gra

#305. Islanders

1046030_20190621231516_1

GrizzlyGames wydało w kwietniu 2019 grę o nazwie Islanders, która podbiła moje serce swoją prostotą, przyjemną grafiką i niebywałym klimatem. Tutaj nie trzeba być zapalonym graczem, aby docenić ten niesamowicie prosty i zarazem zajmujący tytuł.

Islanders to pozycja, którą sam twórca określa jako “minimalistyczna gra strategiczna”. Rzeczywiście jest niesamowicie minimalistyczna – musimy jedynie wybierać pakiety budynków (rolnicze, mieszkalne, rybackie, ozdobne, itd.) i ustawiać je na niewielkich wyspach zbierając odpowiednią ilość punktów, aby kontynować rozgrywkę do momentu, aż będziemy mogli przenieść się na kolejną wyspę.

1046030_20190621232005_1

Utrudnieniem i jednocześnie ułatwieniem jest fakt, że budynki potrafią przyznawać lub też je odejmować sobie bonusowe punkty, jeśli stoją obok siebie. Gra pokazuje dokładnie punktację nim jeszcze umieścimy budowlę na mapie, więc możemy swobodnie ją przemieścić w dogodne miejsce. Nie wszędzie też możemy budować – nie każdy teren nadaje się np. na umieszczenie farmy, czy kopalni.

Moją ulubioną mapą była taka, gdzie wyspy były niezwykle malutkie, a ja musiałem stawiać wszystko na drewnianych platformach. Było to niezwykle ciekawe podniesienie poprzeczki, bo miejsca było naprawdę mało, a z każdą turą dostawaliśmy tylko jedną platformę.

1046030_20190622021822_1

Przyznam bez bicia, że to najprzyjemniejsza gra w jaką ostatnio grałem. Tutaj nie ma żadnej fabuły, żadnej filozofii – jest tylko potrzeba rozbudowywania wysp i wędrowania dalej. Z każdym poziomem robi się coraz ciężej, a jednocześnie coraz więcej budowli zostaje odblokowanych i możemy stawiać coraz to większe i piękniejsze miasta. Oczywiście pod warunkiem, że starczy nam na nie miejsca.

Potrzebowałem ostatnio wytchnienia, odrobinę prostoty i w grze Islanders ją znalazłem. To miły i spokojny przerywnik między zajęciami, który pozwala naładować baterie zanim wyruszy się w dalszą podróż życia codziennego.

Zdecydowanie polecam!

Mefisto

#305. Islanders Read More »

#301. Star Wars: Knights of the Old Republic

32370_20190601002957_1

Star Wars: Knights of the Old Republic to tytuł z 2003 roku, który powstał dzięki studiom BioWare i LucasArts. Miałem to szczęście zapoznać się z nim w czasach mojej bardzo wczesnej młodości. Pierwszy raz grałem w tą grę jakieś 13 lat temu i przechodziłem ją z równie zapartym tchem, co teraz.

32370_20190601003159_1

Naszą postacią jest zwyczajny nikt – w moim przypadku żołnierz Republiki o imieniu Mefisto (oryginalnie, co nie?). Znajdujemy się całkiem przypadkiem na pokładzie statku Endar Spire na polecenie samej Bastilii – młodej Jedi o niesamowitej mocy jaką jest bitewna medytacja. Dzięki tej zdolności może ona wspierać dowolne oddziały, aby z niesamowitym refleksem i dyscypliną pokonywały przeciwników.

32370_20190601003525_1

Wróćmy jednak do naszego bohatera. Na jego nieszczęście statek zostaje zaatakowany przez oddziały Sithów. Spotykamy Traska, który powiadamia nas o tym zdarzeniu i jednocześnie wplata w swoje wypowiedzi samouczek, co jest po prostu straszne (“atakują nas Sithowie, obróć kamerę za pomocą myszy, a potem kliknij na tamtą skrzynkę, aby wziąć ekwipunek”). Nie psuje nam on jednak klimatu gry – dosyć szybko dorywa go Sith i już więcej o nim nie słyszymy. My za to przemierzamy cały statek, aż spotykamy Cartha. Dowiadujemy się, że wszyscy zdążyli się ewakuować i zostaliśmy tylko my. Pakujemy się do ostatniej kapsuły ratunkowej i wyruszamy w stronę planety Taris.

Kiedy tylko nasza postać odzyskuje przytomność, mamy szansę porozmawiać z Carthem odnośnie całej tej sytuacji. Przy okazji dowiadujemy się, że podczas naszej “drzemki” wzięliśmy z nim ślub… Dobra, żartuję – twórcy gry po prostu urozmaicili rozgrywkę niebanalnymi kłótniami z naszym towarzyszem tak, jak gdyby był on w wieloletnim związku małżeńskim z naszą postacią i od czasu do czasu musiał się z nami podroczyć. 😉

Carth na starcie zdardza nam, że musimy odnaleźć Bastilę, aby przypadkiem nie dopadli ją Sithowie. Oznacza to tarabanienie się po wszystkich dostępnych lokacjach w Taris, zbieranie towarzyszy – Twi’leka Mission i Wookiego Zaalbara, wykonywanie wszelkich możliwych misji, aby zbliżyć się do naszego celu i ostatecznie uratowanie Bastilii. Chociaż ona twierdzi inaczej…

32370_20190604003846_1

Po uwolnieniu naszej zadufanej w sobie Jedi spotykamy Mandaloriana (Mandalorianina?) Canderousa oferującego nam pomoc w ucieczce z Taris. Jako że planeta znajduje się pod okupacją Sithów musimy im zwędzić kody startowe, aby ich działa nie zestrzeliły nas na dzień dobry. Następnie udajemy się do pracodawcy Canderousa – Davika – aby ukraść mu statek: Mrocznego Jastrzębia (Ebon Hawk).

