smoczynski

#271. CAŁOŚĆ™

Dzień dobry wieczór!

Ostatnio zauważyłem, że moim prywatnym synonimem do “podsumowanie ostatnich czterech tygodni” to “no pacz jak ten czas leci”. 😀

Zacznę od tego, że byliśmy chorzy. Nie wiem, co to było, ale siekło nas porządnie. Przez to wyjazd do Walii na Animecon się nie udał. 🙁 Chociaż podejrzewam, że i tak by się nie udał, bo huragan Ciara uderzył właśnie wtedy. 😮 Z huraganem nie polubiłem się też za to, że ukradł nam śmietnik na odpady recyklingowe i musiałem zamówić nowy. 😠

Poza tym to jednak oba huragany były dla nas litościwe w porównaniu do innych części UK.

W kwietniu za to jest Animecon w Bristolu, więc jeśli nas nie dorwie jakaś dżuma, ani też nie porwie nas huragan, to myślę, że na niego pójdziemy. 😀

Na liście kolejnych kataklizmów są również moje studia. Mam do zrobienia trzy TMA (tutor-marked assignment) z terminami oddania od pół tygodnia do prawie dwóch tygodni od teraz. Pewnie nie byłoby w tej kwestii tak źle, ale że byłem chory i kilkakrotnie po prostu odpadłem ze zmęczenia, to dorobiłem się kolejnych zaległości w tej kwestii. Ostatnie dwa tygodnie nadrabiałem intensywnie. Na tyle intensywnie, że aż przyśniło mi się jak rozwiązuję jedno z zadań z matmy. I nie wiem co gorsze: to, że mi się to przyśniło, czy to, że przyśnił mi się prawidłowy wynik. 😂

Dzięki pomocy Połówki CAŁOŚCI 😂, która zajęła się Smoczyńskim na tyle, abym mógł sobie liczyć w ciągu dnia (normalnie to studiuję jak nam dzieciorośl pójdzie spać) oraz faktem, że Smoczyński kilkakrotnie siedział mi grzecznie na kolanach i patrzył, jak rozwiązuję matmę, udało mi się nadrobić. 😀

Jeszcze praktycznie jedynie, co teraz przerabiam, to całki i jak na początku to mi się wydawało strasznie trudne, tak teraz liczę je w pamięci. Trochę mnie to przeraża. 😂

Kończę też pierwszy semestr z informatyki, więc zależy mi, aby mój ostatni z TMA dał mi minimalnie 85% (a najlepiej 87%), aby skończyć semestr z wyróżnieniem. Właściwie to semestry są oznaczone jako osobne moduły, więc jeśli się uda to skończę ten moduł z wyróżnieniem. 😀

Workspace 1_2020_02_19___01

Jeszcze załapałem jedno 82%, a miało być 85% i mnie to podłamało. 🙁 Chociaż CAŁOŚĆ 😀 zauważyła, że robiłem te zadania podczas świąt, a wtedy sąsiedzi nam strasznie dokuczali i właściwie to 82% to całkiem niezły wynik patrząc na okoliczności. 🙂

Jeśli chodzi o świat gier to kupiłem Max Gentlemen Sexy Business, bo potrzebowałem trochę psychicznego odpoczynku i podejrzewam teraz, że przez to to raczej pewne, że skończę z jakąś chorobą psychiczną. Gra jest genialnie powalona i nie sposób jej skończyć (drugi raz ją przechodzę, bo na końcu zawsze pojawia się większy złodupiec, który wszystko komplikuje). A, tak. To symulator randek z elementami cholera-wie-czego. 😂

Dowiedziałem się też, że Ark: Survival Evolved doczekało się swojego wątku fabularnego, co mnie w sumie zdziwiło, ale i ucieszyło, więc przyjrzę się tej kwestii. 😀 Jakby ktoś był ciekawy to trochę zagłębiłem się w tę grę i tutaj można poczytać o moich przygodach. 😉

Niestety nie udało mi się nagrać Minecrafta. Choroba, studia i kiepsko śpiący Smoczyński mi to pokrzyżowali. Ale będę próbował. Nie zamierzam się w tej kwestii poddawać, ale nie chciałbym też zajechać próbując robić więcej niż moje zdrowie psychiczne pozwala mi zrobić w danej chwili. 😉

Instruktor od nauki jazdy jest przekonany, że w ciągu około 3 miesięcy powinienem być gotowy na zdanie prawka. Podziwiam jego entuzjazm! Naprawdę! 😂 Ale pewnie w tej kwestii jestem dosyć krytyczny wobec siebie, bo nawet CAŁOŚĆ ❤️ uważa, że coraz pewniej wyjeżdżam z parkingu, więc może coś jeszcze ze mnie będzie. 😀

No, myślę, że to wszystko, o czym chciałem (pamiętałem) napisać. Zmykam się uczyć. Nauka niby nie zając, ale uciec potrafi! 😉

Mefisto

#271. CAŁOŚĆ™ Read More »

#252. Wspominkowo

Zebrało nam się ostatnio z Połówką na wspominki. W sumie to wyszło w praniu, bo pojechaliśmy zjeść na mieście, a potem uciekaliśmy przed śmieciarką, która śledziła nas przez cały czas… 😂 Ale mieliśmy przez to okazję zatrzymywać się co jakiś czas i wspominać mieszkania, w których mieszkaliśmy.

W sumie trochę zacząłem tęsknić za Bristolem. Może i pogryzłem się z biurokracją, ale tam się, jakby nie patrzeć, wychowałem. Tam stawiałem moje pierwsze kroki w dorosłość. Może czuję się tam lepiej, bo tam jest więcej młodych i otwartych ludzi, a nie starych i sfrustrowanych?

