gry RPG

#242. SWTOR: Onslaught

13099080061565272064_20191022232414_1

22 października powitałem z uśmiechem, bo oto wyszedł kolejny i długo przeze mnie wyczekiwany dodatek do gry Star Wars: The Old Republic. Onslaught przenosi nas z powrotem do realiów wojny między Imperium a Republiką. Jako, że aktywnie wspieram Impów to opiszę Wam jak fabuła potoczyła się od ich strony.

Wpierw mamy małą rozmowę z Mroczną Radą (Dark Council), gdzie zostajemy wdrożeni w plan działania. Republika posiada zaawansowaną fabrykę statków kosmicznych, która może przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę. Naszym zadaniem jest oczywiście nie dopuścić do tego. Musimy zatem pozbyć się podstępem dwóch flot statków i zaatakować samą fabrykę znajdującą się na Corelli.

Wyruszamy więc na Onderon, gdzie spotykamy Darth Savik – kobietę, która stworzyła plan idealny. Przygłupi król tejże planety o imieniu Petryph staje się naszą marionetką. W sieci intryg doprowadzamy do małej rewolucji, gdzie ostatecznie włamujemy się do centrum sterowania działami skąd ostrzeliwujemy statki Republiki. Oczywiście skorzystałem z zamieszania i zabiłem durnego władcę – dla jego własnego dobra i dla dobra obywateli Onderon… Także nie mówcie, że jestem złym Sithem!

Dalej zostajemy skierowani na “stację paliw” Mek-sha, gdzie naszym zadaniem jest doprowadzić do transakcji między stacją a Republiką i wykorzystanie procedury zabezpieczenia stacji, aby wysadzić flotę w powietrze. Misja nie jest nazbyt trudna, bo musimy przekonać tylko jedną osobę z dwóch dostępnych, a potem włamać się do kolejnego centrum zabezpieczeń. Jak na Sitha przystało wysadziłem wszystkich w cholerę i udawałem, że to nie ja!

Skoro przygotowania mamy za sobą, udajemy się na Corellię, gdzie dołączamy do rozdzierających planetę walk. Imperium rozprasza uwagę Republiki, aby część z nas mogła wedrzeć się do fabryki i zrównać ją z ziemią.

13099080061565272064_20191026001411_1

Przejście mapy trochę mi zajeło, ale wraz z major Anri dotarliśmy do naszego celu. W fabryce nastąpił mały zwrot akcji i udaliśmy się dalej z Darth Malgusem, aby zmierzyć się z zastępami Jedi. Koniec końców udało się nam dopiąć swego i nadepnąć na odcisk Republice.

13099080061565272064_20191026001541_1

Rozdział jest jak zawsze niezadowalająco krótki, ale na sam koniec twórcy dali nam posmakować kawałka opowieści, która dopiero ma się wydarzyć. Delikatnie i subtelnie wprowadzili nas do świata starych wrogów, gdzie nasz największy nemesis czai się w ciemności, już sięga do nas łapą, aby zniknąć pod napisami końcowymi i miesiącami oczekiwań na kontynuację. Jeszcze jestem dobity długością tego rozdziału, a już płaczę z niecierpliwości za następną częścią… Ciężkie jest życie gracza!

Bardzo mocno polecam fanom gry i uniwersum Star Wars. Ten rozdział jest wart zagrania. Bawiłem się przednio i powoli dorastam do grania również jako rycerz Jedi, aby przybliżyć sobie fabułę Republiki. 🙂

Mefisto

#242. SWTOR: Onslaught Read More »

#226. Spellforce: Shadow of the Phoenix (Cień Feniksa)

Spellforce: Shadow of the Phoenix to już ostatni z dodatków do gry Spellforce, który wyszedł w listopadzie 2004. Jest to kontunuacja naszej przygody nawiązująca zarówno do Spellforce: The Order of Dawn i Spellforce: The Breath of Winter. Kolejny raz twórcy są zdania, że potrzeba około 40 godzin na grę (mi wyszło 29 przy pominięciu kilku rzeczy).

