kacik

#214. Kącik Techniczny nr 11

Czy wiecie czym jest skalpowanie procesora (po angielsku: delidding)? Ja do nie dawna też nie wiedziałem, a ostatnio miałem okazję zobaczyć to na własne oczy.

Procesory Intela od 3-ciej generacji i nowsze (tańsze) procesory AMD mają na rdzeniu położoną pastę termoprzewodzą. Oznacza to, że po jakimś czasie pasta wysycha, a wtedy procesor zaczyna osiągać wyższe temperatury. Skalpowanie pozwala nam wymienić starą pastę, aczkolwiek niesie za sobą ryzyko, że możemy uszkodzić rdzeń i popsuć procesor lub też stracić gwarancję (jeśli takową jeszcze mamy).

Pierwszym krokiem jest zakupienie sprzętu: gilotyny do skalpowania procesorów, imadła do ściśnięcia procesora po zabiegu, silikonu, aby skleić później procesor w jedną całość, przezroczysty lakier do paznokci oraz odpowiednią pastę termoprzewodzącą.

Procesor umieszcza się w gilotynie i kręci kluczem, aż IHS (srebrna pokrywa na procesorze) puści. Na PCB (zielonej płytce) będziemy mieć odsłonięty rdzeń, z którego należy usunąć resztki starej pasty. Trzeba to zrobić delikatnie, ponieważ jedna rysa i procesor może przestać działać.

Kolejny krok to zapezpieczenie elementów na PCB przez pomalowanie ich lakierem.

Następnie nakładamy pastę. W moim przypadku był to płynny metal, bo jest ma lepsze możliwości wewnątrz procesora i jest polecany przy skalpowaniu.

Na koniec, przy użyciu silikonu, przyczepiamy IHS z powrotem do PCB i wsadzamy go do imadła, aby tym razem go ścisnąć. Chociaż producenci silikonu i płynnego metalu rekomendują odczekanie 2 godzin, warto im dać więcej czasu (u mnie było to niemal równe 24 godziny).

IMG_20190731_233314.jpg

Operacja się udała – pacjent przeżył i osiąga troche niższe temperatury niż przed zabiegiem (wcześniej skakły nawet do 80 stopni, teraz maksymalnie 68). Chociaż trochę się martwiłem (pomimo planu B w postaci kupienia nowych komponentów) to jednak nie był to trudny zabieg. Wymaga on jednak sporo precyzji, bo jak już napisałem wcześniej: jedna rysa i koniec zabawy…

Mefisto

#214. Kącik Techniczny nr 11 Read More »

#208. Kącik Podróżniczy nr 10

PORTISHEAD – FISHERMAN’S STEP

map

Jest takie miejsce, które ciężko dostrzec na mapach, o nazwie Fisherman’s Step, chociaż żadnego zapalonego wędkarza tam nie widziałem. Nieco wyżej przebiega ścieżka o nazwie Gordano Round ciągnąca się przez spory kawałek… Skupmy się jednak na uroczym, kamiennym zakątku.

Jest to idealne miejsce, gdzie można przyjść z krzesełkiem i patrzeć. A patrzeć jest na co! Po naszej prawej znajduje się Severn Bridge łączący Anglię z Walią, latarnię kuszącą mnie swoim urokiem od dawien dawna. Widać nawet Portisheadowy basen. Na lewo za to, jednak poza zasięgiem naszego wzroku, znajduje się kolejna latarnia.

Jest jednak jedna wyjątkowa rzecz, za którą lubię to miejsce. Statki. Duże, transportowe olbrzymy, które suną powoli przed siebie, jak gdyby czas zatrzymał się, aby poparzeć na te mijające ich kolosy.

Raz nawet goniliśmy uliczkami, aby dorwać takiego wielkoluda i zrobić mu zdjęcie, ale uciekł, bo chociaż zdają się one powoli płynąć przed siebie to jednak są dosyć szybkie.

