opowiastka

#304. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.26 – Odliczanie

– Dobra, ja mam dość! – warknął Jake po kilkugodzinnej przejażdżce pomiędzy pytaniami i brakiem konkretnych odpowiedzi. Japeś zdawał się po prostu oporny na słuchanie własnych potrzeb – całkowicie nie potrafił prowadzić ze sobą dialogu w kwestii tego, co lubił, a czego nie lubił. Jake nie wiedział już nawet, jak miał zadawać pytania, bo Wędrowiec coraz bardziej gubił się we wszystkim.

– Przepraszam… – odparł smutno Japeś. Spojrzał na swojego rozmówcę, który był już w stanie agonalnym, ale mimo tego starał się w jakiś sposób pomóc.

– Wiesz, może po prostu wolisz kobiety i tyle? To nic złego, naprawdę. To, że ktoś twierdzi inaczej to już jego problem. – ziewnął przeciągając się. – Zostawmy to na inny raz, Japesiu. Jest już późno, jestem wypruty. Ty pewnie też.

– Może już pójdę? – zaproponował, a Jake kiwnął głową na “nie” ku zdziwieniu Wędrowca. – Dlaczego nie?

– Stąd nic już nie jeździ o tej porze, a taksówka wyniesie cię majątek. Ja też cię nie odwiozę… Ech. Możesz u mnie, w drodze wyjątku, zostać. Siya by mnie zresztą zabiła, jakby się dowiedziała, że wracając ode mnie, coś ci się stało. – ziewnął znowu wstając z łóżka, a potem położył się na kanapie. Nim Japeś zdążył zaprotestować, Jake spał już w najlepsze i nie dało się go obudzić. Wędrowiec wzruszył ramionami i położył się na łóżku.

08.06.2020_23-08-34

Czuł się conajmniej dziwnie. Znowu był u niego w mieszkaniu. Znowu czuł się w jego obecności dziwnie zmieszany. Ludzkie życie z każdym krokiem stawało się coraz bardziej nieprawdopodobne, a Japeś, pomimo iż wiedział, że sam je sobie komplikował, pchał się w to coraz bardziej. Niczym ćma do światła…

Zamknął oczy i w ciszy przerywanej jedynie głębszym oddechem Jake’a powoli zaczął odpływać w sen.

Pewnie spałby spokojnie, gdyby nie to, że Jake zerwał się w nocy i udał do łazienki. Po odgłosach stwierdził, że alkohol postanowił zawrócić i ewakuować się z żołądka chłopaka. Dla Japesia wydawało się to wręcz straszne, ale jego towarzysz zachowywał się jak przy jakimś normalnym, typowym dla niego rytuale, po którym wrócił i padł obok Wędrowca na łóżko.

Japeś wpadł w panikę, bo nie spodziewał się, że Jake wyląduje obok niego. W tej panice zleciał z łóżka i gruchnął głucho o podłogę. Przez chwilę leżał w kompletnym bezruchu bojąc się wykonać jakikolwiek ruch, ale ostatecznie podniósł się i spojrzał na wciąż śpiącego chłopaka. Wędrowiec trochę pozazdrościł solidnej podłogi w mieszkaniu jego znajomego: u niego skończyłoby się wizytą sąsiadki i awanturą, przy której pół bloku kłóciłoby się o to, kto miałby się w końcu zamknąć.

Japeś ostrożnie wdrapał się na kanapę. Nie chciał w jakikolwiek sposób naruszać przestrzeni Jake’a. Szybko jednak dotarło do niego, że tak właściwie to wtargnął mu do mieszkania, więc mimo wszystko tą przestrzeń już naruszył… Wpełzł więc na łóżko, jednak czuł się w tej kwestii niepewnie, bo to, że na początku zrobił coś wbrew woli swojego towarzysza, nie oznaczało wcale pozwolenia na robienie tego dalej. Wrócił zatem na kanapę i znowu poczuł się dziwnie, bo w końcu to Jake oddelegował go do spania na łóżku. Wlazł po raz kolejny na łóżko, z którego już nie zszedł, bo silna dłoń jego towarzysza trzymała go w żelaznym uścisku.

– Ty kura jesteś, że szukasz idealnego miejsca na zniesienie jajka, czy co? Kładź się i śpij, bo przykleję cię do materaca. – mruknął do niego. Nim jednak Japeś zdążył przetrawić wiadomość, chłopak znów zasnął, a jego dłoń osunęła się bezwiednie na łóżko. Wędrowiec bez słowa ułożył się, ale nie był w stanie już spać. Myślał o tym, jak to byłoby być kurą…

Około dziewiątej ostrożnie zebrał się z łóżka. Skoro nie mógł spać to postanowił coś zjeść. W lodówce znalazł dosyć świeże produkty, jednak było ich tak niewiele, że znów mógł jedynie zrobić jajecznicę. Nim jednak zaczął, opiekł tosty na patelni, bo nie mógł nigdzie znaleźć tostera. Potem dopiero wziął się za przygotowanie im śniadania. W między czasie przygotował przeciwbólowe dla Jake’a i szklankę wody, bo wiedział, że chłopak będzie ich potrzebować. W szczególności, kiedy pusta butelka po tajemniczym alkoholu okazała się być butelką po wódce.

Zapach przygotowywanego jedzenia dosyć sprawnie obudził Jake’a, który powoli usiadł na łóżku. Nim zdążył się odezwać, Wędrowiec podał mu paracetamol i wodę. Chłopak przez chwilę był skołowany, ale bez słowa połknął tabletki i obserwował Japesia, który przełożył jajecznicę na dwa talerze.

– Znowu spanikowałeś? – burknął, kiedy umysł oczyścił mu się na tyle, aby móc przemyśleć dokładnie, co się wydarzyło poprzedniej nocy.

– Co? A, nie. Po prostu jestem głodny. – odparł Wędrowiec uśmiechając się wesoło. – Chodź, zjedz. Dobrze ci to zrobi.

Jake doczłapał do kuchni i wziął od Japesia talerz. Ostrożnie zaczął pochłaniać jajeczną papkę, aby, ku jego zdziwieniu, stwierdzić, że była nad wyraz dobra. Prawdę powiedziawszy był szczerze zdziwiony, że z takiej małej ilości produktów uzyskać coś naprawdę smacznego.

– Całkiem niezłe. – rzucił z uznaniem do Wędrowca, który na te słowa zareagował z entuzjazmem. – Myślałeś o tym, aby zostać kurzachem?

– Tak, ale trochę szkoda mi brwi. – odparł Japeś bez namysłu. Jake wielce zdumiony zapytał się o wyjaśnienie, ale chwilę potem pożałował, bo musiał powstrzymać Wędrowca przed podpaleniem sobie brwi w celach prezentacji.

– Wierzę na słowo w twoją inwencję twórczą. – burknął trzymając go za nadgarstek, aby przypadkiem nie próbował zbliżyć się do kuchenki. Puścił go dopiero, kiedy miał pewność, że jego gość na pewno tego nie zrobi. Przynajmniej nie umyślnie…

08.06.2020_23-05-33

W niedługim czasie zebrali się i Jake odwiózł Japesia do domu. Odprowadził go nawet pod same drzwi mieszkania, ale szybko tego pożałował, bo Wędrowiec od razu zaprosił go do środka. Już miał odmówić, jednak przyszedł mu do głowy pomysł, aby przy okazji zapytać się Prastarego ile czasu miało jeszcze zająć mu przygotowanie.

Weszli do mieszkania i oboje momentalnie zamarli widząc Smoka z łbem w papierowym pudełku od płatków śniadaniowych, które pochłaniał mlaskając głośno z wyraźnym zadowoleniem.

– Miałeś nie podżerać! – krzyknął Japeś i rzucił się w pogoń za Prastarym. Ten jednak uskoczył i zaczął z gracją wystraszonego prosiaka uciekać przed chłopakiem. – Co mówił weterynarz? Że jak nie będziesz jadł za dużo to cię będę musiał turlać na spacery!

Jake parsknął na te słowa śmiechem, co zwróciło uwagę obojga. Chłopak wyobraził sobie przedwieczny byt, który tak się rozpasł, że taka pierdółka pokroju Wędrowca musiała go turlać na spacer. Smok siadł z gracją na swoim tyłku i mierzył wrogim spojrzeniem gościa swojego podopiecznego.