Jak w każdej z poprzednich części, zaczynami od wyboru postaci. Tym razem jednak możemy zaimportować uprzednio stworzonych wojowników: tego, który posiadł Kamień Feniksa w The Order of Dawn (Zakon Świtu) albo wojownika cienia z The Breath of Winter (Oddech Zimy). Ma to jedynie lekki wpływ na dialogi, aczkolwiek reszta fabuły pozostaje taka sama. Ja zdecydowałem, że będę grał postacią posiadającą kamień.

Na samym wstępie dowiadujemy się, że przyzywa nas nasz stary znajomy Darius. Odkrył on bowiem zło, które swym mrokiem powoli okala świat. Na miejscu nie zastajemy naszego przyjaciela, a jedynie resztki Zakonu Świtu wraz z naszym przyjacielem Uriasem, z którym przedzieramy się przez hordy nieumarłych w poszukiwaniu Dariusa. Szybko zostajemy skierowani do miasta Empyria, gdzie mieści się portal prowadzący do Driady gotowej pomóc nam w naszym zadaniu.

Oczywiście nie możemy tak po prostu tam wejść, bo imperator jest po stronie tego złego. Dlatego wchodzimy w spisek z lokalnym złodziejaszkiem (złodziejaszką?) i komendatem straży. Oboje są dziećmi władcy i chętnie pomagają nam przeciwko swemu oszalałemu ojcu.

W międzyczasie dowiadujemy się też, że zło, które czyha nad nami, to nikt inny jak Hokan Ashir ożywiony przez nas w pierwszej części gry. Przy użyciu boskiej krwi wskrzesza on krąg jako swoich niewolników, aby ostatecznie przywołać Beliala do krain Fiary.

Dotarwszy do skąpo odzianej driady, dowiadujemy się kilku istotnych rzeczy, a nasza podróż zmierza w stronę ludu Kathai i kobiety o imieniu Uru. Nie może być za łatwo. Okazuje się, że Kathai są pod oblężeniem nieumarłych. Chociaż nasza podróż zajęła nam chwilę, docieramy do naszego celu i tam dowiadujemy się, że musimy uwolnić runicznego wojownika posiadającego ostrze nie z tego świata. Miecz ten może uwolnić Feniksa – stworzenie pałające nienawiścią do Kręgu – i zapobiec kataklizmowi.

Chociaż było to ciężkie, udało mi się uwolnić wojownika cienia i wyruszyć na spotkanie Hokanowi. Chociaż było to jeszcze cięższe, wygrałem, zniszczyłem ostatecznie Krąg, a wraz z nim całą jego magię (a w tym i runicznych wojowników). Rozdarty świat Fiary stał się na nowo jednym, ale o tym opowiem wam w drugiej części gry Spellforce… 😉

Gra bardzo przypadła mi do gustu – nie tylko dlatego, że grałem w nią już za czasów mojego dzieciństwa. Chociaż jest to tytuł sprzed ponad dekady, wciąż zachwycałem się grafiką (np. przy Arynie, gdzie jego wykonanie było wręcz bajkowe jak na tamte czasy). Fabuła, mimo tylu lat przerwy, wciąż była niesamowicie dobra, zostawiając daleko w tyle współczesne tytuły, które też miały w sobie wyjątkową opowieść.

Chociaż ograniczyłem ilość rozgrywki do głównej fabuły, to jednak pod względem godzin spędzonych na rozgrywce przegoniłem taki tytuł, jak Skyrim, gdzie starałem się zrobić dosłownie wszystko. Dlatego bardzo mocno i z całego serca polecam ten tytuł!

Mefisto

#226. Spellforce: Shadow of the Phoenix (Cień Feniksa) Read More »

#212. Spellforce: The Breath of Winter (Oddech Zimy)

Postanowiłem wrócić do mojej przygody ze Spellforce i tym razem zająłem się dodatkiem o nazwie The Breath of Winter wydanym w czerwcu 2004. Aczkolwiek ciężko mi nazwać ten tytuł tylko dodatkiem, bowiem sami twórcy sugerują, że przejście go zajmuje około 40 godzin (mi zajęło to skromne 31, bo w grę już grałem i wiedziałem którędy mogę ją sobie skrócić).