Smoczyński także lubi to miejsce. Bo są chrzeszczące pod nogami kamyczki, bo są wielkie kamienie, na które można się wdrapać, bo jest woda, do której można wpaść… A wejścia do tego pilnuje najgorszy możliwy potwór, jaki może być dla rodzica: schody. I jeśli myślicie w tym miejscu o tym, że on może sobie zrobić krzywdę, czy coś… to nie, nie o to chodzi. Chodzi o to, że on godzinami wchodzi i schodzi (za rączkę z nami!) po tych schodach. Ale to w końcu część naszej wyprawy, czyż nie?

Jak już pokonamy stalowego potwora to otwiera się przed nami ta chwila wolna od trosk. Czas chyba naprawdę zwalnia w tym miejscu: może nie na zegarku, ale gdzieś w głębi naszych umysłów i pozwala nam zapomnieć o pędzie dla codziennego, gdzie każda minuta ma swoje miejsce.

Lubię to miejsce. W szczególności, że dotarcie tam zajmuje nam ledwie kilka minut. 😉

Mefisto

#208. Kącik Podróżniczy nr 10 Read More »

#206. Kącik Techniczny nr 10

Dyski od samego początku są nierozłączną częścią komputera, pełniąc funkcję nośnika danych. Pierwsze dyski były, delikatnie to ujmując, ogromne. Ich pojemność również nie była zaskakująca, bo wynosiła aż 3.75 megabajta. To tyle ile zajmuje przeciętna piosenka.

Wyobrażacie sobie organizować swoją komputerową przestrzeń mając jej tak niewiele? Patrząc przez pryzmat naszych czasów tak, ale jako że były to dopiero początki to taka wielkość była wystarczająca.

Rozwój technologiczny pędzi z taką prędkością, że dzisiaj pojemność dysków liczy się w gigabajtach, a coraz częściej w terabajtach. Największy dysk na daną chwilę oferuje 100 terabajtów, czyli, dla porównania, 104857600 megabajtów, a to przekłada się na prawie 28 milionów piosenek. Opcjonalnie jest to około 1,300 gier o wielkości 80 gigabajtów każda.

Udoskonalono też czas wyszukiwania (czyli czas potrzebny dyskowi na zlokalizowaniu obszaru, gdzie znajdują się dane do odczytania) – z 600 milisekund do około 9 na dyskach talerzowych , a w przypadku dysków SSD jest to coś między 0.08 a 0.16 milisekund. Pozwala nam to na szybszy odczyt danych, czy też szybsze załadowanie się systemu. Dla porównania mrugnięcie oka trwa około 200-400 milisekund.

Chociaż jest to niepozorna rzecz to jednak szybki dysk potrafi usprawnić pracę naszego komputera, dorzucić kilka dodatkowych fpsów (frame per second) w grach lub też zmniejszyć czas oczekiwania na załadowanie się gry.

Warto też wspomnieć, że wytrzymałość dysków również na tym zyskała. Pojawienie się dysków ssd rozwiązało wiele problemów, z którymi borykały się dyski talerzowe (np. uszkodzenia mechaniczne, uszkodzenia powstające przy spadkach prądu).

Żywotność dysków SSD liczy się w TBW (terabytes written) lun DWPD (drive writes per day). Oznacza to, że dysk ssd, po przekroczeniu np. TBW, może ulec awarii. Przykładowo mój Samsung 860 Evo 1TB oferuje do 2,400 TBW, co jest całkiem sporą liczbą. Do tej pory użyłem maksymalnie 2 TBW. Oznacza to, że w takim tempie jego żywotność przekroczę za… 900 lat. Myślicie, że dożyję? 😉

Warto wspomnieć, że TBW prędzej ujrzymy przy specyfikacji dysków SSD niż dysków talerzowych z tego tytułu, że dysk talerzowy raczej na pewno ulegnie awarii nim nawet zbliży się do osiągnięcia limitu swojej żywotności. Nie oznacza to jednak, że TBW nie istnieje w przypadku dysków talerzowych.

No i najważniejsza rzecz: dyski zajmują coraz mniej miejsca. Dyski m2 spokojnie zmieszczą się w dłoni, podczas gdy pierwsze dyski zajmowały powierzchnię 152 cm x 172 cm x 74 cm. W pomieszczeniu zwanym przez nas “computer room” (zgadnijcie dlaczego, hehe) zmieściłyby się 4 lub 12 jeśli stawiać je na sobie. W przypadku m2, gdzie jego przykładowy rozmiar to 2 cm x 3 cm doszedłem do ponad 20 tys. ułożonych tylko na powierzchni podłogi.