I tak jeżdżąc sobie po uliczkach wspominaliśmy wydarzenia, stracone okazje, nasze małe zwycięstwa, dobrych ludzi i złych ludzi. Porównywaliśmy to, co widzieliśmy kiedyś z tym, co jest teraz. Ile rzeczy zmieniło się w ciągu niecałej dekady. Nasza niegdyś codzienna trasa do sklepu została zmieniona, bo sklep zamknął się po referendum. Na ulicach stało masę aut – pewnie dlatego, że okoliczne domy były kupowane pod wynajem i dzielone na mieszkania, a w Anglii autobusy są niezależne i nikt im nie będzie mówił, jak mają jeździć i czy w ogóle mają jeździć… To taka rzecz, która cały czas jest taka sama! 😂

Połówka wspominała, gdzie na samym sprzęgle podjeżdżała pod górkę w starej Vitarze, bo uczyła się jeździć i nie potrafiła inaczej. 😀 Nasz Jimny nie dał rady na samym sprzęgle podjechać pod tą górkę. I wydawałoby się, że to słabe autko, ale holowaliśmy nim prawie dwa razy cięższe auto, które jeszcze haczyło zerwanym zawieszeniem o jezdnię. Chyba po prostu górki są słabą stroną Jimników. 😂

Potem pojechaliśmy do przychodni, gdzie znajdowała się też klinika dla ciężarnych. Zostawiliśmy tam położnej, która prowadziła naszą ciążę, kartkę z podziękowaniami. Chyba tak bardzo zadziałały na nas wspomnienia, że w końcu zebraliśmy się do czegoś, co dwa lata nam nie wychodziło… Ale lepiej późno niż wcale. 🙂

Niestety nie było jej w pracy, ale jakaś inna kobieta obiecała przekazać kartkę, więc mam nadzieję, że prędzej, czy później ona dotrze. 😀

W sumie to jest to historia bez morału, ale odpoczęliśmy psychicznie od tempa, w które w ciągu ostatnich miesięcy wpadliśmy. Przydało się. 🙂

Mefisto

#252. Wspominkowo Read More »

#248. Tak na szybko…

Dzień dobry wieczór!

Chyba zacznę od tego, że jestem zmęczony. Wypadła mi taka kombinacja nieszczęść i problemów, że trochę sił zaczęło brakować. Nasi kochani sąsiedzi się uaktywnili, miałem trochę problemów ze studiami, Smoczyńskiemu znowu wychodzą zęby: dwa ostatnie (mam wrażenie, że już tak z pięć razy pisałem na blogu i się okazywało, że tam tych zębów jest jeszcze więcej), więc nie śpi po nocach, a my z nim, bo ten mały wariat jodłuje, śpiewa, a czasem i tańczy, no i jeszcze mnie siekło przeziębienie, które się przez to wszystko przeciągnęło prawie miesiąc i skończyłem na antybiotyku, a na sam koniec popsułem sobie system…

Po kolei…

Sąsiedzi znowu dostali znowu bólu tyłka i znowu zaczęli swoje umca rumca. Powód jest komiczny. Oni sobie śpią w dzień w dni, kiedy znikamy wszyscy z domu. Wróciliśmy ostatnio wcześniej i się o tym przypadkiem dowiedzieliśmy. I się wyjaśnił ten ból tyłka, kiedy nie wyszliśmy raz z domu, bo byliśmy chorzy… Tak powaleni sąsiedzi to mi się jeszcze nie przytrafili. 😮 Jeszcze bym rozumiał, jakby koleś pracował na nocki, a on całe dnie siedzi tylko przez telewizorem…

Moje studia. Ileż one dostarczyły mi atrakcji! Wniosek o pożyczkę złożony, wszystie papiery dostarczone, wszystko niby jest w porządku, ale ciągle im się dłuży i ilekroć dzwonię, tylekroć mają dla mnie nową datę. Zdążył nawet przyjść list z uniwersytetu z informacją, że jak nie zapłacę za studia do dnia X to oni mnie skreślą z listy studentów. Chyba z dwa tygodnie latałem od jednych do drugich, aż dzień przed dniem X dostałem potwierdzenie, że pożyczka została zaakceptowana, więc wszystko załatwione.

Ale nie może być tak pięknie! Ja dostałem potwierdzenie, a uniwersytet nie i mnie system automatycznie wywalił… Udało się to szybko odkręcić i w ciągu dwóch dni miałem z powrotem dostęp do materiałów do nauki, ale co się postresowałem to moje… x.x

Znajomy mi mówił, że z pożyczką na studia to potrafi być ciężko, bo to opóźniają na siłę i się tłumaczą na sto sposobów, a człowiek stres przeżywa. Akurat ja miałem o tyle lepiej, że zawsze mogłem wyłożyć za ten rok z oszczędności, jeśli pożyczka całkiem by nie wyszła, ale co mają zrobić ludzie bez takiej opcji, a do tego czekający na pożyczkę na życie, aby mieć za co zapłacić rachunki, czy kupić jedzenie?