32370_20190604221932_1

Planetę udaje się opuścić w ostatnim momencie, bowiem Malak – zły Władca Sithów – zarządza ostrzelanie Taris, aby tylko pozbyć się irytującej go Jedi. Na pokładzie Mrocznego Jastrzębia rozmawiamy z Bastilą, która informuje nas, że jesteśmy silni w mocy. Bardzo silni! Dodatkowo łączy nas tajemnicza więź z młodą Jedi, przez co mamy dziwne wizje z jej przeszłości, kiedy to stawiła czoła mistrzowi Malaka – Revanowi.

Z tego też tytułu Bastila zabiera nas na Dantooine, aby przedstawić nas mistrzom Jedi. Nim jednak lądujemy na planecie mamy kolejną wizję, w której widzimy tajemniczy artefakt – mapę… Informujemy Radę Jedi o tym ewenemencie i po przyśpieszonym kursie zostania Jedi udajemy się do przedziwnych ruin znajdujących się nieopodal. Po przejściu prób starego robota liczącego sobie ponad 20 tysięcy lat dowiadujemy się o Gwiezdnej Kuźni (Star Forge) i innych Gwiezdnych Mapach (Star Map) skrywających jej lokalizację.

Udajemy się na Maanan, Kashyyyk, Tatooine i Korriban, aby odkryć, co też dało Revanowi i Malakowi – bowiem wizje okazują się ich wspomnieniami – taką przewagę nad Republiką. Na każdej z tych planet znajduje się jedna Gwiezdna Mapa, ale między nami a nią są dziesiątki zadań do wykonania.

W międzyczasie dowiadujemy się o historii Cartha, który Revana i Malak uważał za bohaterów Wojen Mandaloriańskich, ale ci zwrócili się w stronę ciemnej mocy i zaatakowali Republikę. Nasz towarzysz porusza też temat zdrady – admirał Saul Karath, pod którym służył, zdradził wszystkich, aby przyłączyć się do Sithów i ostrzelał Telos – dom Cartha – przez co ten stracił miłość swojego życia, a jego syn zaginął.

Podczas szukania kolejnej mapy Mroczny Jastrząb zostaje złapany przez statek admirała Karatha. Dochodzi do walki z nim i Darth Malakiem, z której wychodzimy w miarę cali i zdrowi, aczkolwiek powstaje między nami lekkie spięcie z powodu informacji, jaką podzielił się umierający Saul z Carthem.

Okazuje się, że Darth Revan nie zginął przy starciu z Bastilą. Chociaż Malak ostrzelał jego statek z zamiarem zabicia swojego mistrza, ten przeżył, a młoda Jedi utrzymała go przy życiu. Jego obrażenia były na tyle ciężkie, że jego umysł nie przetrwał tego, więc Rada Jedi utworzyła dla niego nową osobowość – osobowość, którą my tworzymy grając naszą postacią. Kiedy Bastila podtrzymała nasze życie, utworzyła się między nami więź. Dzięki temu pomagała nam wydobyć część naszych wspomnień o Gwiezdnej Kuźni, aby móc odnaleźć jej lokalizację i zniszczyć ją raz a na dobre.

Bastila powstrzymuje Malaka, abyśmy z innymi postaciami mogli uciec.

32370_20190616011211_1

Nasza wędrówka trwa, aż odkrywamy lokalizację Gwiezdnej Kuźni. Nie udaje się nam jednak na nią dotrzeć, bo dziwna siła ściąga Mrocznego Jastrzębia na nieznaną nikomu planetę (dla ciekawskich: nazywa się ona Rakata Prime). Spotykamy tam rasę Rakata: twórców Gwiezdnej Kuźni, niegdyś zaawansowanej cywilizacji, która łączyła technologię z mocą. Dowiadujemy się, że przestali być potęgą w momencie, kiedy z tajemniczych powodów zostali odcięci od mocy, a inne rasy-niewolnicy zaczęły rozwijać się nie mając nad sobą nikogo, kto trzymałby w ręku bat.

32370_20190616210448_1

Fabuła zapoznaje nas z Jedynym (The One) – przedstawicielem prymitywnych Rakata nie znających żadnej technologii, a Starszyzną (The Elders) mającą dostęp do wiedzy ich poprzedników i niektórych z ich rozwiązań technologicznych. Gra daje nam możliwość wybrania tej grupy, która ma nam pomóc z dostaniem się do Gwiezdnej Kuźni i powstrzymaniem Malaka.

KOTOR jest bardzo zajmujący i niesamowicie opowiada historię Revana. Mamy szansę budowania nowego bohatera lub przekleństwa Republiki na swój własny sposób, opcje dialogowe dają nam szansę podążania jasną lub ciemną stroną mocy, a arsenał broni i ulepszeń otwiera nas na nieco turowy sposób walki w tej grze.

Sam rozwój postaci dzieli się na atrybuty, cechy, moce i umiejętności. Jest tego wystarczająco, aby stworzyć silną postać, która, jeśli jest taka potrzeba, potrafi się przedzierać przez zastępy wrogów w pojedynkę. W moim wypadku zależało mi, aby iść i w atak, i w leczenie, aby móc balansować między zadawaniem, a otrzymywaniem obrażeń. Taki paladyn Jedi!

