kacik

#256. Kącik Techniczny nr 16

Co Wy na to, aby dziś zagłębić się w termostat Netatmo i jego możliwości w połączeniu z HomeAssistantem?

Termostat przyszedł do nas w połączeniu z trzema zaworami. Jego zadanie? Trzymać mniej więcej jednakową temperaturę w całym domu, kiedy w nim przebywamy.

W każdym z pomieszczeń w naszym mieszkaniu ktoś popisał się niesamowitą fantazją i grzejniki skupiają się w środku mieszkania, a nie na jak najbardziej odległych końcach. Serio: w naszej sypialni na ten przykład grzejnik jest tak blisko drzwi, że mijają się na milimetry (jak kiedyś będzie mi się bardzo nudziło to zmierzę :P). O ile ogrzanie mieszkania nie jest trudne, to ogrzanie naszej nieszczęsnej sypialni jest ciężkie.

Wcześniej nie zawsze nam się to udawało, bo jeśli nie przykręciliśmy grzejników w domu, domyślnie zamontowany termostat wyłączał się jak tylko wokół niego zrobiło się wystarczająco ciepło (a że był w samym centrum mieszkania to czasem bywała to chwila). Mogliśmy też ustawić, aby mocniej grzało, ale w każdym pomieszczeniu było potem za ciepło, aby w sypialni było w miarę znośnie…

Dlatego też kupiliśmy termostat Netatmo i połączyliśmy go z HomeAssistantem, aby wspólnie zajmowały się czymś na co my nie mamy czasu/nie chce nam się pilnować. 😉

Na początku mieliśmy lekki problem, bo termostat po maksymalnie 12 godzinach przestawiał się na 17 stopni (na opcję eko). Na szczęście twórcy wypuścili aktualizację, która pozwala nam to wyłączyć. I jak zawory i termostat szybko się aktualizują, tak przekaźnik (relay) może się aktualizować do nawet trzech dni. Jakby ktoś się pokusił kupować to włączcie to (bo działa na baterie), ale nie podłączajcie, bo będziecie musieli tego pilnować póki się nie zaktualizuje. 😂

Nie będę się zagłębiać w montaż, ale jest on bardzo prosty. Dla ciekawskich: tutaj macie filmik z intrukcją. 😉

Całym zestawem można potem sterować za pomocą aplikacji na telefon.

Screenshot_20200107-183501_Energy

Jak już dotarliśmy do momentu, kiedy wszystko było na swoim miejscu, siedliśmy do HomeAssistanta. Urządzenie praktycznie automatycznie dodało się do HA, więc wystarczyło tylko metodą prób i błędów stworzyć odpowiednią konfigurację. Pierwszy błąd objawił się w złym zestawieniu “jeśli coś to zrób cośtam”, bo zamiast sprawdzić, czy domownicy są w domu, czy nie, po prostu wyłączyło ogrzewanie. 😂 Drugi błąd pokazał się, kiedy Połówka poszła na siłkę, a nam wyłączyło się ogrzewanie (oczywiście można je było włączyć przez aplikację lub menu HA, ale nim się człowiek połapał, czemu mu zimno to swoje zmarzł). Trzeciego błędu (na razie) jeszcze nie było. 😉

Udało się nam dojść do zadowalającej nas opcji, a mianowicie HA uruchamia ogrzewanie do ustawionych temperatur (czyli ok 24 stopnie; 26 w sypialni, bo kaloryfer stoi przy drzwiach), kiedy jeden z naszych telefonów znajdzie się w określonym przez nas obszarze. HA sprawdza geolokalizację naszych telefonów i mniej więcej jak opuścimy naszą ulicę wysyła informację do termostatu, aby wyłączyć ogrzewanie. Analogicznie, kiedy znajdziemy się na ulicy, HA uruchamia ogrzewanie, przez co wchodzimy do nagrzewającego się mieszkania. 😀

Oczywiście mamy też opcję awaryjną, jakby było naprawdę zimno, aby mieszkanie ogrzewało się do określonej temperatury, nawet jeśli nas nie ma (bo wiadomo, rury pójdą i będzie płacz).

W mieszkaniu jest teraz przyjemna, równomierna temperatura, bo zawory działają i skutecznie odcinają dany kaloryfer, kiedy zacznie się robić za ciepło. Nie są one głośne, co jest dosyć komfortowe, bo kto chciałby się od tego budzić w nocy? 😉 Ponadto wyświetlacze na urządzeniu to e-papier, więc są dosyć energooszczędne (zawory operują na zwykłych bateriach – zobaczymy jak długo ;)).

