Assassin’s Creed Odyssey to najnowszy tytuł z serii gier Assassin’s Creed, który wydało bardzo dobrze znane mi studio Ubisoft Montreal oraz Ubisoft Quebec i Ubisoft Singapore. Premierę miał w październiku 2018, a ja otrzymałem go w ramach prezentu urodzinowego. Bardzo udanego, ale o tym za chwilę!
Bohaterem naszej przygody może być zarówno Alexios, jak i Kassandra. Bardzo miły gest ze strony Ubisoftu w stronę tych, którzy lubią mieć wybór w kwestii swojej postaci.
Wybrałem Alexiosa – wnuka Leonidasa dzierżącego jego złamaną włócznię – i ruszyłem w stronę Hellady!
Przenosimy się na wyspę Kefalonia (Kephallonia), gdzie powoli i stopniowo poznajemy wesołe życie naszego głównego bohatera – najemnika. Nasze pierwsze zadania są skupione wokół potrzeb Markosa – mężczyzny, który niegdyś przygarnął nas pod swe skrzydła i Phoibe – dziewczynki podziwiającej nas za to, że mamy własnego orła o imieniu Ikaros!
Pomiędzy zadaniami możemy zobaczyć krótkie przebłyski wspomnień naszego bohatera – górę Tajgetos (Taygetos), gdzie tak właściwie zaczęła się nasza przygoda, wspomnienia o naszej rodzinie: matka Myrrine, ojciec Nikolaos i siostra Kassandra. Wszystko zniszczone przez jedną fałszywą przepowiednię, przez którą Alexios i jego malutka siostra zostali zrzuceni z góry Tajgetos. Aczkolwiek, jak się łatwo można domyślić, nasz bohater przeżył upadek.
Wróćmy jednak do Kefalonii. Spotykamy tam tajemniczego mężczyznę imieniem Elpenor, który postanawia przetestować nasze umiejętności. Po spełnieniu naszej prośby wysyła nas z misją zabicia Wilka Sparty (Wolf of Sparta). Do tego celu potrzebujemy statku, a ten udaje się zdobyć od człowieka imieniem Barnabas. Ratując naszego kapitana rozwiązujemy też problem z długami Markosa, więc upiekliśmy dwie pieczenie na jednym ogniu!
Wyruszamy do Megaris, aby zmierzyć się z bohaterem Sparty. Wilkiem okazuje się nasz ojciec. Przy okazji poznajemy Stentora – naszego przybranego brata – którego miałem ochotę wielokrotnie kopnąć w strategiczną część ciała za bycie tak “miłym”, że mi miłometr wywalało. Alexios ma do Nikolaosa żal, ale gra daje nam wybór: zabić go lub oszczędzić. Licząc na zjednoczenie rodziny w przyszłości, pozwoliłem Nikolaosowi żyć.
Po tym zadaniu spotykamy się z Elpenorem, a ten daje nam kolejne zadanie: odnaleźć i zabić własną matkę. Alexios oczywiście odmawia i musimy stoczyć walkę z ochroniarzami Elpenora.
Następnie udajemy się do wyroczni, gdzie poznajemy Herodota (Herodotus), a ten rozpoznaje włócznię na naszych plecach. Spotkanie z nim jest momentem, kiedy po raz pierwszy dowiadujemy się o Kulcie Kosmosu (Cult of Cosmos). Jest to organizacja, która kontroluje politykę w Grecji, chciała wymusić na Leonidasie poddanie się Xerxesowi i podsyca trwającą wojnę między Spartą a Atenami. Udaje się nam nawet wkraść na ich spotkanie (po wytropieniu i zabiciu Elpenora) i dowiedzieć, że nasza siostra, Kassandra, wciąż żyje, jednak pozostaje w szponach Kultu.
Nasze dalsze zadania polegają na tropieniu członków Kultu i zabijanie ich, aby dotrzeć do Ducha – głowy całej organizacji. Kolejną misją jest odszukanie matki, bowiem załamana kobieta, po wydarzeniach na górze Tajgetos, opuściła Spartę przywaliwszy wcześniej Królowi Sparty w nos na pożegnanie.
Kiedy udaje się nam ją odnaleźć, daje nam ona wskazówkę, gdzie można znaleźć naszego prawdziwego ojca (bowiem Nikolaos wspomniał, że ani Alexios, ani Kassandra nie są jego).