– Em… to mój pies. Smok. – odparł Japeś czując się trochę niezręcznie z faktu, że kompletnie zapomniał, iż tym razem nie był sam. Właściwie to tylko kilka razy go ktoś odwiedził.

– Smok? Byleby tylko nie zionął ogniem. – zaśmiał się kucająć przy Prastrarym. Jake wymiętolił mu twarz patrząc się wprost w błyszczące ślepia pełne mordu. – Uroczy piesek.

Wędrowiec na chwilę zniknął w swoim pokoju, a wtedy Jake skorzystał z okazji, aby dowiedzieć się, ile jeszcze czasu zajmie przygotowanie rytuału.

– Cztery dni. – burknął Smok urażony na słowa chłopaka. Nie był ani trochę uroczy!

Mefisto

#304. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.26 – Odliczanie Read More »

#302. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.25 – Trudne pytania i jeszcze trudniejsze odpowiedzi

Japeś z każdym mijającym dniem powoli przyzwyczajał się do faktu, że Siya była dla niego nieosiągalna. Dzięki temu łatwiej było przebywać w towarzystwie jej i jej przyjaciół. Może i nie udało mu się znaleźć sobie dziewczyny, ale zyskał bardzo serdeczną przyjaciółkę, a wraz z nią zacieśnił swoje więzy z Jake’iem. Chociaż w jego wypadku było to bardziej pętla na szyję niż jakaś poprawna relacja.

Oboje gryzli się aż do kości i dopiekali sobie na każdym kroku. Siya nieco utrudniła im ich specyficzną znajomość, bo wyszła z założenia “kto się lubi, ten się czubi” – tym bardziej jak Japeś zwierzył się jej, że nocował u Jake’a, a nikt inny nie dostąpił tego zaszczytu. Kibicowała im zawzięcie, a wraz z nią jej znajomi. Z początku opierało się to na lekkich docinkach, ale im dłużej się temu opierali, tym bardziej zmieniało to formę. W pewnym momencie stało się to już wyjątkowo trudne, bo w końcu nikt nie lubi być swatany na siłę. Jednego razu Jake wkurzył się, ochrzanił wszystkich jak leci (Japesiowi też się dostało), a potem przestał przychodzić na spotkania.

Wędrowiec w pewnym sensie poczuł ulgę, ale z drugiej strony czuł się współwinny zaistniałej sytuacji. W końcu gdyby nie mówił “B”, kiedy Jake mówił “A”, to pewnie nie żarliby się ze sobą tak bardzo. Wszak wszyscy wiedzieli, że ciemnowłosy chłopak ma trudny charakter.

Ze swoich rozterek zwierzył się Siyi, która wysłuchała go uważnie. Ona również czuła się źle z przebiegu wydarzeń, ale uspokoiła Japesia, że Jake kłócił się z nimi w ten sposób średnio raz na dwa miesiące i ostatecznie mu przechodziło.

– Swoją drogą… Co myślisz o Jake’u? – jej wewnętrzna wścibskość nie dawała za wygraną. Wydawało się jej to bardzo urocze, że Wędrowiec troszczył się o kogoś, kto nie tak dawno nazwał go dzbanem z amputowanym mózgiem, a Japeś oczywiście musiał się zapytać, co oznacza “amputacja” i dobił tym Jake’a bardziej niż Jake Japesia.

– Jest taki… jake’owy? – odparł niepewnie. W końcu każde słowo mogło zostać użyte przeciwko niemu, więc wolał być ostrożny. Wszak oliwy do ognia dolał fakt, kiedy wygadał się, że nocował u niego. Inni na pewno dopowiedzieli sobie resztę… Wędrowiec był tego pewien.

– To fakt. – zaśmiała się, ale nie mogła mu tak po prostu odpuścić. – Ale tak ogólnie to co o nim myślisz? Podoba ci się?

– Nie wiem… – Japeś odparł szczerze. Dlaczego Siya tak bardzo zakładała, że między nimi musiało być coś więcej? Próbowała go zrzucić na barki Jake’a? – Nie potrafię ci powiedzieć. Lubię go, ale raczej nie w ten sposób, o którym myślisz.

Dziewczyna poczuła się nieco zawiedziona, ale z drugiej strony dostała szczerą odpowiedź. Wędrowiec nie potrafił się określić. Chociaż jako istota z Krańca Czasu nie miał uformowanej odgórnie seksualności i mógł ją dowolnie kształtować, poniekąd wytarł już sobie pewne ścieżki i zejście z nich powodowało dziwny niepokój. Wolał to eksplorować w dobranym przez siebie tempie, a nie narzuconym przez innych.

Wiedział jednak, że w pojedynkę nie zajdzie za daleko, więc postanowił poradzić się kogoś, kto zdawał mu się bardziej doświadczony w tej kwestii. Chociaż każda część jego ciała się temu sprzeciwiała, dotarł pod drzwi Jake’a i zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Po chwili ukazała mu się znajoma sylwetka, średnio zadowolona z wizyty nieproszonego gościa. Wędrowiec zaczął szybko żałować, ale skoro już tam był to wypadało jednak podążać dalej według planu.

– Ty domu nie masz, czy co? – przywitał go groźnie, a Wędrowiec uśmiechnął się głupawo siląc się na bycie miłym.

– Nie było cię ostatnio, więc trochę się zacząłem martwić… – zaczął nieśmiało. – Chciałem się upewnić, że wszystko w porządku.

– Jestem cały i zdrów. A teraz spieprzaj. – burknął, chcąc zamknąć drzwi, ale Japeś go przed tym powstrzymał.

– Czy moglibyśmy porozmawiać? – zapytał grzecznie, ale jednocześnie ignorował stanowcze prośby Jake’a, aby Wędrowiec już sobie poszedł. W końcu chłopak poddał się i wpuścił go do środka.

Mieszkanie było wysprzątane. No może nie tak idealnie, jakby można było je wysprzątać, ale obok drzwi do łazienki stała jedna szafa wypełniona rzeczami, a obok niej stały kartony z częściami kolejnej szafki do złożenia. Japeś był pod wrażeniem tego, jak bardzo zmieniło się to miejsce w przeciągu kilku dni.

– Jeśli zaczniesz coś gotować to, przysięgam, przerobię cię na stolik. – mruknął Jake rozbawiony i zajął się rozpakowywaniem szafki.

– Pomóc ci z szafką? – zaproponował, a chłopak kiwnął jedynie głową, bo wiedział, że Wędrowiec i tak zrobiłby swoje. W tej kwestii byli do siebie bardzo podobni – jedynie ich motywy różniły się diametralnie.

W ciszy złożyli mebel. We dwójkę zajęło im to dosłownie chwilkę, bo i sam przedmiot nie miał skomplikowanej konstrukcji. Jake powoli zaczął zapełniać szuflady przedmiotami, ubraniami i wszystkim, co wciąż walało się po podłodze. Kiedy skończył, zwrócił się w stronę Wędrowca.

– No to o czym chciałeś porozmawiać? – mruknął sięgając po butelkę nieznanego Japesiowi trunku, z którego upił solidny łyk.

– Właściwie to chciałem się o coś zapytać. – zaczął niepewnie obserwując chłopaka pochłaniającego coraz większe ilości alkoholu. – Czy ty próbujesz się upić, aby ze mną nie rozmawiać?

– Taki był mój plan… – zaśmiał się, a Japeś zupełnie nie wiedział, czy Jake mówił prawdę, czy jednak sobie z niego żartował. – Dobra, zadawaj to swoje pytanie.

– Jak to jest lubić facetów? – Wędrowiec zapytał bez ogródek. Chłopak westchnął ciężko klnąć pod nosem, że też jego rozmówca musiał akurat wybrać sobie taki temat do rozmów, kiedy on zbliżał się powoli do momentu, gdzie miało wyłączyć się u niego myślenie…

– Tak samo jak lubienie kobiet. Tylko tutaj jest trochę mniej… – pokazał na klatkę piersiową, a potem wskazał na krocze. – A tutaj trochę więcej. Co to zresztą za pytanie? Nie masz lepszych rzeczy do ro… Czekaj, czekaj… To przez Siyę, tak? Wyprała ci mózg?

Jake przyparł Japesia do ściany dźgajac go palcem po klatce piersiowej. Wędrowiec nie miał bladego pojęcia o co mu chodzi.

– Nikt mi niczego nie wyprał! – odparł z lekką irytacją. W duchu dodał, że sam sobie wszystko prał, bo kto inny miałby to za niego robić?