Jestem bardzo zadowolony, bo to rozwiązanie dało nam sporo komfortu. Od naszej listy zmartwień odeszło dogrzewanie sypialni, aby po kąpieli Smoczyńskiego nie wnosić go do istnej lodówki, bo termostat steruje tym sam, nie przejmujemy się wychodząc z domu, bo ogrzewanie samo się wyłącza lub włącza w odpowiednim momencie. Nie są to rzeczy, których nie można zrobić samemu, ale kiedy żyje się szybko, to wyrzucenie takich małych rzeczy ze swojej listy obowiązków potrafi zwiększyć jakość życia, a nawet być dosyć ekologiczne. 😀

Cóż mogę rzecz. Polecam. 😉

Mefisto

#256. Kącik Techniczny nr 16 Read More »

#249. Kącik Podróżniczy nr 15

Z racji braku czasu i namnażających się problemów zabrakło mi czasu na przygotowanie materiałów pod kolejną podróż. Nie oznacza to, że tak to po prostu zostawię! Dzisiejsza wyprawa będzie po prostu w innej formie, którą łatwiej będzie mi dla Was opisać. 😉

Kto lubi dobrze zjeść? Na pewno my lubimy. 😉 Dlatego też zabiorę Was na przejażdżkę po kilku miejscach, gdzie można dobrze zjeść, a napić się czegoś dobrego.

Mocha mocha

Wpadliśmy tam raz na latte (bo latte to jedyna kawa jaką mogę zaakceptować – każda inna jest ble). Okazało się, że kawę mają tam wyborną. Spróbowaliśmy więc wrapów, a z nimi okazał się problem, bo niektóre są dobre, niektóre nie. Zależy kto je robi i czy przychodzisz tam w porze lunchu (od razu odradzam: tam są całe tabuny studentów i czeka się godzinami). Moja ulubiona kombinacja to awokado, kurczak, sałatka i ser (przy czym sera musi być mało, bo jest słony i tłusty, i psuje cały smak, jeśli się z nim przesadzi).

Twoday Coffee Roasters

Tutaj kupisz sporo rzeczy związanych z kawą (kubki, ziarna), a także kawę na wynos, która również jest bardzo dobra i ma intensywny smak. Nie jestem fanem kawy, więc jeśli coś mi bardzo smakuje to znaczy, że jest bardzo dobre. 😉

Mickey Beans

Kolejne miejsce, gdzie można coś zjeść i czegoś się napić. Napojów nie mieliśmy okazji spróbować, ale zjedliśmy wrapy, które natychmiastowo podbiły nasze serca. Przyrządzanie jedzenia odbywa się na zasadzie Subwaya, chociaż mamy do wyboru trochę inne dodatki (niektóre genialne wręcz w smaku). Wrapy są duże (duże większe niż w Mocha Mocha), więc można się nim spokojnie najeść. 😉

Brisnoodles.com

W tym miejscu dajesz się to syta. Tutaj z reguły zgarniamy po kilka pudełek, które spokojnie zapychają nam żołądki przepysznym jedzeniem. Szczególnie polecam katsu curry i yaki udon. 😉 Ta knajpka serwuje bardzo pyszne jedzenie, dlatego nie zdziwcie się, że w trakcie godzin lunchowych (z reguły między 12 a 14) stoją tam tłumy, a czekanie na jedzenie wydłuża się do ponad godziny. Mimo tego warto poczekać. 😉

Mam nadzieję, że taki wpis przypadł Wam do gustu 😉 Nie mam w planach za często pisać takie notki (ale kto wie). 😛 Póki co na tych kilku miejscach kończę moją kulinarną przygodę! 😉

Mefisto

#249. Kącik Podróżniczy nr 15 Read More »

#247. Kącik Techniczny nr 15

Home Assistant to nic innego jak oprogramowanie (oparte na języku programowania Python 3) pozwalające nam na automatyzację naszego domu. Jego funkcjonalność przejawia się w możliwości zintegrowania naszych “smart” urządzeń i organizowaniu ich możliwości wedle naszych potrzeb.

Działanie Home Assistanta (od teraz będę w skrócie zwracał się do niego HA) polega na zarządzaniu dodanymi przez nas urządzeniami, które współpracują z HA. Na tej liście możecie podejrzeć sobie ile urządzeń ma przygotowane ustawienia, aby sprawnie działać i wykonywać powierzone im funkcje. Znajdują się tam też ogólne ustawienia, które mogą działać z urządzeniem nieznajdującym się na tej liście.

Możliwość integracji różnych urządzeń od różnych producentów pozwala np. na połączenie czujników temperatury z termostatem, który automatycznie włączy ogrzewanie, jeśli temperatura spadnie poniżej określonej przez nas wartości. Może też np. wyłączać światło w domu ilekroć HA wykrywa, że nasz telefon znajduje się poza domem (przykładowo: nie jest zalogowany do sieci wifi). To, co tutaj napisałem, to tylko wierzchołek góry lodowej naszych możliwości.

Moim zdaniem najlepszą funkcją HA jest możliwość zebrania wszystkich urządzeń w jednym menu zamiast używania miliona różnych aplikacji. W końcu kiedy usadowimy się wygodnie w łóżku, okryjemy ciepłym kocykiem, to nie chce się nam ruszyć, aby ustawić wyższą temperaturę na termostacie albo przyciemnić światło w pokoju. Jeśli mamy pod ręką telefon to bardzo szybko można zalogować się na wygodny interfejs i dostosować wszystkie ustawienia pod nasze potrzeby.