32370_20190604003533_1

Gra ma też swoje mini-gierki takie jak wyścigi ścigaczy, czy karcianą grę Pazaak, a także masę zagadek logiczno-matematycznych, dzięki którym możemy odblokować niedostępne dla nas lokacje lub przedmioty. Pazaak jest świetnym zabijaczem czasu, ale i sposobem na zgromadzenie niemałej fortuny do kupowania lepszych przedmiotów lub ulepszeń.

Jedyne, co mnie męczyło to częste błędy gier, gdzie moja postać nie mogła się ruszyć, więc musiałem przełączać się na postacie poboczne lub zapisywać i załadowywać grę. Zwalam to jednak na wiek gry i brak odpowiedniej kompatybilności z dzisiejszymi systemami.

Grę zdecydowanie polecam, bo jest ona bardzo dobrą opowieścią, gdzie stoimy za sterami naszej postaci i tylko do nas zależy, w którą stronę popłyniemy.

Mefisto

#301. Star Wars: Knights of the Old Republic Read More »

#297. Cultist Simulator

718670_20191208015055_1

Cultist Simulator to gra wydana w maju 2018 przez studio Weather Factory. Sam jej tytuł zdradza wokół czego krążyć będzie fabuła aczkolwiek twórcy bardzo postarali się, aby do gry karcianej dopisać opowieść.

Zaczynamy jako jedna z wielu dostępnych postaci. Najwygodniej grało mi się lekarzem, bo od razu mieliśmy stałą pracę, a wstęp do naszej okultystycznej opowieści praktycznie rozwijał się dzięki naszemu zawodowi. Warto zaznaczyć, że zarabianie pieniędzy jest najważniejszą rzeczą, bo bez niej nie mamy szansy leczyć się w przypadku choroby (a te męczą nas co chwilę). Nie wspomnę już o tym, że nie stać nas na podstawowe życie, więc gra kończy się tak szybko, jak się zaczęła.

Przejdzmy jednak do fabuły: chodząc do pracy mamy styczność z trudnym pacjentem, który nazywa się Mefisto (hmmm). Otwiera nam on oczy na widok kojący duszę, na dźwięki pieszczące uszy… Dzięki niemu możemy powoli stawiać pierwsze kroki w kierunku budowania naszego kultu.

718670_20191209232346_1

Opiera się to na odpowiedniej analizie danych nam kart. Możemy nad nimi pracować albo je studiować, albo śnić o nich, albo rozmawiać o nich… Jest wiele dróg, chociaż nie każda jest właściwa. Czasem przekonujemy się o tym w drastyczny sposób.

Wraz z rozwojem naszego kultu pojawiają się postacie poboczne, które moją nam pomóc ofiarując wiedzę w zamian za Sprintrię – walutę w naszym mrocznym świecie. Mamy depczącego nam po piętach detektywa zbierającego dowody, aby wsadzić nas za kratki. Jest też cała masa kultystów gotowych poświęcić się (z własnej bądź nie) woli ku naszemu oświeceniu.

718670_20191214233648_1

Z naszymi naśladowcami możemy romansować, ale jest to rzecz wymagająca pielęgnacji. Za pierwszym razem o tym nie wiedziałem i mój kochanek się na mnie obraził, a potem założył swój kontrkult. Próbowałem to naprawić, zacząłem zyskiwać jego zaufanie i w ramach pojedniania przypadkiem go spaliłem. Przy innej rozgrywce ściągnąłem klątwę na moją kochankę i zeżarły ją robaki. A na sam koniec moją kolejną dziewczynę zamknięto za mnie w więzieniu. To tyle w kwestii tego, czy warto mnie brać na męża. 😉

Naszych kochanych kultystów możemy wysłać też, aby “odwiedzili” inne kulty lub świątynie. Ma to na celu pozyskanie nam funduszy i materiałów do rozwoju: na przykład książek. Z nich możemy czerpać tajemniczą i niebezpieczną wiedzę. Niektóre jednak są napisane w innym języku i tutaj musimy znaleźć kogoś, kto zostanie naszym nauczycielem. W niektórych przypadkach trzeba wezwać na pomoc zmarłych.

Mamy też motyw przekraczania kolejnych drzwi oświecenia. Im dalej, tym ciężej do nich dotrzeć i tym więcej ofiar wymagają. I chociaż zdawałoby się, że jest to cel naszej opowieści, to jednak gra ma poukrywane inne zakończenia. Oczywiście możemy przegrać i umrzeć (z głodu, z depresji, zostać złożonym w ofierze) lub zostać aresztowanym. Możemy też nie wygrać, ale i nie przegrać np. przeżywając zwykłe życie u boku ukochanej osoby lub pracując i odnajdując w tym szczęście.

Ile razy grałem w Cultist Simulator, tyle razy odkryłem, że nie ma jednego skutecznego sposobu na przejście gry. Każda rozgrywka to nowe przeżycie, nowe odkrycia i intrygi. Za każdym razem przeskakujemy na różne akapity tej samej opowieści i układamy ją na nowo, tworząc naszą własną, niepowtarzalną historię. Bo, jak już wspomniałem, nie ma jednego sposobu na przejście tej gry.

718670_20191221222037_1

Tytuł ten jest pokręcony, mroczny, czasem zabawny, a czasem przerażający. Przede wszystkim jest jednak zajmujący, bo przyssałem się do niego na kilkanaście długich godzin szukając swojego sposobu na dotarcie do końca. A koniec za każdym razem był inny i w sumie to wciągnęło mnie najbardziej.

Dlatego też polecam go z całego serca!