Nasza przygoda skupi się wokół legendy o Arynie i Cenwen. Aryn jest smokiem (może nawet i najstarszym), którego lodowy oddech jest wstanie zamrozić cały świat. Jego moc była tak potężna, że nikt nie był w stanie go pokonać. Nikt, poza Cenwen – królową pierwszych elfów z Tirganach. Jej śpiew ukoił lodowego tytana, dzięki czemu ustała wieczna zima i w krainach Eo zapanowały pory roku, a życie mogło rozkwitać.

Nasza postać, która również jest Runicznym Wojownikiem, zostaje przyzwana przez Lenę i Grima. Z początku cel naszej wyprawy to odnaleźć dwóch bohaterów związanych z runami tak samo jak my. Kiedy osiągamy cel dowiadujemy się, że lodowe elfy porwały Cenwen i nad światem wisi mrok wiecznej zimy. Udajemy się więc na ratunek, aby, ku naszemu zdziwieniu, uwolnić nie królową, a księcia ciemności – Fial Darga.

Grim okazuje się być zdrajcą (o czym wcale nie swiadczyło jego podejrzanie mroczne imię). Cenwen została uprowadzona nie po to, aby Aryn zamroził cały świat, ale po to, aby przy użyciu jej krwi (będącej najbliżej bogom z racji faktu bycia jedną z pierwszych elfów) wskrzesić mrocznych bogów.

Nasza przygoda zmierza ku Shal’Dul, gdzie będziemy walczyć ze Szkarłatnym Imperium (Crimson Empire). Nim jednak się tam udamy, otwiedzamy krasnoludów, by odkryć sekretne zaklęcie, które ochroni nas przed ogniem. Wymaga to zmierzenia się z nieumarłymi powołanymi do życia przez ryk Aryna.

Przybywamy w końcu do Shal’Dun, gdzie wita nas Craig Un’Shallach (który to pojawił się na chwilkę w Zakonie Świtu). Mroczny elf jest zaniepokojony planami swego pana – Fial Darga – bowiem wieczną zimę przetrwają tylko bogowie. Pomaga nam więc dostać się do miasta – zapewnia garść żołnierzy i wiedzę o tym, jak sforsować bramy. Chociaż nie było to łatwe to w końcu docieramy do portalu mającego zaprowadzić nas do Otchłani (The Abyss). Pojawia się jednak kolejny problem.

Grim, po przegranej z nami walce, zdradza nam, że Fial Darga może zranić tylko jedna broń – Ostrze Cienia (Shadow Blade). Demon wykradł je i ukrył przed światem. Wyruszamy więc w pogoni za mieczem strzeżonego przez Płonącego Anioła (Fireangel). Na miejscu okazuje się, że cienie uciekły z ostrza i zalewają wymiar, więc udając sługę Fial Darga zamykamy istoty z powrotem w ostrzu, a potem odbieramy je aniołowi (niekoniecznie w przyjaznej atmosferze).

Pomimo wielu przeszkód i przeciwników jakich przyszło nam pokonać, ratujemy Cenwen. Niestety Lena pada ofiarą Fial Darga. Elfka dziękuje nam za pomoc i prosi o pomoc z ujarzmieniem Aryna. Niestety demon rzucił zaklęcie, przez które smok nie poznaje swojej przyjaciółki. Cenwen może zerwać urok tylko jeśli osłabimy Aryna.

Udajemy się więc w zamarznięty wymiar, gdzie rezyduje rozjuszony smok. Po kolejnych równie ciężkich walkach stajemy twarzą w twarz z Arynem i walczymy z nim tak długo, aż Cenwen łamie urok i uspokaja smoczą duszę swoją piosenką.

Chociaż momentami było ciężko to jednak bawiłem się przednio nie tylko dlatego, że lubię i RPG, i strategię, ale też dlatego, że jest to mimo wszystko jedna z lepszych gier w jakie można zagrać. Fabuła trzyma w swoim objęciu do samego końca, więc nie idzie odpuścić sobie tej pozycji choćby nie wiadomo jak ciężko było.

The Breath of Winter oraz The Order of Dawn to dwie opowieści, które pozwalają nam zrozumieć, co dzieje się w kolejnym dodatku o nazwie Shadow of the Phoenix. Ale o tym w następnej notce!