To jest tylko kilka z wielu możliwych porównań jak bardzo rozwój technologiczny wpływa na nasze życie. Z każdą chwilą wprowadzane są nowe rozwiązania, zmieniane są ogólne standardy, następuje miniaturyzacja. Dzięki temu zyskujemy dostęp do wielu rzeczy, które niegdyś, dosłownie, nie mieściły się do naszej rzeczywistości. Takie spojrzenie na “początek” pozwala nam pojąć ile przeszliśmy do tej pory i jak może wyglądać nasza przyszłość. Dlatego na sam koniec zostawiam Was z dokumentacją patentu opisującego działanie dysku magnetycznego i zdjęciem dysku m2 dla porównania. 😉

Mefisto

 

#206. Kącik Techniczny nr 10 Read More »

#201. Kącik Podróżniczy nr 9

PORTISHEAD MARINA LAKE

map

Posiadanie dziecka sprzyja odwiedzaniu miejsc, do których wcześniej zagnałoby nas jedynie dziwne zrządzenie losu. W poszukiwaniu miejsc do spacerów, placów zabaw, czy innych dziecięcych wybiegów znaleźliśmy sztuczne jezioro o nazwie Marina Lake, gdzie mieści się i plac zabaw, i kafejka, i łódki o ptasich kształtach, i klub krykieta, i klub kręglarski… W okolicy za to znajduje się latarnia i basen.

Udało mi się wygospodarować godzinny lunch, więc popędziliśmy tam, aby wybiegać Smoczyńskiego, a że on z gatunku jest smok wodny to ciągnęło go do jeziora, jakby miał magnez w tyłku. Aczkolwiek udało się obejść jezioro bez niepotrzebnego nurkowania do wody za wodolubnym wariatem.

Było wtedy mało ludzi, ale zrzucam to na pogodę: trochę wiało i zbierało się na deszcz. Łódki w kształtach ptaków stały puste – nie wiem, czy sezon dopiero się zaczyna, czy po prostu pogoda była tak zniechęcająca. W sumie może nawet bym i popływał na czymś takim, ale jak pomyślałem, że trzeba byłoby związać Smoczyńskiego, żeby nie właził do wody… 😉

Przez to nie udało nam się zbliżyć do “Ptasiej Wyspy”, gdzie mieszkały sobie ptasie rodzinki. Ptaki na tym jeziorze są dosyć dużą atrakcją i jest ich sporo. Widzieliśmy kilka rodzinek z młodymi, więc pośpiesznie zrobiłem kilka zdjęć (tylko kilka, bo za sobą słyszałem “szybciej, bo ja go dłużej nie utrzymam” pośród szaleńczych śmiechów Smoczyńskiego).

Nieco dalej jest kafejka (w której można kupić ziarna dla ptaków) i plac zabaw dla dzieci z wydzielonym skrawkiem dla dorosłych, którym zamarzyło się poćwiczyć na świeżym powietrzu.

Jako, że pogoda się pogorszyła to wróciliśmy pośpiesznie do domu. Aby stamtąd wyjechać musieliśmy udać się jednokierunkową uliczką i z oddali zobaczyliśmy małą, ale ciekawą latarnię morską, do której mam nadzieję niedługo się udać. 🙂

Mefisto

#201. Kącik Podróżniczy nr 9 Read More »

#199. Kącik Techniczny nr 9

Będąc graczem i rodzicem jednocześnie muszę godzić ważną rzecz jaką jest spokój mojego dziecka podczas snu z równie ważną rzeczą jaką są gry. 😉 Mój domyślny zestaw okazał się na tyle głośny, aby budzić potworka ilekroć nawalam w przyciski jak gdyby od tego zależało moje życie. Wraz z Połówką odbyliśmy podróż po odmętach internetu, aby odnaleźć coś, co wprowadzi równowagę pomiędzy te dwa odmienne żywioły.