Wyruszyłem na wyspę Thera i spotkałem tam Pitagorasa mającego ponad 150 lat, bowiem wszedł on w posiadanie potężnego artefaktu, który podarował mu długowieczność. Nasz ojciec daje nam kolejne zadanie: odnaleźć cztery artefakty (należące do bardzo zaawansowanej cywilizacji o nazwie Isu), aby zapieczętować wrota do Atlantydy. Te artefakty są ukryte dosłownie w mitycznych stworzeniach: Sfinks, Minotaur, Meduza oraz Cyklop. Właściwie nie skłamię wam, jeśli powiem, że te artefakty imitują te stwory.
Dzielnie poruszałem się po świecie szukając artefaktów, rodziny, Kultystów… Od nas zależało już teraz, które z tych zadań wykonamy jako pierwsze. Gra nie kończy się po żadnym z nich i możemy swobodnie eksplorować świat, rozwiązując problemy i walcząc z mitycznymi stworzeniami tudzież całkiem niemitycznymi ludźmi.
Poruszanie ułatwiał mi mój statek, który poza funkcją transportową pozwalał mi jeszcze rozwalać wrogie statki. Już rozumiem, czemu starożytni lubili bitwy wodne – są one tak niesamowicie przyjemne! Jazda konno przydawała się za to na lądzie, chociaż czasem ciężko było mi zapanować nad rumakiem i spadliśmy z jakiejś wysokiej skały. I to “czasem” bywało często… Najbezpieczniejszą opcją było odkrywanie miejsc, do których można było szybko się przenieść za pomocą mapy. Chociaż i ta opcja bywała niebezpieczna w moich rękach!
No i jest jeszce nasz Ikaros służący do badania okolicy z bezpiecznej odległości. Ilekroć musieliśmy odnaleźć jakiś cenny przedmiot, jego niesamowity wzrok wypatrywał dla nas przedmiotów i prowadził nas wprost do nich.
Udało mi się jednak dotrzeć do końca przygody i powiem wam, że było warto. Podobała mi się implementacja elementów RPG do gry polegającej na bieganiu po dachach i walce z masą przeciwników na raz (ujmując to bardzo skrótowo rzecz jasna). Tutaj jednak mogłem swobodnie wybierać swój ekwipunek i ulepszać go, miałem dostępny wielki świat, po którym poruszałem się swobodnie, mogłem nawet zrobić z mojego konia jednorożca i czuć się jak książe z bajki! Ubisoft postarało się i dodało masę misji pobocznych, możliwość romansowania zarówno z kobietami, jak i mężczyznami (bo w końcu to Starożytna Grecja), wyzwania pojawiające się raz po raz i czasowe wydarzenia, gdzie mogliśmy walczyć z wyjątkowymi postaciami lub potworami w zamian za cenne przedmioty. No i moje ulubione zbieractwo. Ręka do góry, kto przynosi do domu każdą szyszkę z lasu!
(I ta mina konia “tylko zachowuj się normalnie”)
Na spore uznanie zasługuje też możliwość robienia zdjęć w grze, którą bawiłem się ochoczo, edytowałem je, a te automatycznie dodawały się na mapę, aby inni gracze mogli je podejrzeć i polubić.
Aczkolwiek w moim miemaniu najprzyjemniejszy moment gry był wtedy, kiedy Stentor znalazł się na naszym statku i mogliśmy go z niego spychać, a on potulnie wracał na pokład i za chwilę znowu wpadał do wody. Jak ja kocham momenty, kiedy mogę dręczyć wkurzającą postać poboczną!
Jestem jak najbardziej za tą grą. Można nie lubić tej serii, ale ten konkretny tytuł przyniósł ze sobą powiew świeżości, sporo dobrej zabawy oraz dozę typowego dla Assassin’s Creed zirytowania, kiedy to nasza postać skakała tam, gdzie nie trzeba (bo to zawsze jest wina postaci, a nie nasza ;)). Ponadto grafika jest niesamowicie urzekająca i po prostu piękna. Momentami jest nawet na tyle realistyczna, że ciężko powiedzieć, czy to wciąż gra.
Osobiście mam obsesję na punkcie Starożytnej Grecji, więc taki tytuł w tak dobrej oprawie miał u mnie dużego plusa nim jeszcze w niego zagrałem. I nie zawiodłem się – oprawa historyczna była nienajgorsza, co w sumie mnie zaskoczyło, bo chociaż gra naciągała historyczne fakty, to była dosyć dokładna i bogata w ciekawostki. Chociaż tutaj w tle mieliśmy jeszcze drugą fabułę osadzoną w dzisiejszych czasach, ale ten wątek zostawiam wam do zbadania. 😉
Tytuł zdecydowanie polecam każdemu – zwłaszcza, że można dostosować poziom trudność względem siebie. Zajmująca gra, ale daje w zamian kawał dobrej fabuły, dzięki której czuję się wystarczająco zachęcony, aby zagrać w dodatek. 😉
Mefisto