Mefisto

#212. Spellforce: The Breath of Winter (Oddech Zimy) Read More »

#202. Spellforce: The Order of Dawn (Zakon Świtu)

MV5BZDU3OWViMGUtMzAxNC00YmEyLWIwNGMtMGE4N2JjM2M0Yjk0XkEyXkFqcGdeQXVyOTIwNDI1ODM@._V1_

Spellforce: The Order of Dawn to łącząca w sobie elementy strategii i RPG gra, która została stworzona przez Phenomic i wydawa w listopadzie 2013 przez JoWooD i Encore Software. Jest to jeden z pierwszych tytułów w jakie przyszło mi grać za młodu i przyznam, że miło mi się zrobiło mogąc zagrać w ten zacny tytuł.

Na samym wstępie zaznaczę, że przeklinam do piątego pokolenia wszystkich, którzy brali udział w tworzeniu najnowszej aktualizacji gry. Nie wiem jakim cudem udało im się zebrać tyle błędów gry w jednej aktualizacji, ale do momentu, w którym cofnąłem grę do wersji 1.5.4 (co było niełatwe, bo trzeba było zmieniać numer wersji gry w zapisie przy użyciu specjalnego programu i wbić kod do gry) nie szło po prostu nic zrobić. Na niektórych mapach przeciwnicy pojawiali się z prędkością kota, który usłyszał, że sypiesz mu jedzenie do miski, przez co gra zawieszała się co chwilę. A jak przypadkiem gra się nie wywaliła to kończyło się to na tym, że po całej mapie ganiało cię pół stadionu narodowego, a Ty zastanawiałeś się, co w poprzednim życiu nabroiłeś, że w tym istnieniu pokarano Cię takimi błędami w grze!

39540_20180916010525_1

To tyle ze złych aspektów gry. Teraz czas na te dobre. 🙂

Naszą postacią (którą możemy sami stworzyć lub wybrać spośród gotowych bohaterów) jest runiczny wojownik (Rune Warrior). Runiczny wojownik charakteryzuje się tym, że jest chociaż można go zabić to odradza się dzięki swojej runie. Chociaż jest to całkiem duża zaleta, runa jest jednocześnie słabością naszego bohatera, bowiem pozwala ona nami sterować – niekiedy wbrew naszej woli. Do dyspozycji mamy w sumie naszego bohatera i pięć innych postaci.

Do dyspozycji mamy też runy różnych ras: ludzi, elfów, krasnoludów, mrocznych elfów, orków i trolli, które można przyzywać w odpowiednich monumentach. Jest to element RTS (real time strategy – strategia czasu rzeczywistego), który przydaje się, kiedy forsujemy sobie drogę przez liczne zastępy przeciwników. Nie bez powodu runiczni wojownicy byli tacy efektywni w służbie swoim twórcom – Magów Kręgu (Mages of the Circle).

Zacznijmy jednak opowieść!

Rohen Tahir – ostatni żyjący Mag Kręgu – przyzywa nas, abyśmy wspomogli go w jego misji przeciwko strasznemu złu, jakie czai się w rozdartych przez Rytuał Konwokacji (Convocation Ritual) krainach. Mag jest uczciwy i oddaje nam naszą runę, a my w pewnym sensie odzyskujemy wolność. Wyruszamy do Greyfell, aby spotkać się z Zakonem Świtu i kontynuować naszą misję. Po drodze spotykamy naszego nemesis – zamaskowanego człowieka, który okazuje się Magiem Kręgu. Zostawia on nas z posłańcem, planami ataku i rozkazem zabicia naszego runicznego bohatera, co się, oczywiście, nie udaje. Wyruszamy dalej i forsujemy sobie drogę przez wrogie tereny za pomocą własnych możliwości, ale też i z pomocą runicznych podwładnych.

39540_20180828025352_1

W Greyfell zostajemy odesłani z planami do Rohena, bowiem pudełko zamknięte jest na cztery spusty za pomocą magii na tyle potężnej, że potrzebny jest nam nie kto inny jak Mag Kręgu. Chociaż brzmi to prozaicznie prosto to jednak między moimi słowami kryje się conajmniej kilka map i setki przeciwników do pokonania. Mamy też do czynienia z nowymi, niesamowicie silnymi stworzeniami nazywającymi się Ostrzami (Blades).