– To skąd u ciebie takie zainteresowanie, co? Nie mów mi, że kryzys tożsamości przeżywasz. – burknął biorąc kolejny łyk. Szczerze nienawidził samego siebie, że tak dobrze znosił alkohol. Może jakby w końcu odpadł to Japeś by sobie poszedł… Albo coś ugotował.

– No właśnie o to chodzi. Myślałem, że wolę dziewczyny, a potem dowiedziałem się o drugiej opcji i nie wiem, co mam teraz o tym myśleć. – odparł szczerze, a jego rozmówca siadł na łóżko, bo jego nogi nie były w stanie zdzierżyć pytań Wędrowca. – Skąd ja mam wiedzieć, co ja wolę?

– W tym momencie to mnie zagiąłeś. – Jake czuł się bezsilny wobec potęgi pytań Japesia. Współczuł też Smokowi, bo ten był mentorem takiego tłumoka. – Dobra. Zróbmy to tak: pomyśl sobie o dziewczynie, którą dobrze znasz. Może nawet o takiej, którą lubisz. Pomyśl o tym, co do niej czujesz. A potem pomyśl o chłopaku, którego lubisz. Czy te uczucia są podobne?

08.06.2020_22-54-31

Japeś skupił się i przywołał przed oczy obraz Siyi. Od razu poczuł to dziwnie przyjemne mrowienie w sercu, jednak zdusił je szybko wiedząc, że raz uwolnione nie dadzą się tak łatwo stłamścić. Druga część zadania sprawiła mu jednak problem, bo nie znał za wielu chłopaków. Właściwie jedyną osobą, która choć trochę pasowałaby do tego opisu był Jake, ale on powodował pomieszanie fascynacji ze strachem i kompletnym przerażeniem. Ten wyraz namalował się na jego twarzy i już mu tak został…

– Niech zgadnę… pomyślałeś o mnie? – westchnął, a Wędrowiec kiwnął głową potakująco. Jake jęknął boleśnie opadając na łóżko. Wiedział, że czekała go długa i bolesna noc, na którą zdecydowanie nie był gotowy…

Mefisto

#302. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.25 – Trudne pytania i jeszcze trudniejsze odpowiedzi Read More »

#300. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.24 – Powrót do życia

Jake uwinął się szybko pod prysznicem i jak tylko wyszedł oświadczył Japesiowi, aby się zbierał, bo zamierzał odwieźć go do domu. Wędrowiec pośpiesznie wsunął resztę śniadania i zaczął przygotowywać się do wyjścia. Trochę go przerażał fakt, że jego rzeczy leżały porozrzucane w kącie, ale nie śmiał nawet pytać, co się działo. Wszak jego rozmówca odpowiadał mu jedynie złośliwym, zwycięskim uśmiechem. Japesia ogarniał strach na myśl o tym, co mogło dziać się poprzedniej nocy… Może przyzwali demona, a ten przejął ciało Jake i stąd te dziwne tatuaże? Chociaż który demon pokusiłby się o opętanie kogoś takiego? Chyba aż tak odważnego nie mieli…

Wędrowiec ruszył za swym towarzyszem i razem wsiedli na parkingu pod blokiem do jego rydwanu grozy marki “stary, ale jary”. Japeś zaczął się zastanawiać, czy posiadanie samochodu nie byłoby dobrą opcją dla niego. Mógłby spokojnie kupić 20-kilogramową torbę jedzenia dla Smoka i nie musiałby jej ciągnąć jak jakiś zwłok po chodniku, bo od przystanku do jego mieszkania dzielił go spory kawałek.

Jake jednak zdawał się czytać w myślach i od razu zmierzył chłopaka spojrzeniem w stylu “chyba cię popieprzyło”. Wędrowiec, choć nie chciał, przyznał mu w duchu rację. Nie czuł się gotowy, aby samodzielnie podejmować niektóre proste decyzje, a co dopiero uczyć się myśleć za innych podczas jazdy.

Posłusznie zajął siedzenie pasażera i obserwował siedzącego po stronie kierowcy Jake’a. Musiał przyznać, że samochód, w przeciwieństwie do mieszkania, miał zadbany. Japeś szybko wywnioskował, że jego dziwny znajomy raczej rzadko zaprasza kogokolwiek do siebie. W pewnym sensie poczuł się wyjątkowy.

– Adres. – z zadumy wyrwał go głos swojego towarzysza. Spojrzał na niego z głupawym wyrazem twarzy. – Jaki jest twój adres?

– Aa… – jęknął i podyktował mu nazwę ulicy. Jake wbił ją w nawigację i zaraz po tym ruszył. Oczywiście upomniał Wędrowca, że jeśli nie zapnie pasów to resztę podróży spędzi w bagażniku. Była to wystarczająco przekonująca prośba.

Chociaż normalnie podróż nie zajęłaby im dużo czasu, tym razem jednak trwały roboty drogowe i jeden pas był całkowicie zamknięty. Powodowało to olbrzymie korki, które dla Japesia wydawały się aż absurdalne, ale na Jake’u nie robiły większego wrażenia. Pewnie nie raz, nie dwa utknął w takim ciągu aut i czekał. Wędrowiec jednak czuł się nieswojo z pustką w głowie, siedząc obok kogoś, kto złośliwie unikał tematu. Może jednak nie powinien był z nim jechać tylko wrócić do domu autobusem?

Jake tylko zerkał na niego kątem oka, pilnując bardziej tego, aby powoli przesuwać auto do przodu ilekroć szereg pojazdów przed nim ruszy się o te nieszczęsne kilka metrów. Wydawał się całkiem nieporuszony tym, co się stało. Czy to było normalne zachowanie dla ludzi? To zdawało się straszne, że dwoje ludzi może dzielić taką bliskość, a jednocześnie być tak daleko od siebie.

– Do niczego nie doszło. – mruknął Jake skupiony na drodze. Wędrowiec pewnie wyskoczyłby z auta, gdyby nie zapięte pasy, bo nie spodziewał się, że tak z nienacka dopadnie go głos jego towarzysza. – Wczoraj wyglądałeś dla mnie jak mój świętej pamięci chomik. W życiu nie przespałbym się z kimś, kto wygląda jak chomik!

Japeś się napuszył, przez co rzeczywiście zaczął wyglądać jak to biedne zwierzę. Odwrócił twarz w stronę okna i zajął się ambitnym zadaniem oglądania asfaltu jak powoli przesuwał się za szybą. Kątem oka widział jednak, że Jake zerka na niego z tym jego złośliwym grymasem zwycięstwa na twarzy. Wędrowiec pierwszy raz w życiu miał ochotę tak bardzo komuś przyłożyć…

***

Oboje byli wyjątkowo wymęczeni podróżą, ale ostatecznie udało się dotrzeć do celu. Japeś pożegnał się z Jake’iem, który “musiał się śpieszyć do pracy”. Wrócił do swojego mieszkania. Miał ochotę rzucić się z powrotem na łóżko, ale jak tylko otworzył drzwi, dopadł go Smoczy ryk.

12.02.2020_00-01-55

– GDZIEŚ TY DO CHOLERY BYŁ! JA TU Z GŁODU UMIERAM! SZLAJAĆ MU SIĘ ZACHCIAŁO, A PIES CIERPI! DO RSPCA ZADZWONIĘ, JAK TAK BĘDZIESZ ROBIŁ! – Prastary wrzasnął rozjuszony. Japeś bez słowa sięgnął po pudełko z psim żarciem i nasypał mu pełną miskę. Jego opiekun przysiadł przy misce, rzucił krótkie “dziękuję” i zaczął jeść, jakby Wędrowiec zniknął na miesiąc.

Nie ma to jak czułe powitanie – pomyślał sobie. Pootwierał okna, aby wywietrzyć i posprzątał ten minimalny bałagan, jaki zrobił się przez ostatnie dni. Japeś w końcu poczuł się na siłach, aby wrócić do żywych.

Mefisto

#300. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.24 – Powrót do życia Read More »

#298. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.23 – Kac Wędrowca

Jake wrócił pośpiesznie do mieszkania, aby ujrzeć Japesia śpiącego jak zabity. Rzucił jego klucze na stertę ubrań i zaczął sobie przygotowywać miejsce na kanapie, jednak okazała się ona tak zawalona rzeczami, że odkopanie jej zajęłoby mu pół ludzkiego życia. Cień pożałował, że nie kupił sobie chociaż szafy, do którego mógłby awaryjnie cokolwiek wrzucić. Z drugiej strony traktował to mieszkanie jak przechowalnię, bo wieczorami okalał miasto swoim mrokiem, aby szukać tych, co nabroili zdecydowanie za mocno.

