gra

#059. Miało być wesoło…

Chciałem napisać coś ambitnego, ale w ostatnim czasie jestem tak mało ambitny, że aż przykro o tym pisać. Każdy ma chyba takie dni, kiedy nic się nie chce, a pokłady energii wydają się wyczerpane już na samym początku dnia. Miewam coraz więcej dni, kiedy chciałbym przenieść się do alternatywnej rzeczywistości, gdzie jestem ja i moim bliscy, bo tyle osób jestem w stanie stolerować.

Znowu załącza się we mnie tryb ekstremalnej alienacji, bo ludzie po prostu mnie męczą.

Przykład? Grałem sobie dzisiaj w grę zwaną Runes of Magic. Gram tam bardziej, aby rozwijać zamek gildii i z powodu samej przyjemności z grania niż z potrzeby wbijania poziomu jeden za drugim. Dzisiaj zostałem zwyzywany, bo nie chciałem “buffka” (zaklęcia poprawiającego statystyki postaci, np. zwiększającego obrażenia lub obronę). Kończyłem grę, więc nie był mi do niczego potrzebny. Oczywiście nie tylko mi się oberwało, nawet moja postać też dosatała “po uszach” (no, ale żeby postać wyzywać?!)…

Doskonale wiem, że na serwerach gier teoretycznie darmowych jest więcej ludzi “specyficznych inaczej”, ale to mnie po prostu przerosło. Czy ludzkość jedyne co potrafi to z roku na rok wyzbywać się uprzejmości i ubliżać innym z tak durnego powodu?

Nie dziwię się, że jest tylu introwertyków stroniących od ludzi. To odpowiedź na naszą wspaniałą idiokrację.

A to tylko przykład z gry. Grę można wyłączyć. Ludzi dookoła niezbyt. Dzisiaj w pracy pewna osoba zrobiła raban, że nie dostaliśmy czegoś. Nie mogliśmy tego dostać, ponieważ to nie zostało do nas wysłane, co zostało podkreślone później w emailu. Nie wiem, o co chodziło tej osobie, ale jestem pewien, że mam magnes w tyłku, który przyciąga tak szczególnych osobników, w szczególności kiedy potrzebuję odpoczynku od dziwności ludzkich.

Mój stan poprawiają Simsy, bo dają mi możliwość wyżycia się. Przykład? Jeden z simowych sąsiadów przyszedł i wywalił mi śmierci ze śmietnika (skąd ja to znam?). W ramach uprzejmność zamurowałem go i zapomniałem o problemie. Żeby tak w prawdziwym życiu można było to co dwa metry stałyby filar z czterech ścian.

Mefisto

#059. Miało być wesoło… Read More »

#057. Sky Break

405370_20170127222913_1

W końcu pojawia się kolejna pozycja na mojej liście skończonych gier.

Sky Break to gra stworzona przez FarSky Interactive wydana dwudziestego 21-szego października 2016. Jest to pozycja przygodowa, łącząca w sobie elementy surwiwalu, sci-fi i strzelania do wszystkiego, co próbuje Ciebie zabić. Poza tym mamy też roboty i możliwość ich hakowania.

Po kolei.

W Sky Break dowiadujemy się, że Ziemię nęka wirus i jedyna nadzieja leży w florze Arcanii – planety, którą ludzie niegdyś osiedlili, a potem opuścili w momencie, gdy roboty zwróciły się przeciwko nim. Jesteśmy naukowcami, którzy udają się w podróż po lek na wirus, który męczy ludzkość. Niestety, jak to w grach bywa, coś musi pójść nie tak…

Już na wstępie natrafiamy na burzę, która uszkadza nasz statek i zsyła nas na ląd w przyśpieszonym tempie. Udaje się nam przeżyć i od razu zabieramy się do aktywowania naszego drona oraz “przejmujemy” stację badawczą (co polega jedynie na podejściu do monitorka i aktywowaniu go). Na stacji znajdujemy maszynę do leczenia (która działa jak wielki skaner), maszynę do ulepszania naszej postaci, małe poletko do sadzenia roślin, zagrodę dla naszych robotów, skrzynię na nasze skarby oraz mapę okolicy. Mapa na stacji przydaje się po to, aby przemieszczać się między jednym portem, a drugim (bo w grze jest ich całkiem sporo). W naszym ekwipunku mamy również mini mapę okolicy, zebrane przedmioty oraz listę przedmiotów, które możemy stworzyć.

Roboty  w Sky Break to nic innego jak mechaniczna fauna planety – ich wygląd i nazwa określają ich rodzaj (przykładowo ptasiopodobny robot nazywa się Bird, czyli po polsku ptak). Za wyjątkiem czegoś o nazwie Scorpio, co przypomina pieska preriowego na sterydach. Oczywiście są one agresywnie nastawione do nas (za wyjątkiem mecha-jelonkami, które chyba nie były pewne i raz mnie biły, raz nie). Mamy możliwość hakowania ich (po wcześniejszym pokonaniu), które polega na obracaniu okręgami, aż utworzy się ścieżka z jednego punktu do drugiego. Aby nie było tak łatwo, mamy ograniczenie czasowe, a każdą lokacją wzrasta poziom trudności.

Pierwszym naszym zwierzakiem jest oczywiście pies, który sprawuje się czasem nieźle, ale wydaje mi się, że jego oprogramowanie poważnie się zawiesza, co skutkuje tym, że nasz robo-pies krąży wokół nas jak satelita niekiedy nawet wbiegając w nas. Kończy się to tym, że pozostawiona na chwilkę postać jest kilka kilometrów dalej od miejsca, w którym ją zostawiliśmy. Łącznie zwierząt można mieć 4, pod warunkiem, że zbierze się wystarczająco kryształów do odbudowy ich “legowisk”.

Nasze zadania są prozaicznie proste: znajdź innych rozbitków, odblokuj stację, odszukaj części statków, znajdź zapasy energii/paliwa.  W między czasie zbieramy roślinność planety, która odbolowuje kolejno nowe przedmioty do wytwarzania, aż do momentu, kiedy uda nam się odblokować cudowny lek – cel naszej podróży. Poza zwykłą “fauną”, mamy też zwykłego robota, który stanowi nieco większe wyzwanie do pokonania. Jednakże odpowiednia technika pozwala szybko się z nim rozprawić.

Z czasem też udaje się naprawić statek, którym można się przemieszczać po mapie. Sterowanie nim jest okropnie niewygodne za pierwszym razem, ale idzie się przyzwyczaić.

Są łącznie trzy różne lokacje (las, pustynia i obszar zimowy). W każdej czekają nas różne rodzaje robo-zwierzaków do pokonania lub przygarnięcia.