39540_20180904183155_1

Ostatecznie docieramy do Rohena, a wraz z nami nasz zamaskowany nemesis, który zadaje magowi śmiertelny cios. Runiczny wojownik jest wściekły, bowiem po raz kolejny stał się marionetką kręgu. Udajemy się do Greyfell, a stamtąd do Dariusa, aby dowiedzieć się jak pokonać Maga Kręgu i otrzymać księgę zawierającą informacje o Rytuale Konwokacji. Ostatecznie wędrując od jednej do drugiej postaci, docieramy do martwego Maga Kręgu Hokana Ashira a ten, w zamian za maskę Beliala, opowiada nam o Kamieniu Feniksa (Pheonix Stone) – artefakcie stworzonym z czystej magii będącym jedyną szansą na pokonanie maga, a nawet odbudowanie zrujnowanego świata.

39540_20180909110019_1

Wyruszamy w pogoń za kamieniem, mierząc się z przeciwnościami losu. Musimy przedrzeć się przez ruiny Mulandir, które po wojnie magów zostało zrównane z ziemią, a w jego ruinach zaplęgły się demony. Nasze zadanie jest utrudnione, bowiem musimy przemknąć się między Przeklętymi Strażnikami (Cursed Guardians), aby nie zamieniły nas w kamień i zabiły wraz z pomocą gargulców.

Kiedy po raz kolejny zrobimy krok w przód i zdobędziemy Kamień Feniksa, pojawia się nas zamaskowany przeciwnik i tak po prostu zabiera nam artefakt. Nie poddajemy się, gonimy za nim, aż, po wielu bitwach, docieramy wręcz na skraj świata, by być świadkiem, jak Mag cofa się w czasie powodując tym samym, że krąg (czasu) się zamyka…

Gra jest zarówno bardzo dobrym RPG pozwalającym na wgryzienie się w kawałek smacznej i ciekawej fabuły, i strategią, dzięki której możemy praktykować nasze przywódcze zdolności. Bardzo podoba mi się możliwość rozwoju głównej postaci w dowolnie dogodny dla nas sposób, dzięki czemu miałem wojownika biegającego w ciężkiej zbroi i leczącego wszystkich na około (powiedzmy, że to był paladyn). Chociaż na większości map twórcy sugerowali nam korzystanie z monumentów i tworzenie armii, to jednak dobrze stworzona postać była wystarczająca, aby rozgramiać przeciwników. W końcu można umierać bez końca i wracać na pole bitwy, aby siać dalej terror.

Pomimo lekkich niedogodności na początku to i tak z całego serca polecam tą grę, a także wydane w nieco późniejszym czasie dodatki, o których także napiszę parę słów (a może nawet i więcej niż parę słów, bo w końcu zawierają one kolejną historię, godną miana pełnej wersji gry). Od czasów dzieciństwa uważam ten tytuł za jeden z najlepszych i po dziś dzień moje zdanie się nie zmieniło.

Mefisto

#202. Spellforce: The Order of Dawn (Zakon Świtu) Read More »

#188. Assassin’s Creed Odyssey

Screenshot at 2018-10-27 22-05-46

Assassin’s Creed Odyssey to najnowszy tytuł z serii gier Assassin’s Creed, który wydało bardzo dobrze znane mi studio Ubisoft Montreal oraz Ubisoft Quebec i Ubisoft Singapore. Premierę miał w październiku 2018, a ja otrzymałem go w ramach prezentu urodzinowego. Bardzo udanego, ale o tym za chwilę!

Bohaterem naszej przygody może być zarówno Alexios, jak i Kassandra. Bardzo miły gest ze strony Ubisoftu w stronę tych, którzy lubią mieć wybór w kwestii swojej postaci.

Wybrałem Alexiosa – wnuka Leonidasa dzierżącego jego złamaną włócznię – i ruszyłem w stronę Hellady!

Przenosimy się na wyspę Kefalonia (Kephallonia), gdzie powoli i stopniowo poznajemy wesołe życie naszego głównego  bohatera – najemnika. Nasze pierwsze zadania są skupione wokół potrzeb Markosa – mężczyzny, który niegdyś przygarnął nas pod swe skrzydła i Phoibe – dziewczynki podziwiającej nas za to, że mamy własnego orła o imieniu Ikaros!

