztorm tylko utrudnia diagnozę. Wraz z Tomem udajemy się do krypt sprawdzić, co się stało. Sprawnie odkrywamy, że część ściany kryje za sobą przejście do krypty, gdzie odnajdujemy skradziony kielich. Jest tam również łóżko i bicz należący – jak się okazuje – do zmarłego przeora Jamesa.

234270_20180827035544_1

Dalej opowieść przenosi nas do Alieny, która wraca z targu w Shiring. Docieramy do chatki, gdzie mieszkańcy udzielają nam schronienia. Dochodzi nas jednak krzyk dziewczyny i wychodzimy na zewnątrz. Odnajdujemy tam Elizabeth, której udzielamy pomocy, okrywamy kocem i dajemy zupy. Dziewczyna dzielnie znosi obelgi ze strony chłopów. Szybko dowiadujemy się, że jest ona żoną Williama Hamleigha – jej rodzice zaaranżowali to małżeństwo. Jeden ze sługusów hrabiego Shiring przybywa po nią, ale nim to się staje, Aliena wręcza jej sztylet do samoobrony.

Tym czasem do kuchni włamują się przestępcy, wyrzutki. Philip postanawia z nimi porozmawiać, ale zostaje zaatakowany. Jack sprawnie zdejmuje go przy użyciu procy. Włamywaczem okazuje się były mnich i jakiś dzieciak.

Z racji faktu, że pierwsi banici przekroczyli mury Kingsbridge, nasi bohaterowie zbierają się na naradę i postanawiają (a właściwie Aliena postanawia), że będą negocjować z matką Williama Hamleigh – Regan. Wszystko dzięki traktaktowi, który podpisał król, a który ma zapewnić powrót ziemi do ich prawowitych właścicieli. Oznacza to, że Aliena i Richard odzyskają tytuł!

234270_20180827044258_1

Aliena szybko udaje się do zamku hrabiego i dzięki pomocy Waltera oraz Elizabeth wkrada się do pokoju zajmowanego przez Regan. Ich dyskusja trwa chwilę do czasu, aż przybywa William. Dobywa on miecza, ale nie daje rady zbliżyć się do Alieny. Jego własna żona odbiera mu życie. William ginie wpatrzony w ogień, w którym dostrzega oblicze diabła…

Niedługo potem znów musimy zmierzyć się z naszym głównym wrogiem: biskupem Waleranem pociągającym od dawna za sznurki. Philip zostaje oskarżony o herezję i stoi przed sędziami: biskupem Henrym, biskupem Waleranem i hrabiną Alieną. Waleran żongluje faktami wyciągniętymi z naszych decyzji podjętych w trakcie gry, a my dajemy kontrargumenty dla obrony.

Philipowi zarzucono nawet bycie ojcem Jonathana, ale koniec końców Tom przyznaje się, że to on spłodził blondyna. Jack i Ellen potwierdzają, że Francis zabrał chłopca z lasu i oddał zakonnikom w Kingsbridge.

Zostaje wyciągnięta na wierzch kolejna sprawa: sprawa ojca Jacka. Biskup Henry daje nam czas do zachodu słońca na znalezienie świadka. Po zebraniu faktów dowiadujemy się, że Remigius był w to zamieszany. Jonathan wyrusza jego śladem i ratuje go z objęć śmierci, na którą skazał go Waleran. Zeznaje on przeciwko biskupowi, a wraz z nim prawdę ujawnia Regan.

Ojciec Jacka był jedynym, który przeżył zatonięcie Białego Statku. Waleran wysnuł teorię, że na statku ludzie króla Stephana zabili syna króla Henry’ego, aby zapewnić mu tron, co jednak mija się z prawdą. Zdaje się to być jego interpretacją, a plan zabicia ojca Jacka jest tylko po to, aby przypodobać się królowi.

Waleran zmusza Jamesa do wrobienia nieszczęśnika w kradzież kielicha. Przeor James wykonuje polecenie, ale poczucie winy doprowadza go do szaleństwa. Remigius dostaje zadanie pozbycia się go, ale nie jest w stanie go zabić, więc ukrywa go w krypcie. Podczas pożaru James spotyka małego Jacka na dachu i wyznaje mu, że popełnił grzech. Były przeor ginie w płomieniach, a Remigius zabiera jego szczątki i chowa nim ktokolwiek jest w stanie go zauważyć.

Waleran zostaje uznanym winnym. Biskup Henry wraca jednak do procesu przeora Philipa i nakazuje spalenie go na stosie mówiąc, że jeśli jest niewinny to Bóg go ocali.