Jest to prozaicznie prosta i przyjemna gra, nad którą spędziłem kilka godzin. Powiem Wam, że czuję się i zadowolony, i zawiedziony. Zadowolony, bo gra jest miła i przyjemna, z ładną grafiką i prostą, ale sensowną fabułą, aczkolwiek przechodzi się ją bardzo szybko, kończąc z takim niedosytem. Tak, jakby twórcy w połowie skończył się pomysł i uciął wszystko beznamiętnie, chcąc jak najszybciej zakończyć grę. Z drugiej strony rozumiem, że gra jest w dosyć niskiej cenie jak na jej jakość. Od gry zniechęcają też błędy. Chociaż ja spotkałem się tylko z nadprzeciętną czułością mojego robo-psa, czytałem, że inni gracze potrafili mieć trudności z powodu nienaprawionych błędów.

Podusmowując: moje osobiste zdanie o Sky Break jest takie, że dla fanów strzelanek, robotów, prostoty i ładnej grafiki gra może być idealna. Polecam ją każdemu, kto lubi tego typu gry, aczkolwiek radziłbym kupować ją w przecenie, bo ja osobiście do tej pozycji już raczej nie wrócę.

Mefisto

#057. Sky Break Read More »

#050. Wydajność gier okiem pingwiniarza

Wydajność gier to temat rzeka w świecie graczy, w szczególności dla świata Linuxa, który od kilku lat jest małymi kroczkami wdrażany do świata wirtualnej rozrywki. Nie wiem czemu powoduje to tyle boleści wśród użytkowników innych platform – w końcu to tylko szansa dla jakiejś części społeczności, aby dołączyć do grona graczy eksplorujących fabułę kolejnej opowieści albo bezmyślnie tłuc co popadnie – zależy, co gra zakłada. “Specjaliści” zakładali i wciąż zakładają ile czasu zajmie Linuxowi upadek w świecie gier. W końcu rozgrywka ma około 5-15% spadek wydajności na pingwinowym systemie (porównując go do Windowsa).

Chciałbym dzisiaj wyjaśnić, co stoi za tym spadkiem klatek na sekundę, które w dwudziestym pierwszym wieku są wyznacznikiem dobrej zabawy, a dla bardziej hardkorowych odmian graczy synonimem wyższości.

1. Gry nie są robione na Linuxa, są portowane z Windowsa.

Oczywista sprawa dla kogoś, kto siedzi w temacie. W uproszczeniu: łatwiej i taniej jest stworzyć “program” (dokładniej nakładkę tłumaczeniową), który opiera się na tłumaczeniu Linuxowi, co robi gra (zasada działania przypomina WINE). Napisanie gry od podstaw, aby działała konkretnie pod dany system byłoby czasochłonne i pieniądzożerne, a jak wiadomo twórcom gier zależy na zyskach, a nie wolontariacie.

Sposób ten działa, a jego “koszt” minimalizuje się wraz z rozwojem firm przeportowujących gry.

W tą nakładkę wlicza się wszystko: grafika, audio, połączenie z siecią… Każdy z osobnych elementów może wpłynąć na wydajność gry, w szczególności, jeśli port jest kiepskiej jakości (takie rzeczy się, niestety, zdarzają).

2. Sterowniki graficzne.

Prawdą jest, że producenci kart graficznych wydają tzw. “game ready graphic card drivers”, które są specjalnie napisane, aby maksymalizować wydajność konkretnej gry. Linux może w obecnej chwili pomarzyć o czymś takim, w szczególności, że kod źródłowy jest zamknięty i społeczność nie może ich doskonalić na własną rękę (jak dzieje się to z innymi aplikacjami z otwartym kodem źródłowym). Chociaż tego typu rzeczy wydarzały się w przeszłości i mam cichą nadzieję, że producenci wrócą do wspierania wydajności pingwinowego systemu.

3. OpenGL a DirectX

OpenGL jest odpowiednikiem DirectX z zaznaczeniem, że OpenGL nie powstał z myślą o grach. Obie rzeczy odpowiadają za przerobienie linijek kodu na piękną (bądź nie) grafikę na ekranie.

Z racji faktu, że OpenGL nie powstał do gier tylko do renderowania grafiki 3D, powoduje to problemy programistów przy przeportowywaniu tytułów na Linuxa. Czasem coś trzeba programistycznie obejść, aby działało, co oznacza, że wydajność gry może spaść. W ostatnich czasach sporo pracy też zostało włożone w jego rozwój, aby stał się trochę bardziej przyjazny w stosunku do gier.

Na szczęście jego następcą jest Vulkan specjalizujący się między innymi w grach, co ma ułatwić i ujednolicić grafikę między różnymi systemami. Nie oznacza to jednak, że w przypadku przeportowania wszystko będzie idealnie dopasowane i port da się bezproblemowo wykonać bez dodatkowej pracy.

Podsumuję to w skrócie: Linux to nie Windows i każdy z systemów wymaga od gry innego działania. Nie jest to jednostronne. Gry przeportowane z Linuxa na Windowsa również gubiłyby ilość klatek na sekundę, ponieważ brak jednolitości w sferze programowania powoduje przestrzeń, gdzie liczy się kreatywność i umiejętności porterów, aby rozwiązać dany problem. Mimo tego, tak długo jak mogę pograć na moim pingwinie, jestem zadowolony. Koniec końców zachowana jest płynność gry przez co żadna strata nie wpływa na moje odczucia, a i bez tego mogę grać, jeśli tylko fabuła mnie wciągnie (wypowiem się o tym w innym wpisie).

Bonusowo: Odświeżanie monitora a ilość klatek na sekundę (fps).

Będę szczery – przeciętny monitor ma częstotliwość odświeżania mieszczącą się między 50-60 Hz (najczęściej jest to 60, Hz). Istnieją specjalne monitory, które mają wyższą częstotliwość. Numerki te przekładają się na to, ile nasze oko może dostrzec klatek na sekundę na danym ekranie. Mówiąc prościej: nie potrzeba mieć w grze 300 fps, gdzie nasze oko zobaczy tylko 60 na monitorze 60 Hz.Także oznacza to, że jeżeli nie mamy lepszego monitora, to duża ilość fps’ów nie zwiększa naszych wizualnych odczuć tak długo jak ilość klatek na sekundę utrzymuje się lub przekracza 60.

Dlaczego o tym piszę? Aby uświadomić Was, że wysoka wydajność niekoniecznie może przekładać się na większe odczucia wizualne. Jeśli zachowana jest płynność to co nam szkodzi skupić się na fabule? Nikt nie musi być lepszy/gorszy od drugiego tak długo jak mamy się po prostu dobrze bawić.