Pomiędzy zadaniami możemy zobaczyć krótkie przebłyski wspomnień naszego bohatera – górę Tajgetos (Taygetos), gdzie tak właściwie zaczęła się nasza przygoda, wspomnienia o naszej rodzinie: matka Myrrine, ojciec Nikolaos i siostra Kassandra. Wszystko zniszczone przez jedną fałszywą przepowiednię, przez którą Alexios i jego malutka siostra zostali zrzuceni z góry Tajgetos. Aczkolwiek, jak się łatwo można domyślić, nasz bohater przeżył upadek.

Wróćmy jednak do Kefalonii. Spotykamy tam tajemniczego mężczyznę imieniem Elpenor, który postanawia przetestować nasze umiejętności. Po spełnieniu naszej prośby wysyła nas z misją zabicia Wilka Sparty (Wolf of Sparta). Do tego celu potrzebujemy statku, a ten udaje się zdobyć od człowieka imieniem Barnabas. Ratując naszego kapitana rozwiązujemy też problem z długami Markosa, więc upiekliśmy dwie pieczenie na jednym ogniu!

Wyruszamy do Megaris, aby zmierzyć się z bohaterem Sparty. Wilkiem okazuje się nasz ojciec. Przy okazji poznajemy Stentora – naszego przybranego brata – którego miałem ochotę wielokrotnie kopnąć w strategiczną część ciała za bycie tak “miłym”, że mi miłometr wywalało. Alexios ma do Nikolaosa żal, ale gra daje nam wybór: zabić go lub oszczędzić. Licząc na zjednoczenie rodziny w przyszłości, pozwoliłem Nikolaosowi żyć.

Po tym zadaniu spotykamy się z Elpenorem, a ten daje nam kolejne zadanie: odnaleźć i zabić własną matkę. Alexios oczywiście odmawia i musimy stoczyć walkę z ochroniarzami Elpenora.

Następnie udajemy się do wyroczni, gdzie poznajemy Herodota (Herodotus), a ten rozpoznaje włócznię na naszych plecach. Spotkanie z nim jest momentem, kiedy po raz pierwszy dowiadujemy się o Kulcie Kosmosu (Cult of Cosmos). Jest to organizacja, która kontroluje politykę w Grecji, chciała wymusić na Leonidasie poddanie się Xerxesowi i podsyca trwającą wojnę między Spartą a Atenami. Udaje się nam nawet wkraść na ich spotkanie (po wytropieniu i zabiciu Elpenora) i dowiedzieć, że nasza siostra, Kassandra, wciąż żyje, jednak pozostaje w szponach Kultu.

Nasze dalsze zadania polegają na tropieniu członków Kultu i zabijanie ich, aby dotrzeć do Ducha – głowy całej organizacji. Kolejną misją jest odszukanie matki, bowiem załamana kobieta, po wydarzeniach na górze Tajgetos, opuściła Spartę przywaliwszy wcześniej Królowi Sparty w nos na pożegnanie.

Kiedy udaje się nam ją odnaleźć, daje nam ona wskazówkę, gdzie można znaleźć naszego prawdziwego ojca (bowiem Nikolaos wspomniał, że ani Alexios, ani Kassandra nie są jego).

Wyruszyłem na wyspę Thera i spotkałem tam Pitagorasa mającego ponad 150 lat, bowiem wszedł on w posiadanie potężnego artefaktu, który podarował mu długowieczność. Nasz ojciec daje nam kolejne zadanie: odnaleźć cztery artefakty (należące do bardzo zaawansowanej cywilizacji o nazwie Isu), aby zapieczętować wrota do Atlantydy. Te artefakty są ukryte dosłownie w mitycznych stworzeniach: Sfinks, Minotaur, Meduza oraz Cyklop. Właściwie nie skłamię wam, jeśli powiem, że te artefakty imitują te stwory.

Dzielnie poruszałem się po świecie szukając artefaktów, rodziny, Kultystów… Od nas zależało już teraz, które z tych zadań wykonamy jako pierwsze. Gra nie kończy się po żadnym z nich i możemy swobodnie eksplorować świat, rozwiązując problemy i walcząc z mitycznymi stworzeniami tudzież całkiem niemitycznymi ludźmi.