Po odbyciu tej podróży mogę powiedzieć, że jest tego od  cholery (jeśli Was to ciekawi to zapraszam do tego artykułu). Nie dziwi mnie to, bowiem każdy typ klawiatury może być wykorzystywany do e-sportu i to nie do różnych gier, ale do różnych map w danej grze (np. w Counter Strike), gdzie rodzaj, czy siła nacisku mają bardzo duże znaczenie. Oczywiście muszę wspomnieć, że sukces nie zależy od samej klawiatury, a od tego jak dobrze ją sobie dobierzemy do naszych potrzeb.

Mnie nie interesuje e-kariera, więc zdecydowałem się na Cherry MX Red. Liczę, że rzeczywiście jest to na tyle cichy rodzaj przycisków, które zniosą moje “energiczne nawalanie” bez potrzeby budzenia przy tym dziecka. Czas pokaże, czy dobrze wybrałem. 😉

Mefisto

#199. Kącik Techniczny nr 9 Read More »

#192. Kącik Podróżniczy nr 8

PORTISHEAD

map

Portishead to niewielkie, bo liczące jedynie 25 tys. osób, portowe miasteczko położone przy ujściu rzeki Severn (Severn Estuary; po walijsku: Môr Hafren). Miasteczko zostało wspomniane Doomsday Book (czyli XI wieku), gdzie pojawia się pod dodatkowymi nazwami Portschute i Portesheve, a lokalnie było też znane pod nazwą Posset i zostaje wycenione na około 70 szylingów (w 1270 było to warte około dzisiejsych 2700 funtów – to najdalszy przelicznik, jaki znalazłem – za tą kwotę można było zatrudnić wyszkolonego rzemieślnika na rok). Jego historia sięga dalej, bo aż do Epoki Żelaza z racji tego, że na terenie Portishead znalazło się kilka osad z tego okresu.

Chociaż akt przyznający miasteczku prawo do posiadania portu przeszedł dopiero w 1814, istnieją dokumenty potwierdzające, że już w 1331 miało połączenie z wodą. Jest to opisane w dokumentach zwanych Patent Rolls, które dokumentują historię Anglii od 1201 aż po dziś.

Około 1860 zbudowano port mogący przyjąć duże statki, które miały problem z zawinięciem do Bristolu. W 1867 rozbudowano połączenia kolejowe, co przyczyniło się do rozwoju miasteczka. W 1879 kolej dotarła do portu, a dzięki temu węgiel dostarczony z Newport i Ely mógł trafić do Bristolu. Ostatecznie rozwój został przystopowany, a port ostatecznie zamknięty w 1992 i zamieniony w Portishead Marina z miejscem dla mieszkań, sklepów, restauracji i prywatnych jachtów.

Z racji bliskości wody Portishead było niegdyś siedzibą British Telecoms (BT), które mając tu swoje centrum telefoniczne wykonywało połączenia ze statkami. Usługa ta została nazwana Portishead Radio. W 1936 60 pracowników pomagało w wykonywaniu blisko 3 milionów połączeń na rok. Stacja odgrywała ważną rolę podczas Drugiej Wojny Światowej. Rozwój komunikacji satelitarnej przyczynił się do zamknięcia, które nastąpiło w 2000 roku.

Portishead jest też miastem partnerskim w takimi miastami jak Den Dungen (od 1989) oraz Schweich (od 1992). Informacja o tym widnieje na każdym znaku, który wita nas na wjeździe do miasta.

Miasto jest całkiem ciekawą lokacją, gdzie ciekawych miejsc do odwiedzenia jest sporo, biorąc pod uwagę jak niewielkie jest. Urokliwe są kamienne plaże z chrupiącymi pod nogami kamyczkami, które giną podczas przypływu, sąsiedztwo bażantów, historyczne budynki, a nawet rezerwaty natury otulające Portishead z każdej strony. Moim osobistym celem jest zwiedzenie dwóch latarnii morskich w obrębie miasta. Jest tutaj sporo zajęć dla młodych ludzi (a tych często brakuje w innych miejscach). Jak na tak niewielką lokację można tu znaleźć różne kluby (żeglarski, piłkarski, karate, strzelecki…).