Mefisto

#050. Wydajność gier okiem pingwiniarza Read More »

#044. Mad Max

screenshot-17

Pierwszy raz zainteresowałem się grą w marcu 2015, kiedy to doszło do mych uszu plotki, że gra ma zostać przeportowana na mój pingwinowy system zwany Linuxem. Od tamtej pory docierały do mnie różne informacje, a grę porzuciłem w listopadzie 2015, kiedy to ukazał się news informujący, że portu nie będzie. Gra nie interesowała mnie na tyle, aby nad tym rozpaczać i o sprawie zapomniałem, aż do października 2016, kiedy oficjalnie ogłoszono, że Mad Max ostatecznie wyląduje na Linuxach. Twórcy (Avalanche Studios i Warnes Bros. Interactive Entertainment) słowa dotrzymali, a Feral Interactive – niesamowita grupa porterów – dwudziestego października wypuściła grę na mój system.

Żeby było ciekawiej – nie jestem fanem Mad Maxa. W życiu nie widziałem żadnego z filmów i nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. Grę więc kupowałem sugerując się opiniami i ładną grafiką. No i możliwością rozwalania aut – bez tego pewnie bym ten tytuł sobie odpuścił.

Przeczytałem sobie opis gry, aby nie być jakiś niedoświadczony, a i tak poczułem się jak dziewica na pierwszej zmianie w domu rozpusty. Nie dlatego, że gra jest skomplikowana, ale odczuwa się to, że powstała dla fanów filmów o tym samym tytule. Sporo pozostaje niedopowiedziane zakładając, że wiesz o co chodzi. Przyznam szczerze, że jest to ciekawe doświadczenie, sprawiając, że czujesz się jak wyrzutek – jak nasz bohater Max. Być może dlatego udało mi się w niego wczuć i nawiązać nić porozumienia między nami.

Gra zaczyna się niewinnie pokazując nam, jak Max podróżuje w stronę Równin Ciszy (Plains of Silence), gdzie ma w końcu odnaleźć spokój i paliwo – płynne złoto niezbędne do przeżycia w tym brutalnym, post-apokaliptycznym świecie. Jego przejażdżkę przerywa Scabrous Scrotus wraz z jego wojennymi chłopcami (War Boys), których ochrzciłem mianem pacynek.

234140_20161030023107_1

Nasze spotkanie przeradza się w rzeź, zbieramy solidny łomot, a nasz samochód i całe wyposażenie włącznie z ubraniem zostają nam odebrane. Max się jednak nie poddaje i walczy o swój wehikuł, docierając do Scabrousa, z którym staczamy potyczkę. Wpierw nasyła na nas psa, który niewiele może zrobić i ląduje poza jego dziwaczny pojazd, porzucony przez brutalnego właściciela. Max szybko dołącza do zwierzaka, zaraz po tym jak wbija piłę motorową w czaszkę swojego przeciwnika. Auto zostaje zabrane przez pozostałe przy życiu pacynki.

234140_20161030022256_1

Porzucony zwierzak cuci nas i prowadzi kolejno do zwłok, od których pożyczamy broń i ubranie. Wędrujemy razem przez chwilkę nim nasz zwierzak zostaje złapany przez dziwacznego osobnika o imieniu Chumbucket. Mężczyzna ten planuje zjeść naszego psa – w końcu niełatwo o pożywienie w tym niebezpiecznym świecie. Oczywiście shotgun przy głowie pomaga mu zmienić nastawienie do naszego pupila i szybko łata jego zmasakrowaną łapkę, nazywając psa Dinki-Di (marka karmy dla psów w grze).

 

Pomijając kilka mniej istotnych szczegółów, Chumbucket, zwany też Chum, oferuje nam pomoc oraz samochód, który znajduje się w jego kryjówce (zwanej przrz niego “jego tabernakulum”). Udajemy się tam w jego niesamowitym pojeździe, kołyszącym się na boki, którym rozbiłem chyba każdą skałę po drodze. I wszystko jasne, czemu nie mam prawa jazdy.

 

234140_20161030024335_1

Docieramy do celu i oczom naszym zostaje ukazana Magnum Opus – nasza nowa maszyna. W tamtej chwilii wyglądała raczej licho i żałośnie, ale niemal natychmiastowo jedziemy zdobyć jej jakieś ładne ciałko. Ta misja wyszła mi całkiem ładnie. Zdobyłem nóż, którego nie umiałem używać i nauczyłem się tego dopiero dwie godziny później. Mapę rozszyfrowałem jakieś sześć godzin później, bo nie była mi z początku, aż tak potrzebna.

 

234140_20161101190834_1

Zaletą Magnum Opus jest to, że możemy zabrać z nami Chum’a, który naprawia ją na każdym postoju. Związane jest to z tym, że na drodze można rozbijać się z przeciwnikami, co uskuteczniam i połowa mojej obecnej gry opiera się na tym. Jest to niesamowicie ważna rzecz przy rozbijaniu konwojów, które na początku gry są strasznie trudne – głównie przez nadmiar przeciwników w stosunku do naszego mało wytrzymałego auta. Dodatkowo mamy harpun, którym można wyrzucać kierowców wrogich aut w powietrze alboo rozwalać wieżyczki, czy bramy. Moje destrukcyjne potrzeby są w pełni zaspokojone dzięki tej grze.

 

Walkę wręcz można uskuteczniać w miejscach oznaczonych na mapie jako te do zrabowania albo w obozach. Możemy też iść i strzelać do ludzi z shotguna, ale ilość naboi jest bardzo mocno ograniczona (w szczególności na początku). Niektóre obozy mają swoich “boss’ów”, którzy wykazują się większą odpornością na ciosy niż pacynki.

Kolejną rzeczą są ulepszenia. Ulepszać można samochód, samego siebie (wliczając w to zapuszczenie brody!) oraz twierdze naszych sojuszników. Podobno i Chumbucket jest do ulepszenia, ale do tego jeszcze nie dotarłem. Auto i nas samych można ulepszać w zamian za złom, a w przypadku twierdzy głównie szuka się projektów, czy ich części, dzięki któryn można zbudować różne rzeczy i czerpać z tego rozmaite korzyści. Aczkolwiek złom przydaje się do podniesienia poziomu danego miejsca.

 

 

Bardzo miłym aspektem jest Dinki-Di i jego pomoc przy szukaniu i rozbrajaniu min. Jest to bardzo ciekawe zajęcie, jeśli w pobliżu są pacynki, bowiem w niemal 99% któryś z tych geniuszy wbiegnie w minę jak kamikadze i wysadzi wszystko do okoła włącznie z nami i biednym psem.

 

Rozbijanie konwojów, rozbrajanie min, niszczenie “strachów na wróble” i podbijanie obozowisk jest częścią przejmowania władzy nad terenami, czy oczyszczaniem ich z wpływu złego lorda Scabrousa. Im bardziej pomożesz mieszkańcom danej twierdzy, tym mniej każą Ci spadać, a bardziej cieszą się na Twój widok.

234140_20161030054437_1
Widać po nim jak bardzo jest zadowolony z mojej pracy

Mamy też dziwnego człowieka, który pozwala nam wymienić punkty za osiągnięcia (typu zabij określoną ilość przeciwników). Moim najlepszym ulepszeniem jest uzyskiwanie większej ilości wody z tych samych zbiorników. Jak ja to robię – nie mam pojęcia.