234270_20180827084416_1

Philip jednak nie ginie: wszystko jest mistyfikacją, aby gawiedź wierzyła w cuda kościoła i jego słuszność. Dowiadujemy się tego w epilogu, gdzie przeor przybliża nam też losy innych postaci. Wszak historia kończy się po czterdziestu latach po tym, jak się zaczęła.

234270_20180827084942_1

Nasza opowieść kończy się wewnątrz katedry, gdzie, choć większość prac jest ukończonych, wciąż widać, że niektóre elementy są dopracowywane. Zgodnie ze słowami Jacka, budowa nie skończy się tak prędko…

Przyznam szczerze, że chociaż początkowo trochę męczyła mnie mechanika gry, ale im bardziej wdrażałem się w fabułę, tym bardziej chciałem grać i poznawać ich historię. W pewnym momencie tak wczułem się w opowieść, że przeżywałem bardzo mocno wszystkie wzruszenia, złości i niesprawiedliwości. I jak z reguły szczęśliwe zakończenia wydają mi się nierealne, tak tutaj było wyjatkowo zasłużone!

Wartym wspomnienia jest podkład muzyczny, który trzyma nas w mrocznym klimacie, ale jednocześnie przypomina śpiew kościelnego chóru. Tak prozaicznie prosta rzecz dała mi poczucie przeniesienią się w czasie do XII wieku…

Gra jest prosta, przyjemna, ale wraz z cudowną grafiką i emocjonującą historią sprawiły, że spędziłem długie godziny na walce ze wszystkim, aby tylko dotrzeć do końca. Ile razy zastanawiałem się, co stałoby się, gdybym podjął inną decyzję. Co by było, gdybym nie wysłał Philipa do biskupa? Jak wtedy potoczyłaby się historia? Cóż, na pewno kiedyś to sprawdzę. Może nawet razem z wami. 🙂

Mefisto

#234. Ken Follett’s The Pillars of the Earth – Book 3 Read More »

#229. Cook, serve, delicious! 2!!

20180603002542_1

Ta gra była w jednej z miesięcznych subskrypcji Humble Bundle, więc, bez sprawdzania, co to za pomiot chaosu, stwierdziłem, że sobie pogram. Jeszcze mnie palce bolą!

Cook, serve, delicious! 2!! to nic innego jak symulator restauracji stworzony i wydany przez Vertigo Games we wrześniu 2017. Chociaż tego typu symulator wydaje się czymś prostym to, zapewniam Was szczerze, nie jest taki ani trochę.

Początki, jak zawsze, są myląco łatwe. Przychodzi klient, zamawia potrawę, a my musimy ją przygotować. Każda z potraw wymaga innych składników, a każdy składnik przypisany jest pod inną literką na klawiaturze. Jak jeszcze podczas normalnych godzin pracy udaje się sprawnie przygotowywać posiłki, tak podczas “rush hour” (rozumianej jako przerwa obiadowa, opcjonalnie armagedon) można sobie palce połamać.

20180603002616_1

Jakby tego było mało musimy jeszcze wyrzucać śmieci, wstawiać naycznia do zmywarki, nastawiać pułapki na myszy i owady, bronić się przed złodziejami. Obstawiam, że gdzieś na wyższych piętrach, do których nie dotarłem, trzeba by było odpierać ataki obcych.

Niektóre zamówienia (np. hot dogi) możemy przygotować wcześniej (tj. usmażyć parówki) lub ugotować zupę, którą z radością oddajemy klientom mającym litość dla nas i proszących tylko o tą nieszczęsną zupę.

20180603002644_1

Aby kończyć zmianę trzeba mniej niż 8 niezadowolonych klientów, więc gra od razu podnosi nam poprzeczkę. Nie dość, że łamiemy sobie palce nawalając w klawiaturę to jeszcze musimy celować w konkretne przyciski, aby jednak wyszło z tego danie, o które prosi klient, a nie próba przyzwania demona…

Gra ma wiele restauracji, w których możemy obsługiwać, a każda restauracja to kilka do kilkunastu zmian. Każda coraz bardziej trudna, wymagająca i męcząca. Podziwiam siebie, że aż tyle wytrzymałem! Równocześnie cieszę się, że gra nie ma takiej funkcji, która co jakiś czas pyta się, czy nie chciałbym zwiększyć poziomu trudności, bo inaczej przytknąłbym twarz do monitora i z obłąkanym spojrzeniem wycedziłbym przez zęby, że mi już jest trudno!

Może i powyższy opis brzmi, jakbym był zniechęcony tym tytułem, ale tak nie jest. Powyższe rzeczy są dużymi zaletami gry, która oddaje poczucie zabiegania w obsłudze klienta, skakanie wokół niego, aby opuścił nas zadowolony, a w duchu błaganie Zeusa, aby użyczył pioruna i ustrzelił w tyłek tych najbardziej wydziwiających.