Normalnie nie musiałby się kłaść, ale stawienie oporu bestii z Krańca Czasu pochłonęło zbyt dużo jego energii. Gdyby to był zwykły Smok to poradziłby sobie z nim bez problemu, ale musiał trafić na Prastarego – najpotężniejszego ze wszystkich Smoków. Nawet Rada się go lękała, bo chociaż wszyscy razem mieli nad nim przewagę, to żaden z nich nie wiedział jakim cudem Prastary zdobył moc przerastającą jego rangę. A on miał okazję popstrykać się z nim po nosach i przeżyć…

Jake jednak nie miał sił o tym myśleć. Zrzucił z siebie część ubrań i z racji braku przestrzeni po prostu położył się obok Japesia. Wędrowiec najwyżej rano sobie pokrzyczy albo skończy z jakąś traumą: nie pierwszą w jego życiu zresztą. Cień potrzebował zregenerować swoją energię zanim którykolwiek z jego wrogów zorientuje się, że aż tyle jej stracił…

***

Wędrowiec obudził się nad ranem z olbrzymim kacem. Właściwie to chyba obudził go kac, bo tak pewnie jeszcze smacznie by spał. Teraz jednak każdy dźwięk był dziesięć razy głośniejszy. Do tego jeszcze wpadające światło przez niezasłonięte okna wypiekało jego oczy nawet przez zamknięte powieki, co powodowało olbrzymi dyskomfort. Chłopak obiecał sobie w duchu, że już nigdy więcej w życiu nawet nie pomyśli o piciu alkoholu.

Powoli i niechętnie otworzył oczy przyzwyczajając je do ogni piekielnych. Zajęło mu to sporą chwilę nim był w stanie cokolwiek ujrzeć. Japeś zamarł nagle zauważając pewne drobne, aczkolwiek istotne szczegóły. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu i dotarło do niego, że nie był u siebie w domu, ba – kompletnie nie kojarzył, gdzie się znajdował. Kiedy zerknął na drugą część łóżka, zauważył śpiącego Jake’a, który nie poruszył się nawet wtedy, kiedy Japeś spadł z łóżka. Wędrowiec nieco spanikował widząc go obok siebie. Jego durny móżdżek zaczął to interpretować w swój własny, chory sposób, jednocześnie zgodny z każdym głupim serialem, jaki udało mu się obejrzeć.

Czy oni przespali się ze sobą? Dla Japesia wydawało się to niemożliwe: całą swoją wiedzę na temat seksu opierał na kilku filmach porno opierających się na relacjach damsko-męskich, więc opcja męsko-męska po prostu rozsadzała mu skacowaną głowę. Z drugiej jednak strony Siya mówiła mu o wszystkich innych możliwościach i chłopak czuł, że jego mózg przybiera postać papki. Zaczął wewnętrznie filozofować na temat zupełnie sobie nieznany i przekonywał samego siebie, że to było fizycznie niemożliwe. Trochę czuł się jak idiota, bo starał się wierzyć w coś, co najpewniej było tak samo realne jak to, że Jake spał obok niego i zaprzeczał tylko dlatego, bo chciał się w jakimś stopniu poczuć lepiej.

Postanowił odbić od swojego dylematu moralnego i pozwiedzać wzrokiem mieszkanie. Trochę przytłoczył go wszechobecny bałagan. Ten jednak był zdecydowanie efektem poważnego braku mebli. Poza łóżkiem, kanapą i jednym wieszakiem na ubrania nie było tutaj kompletnie nic! Wędrowiec zawędrował wzrokiem na śpiącego wciąż towarzysza i przyjrzał się tatuażom na jego lewym ramieniu. Kręgi powtarzały się niczym pieczęć, co wzbudziło lekki niepokój w Japesiu. A co jeśli Jake był naznaczony i polował na niego jakiś zły stwór?

Kac strasznie mocno dokuczał mu w rozmyśleniach. Chcąc nie chcąc wygrzebał się w łóżka i przeszukał apteczkę w kuchni w celu poszukania przeciwbólowych. Jak tylko jakieś znalazł, połknął je bez namysłu i odczekał kilkanaście minut na efekt. W końcu poczuł się lepiej, a skoro poprawił mu się humor to w sumie mógłby coś zjeść. Pogrzebał w niemal pustej lodówce i wyciągnął z niej wszystko, co nadawałoby się do zrobienia śniadania dla niego i jego gospodarza. Czyli w sumie tylko jajka, bo reszta rzeczy była w stanie rozkładu. Całe szczęście, że chleb tostowy musiał być niedawno kupiony, bo inaczej śniadanie byłoby dosyć skromne.

18.05.2020_01-13-24

Jake’a obudził dźwięk masła syczącego na patelni. Wciąż wypruty podniósł się i rozejrzał wzrokiem za sprawcą hałasu. Przez moment miał wrażenie, że to on był tym bardziej upitym, bo za cholerę nie rozumiał, co ten stuknięty Wędrowiec robił w jego kuchni. Już prędzej zrozumiałby, gdyby Japeś się na niego wydarł, bo w końcu szok i te sprawy, a ten… przygotowywał im śniadanie?

– O, witaj. – chłopak zwrócił się do Jake’a i dalej smażył jajecznicę, jak gdyby nic nigdy się nie wydarzyło, a on nie miał żadnych pytań.

– Co ty robisz w mojej kuchni? – zapytał Cień podnosząc się do pozycji siedzącej.

– Jajecznicę. Trochę spanikowałem, więc… – Japeś mruknął skołowany, ale jego rozmówca przerwał mu nagłym atakiem śmiechu.

– Spanikowałeś, więc usmażyłeś jajecznicę? Cholera, a jak cię napadną to co? Wyciągasz kociłek i przygotowujesz rosół? – drażnił się z Wędrowcem, który spojrzał na niego z lekką irytacją. Jake z trudem opanował śmiech, bo nie spodziewał się czegoś takiego. Japeś był zdecydowanie wyjątkowy, ale nie w sposób, w jaki można by było się tego spodziewać.

– A co ty byś zrobiłbym na moim miejscu, gdybyś obudził się w czyimś mieszkaniu, obok kogoś, kogo prawie nie znasz? – obruszył się na słowa Jake’a. Ten przewrócił teatralnie oczyma.

– Pewnie spieprzałbym, gdzie pieprz rośnie, bo trafiłbym na jakiegoś psychopatę. – odparł, a Japeś spojrzał się na niego pytająco, co rozbawiło chłopaka. – Nie, nie jestem psychopatą.

– Okej… – Wędrowiec był dosyć niepewny, czy powinien był traktować jako żart, czy może bardziej jako groźbę. Postanowił zaufać swojej głupawej intuicji i zignorować to. – Może powiesz mi, co się wczoraj stało?

Jake jednak nie potrafił sobie odmówić przyjemności podrażnienia się z Wędrowcem. Wszak taka okazja zdarza się bardzo rzadko. Spojrzał na niego z złośliwym uśmiechem, zgarnął ubrania z jednej z górek ubrań w pokoju i oświadczył, że idzie pod prysznic. Japeś został sam ze swoimi przemyśleniami i powoli przypalającą się jajecznicą…

Mefisto

#298. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.23 – Kac Wędrowca Read More »

#296. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.22 – Pakt

Dotarcie do domu Japesia zajęło mu chwilę. Jake szybko znalazł się na górze i dzięki kluczom do mieszkania bezproblemowo wszedł do środka. Nie spodziewał się jednak nagłego ataku wściekłego Smoka, który uderzył w niego z taką siłą, że jego ciało opadło nieprzytomne na ziemię, a jego duchowa energia zaczęła swym mrokiem okalać mieszkanie.

– Cień! – wydarł się spanikowany duch i wleciał pod stół. Smok warczał groźnie strosząc sierść na swoim grzbiecie. Prastary wiedział, że Cień mógł dotrzeć do nich tylko przez Japesia, więc spodziewał się najgorszego.