Na szczęście (na ten rok) mam to już za sobą. 😀 Teraz mogę skupić się na zdaniu studiów, a idzie mi na razie dobrze. Zrobiłem pierwszego TMA’a (Tutor Marked Assignment) z matematyki, czyli czegoś w rodzaju pracy domowej, którą ocenia wykładowca. Dostałem 96% (byłoby 100%, ale mój mózg widzi nawias tam, gdzie go nie ma 😂). Wykładowca wysłał mi też opinię o mojej pracy (bo studia z matmy to trochę liczenia i sporo przedstawiania tego w czytelny sposób). Jako, że pierwszy raz coś takiego wysyłałem to stwierdziłem, że lepiej wysłać więcej niż mniej. No i wykładowca wysłał mi 8 linijek opinii z czego 7 to nawiązanie do tego, że ZA DŁUGO! 😂

Ale przynajmniej mam już na czym bazować przy kolejnych pracach. 😀

Dostałem też kilka innych ocen i każda (póki co) jest równa lub wyższa 85%, co daje mi szansę na wynik co najmniej 85% i zdanie z wyróżnieniem. 😀

No i jeszcze to przeziębienie… Nie lubię chorować, bo choćbym nie wiem jak bardzo podkręcił sobie motorek w tyłku to nie jestem w stanie chodzić na chociaż podobnych obrotach, co wcześniej. No i głowa boli, oczy bolą, spać się chce i nie chce jednocześnie, a tutaj jeszcze multum rzeczy do zrobienia i cała chęć do życia ucieka z człowieka… Zamiast położyć się na chwilę, dosłownie walnąć się na łóżko na godzinkę i wygotować pod kołdrą, to stwierdziłem, że od przeziębienia się nie umrze. No niby nie, ale zapalenia zatok można się dorobić, a tego się ciężej pozbyć niż przeziębienia. Musiałem jeszcze mieć nieźle kiepski stan, bo lekarz mnie szybko obejrzał i dał od razu antybiotyk, co w Anglii, gdzie doktorowie nie dają za bardzo antybiotyków, jest bardzo złym znakiem. Szkoda tylko, że mi się stan zapalny ewakuował z zatok do płuc i nie chce odpuścić. :/

Na sam koniec “pochwalę się”, że popsułem sobie system. Zainstalowałem złe biblioteki i jak kompletny idiota usunąłem to razem z masą innych rzeczy, które systemowi były bardzo potrzebne! No i system wywalił mi kernel panic (odpowiednik blue screena). 😛 Trochę posmutałem, a potem zainstalowałem najnowszą wersję systemu na dysku m.2, na który to przeprowadzam się już od stuleci. Przeniosłem moje ustawienia i pliki, więc wszystko śmiga jak należy. W sumie to ten mały kataklizm wyszedł mi na plus, bo wziąłem się za coś, co miałem zrobić, a nic nie straciłem (poza czasem i poczuciem własnej godności)… 😂

Z dobrych rzeczy mogę wymienić to, że w końcu mamy zmywarkę. 😀 Chociaż jej podłączenie okazało się na nas problematyczne, bo trzeba ją było zmieścić w kuchni, która jest średnio przystosowana do jakiegokolwiek użytku, a my w żadnym stopniu nie jesteśmy hydraulikami. 😛 Najpierw chcieliśmy to zrobić z minimalną ilością przerabiania kuchni, więc kupiliśmy rozdzielacze do wody i odpływów, ale niestety zmywarka wlewała wodę do pralki… Z jakiegoś dziwnego powodu (stawiam na to, że wszyscy byliśmy trochę chorzy wtedy) zamieniliśmy miejscami pralką i zmywarkę, bo liczyliśmy, że to pomoże… 😂 Nie pomogło, więc wymieniliśmy syfon i wszystko jest póki co sprawne. 😀

Smoczyński trafił do żłobka dla dzieci z dodatkowymi potrzebami i mu się tam spodobało. Pewnie dlatego, że pozwalają mu tam robić rzeczy, których nie może robić w domu… 😛 Żłobek jest specjalistyczny, więc mają tam zajęcia dla dzieci z różnymi problemami. Nawet odwiedza ich pies terapeuta i mój dzieciok jest uradowany, bo on uwielbia zwierzątka.

Opiekunki robią też dzieciom zdjęcia i opisują ich postępy w czymś w rodzaju internetowego dzienniczka, więc mniej więcej wiem, co tam robią. 😀 No chyba, że mi go zwrócą uwalonego od stóp do głów farbą… Wtedy wiem, że malowali… 😂

Póki co chodził jeden dzień, ale od tego tygodnia będzie miał dwa dni zabaw. 😀 Myślę, że mu się spodoba. 😉

Skorzystaliśmy też z promocji na Black Friday i kupiliśmy kilka potrzebnych rzeczy takich jak np. golarka do zarostu, bo stara to już tylko wyrywała włosy… 😂 Zgarnęliśmy też termostat do domu, którego wciąż uczymy się używać, bo niektóre funkcje są trochę niejasne. 😀 Ale jest już połączony z Alexą, więc nie trzeba nawet sięgać po telefon, aby ustawić temperaturę grzania tylko wydrzeć się do tej-której-imienia-nie-powinno-się-bezmyślnie-wymawiać. 😉 Kupiliśmy też masę nowych ubrań i teraz jesteśmy w trakcie przeglądania starych ciuchów, aby zdecydować, które mogą pójść na cele charytatywne, a które są już za bardzo zniszczone.

No i kupiłem sobie gry. 😂 To był akurat impuls po stresie ze studiami, ale trafiłem jeszcze na okres promocyjny, więc wybrałem Devil May Cry 5, bo tę serię gier kocham, a z 45 funtów cena spadła do 13… No ciężko było mi się oprzeć! 😛 No i Crossroad Inn – gra, przez którą przeinstalowałem system, bo to do niej brakowało pewnych bibliotek. Dlatego póki co jestem obrażony i się za nią nie biorę! 😂

Dostałem też mydełka od Aksini jako nagrodę w konkursie. I w sumie trzymam je na razie zapakowane, bo ładnie pachną, a ja i tak nie miałem czasu połowy poczty otworzyć w ostatnim miesiącu. No i Połówka już wzięła je za ciastka, więc boję się, że jak je otworzę to je zje… 😂 Aczkolwiek dziękuję bardzo! 😀

Jeśli chodzi o bloga to stwierdziłem, że pamiętnikowe notki to też notki i dostaną swojego taga, który trafi do zakładki PAMIĘTNIKI. Jak tylko będę mieć trochę więcej czasu to sprawdzę starsze wpisy i dodam do nich tego taga. Ale najbliższe tygodnie to jednak będą podzielone między studiami, a Smoczyńskim. 😀