Mefisto

#297. Cultist Simulator Read More »

#292. Star Wars: The Force Unleashed II

32500_20190522210055_1

Zakasałem rękawy i wziąłem się za kontunuację The Force Unleashed wydaną przez LucasArts w październiku 2010. Tym razem, co muszę przyznać, twórcy postarali się bardziej i stworzyli grę, która opowiadała kawałek krótkiej, ale nie pociętej na kawałki historii. Pozwólcie, że Wam ją przedstawię.

Jako ciekawostkę dodam, że wyczytałem, iż nasz bohater Starkiller nazywa się Galen Marek.

Wszystko zaczyna się na planecie Kamino, gdzie Darth Vader klonował na potęgę naszego protagonistę. Wszystko po to, aby uzyskać idealnego klona, który pozbawiony byłby wspomnień Galena, co było przyczyną szaleństw wszystkich kopii. Spotykamy tam naszą postać będącą prawie idealnym klonem – prawie, bo wciąż czujemy coś do Juno i mimo wyraźnych rozkazów nie jesteśmy w stanie zniszczyć droida imitującego jej wygląd.

32500_20190522214902_1

Targany strzępkami wizjii z życia Starkillera uciekamy od swego mistrza i udajemy się na planetę o nazwie Neimoidia, gdzie według tego, co powiedział nam Vader, znajduje się Generał Kota. Tam mierzymy się z masą Szturmowców i wielgachnym potworem Gorogiem, aby ostatecznie uciec i po podróży “w poszukowaniu samego siebie” udać się do rebeliantów. Oczywiście po to, aby tym razem uratować Juno.

Przybywamy w momencie, gdy rozpoczyna się atak na flotę rebelii, więc sprężamy się i lecimy w te pędy, aby ratować wybrankę naszego serca. Niestety ubiega nas Boba Fett, który na zlecenie Mrocznego Lorda porywa blondynkę i wraca z nią na planetę Kamino.

Starkiller wraz z rebeliantami przypuszcza atak na fabrykę klonów. Nasz bohater porusza się po budynku na równi z oddziałami generała, ale ma tylko jeden cel: znaleźć Juno. Po długiej i nieco męczącej przeprawie udaje nam się dotrzeć do Vadera, gdzie toczymy zajadły pojedynek z naszym byłym mistrzem i masą nieudanych, krzyczących w śmieszny sposób klonów.

Gra daje nam możliwość dwóch zakończeń (jasnej i ciemniej strony), ale odniosłem wrażenie, że żadne nie kończy się tak do końca dobrze, jeśli weźmie się pod uwagę fabułę z filmu. Jednak tym razem poczułem się, jakbym przeszedł kawałek dobrej historii, która miała ręce i nogi. Chociaż przyznam, że jestem zawiedziony, bo zajęła mi ona 9 godzin (z czego trzy gra sobie po prostu chodziła, bo musiałem zrobić sobie przymusową przerwę).

Jeśli chodzi o mechanikę gry to nie zmieniła się ona ani trochę. W sumie to miły akcent, bo nie lubię uczyć się sterowania na nowo. Przy okazji samouczek pokazał nam nieco zaawansowanych ataków, do których musiałem w pierwszej częśći dotrzeć sam. Niestety zapomniałem jak się ulepsza postać, więc całą tą historię przeszedłem z tylko jedynym ulepszeniem. I, o dziwo, nie było jakoś szczególnie ciężko.

32500_20190522215801_1

W przeciwieństwie do pierwszej części Starkiller nie zmieniał co chwilę ubrań. To akurat było trochę zabawne – podczas czekania na załadowanie misji zastanawiać się, jak będzie ubrana Twoja postać. Tym razem miał na sobie trzy lub cztery stroje, więc twórcy się nie popisali… 😉

Druga część podobała mi się zdecydowanie bardziej, była mniej zjedzona przez błędy gry i wydawała się lepiej dopracowana. Owszem, miałem trochę graficznych problemów, ale z tego, co wyczytałem, to nie ja jeden, więc po prostu niektórych rzeczy nie udało się twórcom naprawić. Niestety.

Nie jestem pewien, czy mogę polecić tą grę, bo mimo wszystko dla pełni fabuły wypadałoby zagrać w pierwszą część, ale druga pokazała sporo klasy i zachwyciła mnie tam, gdzie pierwsza część wypadła bardzo słabo. Myślę, że warto jednak wspomnieć o tym, iż sporo osób było niezadowolonych z tej części (głównie z powodu bardzo krótkiej fabuły).

Decyzję, czy warto zagrać, zostawiam Wam. 😉

Mefisto

#292. Star Wars: The Force Unleashed II Read More »

#288. Grow Home

323320_20180819094925_1

Kiedyś spotkałem się ze stwierdzeniem, że prędzej krowy będą latać (albo muczeć nie tą częścią ciała, co trzeba – nie pamiętam już) niż Ubisoft wypuści jakąś grę na system Linux/SteamOS. Żadne z powyższych się nie stało, mimo iż w 2015 Reflections, studio Ubisoftu, stworzyło tą krótką, ale przyjemną grę o nazwie Grow Home.

Początek gry to moment, kiedy pierdołowaty ja spotyka niezdarnego robota o nazwie BUD. I ja wcale nie jestem w tym momencie krytyczny – podkreślam fakt, że trafił swój na swego. Wszystko tylko i wyłącznie dlatego, że BUD musi wspinać się po każdej nierówności terenu, a każdą z jego rąk obsługujemy osobno bez względu na to, czy używamy do gry myszy i klawiatury, czy pada.