Bardzo mocno polecam każdemu, kto chciałby wypróbować swoje możliwości w obsłudze restauracji (lub posiada masochistyczne skłonności). Gra pozytywnie mnie zaskoczyła i wymęczyła!

Mefisto

#229. Cook, serve, delicious! 2!! Read More »

#226. Spellforce: Shadow of the Phoenix (Cień Feniksa)

Spellforce: Shadow of the Phoenix to już ostatni z dodatków do gry Spellforce, który wyszedł w listopadzie 2004. Jest to kontunuacja naszej przygody nawiązująca zarówno do Spellforce: The Order of Dawn i Spellforce: The Breath of Winter. Kolejny raz twórcy są zdania, że potrzeba około 40 godzin na grę (mi wyszło 29 przy pominięciu kilku rzeczy).

Jak w każdej z poprzednich części, zaczynami od wyboru postaci. Tym razem jednak możemy zaimportować uprzednio stworzonych wojowników: tego, który posiadł Kamień Feniksa w The Order of Dawn (Zakon Świtu) albo wojownika cienia z The Breath of Winter (Oddech Zimy). Ma to jedynie lekki wpływ na dialogi, aczkolwiek reszta fabuły pozostaje taka sama. Ja zdecydowałem, że będę grał postacią posiadającą kamień.

Na samym wstępie dowiadujemy się, że przyzywa nas nasz stary znajomy Darius. Odkrył on bowiem zło, które swym mrokiem powoli okala świat. Na miejscu nie zastajemy naszego przyjaciela, a jedynie resztki Zakonu Świtu wraz z naszym przyjacielem Uriasem, z którym przedzieramy się przez hordy nieumarłych w poszukiwaniu Dariusa. Szybko zostajemy skierowani do miasta Empyria, gdzie mieści się portal prowadzący do Driady gotowej pomóc nam w naszym zadaniu.

Oczywiście nie możemy tak po prostu tam wejść, bo imperator jest po stronie tego złego. Dlatego wchodzimy w spisek z lokalnym złodziejaszkiem (złodziejaszką?) i komendatem straży. Oboje są dziećmi władcy i chętnie pomagają nam przeciwko swemu oszalałemu ojcu.

W międzyczasie dowiadujemy się też, że zło, które czyha nad nami, to nikt inny jak Hokan Ashir ożywiony przez nas w pierwszej części gry. Przy użyciu boskiej krwi wskrzesza on krąg jako swoich niewolników, aby ostatecznie przywołać Beliala do krain Fiary.

Dotarwszy do skąpo odzianej driady, dowiadujemy się kilku istotnych rzeczy, a nasza podróż zmierza w stronę ludu Kathai i kobiety o imieniu Uru. Nie może być za łatwo. Okazuje się, że Kathai są pod oblężeniem nieumarłych. Chociaż nasza podróż zajęła nam chwilę, docieramy do naszego celu i tam dowiadujemy się, że musimy uwolnić runicznego wojownika posiadającego ostrze nie z tego świata. Miecz ten może uwolnić Feniksa – stworzenie pałające nienawiścią do Kręgu – i zapobiec kataklizmowi.

Chociaż było to ciężkie, udało mi się uwolnić wojownika cienia i wyruszyć na spotkanie Hokanowi. Chociaż było to jeszcze cięższe, wygrałem, zniszczyłem ostatecznie Krąg, a wraz z nim całą jego magię (a w tym i runicznych wojowników). Rozdarty świat Fiary stał się na nowo jednym, ale o tym opowiem wam w drugiej części gry Spellforce… 😉

Gra bardzo przypadła mi do gustu – nie tylko dlatego, że grałem w nią już za czasów mojego dzieciństwa. Chociaż jest to tytuł sprzed ponad dekady, wciąż zachwycałem się grafiką (np. przy Arynie, gdzie jego wykonanie było wręcz bajkowe jak na tamte czasy). Fabuła, mimo tylu lat przerwy, wciąż była niesamowicie dobra, zostawiając daleko w tyle współczesne tytuły, które też miały w sobie wyjątkową opowieść.

Chociaż ograniczyłem ilość rozgrywki do głównej fabuły, to jednak pod względem godzin spędzonych na rozgrywce przegoniłem taki tytuł, jak Skyrim, gdzie starałem się zrobić dosłownie wszystko. Dlatego bardzo mocno i z całego serca polecam ten tytuł!