Myślę, że udało mi się streścić wszystkie ważniejsze rzeczy. Było jeszcze kilka innych spraw, ale je zostawię na inny wpis, bo w sumie ich tematyka nie pasuje do typu pamiętnikowych notek, a czuję wewnątrzną potrzebę o takich rzeczach napisać…

No i w sumie mam nadzieję, że przyszły wpis nie będzie taki bardzo “w pośpiechu”! 😛

Mefisto

#248. Tak na szybko… Read More »

#241. Kącik Podróżniczy nr 14

NOAH’S ARK ZOO FARM

map

Mały Smoczyński coraz chętniej poznaje świat! Dlatego też zabraliśmy go do zoo. Zrobiliśmy to trochę spontanicznie, bo stało się to zaraz po tym jak kupiliśmy mrożone pierogi w sklepie i na obiad były pierogi tego dnia… I to cudem, bo auto nagrzało się solidnie tego dnia. :>

Wróćmy jednak do tematu naszej wycieczki: w naszej okolicy są aż dwa zoo. Do jednego nie chcieliśmy się pchać, bo podobno jest piątym największym zoo na świecie i zawsze są tam całe masy ludzi. Wybraliśmy zatem Noah’s Ark Zoo Farm, które mamy po drodze do domu i wydawało się przytulne.

IMG_20190910_144528

Szczerze mówiąc byłem bardzo podjarany tym zoo, bo podobnież miało być w stylu farmy, a w rzeczywistości jedynie kilka wybiegów takowe przypominało… Jeszcze natrafiliśmy na porę karmienia, więc zwierzątka ucinały sobie drzemkę (i np. taka surykatka zleciała ze swojego słupka, bo tak mocno jej się przysnęło).

Zwierzęta w większości spały, więc po poinstruowaniu Smoczyńskiego, aby był w miarę cicho, oglądaliśmy małpki, żółwie, orły, jastrzębie… Małpki zrobiły największe wrażenie, bo jak tylko zobaczyły naszego małego, zaczęły skakać i figlować, a dzieciorośli aż się oczka zaświeciły i już chciał do nich wejść, już chciał z nimi brykać… Tylko kraty przeszkadzały.

Potem dotarliśmy do zagrody z konikami. Jako, że Smoczyński miał fioła na punkcie koników w tamtym czasie, równie dobrze moglibyśmy tam zostać. On był jak zaczarowany majestatem końskiego zada (a zad był przodem do nas, bo koń akurat jadł). Czasem tylko odwrócił się na wołania naszego bąbla i wracał do konsumowania posiłku. Wybacz, dziecko, żarcie ważniejsze!

IMG_20190910_131043

W dalszych częściach naszego zwiedzania przybyliśmy do kózek, które sobie ucięły pogawędkę ze Smoczyńskim. Na każde jego “ba” koza odpowiadała swoim “mee”. Chyba był troszeczkę zdziwiony taką reakcją, ale grzecznie i kultularnie odpowiadał koleżance. 😉

IMG_20190910_134141

Do niektórych zagród można sobie było wejść. Dotarliśmy więc w ten sposób do kurnika skąd przegonił nas wyraźnie rozsierdzony kogut. Niektóre zwierzątka biegały sobie luzem (jak np. jakieś dziwne ptaki, których spotkanie skończyło się tym, że Smoczyński zagulgotał jak one próbując od nich uciec – nie, nie były agresywne). Do innych zwierzątek (np. kózek) można było sobie wejść i pobawić się z nimi. Przy każdym takim punkcie znajdowały się krany z informacją, aby myć ręce po tym, jak dotykało się zwierząt.

Co mnie zaskoczyło to wybieg dla dzikich kotów. Z czasów dzieciństwa pamiętam ciasne klatki i kilka rzędów ogrodzeń, a tutaj był wysoki na 3-4 metry płot i drugi płotek w odległości trochę ponad pół metra od pierwszego. Lwy i tygrysy wydawały się jednak nazbyt leniwe, aby wykonać jeden skok w stronę wolności. A może wiedziały, że po drugiej stronie płota są ludzie i bezpieczne są tam, gdzie są?

Jeśli mam być szczery to nie wiem, co o tym miejscu mam myśleć. Z jednej strony widać było jakieś starania, ale z drugiej strony umarły one jakieś dwadzieścia – trzydzieści lat temu. Niektóre wybiegi były dosyć fajne, przemyślane i zapeniały zwierzętom trochę przestrzeni, ale z drugiej strony niektóre były niczym innym niż małą, ciasną klatką.

Jestem tak trochę na tak, bo fajny pomysł, ale jestem też na nie, bo komuś się momentami po prostu nie chciało. Z jednej strony były fajne atrakcje (np. mini koparka, którą można przerzucać piasek), a z drugiej była też bardzo niepokojąca ślizgawka (zdjęcie poniżej).

Może jak pójdę do tego drugiego zoo to będę w stanie powiedzieć, czy to Noah’s Ark Zoo Farm miało lepsze lub gorsze warunki?

Może to zdjęcie odda jak bardzo jestem rozdarty:

IMG_20190910_134332

Mefisto

#241. Kącik Podróżniczy nr 14 Read More »

#231. O bodzie!