323320_20180819095022_1

Nasza przygoda zaczyna się w momencie, kiedy statek-matka, który swoją drogą nazywa się M.U.M., odkrywa planetę, gdzie jest w stanie rozwinąć się życie. W tymże świecie rośnie sobie coś, co nazywa się Gwiezdną Rośliną (Star Plant). Naszym zadaniem jest wspiąć się na roślinę i rozrosnąć ją do 2 tysięcy metrów wysokości, aby ta rozkwitła i dała nam nasionka. Roślinka potrzebuje energii, aby rosnąć, a my możemy pozyskać ją ze specjalnych latających kawałków ziemi. Pnącza są jednak zdradliwe i trzeba się nasilić sterując nimi, aby rosły tam, gdzie powinny.

323320_20180819210917_1

Oczywiście im dalej, tym trudniej i łatwiej spaść roztrzaskując się na drobny pył. Nie oznacza to końca gry. Pojawiamy się w Tele-Routerze i stamtąd możemy kontynuować przygodę lub też używać przedziwnych urządzeń do podróży między innymi Tele-Routerami (bowiem BUD teleportuje się po Wifi).

323320_20180819095454_1

Kiedy uda nam się osiągnąć nasz cel, gra rzuca nam wyzwanie jakim jest odnalezienie ośmiu nasionek, które niefortunnie spadły gdzieś albo na sam dół, albo na jakieś latające fragmenty terenu. Po zebraniu ich, BUD dostaje 5 dni wolnego w ramach nagrody.

323320_20180819233035_1

Gra jest zarazem prosta, przyjemna, ale też wymaga sporej ilości skupienia. Kontrolowanie BUDa nie jest trudne, ale nie jest też łatwe (w szczególności, jak mu się poplączą nogi i się wywróci). Ręka też jest pod ciągłym obciążeniem, skoro aby poruszać się w grze, należy klikać raz jeden przycisk myszki raz drugi. BUD w sumie tego nie ułatwia, bo wiele razy potknął się o własne robo-nogi i spadł. Dlatego zawsze byłem gotowy wręcz walnąć palcami w przyciski, aby nasz robocik przykleił się do podłoża. Nie wspomnę, ile razy ręce BUDa pracowały jak należy, a całe ciało obracało się jak kurczak na rożnie…

323320_20180819095227_1

BUD może zbierać też kryształki, aby doskonalić samego siebie i mieć dostęp do ulepszeń (np. rakietowego plecaka) lub zrywać kwiatki tudzież liście i latać sobie na nich…

Zdecydowanie polecam Grow Home – w szczególności, że przy każdej możliwej okazji gra jest dosyć mocno przeceniana. To najlepszy relaksująco-stresujący zabijacz czasu, w jaki ostatnio grałem!

(Taka ciekawostka na koniec: owce też można wrzucić do Tele-Routera, ale wygląda to bardzo źle :P)

Mefisto

#288. Grow Home Read More »

#285. Star Wars: The Force Unleashed

32430_20190519021030_1

Star Wars: The Force Unleashed to gra z serii Star Wars, którą twórcy umieścili w wydarzeniach między trzecim a czwartym filmem z tej serii. Tytuł ten powstał pod skrzydłami LucasArts z premierą w listopadzie 2009. Przyznam szczerze, że to pierwszy opis gry pisany przeze mnie z taką boleścią.

Moje pierwsze odczucie jest takie, że ktoś miał bardzo dużo dobrych chęci i pomysł na ciekawą fabułę, ale pisał ją na kolanie podczas przerwy na papierosa. Postacie są świetne, podkład głosowy jest dopasowany do sytuacji, ale sama historia jest tak… niepełna? Nawet nie wiem jak to opisać – jakby zabrakło jej ducha.

Nasza historia zaczyna się od Darth Vadera przybywającego na planetę Kashyyyk w celu zabicia ukrywającego się tam Jedi. Mamy okazję pograć silną postacią, możemy rzucać czym i kim popadnie, a wrogów tniemy na plasterki w chwilę. Vader odnajduje Jedi, a wraz z nim jego syna, w którym drzemie wielki potencjał, więc zamiast pozwolić chłopca rozstrzelać, zabija swoich żołnierzy i potajemnie zabiera małego ze sobą jako swego ucznia.

32430_20190519022144_1

Następnie widzimy dorosłego już mężczyznę (zwanego przez wszystkich pieszczotliwie chłopcem), którego Vader wysyła w pogoń za różnymi Jedi. Ma go to przygotować do walki z Imperatorem u boku swego mistrza. Jednym z celi jest Generał Kota przepowiadający nam, że widzi siebie w roli naszego mentora. Oczywiście nim wyruszymy musimy uporać się z samouczkiem. Troszkę się z tym spóźnili…

W tym momencie spotykamy też Proxy – robota-zabójcę starającego się trafić na właściwy moment, aby nas zabić i pilotkę Juno, która później okaże się naszym wątkiem miłosnym. Swoją drogą spotkanie z Juno było urocze: “cześć, jestem Starkiller, miałem już siedmiu pilotów, wszyscy nie żyją”. Nie ma chyba piękniejszego sposobu na powiedzenie: “związek ze mną jest bardziej jak skomplikowany”.

Po wykonaniu zadania spotykamy się z naszym przełożonym, a ten sieka nas na plasterki i ciska nami po sali, bo szpiedzy Imperatora siedzieli nam na ogonie, a ten miał nie wiedzieć, że istniejemy. Zostajemy wyrzuceni poza statek, aby zostać później reanimowanym przez Vadera. Dostajemy nową misję: stworzyć sojusz wystarczająco silny, aby mógł pokonać Imperium.