234140_20161030044218_1

Co do kwestii jedzenia: je się wszystko, co się napatoczy: psie jedzenie z puszki, martwe szczury lub jaszczurki, larwy. Osobom ze słabym żołądkiem nie polecam grać i jeść coś w mięczyczasie.

 

Jest też piękna grafika, przy której czuję żar piasku, po którym Max chodzi bądź jeździ swoją niesamowitą maszyną. Momentami wydawało mi się nawet, że piasek jest jakiś prawdziwy. Nie wiem, czemu mnie tak urzekł.

 

Nie wypowiem się póki co na temat fabuły, bo nie zagłębiłem się w nią zbytnio, ale tego, co udało mi się zasmakować nie żałuję. Grę mogę już teraz polecić z całego serca, ale moją ostateczną opinię zostawię na moment, kiedy skończę rozgrywkę.

Mefisto

#044. Mad Max Read More »

#042. Aragami

280160_20161009144004_1

Tę grę wyczekiwałem z niecierpliwością, odkąd tylko znalazłem jej zapowiedź. Jeszcze bardziej cieszył mnie fakt, że twórca obiecał wsparcie dla Linuxa w dniu premiery. Grę znalazłem sporo czasu temu, ale cierpliwie czekałem do czwartego października, kiedy to Lince Works wypuściło długo wyczekiwany przeze mnie tytuł. Zgodnie z obietnicą, twórca wspierał mój system od dnia pierwszego. Jako, że cenię sobie bycie słownym, grę z przyjemnością zakupiłem. I oto zaczęła się moja przygoda jako Aragami – mściwy duch!

#042. Aragami Read More »

#039. Valley

(Następna pełna recenzja na tym blogu! Hura!)

378610_20161003214554_1

Valley to kolejna gra, która wpadła ostatnio w moje ręce. Wydana została stosunkowo niedawno, a dokładniej dwudziestego czwartego sierpnia (wersja na systemy Linux i Mac wyszła trzeciego października wraz z aktualizacją 1.02) i zaczęła zdobywać serca graczy. W skrócie o grze? Piękna grafika i niesamowita ścieżka dźwiękowa, która w pełni oddaje to, co się dookoła Ciebie dzieje, trzymając nas w napięciu przez cały czas.

Valley jest grą zręcznościową, opierającą się na korzystaniu z dostępnego egzoszkieletu zwanego L.E.A.F. (Leap Effortlessly though Air Functionality). Możemy w nim skakać (albo spadać z wysokości), rozpędzać się do ponad przeciętnych prędkości, przebijać się przez uszkodzone ściany i podłogi, a także dawać i zabierać życie z otaczającej nas krainy. Tak, dobrze czytacie. Ten strój może zabić lub ożywić okoliczną roślinność, czy zwierzynę. Dodatkowo w wypadku naszej śmierci jesteśmy wskrzeszani kosztem natury (którą musimy balansować, inaczej będzie źle).

378610_20161003221524_1

378610_20161003222224_1

378610_20161003221557_1
Wskrzeszony jelonek uświadomił mnie, że Valley jest gdzieś blisko Czarnobyla

Znajdujemy się w tej krainie przypadkiem, poszukując tajemniczego przedmiotu zwanego Lifeseed. Nasze promocyjne lekcje kajakarstwa o mało nie pozbawiły nas życia, ale dajemy radę wyrwać się z objęć wzburzonej wody. Wędrując poprzez jaskinię i rozległą polanę, docieramy do miejsca, gdzie znajdujemy L.E.A.F. Po założeniu (dokładniej: ucięciu sobie nóg od kolan) i krótkim filmiku instruktażowym dowiadujemy się, że egzoszkielet jest tworem aliantów z  Drugiej Wojny Światowej, oraz że możemy odsłuchiwać nagrań archeologów i naukowców odnośnie tego miejsca. Pierwsze nagranie jest od Virginii King, która opowiada nam o tej krainie. Z czasem dowiadujemy się, że miejsce to zostało nazwane Susurrus.

Dowiadujemy się nieco o Lifeseed. Raz na tysiąc lat drzewo o niepozornej nazwie Titan Tree tworzy nasionko (wielkości naszej głowy), którego moc mogłaby pozbawić życia cały świat. Oczywiście wpada ono w ręce naukowców, którzy chcą stworzyć superbroń, mającą przechylić szalę na stronę aliantów. Niestety im dalej brniemy w fabułę, tym bardziej okazuje się, że naczelny naukowiec, Andrew Fisher, postradał zmysły, wysysając amritę – życiodajną energię – z trzewii tej pięknej krainy, powodując jej spaczenie.

378610_20161003232905_1

L.E.A.F. zawiera wiele ulepszeń, które umożliwiają nam poruszanie się po wymyślnych przestrzeniach i przeszkodach. Najbardziej spodobało mi się bieganie po wodzie i zasuwanie po metalowych płytach na ścianie. Oczywiście masz też możliwość domontowania zbiorników na amritę, aby móc efektywniej (i dłużej) korzystać z niektórych ulepszeń bądź walczyć z przeciwnikami.

Przeciwnicy nie są jakoś specjalnie trudni – jedyne, co musimy zrobić to strzelić w nich energią, aby się uspokoili. Różne stworki potrzebują różnej ilości energii, aby się opanować. Jedyna trudność w grze to taka, że jeżeli stracimy całą enrgię, a przeciwnik nas trafi to giniemy.

Moim największym wrogiem w grze była woda, bo, jak można zauważyć, L.E.A.F. jest ciężki i łatwo w nim utonąć (ale biegać po wodzie już się da). Zgadnijcie, ile razy utonąłem?

Gra jest miła i przyjemna, trochę budzi grozę momentami (nim się człowiek przyzwyczai, że można sobie spaść w otchłań i nic Ci nie będzie). Ma niestety przeogromną wadę, jaką jest jest długość. Mi zajęła ona około pięciu godzin, wliczając w to grzebanie w ustawieniach i bieganie dokoła jednego budynku, bo nie wiedziałem, jak przejść lokację.

Jeżeli lubicie gry, które ćwiczą refleks – wtedy gorąco polecam, bo idzie się niekiedy naskakać i nawygimnastykować przy ten grze. Jeżeli oczekujecie rozbudowanej fabuły to niestety tutaj jej nie dostaniecie. W Valley poruszamy się szlakami przeszłości, aby naprawić błędy przodków, opierając się na nagraniach archeologów i naukowców oraz ich pomysłach.

Bardzo dużym plusem jest muzyka, która dostosowuje się do okoliczności. Najbardziej emocjonującym momentem było biegnięcie po specjalnych torach, które zwiększały naszą prędkość, gdzie muzyka dostosowywała się do naszych ruchów. Grafika również jest niczego sobie, przez co Valley bardzo przyjemnie się zwiedza. Przekonajcie się zresztą sami.