Postanowiłem być kulturalnym Diabłem i notki będę zaczynał od przywitania! Także dzień dobry wieczór! 😉

Smoczyński jest dzieckiem samowystarczalnym. Z reguły, kiedy zrobi istną rozpierduchę, my (jako odpowiedzialni rodzice) łapiemy się za głowę i wołamy “o boże”. Ostatnio mój mały rozbójnik narozrabiał, zrobił bałagan, a jako że byli rodzice zajęci, sam stanął nad tym pobojowiskiem, powiedział “o bodzie” i poszedł dalej czynić chaos. To mi osłodziło wszystkie trudy rodzicielstwa… 😀

A chaos był – i to jaki! Połówka pojechała prawie na dwa tygodnie do Polski, a ja zostałem sam ze Smoczyńskim, pracą i studiami. W pracy wziąłem sobie wolne co drugi dzień, aby nie mieć tak przekichane, studia trochę olałem (właściwie to ilekroć chciałem się uczyć, czy coś, to siadałem do sprzątania 😂), ale z dzieckiem mym było trochę problemów.

Przede wszystkim tęsknota. Wiadomo, że dziecko tęskni, a on jest na tyle duży, aby to zrozumieć i zrobić mi o to awanturę. Udało nam się jednak wytrwać do końca bez chęci pomordowania siebie nawzajem. 😉

Chociaż przyznam, że Ryanair dał się nam w kość. Tylko 15 godzin czekania na lot i jedna prawie zarwana noc. Dzięki… Jeszcze pasażerów kompletnie olali i nasłał na nich ochronę lotniska, a kolesia, który pisał z nimi na Twitterze zablokowali… Także ten.

Grunt, że Połówka jest już w domu. Skargi na nich popiszemy sobie w wolnym czasie.

Zacząłem też studia. Zacząłem je od porządków. 😂 Beznadziejny ze mnie przypadek! Ale oto jestem – pomimo przeciwności losu. W ogóle w Anglii też mają swoje “panie Halinki” w biurach. Moja studencka pożyczka jest wciąż niezaakceptowana, bo musiałem dosłać miliony dokumentów. Ostatecznie dostałem informację, że w ciągu 25 dni roboczych ją zaakceptują. Wcześniej rozmawiałem z taką “panią Halinką”, co mi powiedziała, że jeśli dwa tygodnie po zaczęciu studiów nie będą mieli informacji , że dostałem pożyczkę to mnie wywalą ze studiów. 😱 Potem rozmawiałem z inną panią (nazwijmy ją roboczo Bożena). Pani Bożena powiedziała mi, że po dwóch tygodniach pytają się o co chodzi i jeśli nie dostałem pożyczki to wtedy oferują inne sposoby zapłaty za studia. Ale skoro mają mi zaakceptować pożyczkę to wszystko jest ok i wystarczy, że będę z nimi w kontakcie. 🙂

Sama nauka jest ciekawa, bo wybrałem Open University i zdalne nauczanie. To znaczy, że sam decyduję czego i kiedy będę się uczył. Oczywiście uniwersytet daje nam różne plany nauki, które są dopasowane do ich systemów oceniania (a są ich trzy). Plany mają wyszczególnione zadania na dany tydzień typu “przeczytaj i przerób jakieśtam tematy”, a kiedy to zrobisz to możesz sobie odhaczyć postęp. W nich są wyszczególnione różne materiały online do nauki, zadania i programy do ściągnięcia, które mam używać.

Co do metod oceniania to są trzy: iCMA, TMA i egzaminy. iCMA (interactive Computer Marked Assignment) to rodzaj pracy domowej, którą sprawdza komputer. Naszym zadaniem jest odpowiedzieć na pytania na stronie uniwersytetu i wysłać je do sprawdzenia. Ocenę otrzymujemy po tym jak minie termin końcowy. TMA (Tutor Marked Assignment) to też praca domowa, którą wysyłamy do naszego nauczyciela/wychowawcy/opiekuna grupy.

Oczywiście mamy cztery poziomy zdania: Pass 1 – 4. Aby uzyskać Pass 4 trzeba mieć minimum 40%, Pass 3 – 55%, Pass 2 – 70%. Pass 1 jest powyżej 85% i oznacza zdanie z wyróżnieniem. Już wiecie w co celuję. 😉

W tej chwili mam aż 3 moduły: technologia komputerowa 1, podstawy matematyki 1 oraz podstawy matematyki 2. Z matematyką 1 jest o tyle fajnie, że jest ona praktycznie powtórką tego, co miałem w liceum, więc mogę spokojnie podejść też do matematyki 2, która jest kontynuacją matematyki 1. Tak, pozwalają studiować te dwa przedmioty jednocześnie – mają nawet specjalny plan, aby te przedmioty pogodzić (jednakże ten plan przeznaczony jest dla tych, którzy z rzeczami w matmie 1 nie mieli jeszcze styczności). 😀

Do tego są jeszcze wykłady: można wybrać, czy chce się na nie pójść osobiście, czy mieć sesję online. 😀 Jest to bardzo wygodne – w szczególności jak ma się inne zobowiązania i zamiast tracić czas na dojazdy można np. pobawić się z dzieckiem.

A wiecie co jest najlepsze? Miałem już jedną taką sesję zapoznawczą i dowiedziałem się, że słuchawki sięgają mi aż do kuchni. Będę mógł żreć podczas wykładów! 😂

Ale już wiem, że zawaliłem jedno iCMA z matmy. 70% tylko. 🙁 Czyli zamiast 2% ogólnej oceny mam tylko 1.4%! Problemy z lotem i problemy z internetem, który nagle zaczął się rozłączać spowodowały, że się zestresowałem i źle przepisałem kilka rozwiązań (20% z powodu źle postawionych minusów)… Głupi jestem, bo mogłem to zostawić na inny dzień i zrobić to na spokojnie. 🙁

Jeśli chodzi o bloga: staram się pracować nad notkami o Anglii, które mam nadzieję zacząć wstawiać w miejsce Wędrowca jak tylko z nim skończę. 😀 Postanowiłem też, że motyw opowieści ze screenami z gier to będzie kolejna seria na blogu. Będą się pojawiać w trzecie środy miesiąca, ale od razu zaznaczam, że mogą być przerwy między opowiadaniami. 😛