Zaczynamy od zabrania pijanego Kota z kantyny (jakkolwiek dziwnie to brzmi), potem ruszamy na Kashyyyk, gdzie mamy znaleźć coś cennego, co należy do przyjaciela Koty. Spotykamy tam księżniczkę Leię będącą politycznym zakładnikiem, a ona daje nam zadanie uwolnienia pojmanych Wookie. Następnie wyruszamy na planetę Felucia, aby uratować senatora Baila Organa i zacząć tworzyć sojusz. W tym momencie włącza się Vader, który aresztuje zebranych senatorów, a nas próbuje (znowu) zabić. Okazuje się, że całe nasze starania były tylko po to, aby odkryć tożsamość przeciwników Imperium.

Starkiller przeżywa starcie i wyrusza na Gwiazdę Śmierci, aby uwolnić więźniów i zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem…

Mechanika gry jest prosta i trudna zarazem. Mamy do dyspozycji masę umiejętności, ale przy większości z nich musimy sami poszukać odpowiedniej kombinacji klawiszy. Z podstawowych ataków przypadły mi do gustu błyskawice, bo można było szybko siekać wszystko na odległość. Poza tym mamy też “quick time events”, które dawały nam dostęp do ciekawych sposobów wykończenia przeciwnika.

Najbardziej przypadło mi do gustu coś, co twórcy określili “realistyczną reakcją przeciwników”. Biegnący w moją stroną szturmowiec się wywalił. To było takie prawdziwe, takie piękne… Żałuję, że nie nagrywałem! Inny za to tęsknym wzrokiem patrzył się na karabin, który mu wyrwałem za pomocą mocy. To spojrzenie dokładnie opisywało to, jak bardzo miał przerąbane.

Na grę zeszło mi całe osiem godzin i jestem w szoku, ale jednocześnie mnie to nie dziwi. Fabuły było mało. Podejrzewam, że mogłoby być jej więcej, ale prawdopodobnie wycięto to i owo, aby minimalizować koszta. Historia Starkillera mogłaby być fajna, budować napięcie, a ostatecznie przeleciała mi przed oczyma i nawet nie zdążyłem poczuć tego przywiązania, jakie z reguły czuję przy porywających tytułach.

The Force Unleashed ma też taką wadę, że jest bardzo kiepskim portem z konsoli, więc błąd błędem pogania. Czytając komentarze innych graczy myślałem sobie, że przecież nie może być aż tak źle, ale myliłem się i to bardzo. Jak raz mi się wykrzaczyła gra, tak potem wykrzaczała się nagminnie.

32430_20190519214758_1

32430_20190519022051_1
Tyle błędów w grze, że aż Vaderowi łeb się od tego przegrzewa 😛

Nie mówię tej grze “nie”, ale spodziewałem się czegoś innego. Ma ona wiele ciekawych elementów, ale one – jak już wcześniej pisałem – wydają się być w pewnym momencie ucięte i ciężko się o nie zaczepić. Starałem się znaleźć coś całkowicie pozytywnego, ale to jest strasznie trudne, bo chociaż sporych ambicji twórców, gra nie spełniła do końca moich oczekiwań… Mam nadzieję, że druga część poprawi trochę zdanie o tej pierwszej.

 

Mefisto

#285. Star Wars: The Force Unleashed Read More »

#281. Kind Words

1070710_20190921214452_1

Kind Words to niezwykły tytuł, który zabiera nas w jedyną w swoim rodzaju przygodę. Ta gra została stworzona i wydana przez Popcannibal, a premiera miała miejsce we wrześniu 2019.

Ciężko mi mówić o tym tytule gra, bowiem twórcy stworzyli coś całkiem niezwykłego i dodali do tego urocze elementy z gier. Wszak w Kind Words chodzi o to, aby wymieniać się myślami: pisać o swoich problemach i otrzymywać pocieszenie od innych osób albo samemu pisać miłe słowa do tych, którym los poskąpił radości.

1070710_20190921214721_1

Przyznam szczerze, że jestem zaskoczony. Chociaż zdaję sobie sprawę, że świat gier jest złożony, rozbudowany i można w nim umieścić wszystko, to jednak stworzenie terapeutycznego pokoju po prostu mnie zdumiło. Widzę jednak, że wielu osobom takie coś dało odrobinę ulgi, gdzie można się zwierzyć ludziom ze swoich problemów, dostać masę odpowiedzi, wirtualnego poklepania po plecach i podnieść się na nogi po życiowej niedogodności.

Aby było ciekawiej mamy “Mail Deer” – jelenia-listonosza, który z nieukrywaną radością roznosi nasze listy. Gra nie pozwala na prowadzenie stałych konwersacji, ale za naszą odpowiedź możemy dostać naklejkę do kolekcji. Wielu ludzi znalazło zabawę w wysyłaniu innym brakujących naklejek, co też jest w sumie fajną rzeczą, bo chyba lepiej robić to niż się martwić. 😉

1070710_20190921222737_1

Kind Words polecam każdemu kto chce pomóc innym i każdemu kto sam potrzebuje tej pomocy. W naszym małym pokoju jest wystarczająco miejsca dla wszystkich. Przyznam, że idea i wykonanie jest piękne – mam tylko nadzieję, że ludzie nie zawiodą i nie zaczną się nad innymi pastwić.

Tytuł oczywiście polecam! Sam wchodzę co jakiś czas i odpisuję na kilka listów. W końcu każdy potrzebuje miłych słów.

Mefisto

#281. Kind Words Read More »

#277. Star Wars Jedi: Fallen Order

t

Star Wars Jedi: Fallen Order to jeden z najnowszych tytułów, których fabuła zahacza o tematykę filmów z serii Star Wars. Premierę miała 15 listopada 2019, czyli stosunkowo niedawno, została stworzona przez Respawn Entertainment i wydana przez EA.