Workspace 1_30_11_2019_01

Interfejs, który widzicie na powyższym screenshocie to zwykła strona internetowa widziana przez użytkownika (admin może dodać sobie jeszcze inne funkcje, które pomagają zarządzać HA). W naszym wypadku jest trochę zaniedbana, bo nie chce się jej nam uporządkować (chociaż można to zrobić!) i rzeczy wstawiane są na nią losowo. Znajdują się na nim wszystkie potrzebne nam opcje: włączniki świateł oraz niektórych urządzeń, podgląd kamer, pogoda oraz różne pomiary znajdujące się w kółkach na górze strony. Oczywiście tego jest więcej, ale w naszym wypadku to są najważniejsze dla nas rzeczy. 😛

Jeśli klikniemy na dowolne urządzenie, otworzy się dla nas małe menu, gdzie możemy mieć dodatkowe opcje np. ustawienia jasności lub koloru światła. Możemy tam też sprawdzić, kiedy dane urządzenie było używane. Może się przydać jako forma kontroli rodzicielskiej – komputer/konsola loguje się do sieci, a HA zapisuje takie informacje jak: kiedy urządzenie zostało włączone i jak długo było włączone. 😉

Niesamowite w niektórych urządzeniach jest to, że mogą informować nas o stanie baterii, więc możemy ustawić w HA monit informujący nas o wymianie baterii, gdy poziom spadnie do np. 5%. Przydatne, kiedy masz bezprzewodowe włączniki światła i czujniki otwierania drzwi i nie chcesz, aby którakolwiek z tych rzeczy zawiodła w najgorszym momencie. 😉

Równie ciekawą rzeczą są wykresy dla poszczególnych pomiarów znajdujących się w kółkach. Dzięki nim możesz mieć pewność, że dostawca internetu dostarcza obiecaną ilość prędkość (albo i nie). U mnie jak widać nie zawsze jest obiecane 50mb/s. 🙁

Workspace 1_02_12_2019_02

Bardzo dużą zaletą HA jest to, że sam wykrywa urządzenia, z którymi jest kompatybilny. Zaintalowany przez nas na dniach termostat Netatmo został w ten sposób wykryty i dodany bezproblemowo, dzięki czemu możemy ustawiać temperaturę za pomocą interfejsu HA, a także stworzyć opcję automatyzacji. Skorzystaliśmy z tej możliwości i ustawiliśmy, aby ogrzewanie było wyłączone ilekroć wyjdziemy z domu (bo u nas z pamiętaniem o tym to różnie było). Jednocześnie możemy włączyć grzanie będąc poza domem, aby wrócić do ciepłego i przytulnego mieszkanka. 😉

Workspace 1_04_12_2019_01

HA można połączyć np. z Alexą i uruchamiać niewspierane przez tą-której-imienia-nie-wolno-wymawiać urządzenia (np. własnej roboty włączniki światła albo rozwiązania oparte na ESP8266 – więcej info tutaj i tutaj).

HA to – moim zdaniem – świetny system do organizacji domowego zacisza, łączenia różnych projektów (np. czujnik wilgoci z silnikiem otwierającym okno, aby wywietrzyć). Ułatwia on wiele rzeczy i podnosi komfort życia (mogę uruchomić ogrzewanie zdalnie albo wyłączać je automatycznie, aby oszczędzać na rachunkach). Jego konfiguracja bywa jednak męcząca, bowiem w plikach konfiguracyjnych postawiony źle przecinek czy spacja może być niezrozumiały przez HA, co sprawi, że albo konfigurowane urządzenie nie będzie działać.

Mimo tego jestem z niego zadowolony, bo daje naprawdę sporo możliwości i cały czas jest rozbudowywany, więc wciąż przybywa nowych rozwiązań. A nam przybywa przez to pomysłów do realizowania! Chyba będę musiał je kiedyś opisać… 😉

Mefisto

#247. Kącik Techniczny nr 15 Read More »

#241. Kącik Podróżniczy nr 14

NOAH’S ARK ZOO FARM

map

Mały Smoczyński coraz chętniej poznaje świat! Dlatego też zabraliśmy go do zoo. Zrobiliśmy to trochę spontanicznie, bo stało się to zaraz po tym jak kupiliśmy mrożone pierogi w sklepie i na obiad były pierogi tego dnia… I to cudem, bo auto nagrzało się solidnie tego dnia. :>

Wróćmy jednak do tematu naszej wycieczki: w naszej okolicy są aż dwa zoo. Do jednego nie chcieliśmy się pchać, bo podobno jest piątym największym zoo na świecie i zawsze są tam całe masy ludzi. Wybraliśmy zatem Noah’s Ark Zoo Farm, które mamy po drodze do domu i wydawało się przytulne.

IMG_20190910_144528

Szczerze mówiąc byłem bardzo podjarany tym zoo, bo podobnież miało być w stylu farmy, a w rzeczywistości jedynie kilka wybiegów takowe przypominało… Jeszcze natrafiliśmy na porę karmienia, więc zwierzątka ucinały sobie drzemkę (i np. taka surykatka zleciała ze swojego słupka, bo tak mocno jej się przysnęło).