Mefisto

#226. Spellforce: Shadow of the Phoenix (Cień Feniksa) Read More »

#222. Papers, please

239030_20180810094430_1

Papers, please to gra stworzona przez studio 3909, dająca mi to urocze poczucie, że nawet poza godzinami pracy mogę się czuć jak urzędnik. Tytuł ten pozwala nam się wcielić w rolę inspektora imigracyjnego, którego zadaniem jest wpuszczać przyjezdnych. Brzmi prosto, czyż nie? Haczyk tkwi w tym, że każdego dnia czeka nas zmiana ustaleń, nowe wyzwania, a także ataki terrorystyczne. Arstoczka (Arstotzka) jest w trakcie wojny z Kolechią, a wszystko dzieje się w mieście Grestin będące granicą między państwami.

Pierwsze dni są banalnie proste – dokumenty się zgadzają, a my ze spokojem wykonujemy swoją pracę. Otwarte granice to jednak szansa dla politycznych terrorystów, dzięki którym mamy więcej sprawdzania, pilnowania, a w ostateczności zestrzelenia takiego delikwenta (trafienie go skutkuje niewielkim bonusem na koniec dnia pracy). Jakby tego było nam mało kręci się przy nas organizacja Ezic, która opiera się systemowi i co chwilę przysparza nam problemów. Na samym końcu listy zostawiam ludzi, którzy mają lewe papiery, czy dodatkową zawartość spodni (którą niestety musimy sprawdzać w przypadku nieprawidłowości). Są jeszcze przemytnicy i wesoły dziadek Jorji starający się staranować granicę z narkotykami pod koszulką.

Gra pozwala nam delikatnie odczuć, że mamy rodzinę. W końcu zarobione pieniądze wydajemy na nich. Jak jeszcze żona i syn ujdą, teściowa ostatecznie też, tak jednak nie rozumiem, czemu wujek mieszka z nami i nie dokłada się do niczego. Albo nasz bohater jest dobroduszny, albo ktoś go w łosia robi…

239030_20180810094903_1

Paper, please to bardzo miły i zabawny tytuł, który kończy się kontrolą: możemy zostać i odpowiedzieć za swoje zbrodnie (jeżeli przypadkiem pomogliśmy Ezicowi) lub uciec podprowadzając ludziom paszporty.

Gra jest krótka (chociaż posiada wiele zakończeń), ale warta spróbowania! Zdecydowanie polecam!

239030_20180811084741_1

Mefisto

#222. Papers, please Read More »

#219. Ken Follett’s The Pillars of the Earth – Book 2

Księga Druga – Siejąc Wiatr (Book Two – Sowing the Wind)

Kolejna księga zabiera nas na drugą stronę medalu, gdzie poznajemy losy rodziny hrabiego z Shiring – Alieny i Richarda. Pierwsze rozdziały pozwalają nam zapoznać się z ich historią nim opowieść zabierze nas kilka lat w przód i pchnie w ramiona coraz bardziej napiętej fabuły.

W tej księdze mamy nową postać, którą możemy kontrolować: Alienę. W poprzedniej księdze mogliśmy ją zobaczyć, jeśli Jack zabrał Marthę, aby zobaczyła “księżniczkę”.

Nasza przygoda zaczyna się kilka tygodni po najeździe, gdzie dzieci hrabiego trzymane są w niewoli. Niegdyś przytulny pokój Alieny świeci pustką, podkreślając, że rodzina Hamleighów odebrała jej wszystko. William wzywa dziewczynę do siebie, a po drodze nasz były służący informuje nas, że ukrył broń na murach tak jak prosiliśmy dając nam cień szansy na ucieczkę.

234270_20180826083431_1

Nasz oprawca informuje nas, że mamy ruszyć tyłek i poszukać mu jedzenia (oczywiście mniej dyplomatycznie niż ja to teraz robię), co też czynimy. Udaje nam się porozmawiać z bratem, który uwięziony jest przy stajni. Daje on nam do zrozumienia, że tygodnie głodówki pozwoliły mu się wyślizgnąć z kajdanów i gotów jest do walki. Prosimy chłopaka, aby wstrzymał konie i nie dał się zabić.

Wracamy do Williama z bochenkiem suchego chleba, a ten wścieka się. Po chwili do pomieszczenia wpada Richard, który dostaje bęcki od syna Hamleighów. W całym zamieszaniu nasz wierny służący zostaje zabity, Richard kończy z częściowo uciętym uchem, a rodzeństwo zostaje uwięzione w stajni. Aliena szybko wydostaje się z więzów, odnajduje ukrytą broń i zabiera osłabionego brata do Winchester, gdzie uwięziony jest ich ojciec. W międzyczasie padamy ofiarą złodziei i tracimy konia, ale udaje się nam wypalić ranę brata ratując mu tym samym życie.