Mam też taki ambitny pomysł (albo samobójczy – Wam zostawiam ocenę). Postanowiłem powoli przejrzeć wszystkie notki i w miarę możliwości poprawić jakieś literówki, czy interpunkcję. Jako że notek jest już grubo ponad 200 to myślę, że mnie powaliło z takim pomysłem, ale cóż zrobić. 😂 Lubię jak wszystko jest zrobione starannie, ale nie zawsze mogę na sobie polegać z różnych względów i potem muszę do tego wracać, i poprawiać. 😛

Ze świata gier: 22 października to dosłownie dzień dziecka dla mnie. Nie dość, że do SWTOR wydany będzie dodatek Onslaught, to jeszcze The Long Dark wydaje epizod 3. Jak nic biorę wolne i cały dzień gram! 😀

Wolne chwile (póki co) spędzam w Minecrafcie i buduję swój zamek. Niedługo będę nagrywał kolejny filmik z kolejnymi zmianami. Myślę też, że zaktualizuję w końcu grę do wersji 1.14.4, bo ta wersja ma sporo rzeczy, które mi się przydadzą przy budowie średniowiecznej fortecy. 😉

Staram się też nagrywać i wrzucać zabawne, ale krótkie filmiki z gier. Na przykład takie:

Mam ich wystarczająco dużo, ale zdecydowanie za mało chęci, aby je regularnie wrzucać…

Myślę, że na razie to tyle. Wpadłem w bardzo zły zwyczaj, aby pisać te notki praktycznie jednego dnia, przez co gubię wiele rzeczy, o których chciałem napisać. No cóż. Będę musiał popracować nad lepszą organizacją bloga. 😉 Albo do końca życia będę sobie suszył o to głowę…

Mefisto

#231. O bodzie! Read More »

#227. Bunt Kaczek cz.6 – w końcu w domu: kwestia karmienia

Pierwszy dzień to był jak bajka – paktycznie cała noc przespana. Chociaż nie jest to zdrowe dla dziecka, bo powinno jeść co dwie do trzech godzin, Smoczyński ani myślał upomnieć się o mleko. Był zmęczony na równi z nami i potrzebował się zregenerować.

Co do karmienia to decyzją odgórną karmiliśmy go mlekiem modyfikowanym. Za ten wybór pewnie by nas niektórzy z miłą chęcią powiesili, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Wybraliśmy więc takie super-hiper dobre. W Anglii każde mleczko ma obowiązek mieć taką samą wartość odżywczą. Wielu ludzi uważa przez to, że nie ma sensu kupować droższych mleczek, bo w końcu zawierają to samo. Aczkolwiek jest to głupota, bo chociaż mleczko ma tą samą wartość odżywczą, to tańsze mleczka pozyskują składniki np. z soji, która może powodować silną reakcję alergiczną. Dlatego jeśli nie można karmić piersią, wybór mleka jest bardzo istotny.

Na początku szło nam to z oporem, bo trochę brakowało nam kontroli and tym jak często Smoczyński je. Na szczęście ustawienie budzika na co 3 godziny się sprawdziło i nawet udało nam się wypracować odruch, przy którym robiliśmy naszej dzieciorośli mleko na dźwięk budzika. Pawłow byłby dumny!

smoczus3

Dzieci potrafią mieć też alergię na laktozę (dotyczy to też mleka matki). U Smoczyńskiego pojawiły się wymioty po mleku i lekka niechęć do jedzenia oraz kolki. Chociaż była to bardziej nietolerancja (reakcja objawiała się później niż w przypadku alergii), to zmieniliśmy mu mleko na takie posiadające mniejszą ilość laktozy, którą dodatkowo poddano hydrolizie, co przyczynia się na rozdrobnieniu białek krowiego mleka do takiego stopnia, aby nie powodowały reakcji alergicznej. Pomogło. Wymioty ustały, a Smoczyński z chęcią zajadał się nowym mlekiem.

Ogólnie radzę nie panikować co do alergii, czy nietolerancji u tak małych dzieci. Często są one przejściowe i znikają do trzeciego roku życia.

Kolejną rzeczą jest to, że mleko modyfikowane nie zawiera przeciwciał, co mleko matki. Aczkolwiek producenci starają się dorzucać do mleczek składniki, które wzmocnią układ odpornościowy. Taką rzeczą, którą rodzice mogą dodać “od siebie”, jest na przykład laktoferyna wspomagającą nasz organizm w walce z bakteriami i wirusami, a także trzymającą grzyby w ryzach. Jest to składnik mleka matki, który odpowiada właśnie za odporność. Laktoferynę można też kupić w saszetkach i podawać dziecku zgodnie z instrukcją codziennie albo w trakcie i po chorobie. My przez pierwsze tygodnie podawaliśmy laktoferynę codziennie, a potem jako profilaktykę.

Dobrą rzeczą po karmieniu mlekiem jest podanie kilka łyków przegotowanej wody. Ma to na celu opłukanie jamy ustnej i zmniejszeniu szansy na pleśniawkę, a także zmniejszeniu szansy na zatwardzenie. W trakcie upałów również jest rekomendowane dopajanie dziecka odrobiną przegotowanej wody, aby uniknąć odwodnienia.