Niedługo zabiorę Was na przygodę pośród ulic tego małego miasteczka. 🙂

Mefisto

#192. Kącik Podróżniczy nr 8 Read More »

#190. Kącik Techniczny nr 8

Dzisiaj krótko napomnę o projekcie, który śledzę z zapartym tchem. Chodzi mianowicie o coś, co nazywa się SPADE i jest komputerową magią na pierwszy rzut oka!

SPADE jest sztuczną inteligencją (AI) od nvLabs (czyli od nVidii), która nasze “bazgroły” jest w stanie przerobić w realistycznie wyglądające zdjęcie. Wszak strona wita nas tytułem “semantic image synthesis with spatially-adaptive normalization” czyli semantyczna synteza obrazu z normalizacją przestrzennie adaptacyjną. Tłumacząc na prostszy język jest to nic innego jak rozkład obrazu na czynniki pierwsze (w tym wypadku kolor oznaczający np. niebo, trawę, wodę, itd.), a potem wygenerowanie obrazu na podstawie zdjęć bazowych.

Jest to niesamowity krok w kierunku generowania obrazu, sztucznej inteligencji i naszego rozwoju jako cywilizacja. Widzę tu spory potencjał dla gier, gdzie grafika mogłaby być naprawdę realistyczna, a ostatecznie nawet generowana w kierunku naszych obecnych potrzeb (cukierowy klimat łatwo byłoby można zmienić na mroczny zapewianijąc jedynie inny zestaw zdjęć bazowych).

Jestem ciekaw dalszego rozwoju projektu i tego, jak można będzie go zastosować. Jak myślicie – gdzie taka sztuczna inteligencja miała by szansę bytu? 😉

Mefisto

#190. Kącik Techniczny nr 8 Read More »

#185. Kącik Podróżniczy nr 7

WALTON COMMON NATURE RESERVE

map

Podróżowanie własnym pojazdem daje niesamowitą możliwość udania się do miejsc, które normalnie mogłyby nam umknąć. Wędrując do Clevedon z naszego nowego miejsca zamieszkania, przejeżdżamy przez urlokliwe (choć wąskie) uliczki biegnące między kilkoma wiejskimi domkami (a angielskie, wiejskie domki potrafią być bardzo ładne).

W tej właśnie okolicy widzieliśmy piękne bażanty – chociaż z początku myślałem, że to koguty, bo kątem oka widziałem tylko kolorowe pióra i tak jakoś połączyłem ten fakt z kogutami. Jednakże raz zauważyliśmy bażanty przy drodze, potem na polu golfowym, gdzie naprzeciwko znajduje się Walton Common Nature Reserve, czyli Rezerwat Przyrody Wspólnoty Walton.

Jest to teren prywatny, aczkolwiek właściciel “wynajął” teren Avon Wildlife Trust ze względu na skarby, które się tam kryją. Są to, między innymi, kamienne szczątki budowli z epoki Brązu i Żelaza, ciekawe gatunki zwierząt (w tym oczywiście bażanty, które słychać na każdym kroku, chociaż nie zawsze je widać) oraz roślinność.

Nie poszliśmy daleko (głównie dlatego, że Smoczyński latał swobodnie i próbował jeść trawę), ale udało się nam wdrapać na wzniesienie. Smoczyński wdrapał się tam o własnych siłach, chociaż momentami zawracał. Jednak kiedy dotarliśmy do celu, z radości mało co nie ściągnął mi spodni, a potem wrócił do prób zjedzenia wszystkiego.

Widok z górki był niesamowity! Zdjęcie nie jest w stanie tego oddać!

Poszliśmy dalej, aby odkryć, że między drzewami znajdował się poskrom (po angielsku: cattle crush), co było trochę dziwnym widokiem w rezerwacie, ale w Anglii dziwne rzeczy nie powinny dziwić…

Przy poskromie padła jednak decyzja, aby wracać, bo zebrał się wiatr i trochę nami rzucało.

Planujemy jeszcze się tam przejść: w pełni sił i zdrowia (no i może bez wiatru, który smagał po tyłku poganiając do domu). Teren jest rozległy, więc kto wie, czego jeszcze nie odkryliśmy. 😉

Mefisto

#185. Kącik Podróżniczy nr 7 Read More »

#183. Kącik Techniczny nr 7

Dotarły do mnie ostatnio wieści o tym, że Google stworzyło usługę gamingową o nazwie Stadia, która polega na streamowaniu gry z ich serwerów na nasz komputer. Oznacza to, że zwykli gracze bez super maszyn będą mieli dostęp do wymagających gier. Ponadto Stadia ma zlikwidować potrzebę ściągania tytułu, czy ładowania go. Wszystko ma się uruchamiać nastychmiast.