Poruszanie ułatwiał mi mój statek, który poza funkcją transportową pozwalał mi jeszcze rozwalać wrogie statki. Już rozumiem, czemu starożytni lubili bitwy wodne – są one tak niesamowicie przyjemne! Jazda konno przydawała się za to na lądzie, chociaż czasem ciężko było mi zapanować nad rumakiem i spadliśmy z jakiejś wysokiej skały. I to “czasem” bywało często… Najbezpieczniejszą opcją było odkrywanie miejsc, do których można było szybko się przenieść za pomocą mapy. Chociaż i ta opcja bywała niebezpieczna w moich rękach!

No i jest jeszce nasz Ikaros służący do badania okolicy z bezpiecznej odległości. Ilekroć musieliśmy odnaleźć jakiś cenny przedmiot, jego niesamowity wzrok wypatrywał dla nas przedmiotów i prowadził nas wprost do nich.

Udało mi się jednak dotrzeć do końca przygody i powiem wam, że było warto. Podobała mi się implementacja elementów RPG do gry polegającej na bieganiu po dachach i walce z masą przeciwników na raz (ujmując to bardzo skrótowo rzecz jasna). Tutaj jednak mogłem swobodnie wybierać swój ekwipunek i ulepszać go, miałem dostępny wielki świat, po którym poruszałem się swobodnie, mogłem nawet zrobić z mojego konia jednorożca i czuć się jak książe z bajki! Ubisoft postarało się i dodało masę misji pobocznych, możliwość romansowania zarówno z kobietami, jak i mężczyznami (bo w końcu to Starożytna Grecja), wyzwania pojawiające się raz po raz i czasowe wydarzenia, gdzie mogliśmy walczyć z wyjątkowymi postaciami lub potworami w zamian za cenne przedmioty. No i moje ulubione zbieractwo. Ręka do góry, kto przynosi do domu każdą szyszkę z lasu!

(I ta mina konia “tylko zachowuj się normalnie”)

Na spore uznanie zasługuje też możliwość robienia zdjęć w grze, którą bawiłem się ochoczo, edytowałem je, a te automatycznie dodawały się na mapę, aby inni gracze mogli je podejrzeć i polubić.

Aczkolwiek w moim miemaniu najprzyjemniejszy moment gry był wtedy, kiedy Stentor znalazł się na naszym statku i mogliśmy go z niego spychać, a on potulnie wracał na pokład i za chwilę znowu wpadał do wody. Jak ja kocham momenty, kiedy mogę dręczyć wkurzającą postać poboczną!

Jestem jak najbardziej za tą grą. Można nie lubić tej serii, ale ten konkretny tytuł przyniósł ze sobą powiew świeżości, sporo dobrej zabawy oraz dozę typowego dla Assassin’s Creed zirytowania, kiedy to nasza postać skakała tam, gdzie nie trzeba (bo to zawsze jest wina postaci, a nie nasza ;)). Ponadto grafika jest niesamowicie urzekająca i po prostu piękna. Momentami jest nawet na tyle realistyczna, że ciężko powiedzieć, czy to wciąż gra.

Screenshot at 2018-11-11 22-15-59

Osobiście mam obsesję na punkcie Starożytnej Grecji, więc taki tytuł w tak dobrej oprawie miał u mnie dużego plusa nim jeszcze w niego zagrałem. I nie zawiodłem się – oprawa historyczna była nienajgorsza, co w sumie mnie zaskoczyło, bo chociaż gra naciągała historyczne fakty, to była dosyć dokładna i bogata w ciekawostki. Chociaż tutaj w tle mieliśmy jeszcze drugą fabułę osadzoną w dzisiejszych czasach, ale ten wątek zostawiam wam do zbadania. 😉

Tytuł zdecydowanie polecam każdemu – zwłaszcza, że można dostosować poziom trudność względem siebie. Zajmująca gra, ale daje w zamian kawał dobrej fabuły, dzięki której czuję się wystarczająco zachęcony, aby zagrać w dodatek. 😉

Mefisto

#188. Assassin’s Creed Odyssey Read More »

Scroll to Top