Docieramy do Winchester i tam udaje się zobaczyć ojca na chwilę przed jego śmiercią. Wygłodzony i umęczony mężczyzna wymusza na Alienie i Richardzie, aby przysięgli, że odzyskają hrabstwo z rąk Hamleighów. Dowiadujemy się również, że przekazał on sakiewkę z pieniędzy zakonnikowi chcąc zapewnić dzieciom jakiś start w ich wyprawie. Odnajdujemy duchownego, który zdążył sporą część pieniędzy przepuścić na kobiety i alkohol. Odczywiście musimy mu trochę pogrozić, aby oddał to, co zostało.

Rodzeństwo, zgodnie z wolą ojca, udaje się do ciotki i wujka, ale na miejscu znajdujemy tylko spaloną chatkę. Ostatecznie postanawiamy zacząć handlować wełną, aby uzbierać fundusze na naszą walkę z Hamleighami. Chociaż nasza pierwsza transakcja kończy się dla nas ze stratą, otrzymujemy propozycję od Philipa, aby przybyć do Kingsbridge i rozpocząć współpracę z zakonnikami.

Historia posuwa się pięć lat do przodu. W tle pierwszej sceny maluje się zarys katedry, który powoli zaczyna nam uświadamiać, jak niewiele brakuje, aby ją ukończyć. Wiele zmieniło się od tej pory: Jack został uczniem budowniczego Toma, a Alfred został głównym kamieniarzem. Mimo iż oboje dorastali razem to jednak widać walkę między młodymi mężczyznami. Tym razem jednak polem bitwy jest piękna Aliena. Aczkolwiek gra daje nam szybko do zrozumienia, że serce dziewczyny należy do Jacka.

W tym samym czasie dowiadujemy się, że hrabstwo Shiring zaprzestało pomocy w budowie katedry zwiększając dwukrotnie ceny za kamień i drewno. Oznacza to, że budowa może w każdej chwili zatrzymać się, a wielu ludzi stracić pracę.

Aliena wychodzi z porpozycją, że odkupi wełnę od zakonników, aby sfinansować pensje robotników i jednocześnie zapewnić ekwipunek dla swojego brata, który walczy u boku króla Stephena, aby zyskać jego uznanie i odzyskać odebrane ziemie. Philip udaje się z dziewczyną do Shiring, aby porozmawiać z hrabią. Tam jednak czeka ich zaskoczenie, gdyż hrabią okazuje się William Hamleigh pod kontrolą biskupa. Zostajemy oskarżeni o stworzenie nielegalnego targu, więc nasz rezolutny kapłan leci do Lincoln, na pole walki, aby pomówić z królem na temat licencji.

234270_20180826122838_1

Król początkowo odmawia, ale po przegranej bitwie zmienia jednak zdanie i odtąd legalny targ na terenie klasztoru potraja przychód zakonu. Wszystko zdaje się iść w dobrą stronę: Tom realizuje się jako ojciec Jonathana, mimo iż robi to z boku, Jack i Aliena, recytując erotyk, robią krok w przód i zbliżają się do siebie.

234270_20180826125221_1

Nie trwa to jednak długo, bowiem William Hamleigh pojawia się znikąd niszcząc i mordując wszystkich na swojej drodze. Wykrada on zwłoki świętego, tratuje Toma sprawiając, że ten nie jest w stanie dłużej pracować. Dwóch mnichów zostaje zabitych (w tym Arnoldus, którego Jack obiecał pochować). Philip ogłasza, że Jack, wbrew jego woli, zostaje przyjęty do klasztoru. Aliena, zmuszona przez Williama do patrzenia, jak niszczy jej dorobek i morduje przyjaciół, załamuje się. Dziewczyna po kilku dniach powiadamia Jacka, że wychodzi za Alfreda, aby ten finansował misję jej brata. Zrozpaczony mężczyzna napada budowniczego i zostaje zamknięty w młynie.

Ellen, jego matka, pomaga mu uciec i opowiada o jego ojcu, który przybył z Francji. Chłopak postanawia się tam udać.

Dalej możemy obserwować nieudane małżeństwo Alieny i Alfreda oraz jej rosnący brzuch: dowód miłości między nią a Jackiem. Po zniszczeniu targu przychód zakonu zmalał, więc zwiększono tempo, aby wyrobić się z czasem. Niestety prowadzi to do zawalenia się części katedry. Ostatecznie Alfred i Aliena rozstają się, bowiem mężczyzna starał się jak mógł niczego nie wymagając w zamian, ale to nie zadowalało dziewczyny.