Naszą przygodę zaczynamy gdzieś na jakimś kosmicznym wrakowisku. Bohaterem tego tytułu jest Cal Kestis, Padawan ukrywający swoją tożsamość przed wszystkimi po tym, jak został wyegzekwowany Rozkaz 66 (Order 66). Nasz protagonista wesoło tnie sobie statki na części, aż do pechowego wydarzenia, kiedy wraz z przyjacielem Praufem spadają z pociętego statku. Cal ma tyle szczęścia, że zaplątuje się w kable, Prauf leci jednak dalej, więc nasz niedoszły Jedi używa mocy, aby go uratować.

Workspace 1_2020_01_04___04

Chwilę po tym zjawia się Inkwizytorka z poleceniem, aby nie ukrywać Jedi tylko go wydać, bo inaczej wszyscy zginą. Dochodzi do bójki, podczas której zdecydowana większość ginie, ale Calowi udaje się zbiec. Padawan ucieka przez wrakowisko, jednak Inkwizycja depcze mu po piętach. Z opresji ratuje go nagłe pojawienie się statku, który w ostatniej chwili wyrywa go ze szponów Sitha.

Tam poznajemy też naszą wybawicielkę: Cere oraz jej pilota: Greeza. Szybko zostajemy włączeni do ich planu: podążanie śladem Eno Cordovy – mistrza Cere – aby odnaleźć ukryty we wszechświecie holokron z informacją, gdzie znajdują się dzieci wrażliwe na Moc. Objawia się nam to jako nadzieja na nowe pokolenie Jedi.

Cordova ma jednak obsesję na punkcie Zeffo – zaawansowanych technologicznie istot wrażliwych na Moc, którzy sobie nagle tak po prostu zniknęli. Naszym celem jest więc tarabanienie się po ich ruinach i szukanie fantów.

Zaczynamy od Bogano, gdzie znajdujemy uroczego robocika BD-1. Robocik ten ma zaszyfrowane w swojej pamięci wspomnienia związane z Cordovą, które, na nasze nieszczęście, odszyfrowują się tylko w odpowiednich lokacjach. Dlatego też nim natrafimy na ślad holokronu, musimy po kilka razy udać się na Dathomir, Kashyyyk i planetę Zeffo. Tam czekają nas niesamowitości związane z danymi lokacjami (jak na przykład walka z Wiedźmami Zombie albo walka u boku Wookie z dredami).

Workspace 1_2020_01_21___11

Mamy też szansę znaleźć się na Ilum, gdzie będziemy tworzyć swój własny miecz świetlny (bo ten podarowany nam przez naszego umierającego mistrza po prostu popsujemy).

Rozwiązując wszystkie zagadki zostawione przez Eno Cordovę udaje nam się odnaleźć cel naszej wyprawy. Uzyskujemy go jednak z cenną lekcją od Zeffo, jaką jest pokazanie nam bardzo prawdopodobnego biegu wydarzeń kończącego się tym, że Cal staje przed nami jako Inkwizytor, a jego Padawani albo giną, albo stają się Sithami.

Workspace 1_2020_01_26___36

Nim jednak zdążymy podjąć dobrą decyzję i zniszczyć holokron, zostajemy zaatakowani przez Inkwizytorkę Trillę (z nią i z jej historią zapoznaliśmy się w trakcie naszych podróży). Udaje jej się wykraść nam artefakt i uciec, podczas gdy nas pokonuje nasza własna umiejętności pozwalająca nam na poznawanie historii miejsc i przedmiotów na podstawie pozostawionego w nich echa w Mocy.

Nasza dalsza przygoda ciągnie nas do Fortecy Inkwizytorów, niegdyś pełnej torturowanych Jedi, z której uciekła Cere. Musimy za wszelką cenę odzyskać skradziony przedmiot inaczej skażemy wiele niewinnych istnień na zagładę ze strony Imperium. Oczywiście musimy przy tym przedzierać się przez zastępy wrogów, aż do finałowej walki i finałowej ucieczki.

Gra mi się bardzo podobała ze względu na świetny klimat oraz rozbudowany system walki (z którego nie korzystałem, bo rzucanie wszystkimi na boki było zabawniejsze). Animacja postaci była wręcz genialna, bo została szczerze mówiąc odegrana przez prawdziwych aktorów, a to nadało realistycznie wyglądającej grafice jeszcze więcej naturalności. Szkoda tylko, że wybór kwestii dialogowych był wręcz minimalny, ale zgaduję, że twórcy nie uznali tego za niezbędne.

Spodobała mi się też możliwość ulepszania postaci, bo dawała sporo możliwości (jak na przykład dalsze rzucanie przeciwnikami ;)). W pewnym momencie szedłem już jak burza i to tylko dzięki ulepszeniom. Fajnym aspektem było też odnajdywanie motywów do ubrań Cala, wyglądu BD-1 oraz statku Greeza, co pozwalało nam na marnowanie czasu na zmienianie wyglądu tych rzeczy.

Workspace 1_2020_01_04___15

Grę bardzo mocno polecam wszystkim, bo przejście jej nie jest trudne, a można się nieźle pobawić. Można też dojść do wniosku, że Jedi muszą generalnie zrobić coś źle, aby potem to naprawić i udawać bohaterów! 😉

Mefisto

#277. Star Wars Jedi: Fallen Order Read More »

#273. Cities: Skylines

Workspace 1_2020_03_08___01

Cities: Skylines to gra wydana przez Colossal Order Ltd. i Paradox Interactive, gdzie premiera miała miejsce w marcu 2015. Jest to ciekawy symulator miasta, który w moich rękach stał się przykładem, że nie każdy nadaje się do zarządzania.