Zwierzęta w większości spały, więc po poinstruowaniu Smoczyńskiego, aby był w miarę cicho, oglądaliśmy małpki, żółwie, orły, jastrzębie… Małpki zrobiły największe wrażenie, bo jak tylko zobaczyły naszego małego, zaczęły skakać i figlować, a dzieciorośli aż się oczka zaświeciły i już chciał do nich wejść, już chciał z nimi brykać… Tylko kraty przeszkadzały.

Potem dotarliśmy do zagrody z konikami. Jako, że Smoczyński miał fioła na punkcie koników w tamtym czasie, równie dobrze moglibyśmy tam zostać. On był jak zaczarowany majestatem końskiego zada (a zad był przodem do nas, bo koń akurat jadł). Czasem tylko odwrócił się na wołania naszego bąbla i wracał do konsumowania posiłku. Wybacz, dziecko, żarcie ważniejsze!

IMG_20190910_131043

W dalszych częściach naszego zwiedzania przybyliśmy do kózek, które sobie ucięły pogawędkę ze Smoczyńskim. Na każde jego “ba” koza odpowiadała swoim “mee”. Chyba był troszeczkę zdziwiony taką reakcją, ale grzecznie i kultularnie odpowiadał koleżance. 😉

IMG_20190910_134141

Do niektórych zagród można sobie było wejść. Dotarliśmy więc w ten sposób do kurnika skąd przegonił nas wyraźnie rozsierdzony kogut. Niektóre zwierzątka biegały sobie luzem (jak np. jakieś dziwne ptaki, których spotkanie skończyło się tym, że Smoczyński zagulgotał jak one próbując od nich uciec – nie, nie były agresywne). Do innych zwierzątek (np. kózek) można było sobie wejść i pobawić się z nimi. Przy każdym takim punkcie znajdowały się krany z informacją, aby myć ręce po tym, jak dotykało się zwierząt.

Co mnie zaskoczyło to wybieg dla dzikich kotów. Z czasów dzieciństwa pamiętam ciasne klatki i kilka rzędów ogrodzeń, a tutaj był wysoki na 3-4 metry płot i drugi płotek w odległości trochę ponad pół metra od pierwszego. Lwy i tygrysy wydawały się jednak nazbyt leniwe, aby wykonać jeden skok w stronę wolności. A może wiedziały, że po drugiej stronie płota są ludzie i bezpieczne są tam, gdzie są?

Jeśli mam być szczery to nie wiem, co o tym miejscu mam myśleć. Z jednej strony widać było jakieś starania, ale z drugiej strony umarły one jakieś dwadzieścia – trzydzieści lat temu. Niektóre wybiegi były dosyć fajne, przemyślane i zapeniały zwierzętom trochę przestrzeni, ale z drugiej strony niektóre były niczym innym niż małą, ciasną klatką.

Jestem tak trochę na tak, bo fajny pomysł, ale jestem też na nie, bo komuś się momentami po prostu nie chciało. Z jednej strony były fajne atrakcje (np. mini koparka, którą można przerzucać piasek), a z drugiej była też bardzo niepokojąca ślizgawka (zdjęcie poniżej).

Może jak pójdę do tego drugiego zoo to będę w stanie powiedzieć, czy to Noah’s Ark Zoo Farm miało lepsze lub gorsze warunki?

Może to zdjęcie odda jak bardzo jestem rozdarty:

IMG_20190910_134332

Mefisto

#241. Kącik Podróżniczy nr 14 Read More »

#239. Kącik Techniczny nr 14

Kiedy byłem dzieckiem, widziałem setki projektów inteligentnych domów, w których komputer steruje urządzeniami w dogodny i ustalony przez nas sposób, jednak następuje to bez wielkiej ingerencji z naszej strony. Wtedy było to dla mnie jedynie nieosiągalne marzenie, bo dostępność takich rozwiązań była niezwykle kosztowna. Jednak niemal dwie dekady później żyję w domu, który zmierza w kierunku futurystycznych wizji z czasów mojego dzieciństwa.

Nasz pierwszy nieświadomy projekt powstał, kiedy mieszkaliśmy na pokoju. Inni mieszkańcy trochę nie szanowali prywatności, a i w okolicy zdarzały się kradzieże, więc zamontowaliśmy magnetyczny przekaźnik, który wysyłał informację w momencie otwarcia drzwi (początkowo działał na odwrót i nie wiedzieliśmy jak się za to zabrać :D). Informację odbierał router, przekazywał ją serwerowi, a serwer wysyłał nam wiadomość na telefon.

Był to pierwszy własnej roboty system informowania nas o jakimś wydarzeniu. W tej chwili mamy trzy takie systemy w użytku: dwa na drzwi do domu i do schowka (z tym, że tym razem przekaźniki działają na baterie i nie wymagają setki metrów kabli) oraz jeden do samochodu, który wykrywa ruch (np. kiedy ktoś wsiada do auta).