Stwór z zaskoczenia zaatakował Smoka i tym razem to on wypadł ze swojej ziemskiej powłoki. Jego aura rozlała się po pokoju tak samo jak aura Cienia, jednak wydawała się mniej dusząca. Dwa byty krążyły przez chwilę po suficie, ścianach i podłodze polując na siebie nawzajem, jednak oboje, nie wykazując bojowych chęci, zaprzestali zabawy w kotka i w myszkę.

– Myślisz, że pozwolę ci się tu tak panoszyć? Gdzie jest Wędrowiec? – krzyknął Prastary, a podmuch energii otoczył rozległą postać łowcy. Ten zaśmiał się jedynie i wrócił do swojej ludzkiej formy. Mimo wszystko wolał mieć jakiś kształt niż rozlewać się po suficie.

– Bezpieczny. Nie zamierzam go w to mieszać. Przynajmniej póki co. Oddaj mi ducha i zapomnimy o całym zajściu. – rzekł do przedwiecznej bestii, w której aż wrzało. Widać średnio podobało mu się uprowadzenie jego podopiecznego i włamanie się do jego mieszkania. Jedyne, co mogło mu się podobać to fakt, że szlag w końcu trafiłby tego upierdliwego ducha.

– Jaką mam pewność, że mnie nie oszukasz? – warknął znowu, a podmuch energii zachwiał Cieniem. Smok jednak trochę ochłonął widząc, że jego przeciwnik ani trochę nie wykazuje woli walki i wrócił do swojego psiego ciała, do którego zdążył się już przyzwyczaić.

– Zależy mi tylko na duchu. – Jake rozłożył ręce. – Poza tym nie mam zamiaru z tobą walczyć, Smoku. Chcę tylko dokończyć powierzone mi zadanie.

– Normalnie to bym ci na to pozwolił, ale Wędrowiec zadecydował, że to ja mam ukarać tę pierdołę. – Prastrary spojrzał na ducha, który wiedział doskonale, że co by nie wyszło i tak miałby przerąbane. Dzień sądu nadszedł i teraz ustalany był sędzia: młot albo kowadło.

– To trochę komplikuje wszystko, bo ten duch został przydzielony do mnie i to ja powinienem się nim zająć. Aczkolwiek mogę być otwarty na pewne propozycje. – Cień skrzyżował dłonie w oczekiwaniu na odpowiedź Smoka. Tymczasem zjawa wiedziała już dokładnie, że ta dwójka była o krok od stworzenia unii przeciwko niemu.

– Co powiesz na pakt? – zaproponował Prastary siadając przed Jake’em. Ten kiwnął głową. – Jeżeli będziesz przy mnie przy wymierzaniu kary, będzie można uznać, że w niej uczestniczyłeś.

– To prawda. – mruknął Cień. – Zależy to jednak od tego w jaki sposób zamierzasz go ukarać. Czy jest coś, co mógłbym uznać za wystarczający powód, aby go nie pożreć?

– Zlitował się nad nim Wędrowiec. – odparł Smok, a Jake kiwnął jedynie głową.

– Masz jakiś plan, jeśli chodzi o karę? – Prastrary doczłapał do Cienia i przedstawił mu na ucho swój pomysł, który sprawił, że chłopakowi aż oczy zaświeciły z ekscytacji. Duch patrzył na nich oboje i obgryzał ze strachu duchowe paznokcie. Dogadali się. Gorzej już być nie mogło!

18.05.2020_01-08-16

– Myślę, że mogę zaakceptować takie rozwiazanie. Jak długo ci to zajmie? – mruknął wielce zadowolony i spojrzał na trzęsącą się pod stołem, eteryczną postać. W życiu nie sądził, że kiedykolwiek będzie dogadywał się z jakimkolwiek Smokiem, ale tego nawet zaczął lubić po tym, jak usłyszał jego pomysł. W sumie wydał mu się nawet lepszy niż pożeranie ducha.

– Jeszcze kilka tygodni. Potrzebuję kilku rzeczy, które są trudno dostępne. W szczególności dla psa.

– Rozumiem. – odparł krótko Cień.

– W takim razie gdzie jest Japeś? – zapytał Prastary przechodząc do najważniejszej dla niego kwestii. W końcu źle to by wyglądało w jego biografii, gdyby znalazła się tam wzmianka o zgubieniu swojego podopiecznego albo, nie daj magio, o pożarciu go przez Cień.

– U mnie. Śpi zalany w trupa. Zwrócę ci go jutro. Masz moje słowo. – odparł zbierając się do wyjścia. – Jakbyś mógł, nie mów mu na razie, że jestem Cieniem. To może skomplikować wiele rzeczy.

– Nie powiem. I trzymam cię za słowo. Jeśli on jutro tutaj nie wróci to nawet Rada Najwyższych cię przede mną nie ocali. – warknął groźnie Smok nim Cień z zawadiackim uśmiechem wyszedł z mieszkania.

Mefisto

#296. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.22 – Pakt Read More »

#293. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.21 – O jeden drink za dużo

Japeś nie miał zbyt dużo doświadczenia z alkoholem. Na pewno nie pozytywnego. Dlatego widząc drink przed sobą nie był za bardzo skory do jego wypicia. Wiedząc jednak, że i tak nic by nie ugrał, upił łyk. Ku jego zaskoczeniu napój nie miał najgorszego smaku, nie wypalał gardła, ani nie wykręcał mu twarzy. Cokolwiek Jake zamówił, było to niezwykle dobre. Napił się jeszcze trochę delektując się smakiem.

– Miałem kiedyś chomika. Przypominał mi ciebie. – mruknął Jake oparty o swoją rękę. Patrzył z lekkim rozbawieniem jak Japeś w ciszy pochłania drink. – Cokolwiek mu się dało do pyska, wszystko wciągał. Ziarna, chleb, cukierki… Nawet gwoździe próbował. Miał przy tym taki zabawny wyraz twarzy jak ty teraz.

– Dlaczego mi to mówisz? – Japeś był szczerze zdziwiony tym porównaniem. Owszem, nie grzeszył urodą, ale chyba nie wyglądał jak napchany chomik. A może jednak wyglądał? W końcu tego dnia zapychał się wszystkim, co wpadło mu w ręce, aby tylko nie musieć się odzywać.

– Tak po prostu mi się skojarzyło. – odparł pijąc łyk swojego drinka. – Zresztą nieważne. I tak o tym za chwilę zapomnisz.

Wędrowiec chciał mu coś odpowiedzieć, ale poczuł dziwne zawroty głowy. W mgnieniu oka wszystko zaczęło wirować, a on czuł się coraz bardziej zmęczony. Nie był w stanie skupić się na niczym: wszystko zdawało się coraz szybciej od niego uciekać. Ostatnie, co pamiętał to to, że Jake pomagał mu wstać, ale uszy nie zarejestrowały już tego, co mówił.

Jake zabrał go do swojego samochodu zaparkowanego specjalnie na tą okazję na parkingu pod klubem. Wrzucił nieprzytomnego Japesia na tył wozu, a sam zajął miejsce kierowcy. Powoli ruszył w stronę swojego domu, który znajdował się na obrzeżach miasta. Chłopak był wyraźnie zadowolony z łowów. Tego dnia okazały się dla niego niesamowicie owocne.

Z racji późnej godziny szybko dotarł pod blok, w którym mieszkał. Wyciągnął Wędrowca z auta i sprawnie przetransportował go do windy. W ciągu chwili byli już w jego mieszkaniu. Jake położył nieprzytomnego chłopaka na łóżko.

Mieszkanie Jake’a było dosyć małe. Składało się z sypialni naprzeciw wejścia, po prawej była kuchnia, a po lewej łazienka. Wszędzie panował zorganizowany bałagan: rzeczy wlały się wszędzie tylko nie na wyznaczonych ścieżkach, po których chodził.

– Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że mogliśmy się dzisiaj spotkać. – uśmiechnął się do siebie zwycięsko. Jego jasnoniebieskie oczy aż błyszcały z ekscytacji. Zdjął z chłopaka ubranie wierzchnie i buty rzucając je pod ścianę przy drzwiach. To samo zrobił ze znajdującą się pod kurtką bluzą. Potem zajął się spodniami, przy których spędził trochę więcej czasu. Po co miałby się śpieszyć, skoro Japeś przez najbliższe kilka godzin będzie spał jak zabity?

W końcu dotarł do celu swojej podróży, chociaż kosztowało go to trochę wysiłku. Spodnie Wędrowca były nieco ciasne, aby Jake mógł spokojnie wyciągnąć z nich klucze i portfel, ale ostatecznie udało mu się do nich dotrzeć. Przyjrzał się uważnie jego dowodowi osobistemu, a najbardziej rubryczce “adres”. Rzucił potem przedmioty na górkę ubrań zatrzymując jedynie klucze.