Opis gry dotyczy jedynie podstawowej wersji gry bez zainstalowanych żadnych dodatków.

Metodą prób i błędów budowałem kolejne miasta, aby za chwilę zaczynać od nowa, bo coś po drodze schrzaniłem. Tak to jest jak się bierze za nową grę i oleje samouczek. “Bo co, bo ja sobie nie poradzę?”

Kiedy jednak mniej więcej udało mi się zbudować małą aglomerację miejską, zacząłem zauważać, jak ciężko jest nad nią zapanować. Starałem się, aby miasto inwestowało w ekologiczne rozwiązania, ale nie zawsze one były dostępne (np. zamiast możliwości zbudowania oczyszczalni ścieków była jedynie możliwość wylewania ścieków do rzeki lub zamiast punktu recyklingu śmieci była spalarnia odpadów). Musiałem też brać pod uwagę to, aby dzielnice fabryczne nie stykały się z mieszkalnymi. Dzięki temu mieszkańcy nie skarżyli się na hałas, czy dziwne zapachy.

Notorycznie też bankrutowałem, bo chciałem, aby ludziom żyło się lepiej. Kiedy ludzi miałem gdzieś, to udawało mi się rozbudowywać z zapasem gotówki. Wniosek wyciągnijcie sobie sami. 😉

Często brakowało prądu, bo wiatraki, będące jedyną opcją ekologiczną dostępną na moim poziomie rozgrywki (była też elektrownia wodna, ale nie udało mi się jej odblokować) nie dawały sobie rady z rosnącym zapotrzebowaniem. Im większe stawało się miasto, tym więcej musiałem budować wiatraków. Momentem, w którym zauważyłem, że robię coś chyba nie tak, był moment, w którym powierzchnia wiatraków przekroczyła powierzchnię miasta. Dlatego próbowałem mieć jedną elektrownię nieekologiczną, aby przetrwać okres przejściowy. I, niestety, za każdym razem mi to nie wychodziło. 🙂

Gra posiada takiego śmiesznego ptaka w górze ekranu, który przypomina ikonę Twittera na diecie wysokotłuszczowej. Spełnia on tą samą funkcję i możemy dzięki niemu wiedzieć, co się dzieje w mieście. W ten sposób dowiedziałem się, że postawiłem rurę od ścieków przed pompą wodną, przez co prąd wody zawracał ścieki do miasta. Ludziom nie przypadła brązowa woda do gustu… 😀

Najdziwniejszy moment gry przypadł jednak na chwilę, kiedy pulchniutki Twitter oznajmił mi, że ludzie umierają, a cmentarzy nie ma… A mnie wtedy nie było na nie stać. 😉 Ej ludzie, przestańcie umierać, mnie na to nie stać!

Tytuł ten posiada wiele funkcji, które jednocześnie ułatwiają zarządzanie miastek (np. dzielenie go na dzielnice), ale też i utrudniają (np. zarządzanie wypłatami dla pracowników elektrowni). To całkiem ciekawy, wymagający, a jednocześnie zabawny symulator, do którego z miłą chęcią wrócę. Choćby i dlatego, że chciałbym stworzyć idealne miasto. 🙂 No i dorobiłem się jednego dodatku do wypróbowania przy okazji.

Gra mi się spodobała i na pewno do niej wrócę! Każdemu, kto lubi tego typu tytuły, gorąco polecam!

Mefisto

#273. Cities: Skylines Read More »

#269. Star Wars the Old Republic: Aktualizacja 6.1

Niedawno wyszła aktualizacja 6.1, która dodała niewielki kawałek fabuły. Tak niewielki, że gdyby ta gra była książką, to czytalibyśmy ledwie kilka zdań z jednego rozdziału. Długo się zastanawiałem, czy warto o tym pisać, ale z drugiej strony później (kiedy wyszłoby coś więcej niż kilka słów) mógłbym o tym zapomnieć. No i porobiłem trochę screenshotów, a szkoda, aby się zmarnowały. 😉

Na planetę Odessen przybywa Ręka Imperatora (Emperor’s Hand). Naszym zadaniem jest omówić zasady współpracy Aliantów i Imperium. No i oczywiście oprowadzić naszego gościa po bazie.

Kolejnym punktem jest krótki przerywnik, w którym dowiadujemy się, co dzieje się z Darth Malgusem. Widać męczą go jakieś przykre wspomnienia związane z obecnym Imperatorem. Jego wątek pozostaje dalej pod płaszczem tajemnicy.

Następny fragment opowieści to powrót do wątku Kiry i Scourga. Były Sith rozwala nam bazę, bo rzuca nim gniew na prawo i lewo. Chodzi o statek, który zaginął, a który jest kluczowy ze względu na to, kto znajduje się na pokładzie. Kira przedstawia nam jednak T7, robotowi skoremu do pomocy, aby odnaleźć zgubę.

I na tym właścicie nasza opowieść się kończy. Było tego bardzo mało i jestem przez to bardzo zawiedziony. Liczyłem na chociaż troszkę więcej, ale twórcy (mam taką nadzieję) mają widać jakiś plan, więc po prostu będę cierpliwie czekał. Zapowiada się niesamowita podróż, więc poczekam. Bo jeśli nie będzie warto to urwę komuś łeb! 😉

Mefisto

#269. Star Wars the Old Republic: Aktualizacja 6.1 Read More »

Scroll to Top