Pierwszy świadomy pomysł zrodził się jeszcze przed narodzinami Smoczyńskiego, gdzie mieszkaliśmy w strasznie zimnym mieszkaniu. Ogrzewanie centralnym był ponad 40-letni bojler, więc nie był ani tani w użytku, ani wydajny (jedynie 17% zużytej energii było zwracane jako ciepło). Korzystaliśmy z elektrycznych grzejników, bo w porównaniu z tamtym molochem, koszta użytkowania były sporo niższe.

Grzejniki trzeba było jednak wstać i włączyć, a my nie chcieliśmy wychodzić spod ciepłej kołdry, aby tego dokonać.

Powstał więc pierwszy projekt: zdalnie sterowany kaloryfer. Potrzebowaliśmy do tego Raspberry Pi oraz zdalnych włączników. Następnie skorzystaliśmy z gotowego rozwiązania i stworzyliśmy stronę dostępną tylko dla nas (i każdego z hasłem dostępu :P), gdzie dostępna była nazwa urządzenia oraz przyciski “ON” i “OFF”. Proste, wygodne i skuteczne, a do tego można było z nich korzystać będąc poza domem. Przydatne w momentach, kiedy zapomniało się wyłączyć grzejnika lub do włączenia grzejników przed powrotem do domu, aby wejść do nagrzanego już pomieszczenia.

Potem dołączyliśmy zdalne włączanie i wyłączanie lampek nocnych. Jedna była w pokoju gdzie spaliśmy. Włącznik od światła był kawałek od nas, a dotarcie do niego mogło skutkować śmiercią przez potknięcie o bałagan, więc najprościej było zdalnie włączyć lampkę nocną.

Druga lampka wylądowała w kuchni, gdzie często witaliśmy w nocy, aby się np. napić. Ta lampka za to włączała i wyłączała się sama o określonych godzinach, co było pierwszym krokiem w stronę automatycznych rozwiązań.

Widząc efekty naszych małych projektów oraz zachęceni przez wrednego sąsiada, wzięliśmy się za samochód. Auto nie posiadało alarmu, więc co stało na przeszkodzie, aby samemu taki alarm zrobić?

Zrobiliśmy diodę, która migała z częstotliwością diody zwykłego alarmu i zamontowaliśmy czujnik ruchu. Wszystko to zostało podłączone do Orange Pi (początkowo miało być Raspberry Pi), a urządzenie podłączyliśmy pod powerbank, który z kolei został podłączony pod akumulator. Powerbank niestety okazał się wadliwy i szybko rozładowywał baterię w aucie, więc zrezygnowaliśmy z niego.

Antena wifi z Orange Pi została podłączona do anteny samochodowej i urządzenie (ledwo, bo ledwo) łączyło się z routerem. Zapewniało to komunikację w dwie strony: dostawaliśmy wiadomość, kiedy czujnik coś wyłapał i sami mogliśmy połączyć się z autem. Niestety na tamtem moment użycie karty sim z mobilnym internetem nie działało, bo taki internet nie oferował zewnętrznego adresu IP, przez który moglibyśmy się połączyć z urządzeniem.

Orange Pi z czasem zostało zamienione na ESP8266 z racji tego, że było mniejsze, zużywało mniej prądu, a oferowało wszystko czego potrzebowaliśmy.

Do naszych systemów dochodziły kamery zarówno rejestrujące aktywność domowników (pozdrawiam wszystkie smutne zdjęcia z kamerki nad lodówką :P) jak i te służące jedynie do podglądania, co się dzieje w danym pomieszczeniu. Taka kamerka przydała się nam, kiedy elektryk wysłany przez agencję, u której to wynajęliśmy domek, zaczął robić zdjęcia bez naszej zgody i mogliśmy się go grzecznie zapytać co wyczynia (a on prawie zszedł na zawał, bo nikogo wokoło nie było, aby wiedział o jego niecnym planie – no ze zdumienia prawie umarł!).

Nasze systemy domowej roboty systemy zabezpieczeń byłyby jednak ciężkie do zarządzania, bowiem każdy (albo zdecydowana większość) miał swój osobny panel sterowania. Wszystkie wymienione wyżej rozwiązania zostały dodane do Home Assistanta, który stał się naszym centrum zarządzania, a jego możliwości ogranicza, będąc całkowicie szczerym, nasza wyboraźnia.

O tym jak poniosła nas nasza wyobraźnia napiszę w kolejnej notce, bowiem ten wstęp okazał się dużo bardziej rozbudowany niż myślałem, a wyjaśnienie i opis funkcji Home Assistanta zasługuje na więcej niż kilka zdań. 😉

Mefisto

#239. Kącik Techniczny nr 14 Read More »

#230. Kącik Podróżniczy nr 13

BRISTOL MUSEUM – NATURAL SELECTION DISPLAY

map

Udało nam się cudem, bo ledwo przed 12 września, obejrzeć wystawę o nazwie Natural Selection, w której mogliśmy zanurkować między ciekawą kolekcję jaką jest zbiór ptasich gniazd i nie tylko. 😉 Ogólnie jest to ciekawe połączenie kilku projektów (opis w link powyżej).