234270_20180826144748_1

Aliena z dzieckiem ruszają w pogoń za Jackiem, za prawdziwą miłością swego życia.

Mefisto

#219. Ken Follett’s The Pillars of the Earth – Book 2 Read More »

#215. The Long Dark – Episode 1 & 2 (redux)

305620_20190705205301_1

Ta gra napawa mnie smutkiem i radością jednocześnie. Smutkiem, bo wciąż są tylko dwa epizody. Radością, bo są cholernie dobre po tym, jak je zrobiono od nowa. Panowie. Panie. Panie. Panowie. Oto redux The Long Dark!

W ten tytuł miałem przyjemność już zagrać w formie sandboxa, a potem przeszedłem dwa pierwsze epizody. Niedawno zebrałem się i zagrałem po raz kolejny, ale nie doczytałem i nie wiedziałem, że zrobiono na nowo tylko dwa pierwsze epizody do momentu, aż sama gra mi o tym powiedziała.

Twórcy spotkali się z lekką krytyką pierwotnej wersji historii (bo w sumie opierała się ona na przynieś, odnieś, idź dalej). Postanowili więc ją poprawić i, o bogowie, wyszło im to świetnie. Jak wcześniej byłem zakochany, tak teraz jestem już nieuleczalnie chory z miłości.

Nie zmieniono ogółu historii, ale dodano nowe elementy, które nadały opowieści większą spójność. Przynieś, odnieś, idź dalej wciąż egzystuje w tej grze, bo koniec końców celem gry jest wędrować przed siebie, ale zamiast latać na każdej lokacji po drewno, jedzenie i medykamenty, szukamy teraz nadajników, wisiorków, czy odpowiedzi na wiele pytań… Mamy nawet kilka misji pobocznych!

Wciąż podążamy tym samym szlakiem: zorza powoduje brak prądu, rozbijamy się samolotem, idziemy do Milton, tam spotykamy Szarą Matkę (Grey Mother), pomagamy jej, ona pomaga nam, idziemy dalej, spotykamy myśliwego, pomagamy mu, nawalamy się z niedźwiedziem, idziemy dalej… Z niedźwiedziem bitka była tak intensywna, że dostałem szlaban na spotykanie się z nim, bo byłem za głośny.

Jest jednak zasadnicza różnica: pojawiają się szczegóły, których nie było kiedyś: rozbity autobus z przestępcami jadącymi do innego więzienia, ich udział w tragedii w Milton, niesamowicie trudny dla nas wybór, kiedy odnajdujemy jednego z nich. Mamy postać Methuselah pojawiającą się znikąd, aby działać na nas jak głos naszego sumienia, rozważająca na temat naszego postępowania, ale nie oceniająca nas, bo każdy wybór jest tak samo zły i dobry w określonych warunkach. A czasem wybór jest tylko i wyłącznie kwestią naszego przeżycia i nie ma w nim miejsca na moralność…

Jestem oczarowany tym, jak świetnie poszło im przerobienie pierwszych dwóch epizodów. Historia jest świetna, poruszająca… Dlatego chyba tak rozpaczam, że nie ma kontynuacji. Każdy, kto czytał dobrą książkę wie jaki to ból, kiedy opowieść się kończy, a kolejna jeszcze nie jest wydana.

Czekam z niecierpliwością na kolejne kawałki opowieści. Mam nadzieję, że nastąpi to już niedługo!

Mefisto

#215. The Long Dark – Episode 1 & 2 (redux) Read More »

#209. The Elder Scrolls Online – Morrowind

ESO-Morrowind

The Elder Scrolls Online to MMORPG, które światło dzienne ujrzało w kwietniu 2014. Tym razem jednak (i to tylko i wyłącznie dzięki grze) skupię się na rozdziale Morrowind wypuszczonym w styczniu 2017.

Przygoda zaczęła się dosłownie w stylu Skyrima, bowiem płynąc sobie statkiem w nieznane, trafiłem do niewoli. Na nasze szczęście ratuje nas (choć bardziej z przypadku) Naryu Virian, czyli jedna z głównych postaci w pewnej serii zadań. Nasza mroczna elfka jest skrytobójcą i akurat przypadkiem poluje na swój cel znajdujący się w tym samym obozie na Wyspie Ognistej Ćmy (Firemoth Island), na której nas przetrzymywano.

Zyskawszy wolność, możemy w miarę swobodnie poruszać się po wyspie Vvardenfell. Daje nam to możliwość nie tylko eskploracji, ale i włączenia się w kilka serii zadań, gdzie możemy rozwiązać kilka(naście) różnych problemów. Jednym z nich jest ratowanie Lorda Vivec’a (jednego z trzech żywych bogów w Morrowind) przed zagładą lub kontynuowanie misji skrytobójstw wraz z poznaną wcześniej Naryu. Możemy też stać się częścią legendy o Szkarłatnym Sędzi (Scarlet Judge). To zależy tylko od nas.