Plusem, moim zdaniem, jest też umiarkowany poziom trudności, który zakłada bardziej eksplorację niż walkę z otoczeniem. Jestem osobą, która lubi myszkować, a nie bić się z każdym źdźbłem trawy, chociaż nie mówię, że czasem lfajnie jest, jak jest trudno.

Jeżeli także lubisz powyższe rzeczy, może warto założyć L.E.A.F. i zobaczyć, jak daleko dojdziesz i jakie skarby odkryjesz?

Mefisto

#039. Valley Read More »

#037. The Elder Scrolls V: Skyrim

72850_20160809182257_1

No i stało się to, co stać się w końcu musiało. Pod wpływem oglądania na szanownym serwisie Youtube różnych interpretacji tejże gry, postanowiłem założyć ciężką zbroję i wyruszyć do krainy zwanej Skyrim, aby zobaczyć, co los przygotował dla mnie tym razem.

Jako, że główny wątek gry i dodatki przeszedłem, będzie to jednorazowy wpis w formie finalnej recenzji i opcjonalnie parę krótszych wpisów na ciekawostki, jeżeli kogoś to zainteresuje. Samej gry jeszcze nie skończyłem, bo zostało mi masę misji pobocznych, które planuję w wolnej chwili ukończyć.

Skyrim, wydana przez Bethesdę w 2011 roku, to piąta część serii The Elder Scrolls, w którą troszkę pograłem parę lat temu, ale z tego powodu, iż mało cierpliwe dziecko byłem, gra nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Dzisiaj mam odmienne zdanie i do starszych wersji kiedyś na pewno usiądę.

Z góry przepraszam wszystkich za ilość słów, które przyszło mi zmarnować. Sam nie sądziłem, że wyjdzie tego tyle, ile wyjdzie, ale dobra gra zasługuje nawet i na więcej. Mam nadzieję, że się ze mną w tej kwestii zgodzicie.

72850_20160809182352_1

Gra zaczyna się niewinnie. Budzimy się na wozie i wsłuchujemy w konwersację pomiędzy naszymi towarzyszami niedoli. Wychodzi na to, że jedziemy z buntownikami, ich zakneblowanym liderem i jakimś nieokreślonym złodziejaszkiem, który wydaje się bardzo nerwowy. Docieramy do Helgen, gdzie, jak się okazuje, ma się odbyć egzekucja. Między innymi nasza. Oczywiście nie ma nas na liście do ścięcia, a panu z listą jest bardzo przykro, bo mimo tego i tak chcą się mnie pozbyć. W końcu to moja głowa, nie ich, co ich to obchodzi. Ten moment jest też momentem stworzenia wyglądu postaci i nadania sobie imienia.

W tej grze postanowiłem zostać Khajiitem, czyli mówiąc prosto: kotem. Wybór mój opierał się na puszystości jego ogona i faktem, że lubię koty. Jak już wspominałem, nie umiem grać na poważnie, a jeśli kiedyś to się stanie, następnego dnia najprawdopodobniej skończy się świat.

72850_20160809184232_1

Wracając jednak do fabuły. Byłoby to zabawne, gdyby gra kończyła się na mojej egzekucji, ale gracze byliby raczej niezadowoleni z tego tytułu, toteż coś się musiało wydarzyć. Oczywiście, odwiedził nas smok (nie, nie ten, który grał ze mną w Dying Light) i całe miasteczko obrócił w popiół. Dzięki temu udało mi się zbiec z jednym z Gromowładnych żołnieży (Stormcloaks w angielskojęzycznej wersji gry). Wiem też, że można uciec z kimś z Imperium, ale mi się nie udało. Prwadopodobnie dlatego, że biegałem po całej lokacji, aż się ktoś zlitował i pokazał mi, gdzie uciekać.

Po wydostaniu się z miasta ruszyliśmy do rodzinnej wioski mojego nowego przyjaciela, aby powiadomić ich o niebezpieczeństwie. To było proste, bo musiałem iść cały czas za nim i się nie zgubiłem. Jedynie towarzysz mój wlókł się, jakby miał w poważaniu fakt, że smok właściwie siedzi nam na ogonie, nie mówiąc o tym, że Imperium chce nas skrócić o głowę. Miałem wrażenie, że on aż za bardzo dostosował się do zdania “keep calm, there is no rush”.

Po krótkiej pogadance z rodziną mojego powolnego kompana, zostałem oddelegowany do Białej Grani (Whiterun), gdzie miałem poinformować głowę miasta o tym, że zbliża się do nich smok.

Ledwo wyszedłem z miasta i się zgubiłem. Jakby było inaczej to bym się pochorował z rozczarowania. Czy musze mówić, że gra ma mapę? Mało czytelną, ale ją ma. W prawdziwym życiu bardzo dobrze operuję mapą, więc nie wiem czemu zdarza mi się to w grach.

Po jakiejś godzinie zwiedzania, znalazłem właściwą drogę i dotarłem do białograńskich stajni. I tutaj taka refleksja mnie naszła, że kiedy grałem w poprzednią część zwaną Oblivion, pierwsze co zrobiłem w mieście to przypadkowa kradzież konia i zwiedzanie więzienia. Jak się domyślacie, tutaj zrobiłem dokładnie to samo.

Jak już mnie wypuszczono z więzienia to postanowiłem odwiedzić sklep, aby nadmiaru dóbr się pozbyć. Sklep był zamknięty, więc zacząłem się do niego mimowolnie włamywać na oczach straży, nim zauważyłem, co czynię. Zgadnijcie, co się stało? Tak: znowu odsiadka. A przecież powiedziałem, że to było niechcący.

Na szczęście później moim jedynym wykroczeniem było wbieganie w ludzi i rozrzucanie przedmiotów wokół siebie z okazjnalnym pyskowaniem do straży.

Dotarłem do Jarla, głowy miasta, i opowiedziałem mu całą historię z pominięciem wątku o mojej egzekucji. Chwilę potem doszły nas wieści, że smok zaatakował wieżę strażniczą, więc dostałem polecenie, aby się z nim rozprawić. Oczywiście udzielił mi się nastrój na bycie powolnym i poleciałem do (otwartego) sklepu, sprzedając cały niepotrzebny bajzel. Potem ruszyłem z delegacją od Jarla, aby pozbyć się “problemu”.

Dotarłem na miejsce i okazało się, że ze smokiem sobie nie za bardzo powalczę. Dlaczego? Smoki mają to do siebie, że latają, a ja… sprzedałem łuk. Najlepsza decyzja w moim życiu. Poskakałem, pomachałem bronią, powkurzałem się i ostatecznie poczekałem, aż jeden ze straży zginie, żebym mógł wziąć od niego łuk. Także radzę nie być w niebezpieczeństwie przy mnie. Mam nieco spaczone priorytety.