W kwestii jedzenia zostaje też temat kolki: nie wiadomo, co do końca ją powoduje (po prostu układ pokarmowy dziecka jest zbyt delikatny i ciężko znosi procesy trawienne, chociaż są teorie, że kolka może być też reakcją na stres i przeżycia dziecka). Nie można jej całkowicie uniknąć, ale można minimalizować jej szanse. Odpowiednie antykolkowe mleko modyfikowane, butelki antykolkowe do mleka, niewielka ilość przegotowanej wody po mleku, delikatne masaże brzuszka, preparaty antykolkowe (lub sok z winogron – najlepiej bezpestkowych – bo owe preparaty na tych bazują)… Sposobów jest sporo, ale samemu trzeba znaleźć te skuteczne. Smoczyński, na szczęście, kolkę miał ledwie parę razy, bo skutecznie jej zapobiegaliśmy, przez co marnował parę w płucach na śmiech i budzenie nas swoim zabawnym szczebiotem zamiast na płakanie.

Co zrobić, jeśli kolka się pojawi? No cóż. Wytrwać. Pomasować brzuszek, przytulić płaczące dziecko i czekać, aż przejdzie.

Mefisto

#227. Bunt Kaczek cz.6 – w końcu w domu: kwestia karmienia Read More »

#224. Dużo tego

W poprzedniej notce pominąłem dużo rzeczy, które chciałem napisać, ale że kilka budynków dalej uaktywniła się jedna gnida i do pierwszej w nocy nawalała swoim umca rumca to musiałem sprężyć się z publikacją notki i śpieszyć do Smoczyńskiego, bo miał dość hałasu…

Zmieniliśmy dostawcę internetu, bo BT to sobie już tylko w kulki leciało. Internet nam nawalał, rozłączał się, często oferował nam prędkość nie większą niż 5mb/s, a oni, zamiast wymienić kabel, po prostu się z nami pożegnali. Zaskoczyli mnie. 😂 Inna firma, Vodafone, dostarczająca neta po kablach BT, zaoferowała nam stabilne 54mb/s (więcej się nie da u nas w okolicy – nasza ulica to istna czarna dziura) za połowę ceny u poprzedniego dostawcy… Czyli jesteśmy na plus. 😀

Niedawno dostałem email, że ponieważ przeszedłem do Vodafone to z tej okazji chcą mi sprezentować Alexę Echo Plus. Dodatkowo dorzucili też żarówkę Philips Hue. W sumie miło z ich strony, bo chcieliśmy ją kupić, a oni nam ją dali za darmo. 😀 (wiem, wiem, płacę za nią w cenie internetu, ale jak tak się to napisze to jest milej)

Teraz mamy trzy Alexy i większość pomieszczeń zajętą przez tą-której-imienia-nie-wolno-wymawiać. Wydarzyła się już ciekawa sytuacja z nimi: będąc w pokoju dziennym drę się do Alexy w tymże pokoju, a odpowiada mi inna z kuchni, a ta z pokoju komputerowego mówi, że nie rozumie… No cyrk po prostu! 😂

Ostatnio któraś zaczęła sobie coś gadać, a myśmy nie byli w stanie zlokalizować gaduły… A Połówka chce czwartą Alexę kupić…

Zapomniałem też powiedzieć Wam o pewnej zmianie na blogu. Otóż idzie mi dobrze z pisaniem przygód Wędrowca, więc stwierdziłem, że mogę tą serię przyśpieszyć i od października zacznę wrzucać rozdział też i w czwartą środę tygodnia. 🙂 Mam nadzieję, że moje postanowienie dotrwa do końca serii. Jeśli nie to oczywiście dam Wam znać wcześniej. 🙂

I to chyba tyle z zaległych rzeczy. Pewnie o czymś przypomnę sobie, kiedy opublikuję notkę… 😛

Z rzeczy bierzących: ostatnio wymieniliśmy sobie lampę (na taką: link) i odkryliśmy, że ktokolwiek robił u nas elektrykę, musiał się nieźle zjarać przed pracą. Otóż podłączyliśmy lampę i okazało się, że w pokoju komputerowym nie działa włącznik, ale za to włącznik w pokoju dziennym włącza światło w obu tych pomieszczeniach. Trochę nam zajęło rozwikłanie tego. Był nawet moment, że włącznik w pokoju dziennym włącza światło w pokoju komputerowym i na odwrót. Udało się jednak to rozwiązać i wszystko działa już jak należy.

Daje nam to jednak cenną wiedzę, że jeśli coś nawali to trzeba odciąć prąd w całym domu, a nie w konkretnych pomieszczeniach, bo nie wiadomo, gdzie jeszcze kable są tak połączone…

Zacząłem naukę jazdy (w końcu)! Już na pierwszej lekcji zostałem zaciągnięty do jeżdżenia po ulicy. Poza faktem, że trochę panikowałem to nie było źle. Udało mi się nawet wyminąć z dostawczakiem na ciasnej, angielskiej ulicy, dosyć dobrze wychodziło mi ruszanie, nie rozjechałem nikogo ani niczego, nie umarłem na zawał… 😛 Same plusy!

Udałem się z moją rodzinką, aby pojeździć i poćwiczyć. Połówka pochwaliła poprawę moich zdolności. Smoczyński był zajęty nawalaniem łapami w okno z miną “ratunku, wypuśćcie mnie”. 😂

Potem miałem drugą lekcję, instruktor przyjechał, wysiadł i kazał mi wsiąść za kółko… Połówka patrzyła się na mnie z takim bananem, nawet kawałek pojechała za mną, ale stwierdziła, że dobrze mi poszło. Musiałem wyjechać na główną ulicę, poćwiczyć jazdę, skręcanie, obserwowanie drogi, a na koniec mogłem spobie pojeździć 30 mil na godzinę (około 48km/h). 😀 Niby nie jest to zawrotna prędkość, ale nie spodziewałem się, że będę tyle jechał już na drugiej lekcji. A na trzecią mam zapowiedziane, że będę jeszcze szybciej jechał… 😵

Jeszcze instruktor mnie dobił sprawdzając dokładnie moją datę urodzenia… No czego ja się w sumie mogłem spodziewać?😂