Akurat to w tej grze lubię: misje są na tyle rozbudowane, aby zapewnić kawał dobrej fabuły i zajęcie na kilka(naście) godzin.

Screenshot at 2018-09-25 00-26-34
Moja postać jest na tyle kulturalna, że żegna się nawet z trupami

The Elder Scrolls Online pod względem mechaniki gry jest dosyć podobne do Skyrima, dzięki czemu nie jest ciężko odnaleźć się w nowym (a raczej starym świecie). Bardzo spodobał mi się za to system umiejętności, który pozwalał zarówno odblokowywać jak i ją ulepszać. Nie wspomnę już o klasie Smoczego Rycerza (Dragonknight) pozwalającej mi na zmianę w ognistego jeża. 🙂

Screenshot at 2018-09-21 11-42-11

Co mi się bardzo nie podobało to fakt, że w przeciwieństwie do Skyrima musiałem zasuwać po całej mapie, bo nie było “szybkich teleportów”. Tzn. były, ale było ich dużo mniej, a mapa wydawała się ogromna. Dobrze, że w pewnym momencie można zdobyć konia i nim patatajać od jednego NPC do drugiego. Swoją drogą konia można trzymać w swoim pokoju w karczmie…

Morriwind przypadło mi do gustu. Chociaż zostałem rzucone na głębokie wody, to jednak fabuła i dostosowanie poziomu postaci do otoczenia nie dawało mi odczuć, że gram – że tak to ujmę – od tyłka strony. Na razie przeszedłem małą część gry, która mi się nawet podobała. Powoli zabieram się za resztę świata Tamriel, gdzie będę kontynuował moją przygodę. Dlatego też na pewno jeszcze napiszę coś o tej grze!

Mefisto

 

#209. The Elder Scrolls Online – Morrowind Read More »

#202. Spellforce: The Order of Dawn (Zakon Świtu)

MV5BZDU3OWViMGUtMzAxNC00YmEyLWIwNGMtMGE4N2JjM2M0Yjk0XkEyXkFqcGdeQXVyOTIwNDI1ODM@._V1_

Spellforce: The Order of Dawn to łącząca w sobie elementy strategii i RPG gra, która została stworzona przez Phenomic i wydawa w listopadzie 2013 przez JoWooD i Encore Software. Jest to jeden z pierwszych tytułów w jakie przyszło mi grać za młodu i przyznam, że miło mi się zrobiło mogąc zagrać w ten zacny tytuł.

Na samym wstępie zaznaczę, że przeklinam do piątego pokolenia wszystkich, którzy brali udział w tworzeniu najnowszej aktualizacji gry. Nie wiem jakim cudem udało im się zebrać tyle błędów gry w jednej aktualizacji, ale do momentu, w którym cofnąłem grę do wersji 1.5.4 (co było niełatwe, bo trzeba było zmieniać numer wersji gry w zapisie przy użyciu specjalnego programu i wbić kod do gry) nie szło po prostu nic zrobić. Na niektórych mapach przeciwnicy pojawiali się z prędkością kota, który usłyszał, że sypiesz mu jedzenie do miski, przez co gra zawieszała się co chwilę. A jak przypadkiem gra się nie wywaliła to kończyło się to na tym, że po całej mapie ganiało cię pół stadionu narodowego, a Ty zastanawiałeś się, co w poprzednim życiu nabroiłeś, że w tym istnieniu pokarano Cię takimi błędami w grze!

39540_20180916010525_1

To tyle ze złych aspektów gry. Teraz czas na te dobre. 🙂

Naszą postacią (którą możemy sami stworzyć lub wybrać spośród gotowych bohaterów) jest runiczny wojownik (Rune Warrior). Runiczny wojownik charakteryzuje się tym, że jest chociaż można go zabić to odradza się dzięki swojej runie. Chociaż jest to całkiem duża zaleta, runa jest jednocześnie słabością naszego bohatera, bowiem pozwala ona nami sterować – niekiedy wbrew naszej woli. Do dyspozycji mamy w sumie naszego bohatera i pięć innych postaci.

Do dyspozycji mamy też runy różnych ras: ludzi, elfów, krasnoludów, mrocznych elfów, orków i trolli, które można przyzywać w odpowiednich monumentach. Jest to element RTS (real time strategy – strategia czasu rzeczywistego), który przydaje się, kiedy forsujemy sobie drogę przez liczne zastępy przeciwników. Nie bez powodu runiczni wojownicy byli tacy efektywni w służbie swoim twórcom – Magów Kręgu (Mages of the Circle).