Przyznam bez bicia, że spodziewałem się większego zbioru i trochę się zawiodłem, kiedy odkryłem, że coś, co bardzo chciałem zobaczyć, mieści się głównie w jednym większym pomieszczeniu.

Żałuję, że nie udało mi się tej wystawy odwiedzić wcześniej i niestety nie jest już ona dostępna. Sami załapaliśmy się całkiem przypadkiem, bo pod koniec naszej muzealnej wyprawy zauważyłem drzwi prowadzące do tej kolekcji.

IMG_20190823_115805

Projekt mi się podobał – liczę, że w przyszłości zrobią coś dużo większego, co zawiśnie w muzeum na dłużej. 😉

Mefisto

#230. Kącik Podróżniczy nr 13 Read More »

#228. Kącik Techniczny nr 13

Raspberry Pi to komputer o wielkich możliwościach, który jest niewiele większy od karty bankowej, a na pewno spokojnie mieści się w dłoni dorosłej osoby. Jego twórcy są organizacją charytatywną z Wielkiej Brytanii pragnącą uczyć podstaw informatyki, dlatego też oferują nam wydajne jak na swoją cenę urządzenie i wiele projektów wspierających ambitne umysły na całym świecie.

Projekt zaczął się w 2006 roku, ale pierwsze Raspberry Pi trafiły do sprzedaży w lutym 2012. Nim jednak to się stało, 10 pierwszych płytek zostało wystawionych na aukcję i sprzedane za łącznie 16 tys. funtów. W oficjalnej sprzedaży dało się je kupić za nieco bardziej przyziemne ceny: $25 za model A (z jednym portem USB i bez portu sieciowego oraz 256MB ramu) i $35 za model B (posiadający dwa porty USB i jeden port sieciowy oraz 512 MB ramu).

Obecnie do kupienia jest wiele różnych wersji Raspberry Pi, w tym Raspberry Pi Zero o bardzo małych wymiarach (6.5cm na 3cm), mocy obliczeniowej Raspberry Pi 1 i zawrotnej cenie $5. Do sprzedaży trafiły też kamery, czy inne akcesoria pozwalające na rozbudowę możliwości Raspberry Pi.

Oficjalny system operacyjny, na którym działa Raspberry Pi nazywa się Raspbian od połączenia Raspberry i Debiana (jeden z systemów operacyjnych opartych na Linuxie; bazują na nim takie usługi jak SteamOS, czy Stadia). W 2013 twórcy wypuścili NOOBSa (New Out Of the Box Software), którego zadaniem jest pomoc mniej obeznanym użytkownikom w instalacji systemu. Niektóre sklepy oferują kartę sd z pre-instalowanym już oprogramowaniem.

Oczywiście istnieją też inne systemy operacyjne, które możemy instalować wedle naszych potrzeb. Za przykład może posłużyć lekki system o nazwie DietPi. 😉

W Anglii oraz w Ameryce organizowane są wydarzenia nazwane Raspberry Pi Jam, na których można nauczyć się wielu ciekawych sposobów na użytkowanie naszego niewielkiego komputera. Są one organizowane przez społeczność i oficjalnie ogłaszane na stronie organizacji. Każdy może się podjąć wyzwania i zorganizować swój własny Jam. Na ten temat rozpiszę się, kiedy wreszcie dotrę na taki event. 😉

Jestem wielkim fanem Raspberry Pi (i wszystkich innych owoców: Orange Pi, Banana Pi…) ze względu na możliwości jakie oferuje tak mały komputer. W naszym domu Raspberry jest cały czas używane: jedno do obsługi HomeAssistant (jako że to rozbudowany temat to napiszę o tym osobną notkę), a drugie do kamerki, która wpierw śledziła Smoczyńskiego (i nosiła nazwę WALL-E, bo wyglądała podobnie jak ten robot), a dzisiaj pilnuje naszego auta. W aucie znajdowało się też Raspberry jako nietypowy alarm (wysyłał wiadomości jeśli wykrył ruch – nie polecam zamykać w aucie muchy :D), ale zostało to przeniesione na Orange Pi. Generalnie alarm ma takie działanie, że my dostajemy znać i po cichu idziemy zlać złodzieja patelnią. 😉

W następnych notkach przybliżę nieco dokładniej niektóre projekty, które realizowaliśmy u nas w warunkach domowych. 😉

Mefisto

 

#228. Kącik Techniczny nr 13 Read More »

#223. Kącik Podróżniczy cz.12

WE THE CURIOUS

map

Po opuszczeniu Bristol Aquarium stwierdziliśmy, że mało nam było wrażeń na tamten dzień, więc udaliśmy się do znajdującego się nieopodal miejsca o nazwie We The Curious.