Google podaje, że dla rozgrywki w 1080p i 60FPS (klatkach na sekundę) potrzeba łącza o prędkości 25mb/s, a do obsługi 4K wymaga już 30mb/s. W planach jest też obsługa 8K i 120FPS.

Ponadto Google zaprezentowało swojego pada, który ma być kompatybilny z innymi urządzeniami. Ciekawym aspektem tego pada jest to, że posiada przycisk do uruchomienia Asystenta Google oraz do nagrywania obrazu dla Youtube.

Całość bazować będzie na Debianie (czyli jednym z systemów opartych na Linuxie) oraz na Vulkanie. Google zbratało się już z ID Software (czyli twórcy gier takich jak Doom) oraz Unity i Unreal Engine (czyli twórcami silników gier), aby upewnić się, że usługa ma stosowne wsparcie.

Chociaż testy wykazały lekkie opóźnienie obrazu to jestem pozytywnej myśli. Podejrzewam, że nie będzie to idealna usługa, bo składa się na to wiele rzeczy (np. jakość łącza, lagi na serwerach, obciążenie serwerów, itd.), ale może to być ciekawa alternatywa dla standardowej wersji gamingu. Cóż – czas pokaże!

Mefisto

#183. Kącik Techniczny nr 7 Read More »

#179. Kącik Podróżniczy nr 6

MUZEUM W WESTON

map

Odkąd pamiętam lubiłem muzea. To jest swego rodzaju inny świat, gdzie teraźniejszość zderza się z przeszłością pokazując rzeczywistość, którą można teraz oglądać jedynie zza szklanej osłony. Kiedy więc dowiedziałem się, że w Weston-Super-Mare jest muzeum, nie mogłem tam nie pójść.

Przybytek ten mieści się między wąskimi uliczkami pośród dziesiątek sklepów z przeróżnym asortymentem (znajdzie się tam nawet coś dla fanów air soft gunu). Szczerze mówiąc odkryliśmy go przypadkiem, kiedy wolnym krokiem szliśmy przed siebie w poszukaniu czegoś ciekawego.

Wstęp jest darmowy, mimo iż na wejściu mamy kasę. Dotyczy ona jednak stoiska z pamiątkami, gdzie można nabyć przeróżne fanty. Myśmy jednak przybyli tam ugryźć kawałek historii, dlatego ruszyliśmy wgłąb budynku.

Pierwsze piętro nie ma, zdawałoby się, wielu atrakcji. Nic bardziej mylnego! Spostrzegawcze oko może dojrzeć znaki, które zaprowadzą nas do wiktoriańskiej chatki o nazwie Clara’s Cottage. Uroczy domek mieści w sobie sprzęty typowe dla domostwa z tamtego okresu, a także kolekcję lalek i zabawek z tamtych lat.

Dalej udaliśmy się na piętro, aby tam podziwiać kawałki historii Weston, które przetrwały próbę czasu. Najbardziej jednak zainteresowały nas dziwne automaty z dawnych lat, które w zamian za 20 pensów przedstawiły nam egzekucję trzech mężczyzn oraz śmiejącą się lalkę-marynarza.

(wrzucam czyjś filmik z lalką, bo w mój wpakowała się matka :P)

Szybko jednak dotarliśmy do ostatnich wystaw i udaliśmy się w stronę wyjścia. Muzeum nie jest szczególnie wielkie, ale upchnęli tam trochę eksponatów i pamiątek z dawnych lat. Chociaż niektóre nadgryzł ząb czasu to jednak dumnie reprezentowały swoje czasy.

Jeżeli kiedyś jakaś magiczna siła zagna was do Weston to mam nadzieję, że popchnie was i do tego muzeum! Zdecydowanie warto!

Mefisto

#179. Kącik Podróżniczy nr 6 Read More »

Scroll to Top