Miał to, czego szukał, więc mógł w końcu zostawić Japesia w spokoju.

– Dziękuję za przechowanie mojej zguby. – mruknął do niego, a potem zbliżył się do drzwi. Otworzył je i spojrzał jeszcze raz na to nieprzytomne nieszczęście w jego łóżku. Uśmiechnął się rozbawiony.

18.05.2020_00-57-31

– Słodkich snów, Wędrowcze.

Mefisto

#293. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.21 – O jeden drink za dużo Read More »

#286. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.20 – Kino

Jako że film zaczynał się dopiero wieczorem, udali się wpierw do pizzerii, aby coś zjeść. Japeś zajął się pochłanianiem nienajgorszej pizzy, podczas gdy Siya i Jake wymieniali się energicznie poglądami. Taki stan rzeczy pasował Wędrowcowi najbardziej, bo nie musiał się w żadnym stopniu wysilać. Ponadto miał więcej jedzenia dla siebie…

Jedyne, co przyprawiało go o dreszcz to fakt, że jego towarzysz zerkał na niego od czasu do czasu.

– Pracujesz w szpitalu? – z zadumy wyrwał go głos Jake’a. Wędrowiec spojrzał w jego stronę pytająco, jakby sam nie wiedział. Przęłknął pośpiesznie pizzę, aby mu odpowiedzieć.

– Tak. – rzucił krótko. Cóż więcej mógłby w tej kwestii rzec?

– A co tam robisz? – chłopak oparł się o stół i patrzył na Wędrowca oczekując jakiejś bardziej rozbudowanej odpowiedzi.

– Chyba wszystko… – mruknął. Nie było to kłamstwem. Japeś był istną orkiestrą szpitalnym umiejętności: od czyszczenia podłóg do asystowania mopem przy operacjach. W ten sposób szpital oszczędzał na znieczuleniach.

Jake nie kontynuował tematu widząc, że jego rozmówca był wręcz niechętny w tej kwestii. Szybko zerknął na zegarek w telefonie i zaproponował, aby udać się w stronę kina, bo za niedługo mieli zacząć wyświetlać film.

Dotarli na miejsce dosyć szybko. Jake zajął się kupnem biletów, a Siya z Japesiem wybrali przekąski. Razem udali się do sali i czekali, aż na olbrzymim ekranie wyświetlił się film. Kiedy usiedli, Siya wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Jake’iem i zamienili się miejscami, przez co Jake siedział teraz między nimi. Wędrowiec zaczął się zastanawiać, czy to spotkanie było jednak takie przypadkowe…

Wtem światła przyciemniały, a na ekranie wyświetlił się film. Stopniowo zwiększające się napięcie grozy uświadomiło Japesiowi, że ten film to horror. Wędrowiec zaczął żałować, że nie zadławił się kanapką, pizzą, ani nie przejechał go walec. Mogła go nawet zadziobać mewa. Miał w tej chwili okropnie małą odporność na straszne rzeczy, więc mimowolnie wbiło go w fotel. Im dłużej seans trwał, tym gorzej rozwijała się fabuła, a Wędrowiec przyłapał siebie na wtulaniu się w ramię Jake’a. To samo robiła Siya, która również nie spodziewała się tego, co zgotował im ich przyjaciel.

Chłopak za to wydawał się rozbawiony tą sytuacją widząc dwójkę jego znajomych w kompletnym przerażeniu. Widać było po nim, że ciekawiło go to bardziej niż sam film, bo co chwilę oglądał się na bok patrząc jak Japeś i Siya wbijają mu się paznokciami w skórę.

Dziewczyna w pewnym momencie przeprosiła ich oboje i uciekła tłumacząc się tym, że czegoś pilnie potrzebowano u niej w pracy. Wędrowiec poczuł się, jakby go właśnie sprzedała na części, a on mógł się tylko przytulić do rzeźnika i czekać, aż ten przerobi go na szynkę.

Film skończył się niedługo po wyjściu dziewczyny i Japeś, dziękując magii, liczył na to, że Jake też będzie musiał pójść. On zdawał się mieć jednak inne plany.

– To co? Chcesz iść do domu? Czy może wyskoczymy na chwilę do klubu? – zaproponował. Wędrowiec już miał zadecydować (pierwszy raz tego dnia), ale chłopak ani myślał dać mu dokończyć. – Myślę, że w klubie może być dziś ciekawie.

W niedługim czasie dotarli do miejsca, gdzie w najlepsze rozkręcała się impreza. W środku było głośno i duszno, a ludzie obijali się od siebie pod wpływem chwili (i alkoholu). Japeś nie wiedział jakim cudem tak sprawnie przebili się przez tańczącą masę. Zajął miejsce przy stole, podczas gdy Jake obiecał wrócić z “czymś dobrym”.

Głośna muzyka nie poprawiała stanu Wędrowca. Nie czuł się ani trochę swobodnie w takim miejscu, dziesiątki par oczu obserwujące go ukradkiem doprowadzały go do szaleństwa. Jak ludzie mogli czuć się dobrze w tej kakofonicznej, klaustrofobicznej kaźni? Przecież było tysiące innych sposobów (które akurat Japesiowi nie przychodziły do głowy), w jaki można była spędzić wolny czas…

09.02.2020_00-40-30

Mimo tego cierpliwie czekał na powrót swojego towarzysza.

Jake w tym czasie zamówił dwa drinki przy barze i przeciskając się przez tłumy wracał do stolika. W tej gęstwinie nikt nie mógł zauważyć, jak chłopak ukradkiem dosypał czegoś do jednego z napojów.

– Proszę. – postawił przed Wędrowcem przyprawiony drink. – Myślę, że to poprawi ci humor.

Mefisto

#286. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.20 – Kino Read More »

#284. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.19 – Spacer

Siya patrzyła na zmarnowanego Japesia. Patrzyła też czasem na Smoka, który siedział potulnie i merdał ogonem. Jego oczy zdawały się wręcz wołać “babeczka truskawowa”. Wróciła jednak wzrokiem do Wędrowca.

13.02.2020_23-42-59

– Japesiu. Dlaczego nie odbierałeś telefonu? – zapytała, a chłopak westchnął.

– Bo się rozładował. – odparł krótko.

– A przed rozładowaniem? – drążyła, a Japeś, który kompletnie nie miał ochoty rozmawiać, zaczął się modlić, aby udławić się kanapką.

– Leżał za daleko. – mruknął. Siya miała jednak do niego dużo więcej cierpliwości niż oczekiwał. – Po co do mnie przyszłaś?

– Wiesz… – uśmiechnęła się delikatnie. – Martwiłam się. Tamtego dnia zostawiłeś mnie z tym czekiem, nie odbierałeś telefonu, nie było cię w pracy. Bałam się, że mogłeś coś sobie zrobić i to do tego przeze mnie…

Siya wyciągnęła czek z torby i położyła go na stole.

– To nie twoja wina. – Wędrowiec przerwał jej pośpiesznie. Na chwilę jednak znów zamilkł, aby zebrać się w sobie i móc mówić dalej. – Po prostu… całe moje życie takie jest. Za cokolwiek się wezmę to to obraca się przeciwko mnie. A czek zachowaj. Proszę.

– Dlaczego? – zapytała zdumiona. Mało kto oddałby tak po prostu tyle pieniędzy.

– Kiedy mówiłaś o tym długu widziałem straszny smutek w twoich oczach. Nie chciałem, abyś była smutna. – odparł przygnębiony tą wizją. Może za bardzo na nią napierał? Nikt przecież nie lubi, jak ktoś im wpada do życia z butami. – Myślałem, że jeśli pomogę to nie zobaczę już smutku w twoich oczach…

– Japesiu. Dziękuję. To naprawdę miłe. Jesteś chyba jedyną osobą zdolną do takich poświęceń. – rzekła do niego z uśmiechem. Wędrowiec przez chwilę poczuł się jak dawniej, ale była to tylko ułuda. Uderzyła go taka kłoda, że nie mógł się już po tym pozbierać…

Znów opadł na stół. Poczuł się bezsilny wobec całego absurdu jaki spotkał go w życiu. Któż by przypuszczał, że ze wszystkich możliwych kombinacji to właśnie jemu przytrafiły się te najbardziej niespotykane. Może gdyby trochę więcej wiedział o ludziach to byłoby mu trochę łatwiej? A teraz czuł się jak głupiec, który postawił ostatnie skarpetki w pokera, bo czuł, że wygra, ale nagle został wyrzucony z kasyna.

– Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? Myślałem, że będzie prościej. Że przyjadę tutaj, że będzie dobrze, ale cały czas dzieje się coś, czego nawet nie umiem zrozumieć. – jęknął zły na to wszystko. Gdyby wiedział, że ludzkie życie to przewaga problemów nad innymi rzeczami, nigdy nie postanowiłby tego spróbować. Siedziałby na Krańcu Czasu i obserwował jak czas mija i spada w przepaść…

– Rozumiem cię. – Siya oparła dłoń na jego ramieniu. Ona sama spotkała wiele przeszkód na swojej drodze i doskonale rozumiała, jak czuł się Japeś. Poniekąd widziała w nim samą siebie sprzed kilku lat i nie potrafiła inaczej niż spróbować mu pomóc uporać się z samym sobą.

– W życiu zdarzają się ciężkie chwile, który musimy przetrwać. Nie zawsze jest pięknie, ale nie oznacza to, że będzie tylko źle. Pomyśl sobie ile ostatnio przydażyło ci się miłych rzeczy? – zapytała, a Wędrowiec zaczął się zastanawiać. Poznał przyjaciół Siyi, z którymi spędził sporo czasu śmiejąc się z niezrozumiałych mu rzeczy. Dorobił się wielu przyjemnych wspomnień podczas wspólnych spacerów z tą niepozorną dziewczyną. Przez moment czuł, że żył pełnią życia delektując się nowym, niesamowitym uczuciem. W sumie znalazł kilka momentów, kiedy nie było tak źle. To chyba obecny jego stan powodował, że wszystko wydawało się gorzkie i nieprzyjemne.

– Co powiesz na to, abyś się odświeżył i pójdziemy na spacer? Dobrze ci zrobi wyjście na zewnątrz. – zaproponowała. Japeś kiwnął głową i poszedł wziąć szybki prysznic, a Siya w tym czasie wymiziała Smoka za wszystkie czasy. Obiecała mu, że jak tylko wrócą ze spaceru to przyniesie mu jego wymarzoną babeczkę, a Prastary zamerdał ogonem z zadowoleniem. Chociaż jedna osoba na tym świecie troszczyła się o jego potrzeby!

Jak tylko Wędrowiec był względnie suchy, wyszli razem przejść się po okolicznym parku. Świeże powietrze miało na niego zbawienny wpływ. Wciąż jednak czuł się nieswojo w stosunku do Siyi. Skoro wiedział, że nic z tego nie będzie, to jak powinien był się do tego odnieść? Będąc obok niej czuł narastającą nadzieję nawet jeśli jego rozum mówił mu, że to już nie miało sensu. Te dwa sprzeczne uczucia walczyły wewnątrz niego powodując niesamowity dyskomfort. Zaczął się nawet zastanawiać po co w ogóle wychodził z domu…

Nie miał siły opierać się czarnym myślom. Siya coś do niego mówiła, ale on zdawał się być zupełnie gdzieś indziej pogrążony w jego codziennej grze pytań i braku odpowiedzi. Chciał wrócić do domu, schować się pod kołdrę i czekać aż wszystko przestanie mieć znaczenie. Ucieczka była przecież najprostszą rzeczą…

Los jednak rzucił mu pod nogi kolejną kłodę, która uniemożliwiła mu jego taktyczny obrót. Zamarł na chwilę czując ciężar czyjegoś ramienia na sobie. Jego towarzyszka wydawała się równie zaskoczona, ale tylko przez moment, kiedy ujrzała znajomą twarz. Uśmiechnęła się do niego pogodnie.

– Jake! – przywitała go swoim brzęczącym głosem. Japesiowi coś to imię mówiło, ale nie za bardzo mógł skojarzyć. Kiedy tylko spojrzenie Wędrowca spotkało się ze spojrzeniem tajemniczego chłopaka, od razu przypomniał sobie kim on był. Ten, co to wzrokiem wyrywał dusze. Jak tylko to sobie uświadomił, nieprzyjemny dreszcz przebiegł mu po twarzy. Jake na szczęście odsunął się od nich i całkowicie ignorując wystraszonego Japesia, zaczął rozmawiać z Siyą.

– Co? W końcu jednak znalazłaś sobie chłopaka? – mruknął kąśliwie patrząc na siedem nieszczęść jakie w tamtej chwili reprezentował sobą byt z Krańca Czasu. Dziewczyna popatrzyła na nich oboje z lekkim zakłopotaniem, a najbardziej na Wędrowca, którego ta szpilka zabolała bardziej niż ją.

– Interesuję się chłopakami tak samo, jak ty interesujesz się dziewczynami. – odparła grzecznie, chociaż jej usta wykrzywiły się w lekkim grymasie zwycięstwa. Mogłoby się wydawać, że w jakiś sposób się kłócą, ale oboje mieli swego rodzaju satysfakcję z takiego sposobu rozmawiania ze sobą.

– Czyli nie będzie ci przeszkadzało, jeśli go sobie wezmę? – Jake znów położył rękę na ramieniu Japesia i przyciągnął go ku sobie. Chłopak żałował, że wyszedł z łóżka. Żałował, że nie zawinął się w kołdrę i tkwił w tym depresyjnym burito aż po koniec swojego ludzkiego życia. Z drugiej strony nie mógł uzasadnić tej dziwnej obawy w stosunku Jake’a. Wszak on ewidentnie się drażnił z Siyą, a Wędrowiec po prostu znalazł się między nimi na polu słownej bitwy.

– To już tylko zależy od Japesia. – uśmiechnęła się delikatnie. Japeś ucieszył się w duchu, że w końcu ktoś zauważył, że był żywą, zdolną do samodecydowania o sobie osobą. Jake wypuścił go ze swojego uścisku ze złośliwym grymasem na twarzy, który nie wróżył niczego dobrego. Albo po prostu miał taki wyraz twarzy. Ciężko było to stwierdzić.

– Idziecie gdzieś? – zapytał wkładając ręce do kieszeni. Kiedy tylko przestał dogryzać sobie z Siyą, jego wygląd zmienił się diametralnie na taki, jaki można ostatecznie by zaakceptować.

– Poszliśmy na spacer bez konkretnego celu. Coś proponujesz? – zapytała, a Japeś znowu stracił poczucie niezależności. Czekał już tylko na ustalenie miejsca, do którego się udadzą, a on będzie człapać za nimi jak naburmuszony kaczor z całkowitym brakiem asertywności. Mógł się jednak zadławić tą kanapką…

– W kinie jest bardzo fajny film. Co powiecie na to, aby pójść ze mną? – zaproponował. Wędrowiec westchnął jedynie. Siya spojrzała na niego, a potem na Jake’a i uradowana zgodziła się w imieniu swoim i Japesia…

Mefisto

#284. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.19 – Spacer Read More »

#278. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.18 – Kiedy dzwonek dzwoni do drzwi…

Japeś wrócił bardzo późno do domu. Smok od razu wyczuł, że coś było nie tak. Nie śmiał jednak pytać widząc czerwone od płaczu oczy swojego podopiecznego. Chłopak rzucił byle gdzie wierzchnie ubranie i zamknął się w swoim pokoju. Tam padł na łóżko i liczył po cichu, że pościel wciągnie go gdziekolwiek, byleby jak najdalej stąd.

Powinien był się domyśleć, że skoro nic nie przychodziło mu łatwo to i w tej kwestii nie będzie inaczej. Zamiast tego wpadł w pułapkę losu i teraz mógł jedynie lizać rany. Był głupi, naiwny i lekkomyślny – tak myślał o sobie. Jednakże skąd mógł wiedzieć, że ze wszystkich możliwych kombinacji jemu miała się przytrafić ta, przy której nie mógł już wykonać żadnego ruchu?

Czuł się jak magnez na problemy, jakby jego tyłek był stworzony do przyjmowania kopnięć od wszystkiego, co go otaczało. Zamknął oczy i w ciszy czekał, aż zmorzy go sen…

Nad ranem zebrał się do pracy. Mimo szczerych chęci nie mógł jednak pracować. Siedział w kącie pokoju pracowniczego i gapił się przed siebie. Lekarz podszedł do niego, poszturchał go, podokuczał mu, nawet trzepnął go mopem. Japeś jednak nawet nie drgnął. Doktor z ciężkim westchnieniem wypisał Wędrowcowi zwolnienie na dwa tygodnie i zawiózł go do domu.