Opisać to miejsce można krótko: wow. Jest tam bowiem od groma i ciut ciut ciekawostek o świecie, naukowych eksperymentów do wykonania samemu oraz planetarium, które zapewnia rozrywkę o określonych godzinach. Znajduje się tam też sporo obiektów związanych ze studiem Aardman (ci od Gromita) oraz mały zakątek kosmiczny, gdzie Połówka mało co nie zeszła na zawał. 😛

Smoczyński czuł się jak w raju. Wpierw wrzuciliśmy go do wielkiego kołowrotka, gdzie mógł pobiegać sobie jak chomik, potem bawił się pompami wodnymi, aż dotarł do ciekawej konstrukcji z rurek, która zasysała wrzucane do niej piłeczki. Jeszcze przytrafili się mili ludzie, którzy podzielili się z nim piłeczkami, bo widzieli ile mu to radości sprawia. Smoczyński wszak bardzo lubi się z wszelkimi odkurzaczami: daje sobie nawet odkurzać skarpetki!

Na sam koniec dotarliśmy do planetarium i kącika kosmicznego, gdzie podziwialiśmy jak ciśnienie działa na misia i dźwięk w postaci dzwoniącego dzwonka. Tam też weszliśmy na statek kosmiczny, a dokładniej na zewnątrz statku kosmicznego i Połówkę zaskoczył dźwięk otwieranej śluzy, przez co stanęła w pozycji bojowej. Planetarium sobie odpuściliśmy, bo nie nie mieliśmy pewności, czy Smoczyński będzie w stanie usiedzieć tyle czasu w jednym miejscu, a następny pokaz miał być dopiero za pół godziny.

Udaliśmy się do wyjścia, bo byliśmy zmęczeni naszym małym odkrywcą, który spróbować musiał wszystkiego (jeśli nie w formie eksperymentu to w formie posiłku – chrzańcie się wyżynające się zęby). Bawiliśmy się jednak przednio!

Nie udało mi się jednak nagrać wszystkich ciekawych atrakcji – zrobienie zdjęcia często nie oddaje tego, jak działa mechanizm. Niestety, ale było nas za mało: jedno musiało kręcić czymś, drugie filmować, a trzecie pilnować małego stworka, bo próby filmowania podczas trzymania stworka za rękę kończyły się sprowadzeniem do parteru.

Mimo to zapraszam Was serdecznie do odwiedzenia tego miejsca, jeśli znajdziecie się kiedyś w Bristolu. Tutaj można miło spędzić czas, pogłówkować i pobawić się jak małe dziecko. Zdecydowanie warto!

IMG_20190726_130008

Mefisto

#223. Kącik Podróżniczy cz.12 Read More »

#221. Kącik Techniczny cz.12

Każdy gracz wie, że dobre chłodzenie jest istotnym elementem komputera, ponieważ od jego efektywności zależy wydajność procesora. Dzisiaj przybliżę Wam moje przemyślenia na temat dwóch chłodzeń, które w ostatnim czasie mogłem przetestować na swoim sprzęcie.

Zostałem zachęcony do zakupienia chłodzenia wodnego be Quiet! Silent Loop All in One 120mm. “Małe”, gotowe, tylko trzeba zamontować. Jako że doświadczenia nie mam w chłodzeniach wodnych to zdawało się, że to dobra opcja.

IMG_20190531_164806

Moje pierwsze wrażenie było dobre: temperatura procesa była na zadowalająco niskim poziomie. Cel osiągnięty, ale przyszło mi za niego zapłacić.

Chłodzenie wodne lepiej komponować samemu: osobno kupić każdy element i złożyć je w jedną funkcjonalną całość. W przypadku gotowych chłodzeń trzeba się liczyć na kilka wad, z którymi można się spotkać, bo elementy są niekiedy kiepsko wykonane.

Zacznijmy od bąbelków. Nie, nie chodzi o te urocze, uwalone od kostek aż po uszy dzieciaczki, a o zwykłe bąbelki powstające w wodzie. Chłodzenie bąbelkowało mi jak stary dziad po fasolowej, ale na to pomagało lekkie sutknięcie w pompę. To jeszcze dało się przeżyć, bo chociaż było to denerwujące i nieco hałaśliwe to jednak było też łatwe do opanowania. W customowych chłodzeniach można zamotować dodatkowy zbiorniczek, który zbiera takie bąble, a w Silent Loopie takowego nie ma.

Niestety najgorsze przyszło potem. Pompka szybko się schrzaniła i zaczęła wyć. Uciszenie jej było dużo trudniejsze, a czasem niemożliwe i nie był to dźwięk wkurzonej wiewiórki tylko agresywnej wiertarki. W nocy tak trochę nie bardzo pożądania rzecz…

Wtedy też podjąłem decyzję o zmianie i kupiłem be Quiet! Dark Rock Slim. Zwykłe chłodzenie w wersji ze zmniejszonym radiatorem. Ku mojemy zdziwieniu jest prawie tak wydajne jak Silent Loop, ciche i zdecydowanie mniej awaryjne. Zajmuje dużo mniej miejsca, więc łatwiej zmieścić je z innymi komponentami i nie trzeba się martwić, że obudowa od komputera może być niekompatybilna do tego chłodzenia.