Zabicie smoka było trudną rzeczą, bo on majtał się po niebie, jakby coś go opętało, a ja majtałem się po ziemi, strzelając do niego, zbierając strzały i chowając się w wieży, by zregenerować zdrowie. W końcu jednak smok osiadł na ziemi i zabicie go było prostsze niż odebranie dziecku lizaka.

I wtem smok zaczął płonąć magicznym ogniem, wypalając się co do łuski, aż został z niego tylko szkielet. Magiczny płomień cały czas wędrował w naszą stronę, aż ukazała się informacja o tym, że pochłonęliśmy smoczą duszę. Był to moment, kiedy dowiedzieliśmy się, że jesteśmy ostatnim dovahkiin – smoczym dziecięciem (dragonborn), śmiertelnikiem o duszy smoka, jedynym, który może uśmiercić prastarą bestię raz, a na dobre. Uśmiercone przez zwykłego śmiertelnika potrafią powstać z martwych z pomocą swoich towarzyszy. Rozwiązaniem na to jest wchłonięcie jego duszy do czego zdolne są smocze dzieci.

72850_20160809221200_1

Uczymy się przy tym krzyku (Thu’um) – rodzaju smoczej mowy, która posiada w sobie niezwykłą moc. Nasze pierwsze słowo to Fus (siła). Jego wykorzystanie pozwala zwalić przeciwników z nóg na chwilkę. I popędzić towarzyszy, by przebierali nogami.

Zaraz po tym niesamowitym zjawisku otrzymujemy wezwanie od Siwobrodych (Greybeards), aby się z nami spotkać, ponieważ chcą się przekonać na własne oczy (i uszy), czy rzeczywiście nosimy w sobie duszę smoka. Zadanie jest proste: mamy sobie na nich krzyknąć, aby mogli poczuć oni siłę naszego Thu’um. Bardzo mi się to podobało, bo przy pomocy Fus popychałem ich na prawo i lewo. Po udanym teście uczymy się dwóch kolejnych słów: Ro (równowaga) i Dah (odepchnięcie), co sprawia, że nasz atak jest dużo bardziej skuteczny.

Tutaj jednak utnę fabułę. Do tych, którzy myślą, że opisałem spory kawałek fabuły – bądźcie spokojni. To, co tutaj opisałem jest niewielką częścią głównego wątku i niesamowicie małą częścią wszystkich dostępnych misji, nie mówiąc już o ilości wyborów, jakie można dokonać. Same misje poboczne potrafią mieć swój wątek i ciągnąć się przez dłuższy czas. Dodatkowo mamy misje związane z instytucjami (np. Akademia Magów w Zimowej Twierdzy – Witherhold College, Gildia Złodziei – Guild of Thieves), możez wybrać między walką z Imperium lub rebeliantami z Gromowładnych (a temu też towarzyszy spora ilość zadań i miast do podbicia).

Pozwólcie, że rozbiję mój werdykt odnośnie gry na poszczególne kategorie.

Fabuła

Jak się domyślacie, fabuła pochłonęła mnie całkowicie. Misje są ciekawe, nie opierają się tylko na zabierz-przynieś-odczep się. Do niektórych postaci wielokrotnie wracamy, aby uzyskać pomoc w walce z przeciwnościami losu. Niektóre można nawet odsunąć od władzy podczas swoich wyborów.

Dodatkowo mamy misje poboczne, instytucje, czy organizacje, gdzie dołączenie do nich równa się z oddaniem się w szpony bóstwa w momencie naszej śmierci. Zastanawiam się, co będzie po śmierci mojego bohatera: w końcu dołączyłem wszędzie, gdzie się da, więc koniec końców ilość tych bóstw czekających na moją pośmiertną posługę zebrała się od groma. Co za tym idzie oni się chyba o mnie pobiją, gdy dziewiąte życie Khajiita się skończy.

Jedyny minus fabuły, który mnie dobijał to pomimo bycia jedynym ratunkiem dla świata, wszyscy traktują Cię jak popychadło. Wchodzisz do miasta po uratowaniu świata, a strażnik zaczyna Ci grozić i kończysz w więzieniu. No przepraszam bardzo, że wszystkich uratowałem. To niechcący było.

Grafika

Grafika jest całkiem dobra, tylko niesamowicie wyblakła. No i cienie tak trochę padają tak jak nie trzeba. Domyślam się, że to po prostu kwestia dostosowywania starego silnika graficznego do teraźniejszych wymogów graczy. Aczkolwiek to można poprawić modami, czy komendami w grze. Ja starałem się grać na klasycznej, niezmodyfikowanej wersji, delektując się surową, ale wciąż ładną grafiką od Bethesdy. Moim zdaniem da się ją przeżyć, a są i miejsca, gdzie można tylko stanąć i podziwiać (i to też robiłem).

Minusem grafiki były błędy z oświetleniem, przez co niekiedy nie widziałem nic w pomieszczeniu, w którym znajdowało się źródło światła, podczas gdy jeden radioaktywny grzybek w jaskini oświetlał ją całą.

Muzyka

Muzyka w grze jest po prostu magiczna. Walka ze smokiem nie byłaby taka mistyczna, gdyby nie pradawna pieśń śpiewana w języku smoków, co brzmi bardzo naturalnie, zważając na fabułę gry. Do muzyki nie mam zastrzeżeń, a oto mały przykład dlaczego:

O samej muzyce wypowiem się jeszcze w ciekawostkach, bo to bardzo obszerny temat w tej grze.

Rozwój postaci

Rozwój postaci i idące razem z tym umiejętności jak kowalstwo, łucznictwo, magia pochłonęły mnie całkowicie. Z oddaniem tłukłem się przez ruiny krasnoludzkich miast, aby wyzbierać ichniejszy metal i nauczyć się tworzyć zbroje ze smoczej łuski i bronie ze smocznych kości.

72850_20160827212755_1

Z jeszcze większym oddaniem dawałem sobie tyłek skopać, by się leczyć non stop i rozwijać lecznictwo. Wszystkie umiejętności rozwija się w trakcie rozgrywki po prostu je używając. Także przykładowo walka jedną bronią owocuje w rozwój broni jednoręcznych, podpalanie wszystkiego jak leci rozwija magię destrukcji (i sprawia, że strażnicy każą Ci przestać, ale kto by się przejmował płonącym strażnikiem).

Każdy nabyty poziom daje nam punkt rozwoju, którym można wzmacniać nasze umiejętności (przykładowo nasz lekki pancerz ma zwiększoną obronę o 20% z każdym zainwestowanym punktem rozwoju).

Jeżeli wykonuje się misje poboczne dla niektórych organizacji, można wtedy do nich dołączyć i zyskać możliwość zmieniania się w różne, dziwne kreatury, a co za tym idzie pojawia się też możliwość rozwoju postaci po przemianie.