Chłopak znów padł na łóżko i spędził w nim cały tydzień. Okazjonalnie wychodził spod kołdry, aby coś zjeść i się napić. Jego telefon wibrował co jakiś czas. Ktoś do niego wydzwaniał, ale mało go to obchodziło. W końcu wyczerpała się bateria i pokój ogarnęła cisza.

Cisza, którą jednego dnia przerwał dzwonek do drzwi. Dzwonek tak natarczywy, że nawet ktoś tak dobity jak Japeś w końcu zebrał się, aby sprawdzić kto mógłby się tak dobijać.

Na korytarzu stała Siya, która ucieszyła się na widok wciąż żywego Wędrowca. On jednak tak szczęśliwy nie był. Nie chciał się na razie z nią widzieć. Nie poukładał sobie tego jeszcze w głowie.

– Mogę wejść? – zapytała i nie czekając na odpowiedź wtargnęła do środka. Postawiła na blacie w kuchni siatkę z zakupami i rozejrzała się po pomieszczeniu. Zamarła na chwilę widząc Smoka leżącego na łóżku i zajadle liżącego obrazek w książce. Prastary wykorzystał moment, złapał książkę w pysk i zaniósł do dziewczyny kładąc ją pod jej nogami. Siya przez chwilę nie wiedziała co robić, ale pochyliła się i zerknęła na zdjęcie. Przedstawiało ono babeczkę truskawkową.

– Chciałbyś to zjeść? – zapytała, a Smok zaczął merdać ogonem. Odkąd Japeś wpadł w depresję jedyne co jadł to suche, psie żarcie. Nawet nie miał czego podjadać Wędrowcowi, bo ten konsumował głównie batoniki. – Nie mam żadnej przy sobie, ale mogę ci kupić, jeśli będziesz grzecznym pieskiem.

Prastary zamerdał ogonem. Oddałby wszystko za babeczki truskawkowe (a na pewno oddałby za nie Japesia).

25.03.2020_18-02-27

Wędrowiec obserwował ich stojąc wciąż przy drzwiach. Widać było po nim, że był strasznie umęczony, głównie kiepską dietą i zadręczaniem się negatywnymi myślami. Siya podeszła do niego, złapała za rękę i posadziła przy stole.

– Zrobię ci coś do jedzenia. – uśmiechnęła się do niego ciepło. Wyjęła z siatki pieczywo, masło i kilka wędlin. Sprawnie przygotowała bardzo późne śniadanie i postawiła je przed chłopakiem. Sama wróciła do siatek i rozpakowała je do końca chowając wszystko do odpowiednich szafek. Kiedy się jednak odwróciła, Japeś siedział nieruchomo. Nawet nie tknął jedzenia.

– Zjedz, proszę. Marnie wyglądasz. – powiedziała do niego z przejęciem. Wędrowiec wiedział, że nie miał szans. Siegnął po kanapkę i powoli zaczął ją jeść.

Mefisto

#278. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.18 – Kiedy dzwonek dzwoni do drzwi… Read More »

#276. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.17 – Stracona nadzieja

Japeś powoli doczłapał do Siyi. Chyba pierwszy raz czuł się, jakby szedł na skazanie. Dziewczyna uśmiechem przywitała Wędrowca, a ten stanął jak skamieniały i patrzył się przez chwilkę bezmyślnie przed siebie. Wziął głęboki oddech i kiedy tylko jego wybranka była na tyle blisko, wyciągnął przed nią ręce i skierował czek w jej stronę.

– O co chodzi? – Siya spojrzała na niego niepewnie widząc, że chłopak praktycznie stał skamieniały. Zerknęła więc na papier, który trzymał i oniemiała na moment. – Co to jest? Japesiu?

A Wędrowiec stał jak ostatni bałwan z wyciągniętymi doń rękoma. Chociaż bardzo chciał, słowa utknęły mu w gardle i przez moment miał nawet wrażenie, że się dusił. Dziewczyna pociągnęła go w stronę ławki i posadziła na niej obawiając się, że Japeś miał jakaś przedziwny atak.

13.02.2020_23-50-06

– Proszę, weź to. – wydukał w końcu. Siya była oszołomiona, bo nigdy nie widziała go w takim stanie. Wzięła od niego czek i przyjrzała mu się uważnie. Co też mu tym razem strzeliło do głowy?

– Ale… o co chodzi? Dlaczego mi dajesz ten czek? – zapytała zdumiona i obserwowała Japesia w nie małym przerażeniu.

– Chcę pomóc ci z tym długiem. – odparł szybko i znów poczuł, jak wszystko w nim pęcznieje, a on coraz gorzej radzi sobie z oddychaniem. Ku jego własnemu zdziwieniu nie dusił się jednak.

– Ja… dziękuję… ale dlaczego? – Siya z zakłopotaniem patrzyła na chłopaka, a ten aż poczerwieniał na twarzy. To był ten moment, kiedy Japeś powinien był wyznać jej miłość, a zamiast tego dusił to w sobie tak bardzo, aż ciśnienie zaczęło wychodzić z niego każdym możliwym otworem. Wiedział jednak, że musiał wziąć się w garść. Zebrał się w sobie i na jednym tchu wyrzucił:

– Ja się w tobie zakochałem! – Wędrowiec pierwszy raz od dłużej chwili wziął głęboki oddech. Skoro już to z siebie wyrzucił, to nie czuł już takiej presji. Musiał jednak przyznać, że w życiu nie sądził jak bardzo stresujące było wyznawanie komuś swoich uczuć.

Siya patrzyła na niego z rosnącym zakłopotaniem, jakby nie wiedziała, co miała powiedzieć. Chłopak wystaraszył się, że zrobił coś nie tak. W końcu bycie człowiekiem wychodziło mu tak dobrze jak rybie jazda na rowerze. Poczuł dziwny ścisk w sercu, ale wytrwale czekał na cokolwiek los zamierzał mu ofiarować.

– Może pójdziemy gdzieś? – dziewczyna zmieniła nagle temat, złapała Wędrowca za rękę i pociągnęła do najbliższej kafejki. Tam zamówiła sobie mocną kawę, a Japesiowi sok w obawie, że cokolwiek z kofeiną rozsadzi mu i tak już skołatane serce.

Trwali oboje w ciszy, aż wreszcie Siya zwróciła się do niego.

– Nie mogę przyjąć tego czeku. – zaczęła powoli. – To bardzo miły gest i dziękuję, że się tak o mnie troszczysz. Ale nie chcę, abyś wydawał na mnie swoje oszczędności.

Japeś patrzył na nią jak zbity psiak, ale nie odzywał się ani słowem czekając na dalszy monolog.

– Co do tego drugiego… – dziewczyna spojrzała się na podłogę i zakłopotana podrapała po szyi. – Nie mogę z tobą być. Jestem lesbijką.

Wędrowiec zgłupiał na chwilkę.

– Przepraszam, ale czym? – wydukał jedynie i tym razem Siya zgłupiała. Szybko jednak przypomniała sobie, że Wędrowiec był z pipidówy na końcu świata, więc mógł nie być obeznany w takich kwestiach.

Wzięła więc głęboki oddech i zaczęła edukować chłopaka w sferach dotąd jemu nieznanych. Im dłużej mówiła, tym bardziej czuł się przytłoczony tym, jak mało wiedział o ludzkim życiu. Jednocześnie coraz bardziej czuł rosnący smutek na myśl o tym, że Siya stała się dla niego zupełnie nieosiągalna. Chyba jednak wolał, kiedy to wszystko znajdowało się w strefie marzeń. Wtedy przynajmniej wydawało mu się, że była jakaś nadzieja.

Przesunął czek w stronę dziewczyny.

– Proszę weź go. Będę się czuł lepiej myśląc o tym, że będzie ci choć trochę łatwiej. – rzekł do niej smutno, podniósł się patrząc na nią z zakłopotaniem. Pożegnał się pośpiesznie i ruszył przed siebie. Potrzebował chwili, aby to wszystko jakoś ułożyć sobie w głowie…

A może tego nie dało się już ułożyć?

Mefisto

#276. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.17 – Stracona nadzieja Read More »

Scroll to Top