IMG_20190825_120036

No i cena: Dark Rock Slim jest prawie o połowę tańsze niż Silent Loop.

Przy okazji dobraliśmy się do chłodzenia wodnego i rozebraliśmy je na części. Pierwsza rzecz: woda zamieniła się już w szlam, który trzeba wyczyścić (środki czyszczace są albo mocno żrące, albo kosztowne, albo jedno i drugie), druga rzecz: jakość wykonania pozostawia wiele do życzenia. Nic dziwnego, że chłodzenie się zbuntowało!

Swoją drogą “koszty utrzymania” chłodzenia wodnego wydają się duże w porównaniu do podstawowej konserwacji chłodzenia powietrznego. W przypadku pierwszego mamy specjalny płyn tudzież wodę destylowaną i środki czyszczące potrafiące kosztować sporo podczas gdy drugi typ chłodzenia wymaga jedynie odkurzenia, co można zrobić przy użyciu sprężonego powietrza lub odkurzacza i wymiany pasty termicznej.

Wiele przemawia za tym, że chłodzenie powietrzne jest lepsze. W moim przypadku i przy moim sposobie korzystania z komputera jest, ale jeśli chcecie podkręcać procesor, czy kartę graficzną to chłodzenie wodne zdaje test. Mi potrzeba jedynie czegoś, co zapobiegnie zagrzaniu się komputera, kiedy będę kopał diamenty w Minecrafcie lub gonił owce w Kingdom Come: Deliverance.

Ten ryk wściekłej wiertarki mnie zniechęcił, ale to nie znaczy, że kompletnie poddaję się w kwestii chłodzenia wodnego. Może sam sobie coś złożę? Może przerobię Silent Loopa na coś, co nie wyje do księżyca? Czas pokaże! 😉

Mefisto

#221. Kącik Techniczny cz.12 Read More »

#216. Kącik Podróżniczy nr 11

BRISTOL AQUARIUM

map

Obiecaliśmy Smoczyńskiemu wizytę w oceanarium i słowa dotrzymaliśmy. Chociaż napotkaliśmy się z przeciwnościami losu, udało się jednak zawitać do Bristol Aquarium, czyli niezwykłego miejsca pełnego morskich żyjątek i nie tylko!

Jako że przy oceanarium nie ma parkingu, zatrzymaliśmy się przy College Green i podreptaliśmy na piechotę mijając autobusy oraz ciężarówki. Właściwie to zatrzymywaliśmy się co chwilę, bo Smoczyński musiał się za każdym wielkim pojazdem obejrzeć.

Udało się nam jednak sprawnie dotrzeć do oceanarium, zakupić bilety i wyruszyć w podwodną podróż.

Smoczyńskiemu nie spodobał się fakt, że od tych wszystkich żyjątek dzieli go grube szkło. Wiadomo: tyle wody, tyle rybek, a on po drugiej stronie zmuszony jedynie do patrzenia. Szybko jednak pogodził się ze swoim losem i wpatrywał się w wodne żyjątka. Momentami zdawał się niezainteresowany, ale to tylko dlatego, że niektóre okazy bardzo mocno zlewały się z otoczeniem lub odpoczywały ukryte pośród roślinek.

W oceanarium znalazły się też okazy trujących żab, pająki, a nawet roślinność przywieziona z różnych zakątków świata. Były też rafy koralowe i podwodny tunel, gdzie rybki spokojnie pływały nam nad głowami. Warto też zerknąć na “wklęsłe akwarium”, gdzie możemy usiąść na szybie i poczuć się jak byśmy byli w środku oraz na “żłobek”, gdzie pływają malutkie okazy rybek, a w tym młode koniki morskie.

I tak: była Dory i był Nemo. 😀 Dory pływała jakby miała motorek pod płetwami!

O różnych porach dnia można natrafić na różne atrakcje, a w tym karmienie rybek pod czujnym okiem pracowników. Smoczyńskiemu przypadła do gustu płaszczka, która domagała się przysmaków. Myśmy przybili z nią tylko piątkę przez szybę i poszliśmy obserwować żółwia, który stał pod miniwodospadem i moczył sobie głowę. 😀

Oceanarium nie jest duże – da się je przejść w godzinę. Bilet jest ważny przez cały dzień (aż do ostatniego wejścia czyli do 17), więc można wyjść i wrócić jeszcze raz, np. na atrakcję zaczynającą się o konkretnej godzinie, a w międzyczasie pokręcić się po innych ciekawych miejscach znajdujących się w okolicy.

Wypad nam się bardzo podobał. Smoczyńskiemu chyba najbardziej – w końcu tyle nowych, rybich kumpli spotkał! Żałuję jedynie, że nie spojrzałem jakie tam są atrakcje to może załapalibyśmy się na więcej niż jedną. Dlatego też będziemy musieli wybrać się jeszcze raz, co na pewno naszemu wodnemu Smokowi przypadnie do gustu. 🙂

Mefisto

 

#216. Kącik Podróżniczy nr 11 Read More »

Scroll to Top