Elementy dodatkowe

Gra oferuje masę innych rzeczy, o których mógłbym książkę napisać, bo jest ich tak wiele. W grze stoją puste domy czekające na Ciebie i Twoje złoto, aby je zająć i wypełnić meblami. Wraz z dodatkiem Heartfire można samemu stawiać domy, których budowanie było ciekawą, ale zasobożerną i czasochłonną sprawą. Za pomocą specjalnego amuletu można poślubić dowolengo sprzymierzeńca w grze (bez względu na płeć) i osiedlić się w wybudowanym domu. Ciekawą rzeczą jest też wydobywanie surowców i ich odnawialność po trzydziestu dniach w grze.

72850_20160819001639_1
Dom na jaki mnie stać…

Najzabawniejszą rzeczą w Skyrim jest fizyka. W rzeczywistości wbiegnięcie w przedmiot większy i cięższy od nas nie sprawi, że znacznie się od przesunie. W Skyrim wystrzeli niczym pocisk przed siebie.

Z każdym stawianym krokiem można odkryć nową ciekawostkę, poznać nową rzecz, bądź znaleźć tajemniczy surowiec, który wykopać można jedynie specjalnym narzędziem. Mógłbym pisać i pisać o tego typu rzeczach, ale wolę zostawić to Wam do odkrycia.

Odczucia grania na Linuxie

Jak niektórzy wiedzą, gram w gry na systemie operacyjnym, o którym niektórzy nie mają nawet pojęcia. Postanowiłem opisać krótko moje odczucia grania na systemie, na który ta gra nie została nigdy wydana.

Grałem używając Wine – czegoś, co nazwałbym tłumaczem między działaniem gry i aplikacji na Windowsa, a Linuxem – systemem, którego obecnie używam.

Grę zainstalowałem przez windowsową wersję Steama bez problemów. Od razu uruchomiłem ją i rozpocząłem prygodę. Ponad 110 godzin przegranych i nie miałem żądnych problemów z tytułu grania na innym systemie niż rekomendowany. Miałem stabilne 60 klatek na sekundę przy maksymalnych ustawieniach grafiki. Jedyne, co było nieco irytującą ciekawostką to fakt, że gra z dodatkami nie chciała się wyłączyć, ale bez dodatków robiła to jak należy. Znak od gierkowych bogów, by gry nie wyłączać!

Jak dla mnie efektywność i płynność gry była zadowolająca. Linux i Wine mają ode mnie 9/10 za tę grę.

Ogólna ocena

Powiem w skrócie: polecam. Jak jeszcze polatałem sobie na smoku to tym bardziej jestem skory polecić. Gra ma naprawdę dużo ciekawych elementów, które razem dają niezliczoną ilość godzin do przegrania i cieszenia się fabułą.

Pomimo 110 straconych na tę grę, wciąż nie dotarłem do jej końca. Wciąż jest wiele do odkrycia. I to zamierzam robić: odkrywać.

Mefisto

#037. The Elder Scrolls V: Skyrim Read More »

#033. Dying Light: Trochę bugów, trochę ciekawostek

Jak możecie zauważyć, cały wygląd bloga został przerobiony i dostosowany do jego głównej tematyki, czyli gier. O smoku z nagłówka wypowiem się w recenzji gry, którą niedawno przyszło mi ukończyć (to będzie pierwsza kompletna recenzja gry na tym blogu!). Dodatkowo całe menu (w końcu) znajduje się w widocznym miejscu, czyli na górze strony. Ciekawe ile osób zauważyło, bo wygląd ten wisi na stronie od ostatniego wpisu.

Mam nadzieję, że nowy wygląd przypadnie Wam do gustu.

A tymczasem wróćmy do rzeczywistości, jaką jest kochana sieczka zombie zwana Dying Light. Jako, że gram z Szanownym Smokiem, ukończenie gry jest zależne od jego chęci, których nie ma w tej chwili wcale. To samo tyczy się nakręcenia filmu, który Wam obiecałem. Kiedyś to zrobię, nie wiem tylko kiedy.

Mam za to całkiem sporo ciekawych screenshot’ów i nieco ciekawostek, które pragnąłbym Wam pokazać. Gry w końcu mają to do siebie, że lubią być nieco humorystyczne. Czasem niekoniecznie umyślnie. Czasem z naszą małą pomocą.

Zacznijmy od tego, że gra zawiera masę tzw. Easter Egg’ów, czyli żartów od twórców gier. Nie dotarłem do wszystkich, bo niektóre dostępne są dopiero, gdy się ruszy z fabułą (a to jest kwestia zależna od Smoka), ale podzielę się tymi, które już znalazłem.

Nie będzie to ambitny wpis, ani żadna opowieść o tym, jak maltretuję definicję grania. To po prostu zbiór screenshot’ów dla poprawienia humoru.

239140_20160703215207_1
W prawym dolnym rogu autobusu znajdziecie wywieszkę “happy driver”. Też byłbym szczęśliwy mając taki autobus.

Ten Easter Egg jest bardzo ambitny, bowiem jeśli powiększycie drugie zdjęcie i użyjecie aplikacji do skanowania kodów kreskowych (np. Barcode Scanner), uzyskacie linka do strony, na której ktoś relacjonował inwazję zombie na miasto. Dla tych, którym nie chce się kombinować ze skanowaniem, oto link do strony.

(Mała adnotacja: weźcie proszę pod uwagę, że ostatnio strona się nieco wykrzacza i może się w pełni nie załadować)

239140_20160707231333_1
Zdjęcia rodzinne: jakieś małżeństwo, jakiś budynek (świątynia?) i chyba jakiś szatan
239140_20160707232246_1
Gdzieś już widziałem ten mieczyk… (link)
239140_20160708235737_1
Idziemy zdobyć plany na śmiercionośną broń, praktycznie jedną z najmocniejszych i o… króliczki. Różowe.

Nawiązanie do Excalibura (w grze zwał się EXPcalibur), który powoli wyciągało się ze skały i ciała. Bardzo powoli. BARDZO. BAAARDZO. Na koniec, jak widzicie, zwłoki płoną zostawiając nam plany jak taki mieczyk stworzyć.

239140_20160723184727_1
Ci biedni ludzie zaginęli! Trzeba ich odnaleźć! Trzeba im pomóc! Przy okazji widział ktoś gdzieś mojego kota?
239140_20160723193150_1
Liczba dzieci się tajemniczo zredukowała. Ciekawe czy ma to związek z napisem obok “POTRZEBNE JEDZENIE”?
screenshot-1
TECHLAX czyli lek od Techlandu. Na wypadek, jakby Ci się gra nie spodobała. Sprytnie, sprytnie.
screenshot
Najlepsza mama na świecie. To mnie zmiotło i pogrążyło. Przynajmniej jest zadowolona.