Zacznijmy jednak opowieść!

Rohen Tahir – ostatni żyjący Mag Kręgu – przyzywa nas, abyśmy wspomogli go w jego misji przeciwko strasznemu złu, jakie czai się w rozdartych przez Rytuał Konwokacji (Convocation Ritual) krainach. Mag jest uczciwy i oddaje nam naszą runę, a my w pewnym sensie odzyskujemy wolność. Wyruszamy do Greyfell, aby spotkać się z Zakonem Świtu i kontynuować naszą misję. Po drodze spotykamy naszego nemesis – zamaskowanego człowieka, który okazuje się Magiem Kręgu. Zostawia on nas z posłańcem, planami ataku i rozkazem zabicia naszego runicznego bohatera, co się, oczywiście, nie udaje. Wyruszamy dalej i forsujemy sobie drogę przez wrogie tereny za pomocą własnych możliwości, ale też i z pomocą runicznych podwładnych.

39540_20180828025352_1

W Greyfell zostajemy odesłani z planami do Rohena, bowiem pudełko zamknięte jest na cztery spusty za pomocą magii na tyle potężnej, że potrzebny jest nam nie kto inny jak Mag Kręgu. Chociaż brzmi to prozaicznie prosto to jednak między moimi słowami kryje się conajmniej kilka map i setki przeciwników do pokonania. Mamy też do czynienia z nowymi, niesamowicie silnymi stworzeniami nazywającymi się Ostrzami (Blades).

39540_20180904183155_1

Ostatecznie docieramy do Rohena, a wraz z nami nasz zamaskowany nemesis, który zadaje magowi śmiertelny cios. Runiczny wojownik jest wściekły, bowiem po raz kolejny stał się marionetką kręgu. Udajemy się do Greyfell, a stamtąd do Dariusa, aby dowiedzieć się jak pokonać Maga Kręgu i otrzymać księgę zawierającą informacje o Rytuale Konwokacji. Ostatecznie wędrując od jednej do drugiej postaci, docieramy do martwego Maga Kręgu Hokana Ashira a ten, w zamian za maskę Beliala, opowiada nam o Kamieniu Feniksa (Pheonix Stone) – artefakcie stworzonym z czystej magii będącym jedyną szansą na pokonanie maga, a nawet odbudowanie zrujnowanego świata.

39540_20180909110019_1

Wyruszamy w pogoń za kamieniem, mierząc się z przeciwnościami losu. Musimy przedrzeć się przez ruiny Mulandir, które po wojnie magów zostało zrównane z ziemią, a w jego ruinach zaplęgły się demony. Nasze zadanie jest utrudnione, bowiem musimy przemknąć się między Przeklętymi Strażnikami (Cursed Guardians), aby nie zamieniły nas w kamień i zabiły wraz z pomocą gargulców.

Kiedy po raz kolejny zrobimy krok w przód i zdobędziemy Kamień Feniksa, pojawia się nas zamaskowany przeciwnik i tak po prostu zabiera nam artefakt. Nie poddajemy się, gonimy za nim, aż, po wielu bitwach, docieramy wręcz na skraj świata, by być świadkiem, jak Mag cofa się w czasie powodując tym samym, że krąg (czasu) się zamyka…

Gra jest zarówno bardzo dobrym RPG pozwalającym na wgryzienie się w kawałek smacznej i ciekawej fabuły, i strategią, dzięki której możemy praktykować nasze przywódcze zdolności. Bardzo podoba mi się możliwość rozwoju głównej postaci w dowolnie dogodny dla nas sposób, dzięki czemu miałem wojownika biegającego w ciężkiej zbroi i leczącego wszystkich na około (powiedzmy, że to był paladyn). Chociaż na większości map twórcy sugerowali nam korzystanie z monumentów i tworzenie armii, to jednak dobrze stworzona postać była wystarczająca, aby rozgramiać przeciwników. W końcu można umierać bez końca i wracać na pole bitwy, aby siać dalej terror.

Pomimo lekkich niedogodności na początku to i tak z całego serca polecam tą grę, a także wydane w nieco późniejszym czasie dodatki, o których także napiszę parę słów (a może nawet i więcej niż parę słów, bo w końcu zawierają one kolejną historię, godną miana pełnej wersji gry). Od czasów dzieciństwa uważam ten tytuł za jeden z najlepszych i po dziś dzień moje zdanie się nie zmieniło.

Mefisto

#202. Spellforce: The Order of Dawn (Zakon Świtu) Read More »

Scroll to Top