W grze nie brakuje też odrobiny polskich akcentów (w końcu wydane przez polskiego wydawcę).

screenshot-5
Film o młodej kobiecie, która wygląda i ubiera się jak starsza i ma strzelbę na koty. No i nazywa się Magda. Z chęcią poznałbym jej historię.
239140_20160711213747_1
To chyba fasolowa… A potem chodzą takie śmierdzące zombie i zanieczyszczają powietrze!
239140_20160723192409_1
Kogo babcia miała taką kuchenkę (albo podobną) ręka do góry!
screenshot-4
Bez Polskiej Szynki ta gra nie byłaby taka sama (ona jest wszędzie, to prawie jak inwazja).

Grając można też uzyskiwać zabawne efekty. Całkiem przypadkiem.

239140_20160705215932_1
Co tam horda zombie, co tam jacyś bandyci. Czasem trzeba się zrelaksować!
239140_20160717222352_1
Jeżeli dobrze wymierzycie trajektorię uderzenia i weźmiecie pod uwagę jego siłę, będziecie mogli pomóc losowemu bandycie się wyspać.
239140_20160709004001_1
Ludzie są ognioodporni. Zombie już nie. Brzmi logicznie.

Mamy też Smoka, który udowodnił, że zawisnąć da się na wszystkim. Nawet jeśli oznacza to zintegrowanie się z otoczeniem.

239140_20160717220700_1
Ten zombie postanowił porzucić swoje dotychczasowe życie i zostać tancerzem. A co Ty zrobiłeś/aś, aby spełnić swoje marzenia?

Oczywiście gra bez bugów to gra stracona. W szczególności, jeśli bugi są zabawne, a nie przeszkadzają w grze.

239140_20160709173429_1
Gałki oczne tego pana przechyliły się permanentnie i przez cała rozgrywkę patrzył się na mnie, jakby zobaczył rzeczy, których nie chciał widzieć. A Smok biegał tam przecież w ubraniu… (ja chyba zresztą też, ale tego potwierdzić nie mogę) 🙂
239140_20160708002151_1
Ten zombie stał przed wejściem i wkurzał się, bo deszcz padał, a my nie pozwalaliśmy mu wejść do środka. Chwilę później dostał prądem i mu przeszło.
239140_20160711221029_1
Ten zamyślony wzrok głównego bohatera, rozważającego jak wielkie będzie musiało być jego poświęcenie, aby ocalić to miasto… I te majestatyczne cienie gałek ocznych lewitujących pośród niczego. Moja teoria jest taka, że uciekając przed zombie, cień Smoka zgubił twarz.

I to na tyle z mojej kolekcji screenshot’ów. Mam nadzieję, że komuś poprawiły humor. Dying Light to doskonała gra, w której generowanie śmiesznych momentów wychodzi naturalnie, jak gdyby było to wręcz umieszczone w kodzie gry. Zdecydowanie takie rzeczy chciałbym widzieć w grach.

Mefisto

#033. Dying Light: Trochę bugów, trochę ciekawostek Read More »

#024. Ghost of a Tale – dzielny, mały myszor

Przyznam bez bicia, że gra wciągnęła mnie na tyle, że przeszedłem całą dostępną zawartość. Nie oznacza to jednak koniec gry; to jest dopiero początek przygód. Z racji faktu, że gra jest jeszcze tworzona, spora część gry jest jeszcze nie ujawniona. Ghost of a Tale zostało udostępnione na zasadzie Early Access, czyli niepełnym produkcie, którego kupienie pozwala finansować dalszy rozwój. Co mogę powiedzieć? Mam nadzieję, że ciąg dalszy nastąpi już wkrótce.

Wracając jednak do moich odczuć. Ledwo co napisałem o niedoskonałościach gry, a już następnego dnia wypuszczono łatkę, która poprawiała stabilność gry i naprawiła nieco problemów. Niestety poprawka dla wariującej myszy nie została wydana, ale po cichu liczę, że kiedyś ten dzień nastąpi.

Przeszedłem niemal wszystkie zadania, poza jednym, gdzie trzeba znaleźć róże dla żony. Niestety nie udało mi się znaleźć jednej i zostawiam to zadanie na później. Skończyłem za to wszystkie pozostałe misje i zebrałem wszystkie przebrania.

(Przykłady niektórych strojów)

Gra zaskoczyła mnie w tym miejscu, ponieważ te przebrania stosuje się do oszukiwania stworzeń w grze, aby pozyskać od nich potrzebne przedmioty. W tym momencie pojawia się postać żaby pirata, która miała się więcej nie pojawić. Okazała się jedną z bardziej istotnych postaci, bo posiadała potrzebne nam przedmioty. Aczkolwiek zachowywała się jakby się za dużo rumu napiła albo chciała nam dać w kość, bo, przysięgam szczerze, miałem ochotę ją w odpływ wepchnąć. Jedyne, co ją uratowało to dyby na głowie. Dlaczego? Bo pomogłem jej opróźnić wiaderko, a w nim był przedmiot niezmiernie mi potrzebny. Musiałem go potem szukać po kanałach, a tam spotkałem się z pijawkami, bardzo nieprzyjaznymi pijawkami. Jedyny plus to taki, że zebrałem sporo Florinów.

417290_20160802192045_1

Można też zebrać elementy szczurzej zbroi i biegać w niej po terenie więzienia. Szczury uważają cię wtedy za przymałego szczurka. Oczywiście ta swoboda ma swoją cenę: ciężar zbroji sprawia, że wleczesz się godzinami do wszelkich lokacji, ale będę z Wami od razu szczery: gra jest na tyle ciekawa, że się tego tak nie odczuwa.

Dodatkowo nauczyłem się paru umiejętności od moich mysi tworzyszy, którzy pałają się złodziejstwem, w ramach zapłaty za pomaganie im. I za śpiewanie im kołysanki. Gra znowu mnie zaskoczyła.

Jaki jest mój werdykt na temat gry? Polecam. Bardzo mocno polecam. Nawet nieskończoną, z błędami i wszelkiej maści niedoskonałościami. Fabuła i mechanika gry zdecydowanie pozyskały moje zainteresowanie, a uroczy Tilo szukający żony skradł mi serce. Chociaż jest niewielki i dosyć łatwo go zranić, podejmuje ryzyko i udowadnia, że nawet mały może wiele, jeśli tylko znajdzie odwagę w sobie.

Kolejny wpis o tej grze pojawi się w momencie, gdy zostanie odblokowana dodatkowa zawartość. Niestety nie jestem w stanie udzielić informacji, kiedy to będzie, ale mam nadzieję, że nastąpi to niedługo.

A tymczasem wracam do świata gier szukać innego zabijacza czasu, aby wypełnić wolne chwile.

Mefisto

#024. Ghost of a Tale – dzielny, mały myszor Read More »

Scroll to Top