Przybyły też do mnie książki na studia. Wszystko do przeczytania, zrozumienia, opracowania i zdania. Jeszcze w kwietniu przybędą do mnie książki z Introduction to computing and information technology 2, więc trochę mi się ta góra zwiększy. 😀 Połówka przejrzała książki do technologii i mam już polecenie relacjonować jak tylko dojdę do czegoś fajnego. 🙂

IMG_20190913_092940

Smoczyński za to dostał od nas szansę na trochę kontrolowanej wolności. Kupiliśmy mu szelki, ale nie byle jakie szelki tylko takie:

IMG_20190902_122253

Chociaż na początku chodził w nich jak pijany pies to ostatecznie mu się spodobały. 🙂 Musieliśmy tylko zapięcie zrobić na boku, bo inaczej szelka okręcała mu się wokół szyi…

Jak kogoś ciekawią to tutaj macie link. 🙂

Poszliśmy też w końcu na grupy zabaw dla dzieci, które potrzebują dodatkowej pomocy. Przyznamy się oboje bez bicia, że bardzo nam się tam podobało. Smoczyński cały czas bawił się w basenie z piłeczkami, jedna z pracujących tam kobiet (a było ich sporo) go pilnowała, kiedy my omawialiśmy jego potrzeby i zachowanie z inną pracownicą będącą jednocześnie opiekunem rodzinnym (family support worker). Wszystko było fajnie zorganizowane, mały miał cały czas opiekę, która ma duże doświadczenie w obchodzeniu się z różnymi dziećmi mającymi, jak to Anglicy określają, dodatkowe potrzeby.

Smoczyński wybrał się też do zoo. Pierwszy raz w życiu. 🙂 Jako wielki fan koni (ma ich całą masę w Minecrafcie) prawie wszedł do zagrody konia. Potem zabawiały go małpki – zaczęły wesoło skakać i figlować, kiedy tylko zobaczyły naszego dzielnego Smoka, a ten zaczął im bić brawo. 😀 A potem wrzuciliśmy go w siano, bo była taka możliwość. Jak być rodzicem to po całości! 😂

Nasz mały potwór miał też okazję pierwszy raz zjeść na mieście. Wcześniej tego unikaliśmy, bo Smoczyński jest trochę głośny jak jest niezadowolony. Jesteśmy trochę przewrażliwieni na tym punkcie, ale czytam jakie jest podejście ludzi do dzieci to mnie to przeraża (a jestem osobą, która nie przepada za dziećmi)… Nasz mały bąbel jednak dał radę – był spokojny, czekał cierpliwie, trochę próbował nogą kopać o krzesło, ale ostatecznie i nad tym dało się zapanować.

Aczkolwiek nasza dzieciorośl podbiła serca wszystkich! Kiedy koleś sprzątał resztki po poprzednich klientach, Smoczyński rozdziawiał paszczę czekając, aż ten facet go nakarmi tymi resztkami. Czy ja już mówiłem Wam, że mam bardzo łakome dziecko? 😂

Jeśli chodzi o gry to skończyłem Dragon Age: Inquisition i teraz przechodzę każdą inną część po kolei, bo się po prostu stęskniłem. 😛 W międzyczasie też gram w Minecrafta ze Smoczyńskim, który pomaga mi budować zamek. Co jakiś czas relacjonuję wszystko, co udało się zbudować na moim kanale na YouTube.

Fakt – miałem cichą nadzieję, że uda mi się nagrywać co dwa tygodnie, ale w tej chwili mam masę rzeczy na głowie, niektóre rzeczy wymagają sporo mojej uwagi, a do tego Smoczyński dodatkowo budzi się w nocy i kilka godzin spędzamy z nim (dzięki, wyżynające się zęby – idźcie w cholerę). Dlatego też obiecałem sobie, żeby po prostu nagrać coś co jakiś czas, a rutynę nagrywania zacząć wyrabiać dopiero, jak uporządkuję te najbardziej czasochłonne sprawy.

Właściwie to na wiele rzeczy nie mam czasu, co jest dołujące, bo ilekroć mam np. ochotę porysować to dzieje się coś, co mi na to nie pozwala i wpadam w taki ciąg poddawania się… Ostatnio nawet zauważyłem, że przestałem się poganiać do wzięcia się za coś, bo i tak mi to nie wychodzi z braku dobrej organizacji.

Czekam, aż niektóre rzeczy się unormują i będę mógł znowu zarządzać swoim czasem. Na razie priorytet ma u mnie zdanie teorii do prawka, bo lada moment dojdą mi studia i czasu na to będę miał jeszcze mniej…

Jeszcze jestem chory i mam to niefajne uczucie rozrywania w głowie, więc z myśleniem jestem strasznie na bakier… Nie to, że wcześniej nie byłem, ale teraz jestem tak jakby bardziej. 😛

Dlatego kończę już pisanie tej notki, bo raz: robi się strasznie długa, a dwa: mi już trochę zaczyna odbijać. 😀 Trzymajcie się ciepło i nie chorujcie! To głupi sposób na spędzanie wolnego czasu!

Mefisto

 

#224. Dużo tego Read More »

#220. Złote mądrości Połówki cz.4

Połówka jest na tyle wybitną osobą, że nawet przy 40-stopniowej gorączce potrafi rzucić tak genialnym tekstem, przez który zamiast martwić się o jej zdrowie, to siedzę w kącie i próbuję nie udusić się ze śmiechu. 🙂

Wchodzimy do pokoju, gdzie spał Smoczyński i Połówce zebrało się na wymioty. Po wszystkim powiedziała do mnie: “żebyś sobie nie myślał, że to na widok Smoczyńskiego chciało mi się wymiotować”. 😀

Innym razem Połówka leży w łóżku i mówi do mnie: “opowiedz mi coś o grach”. Ja oczywiście zdziwiony mówię, że później opowiem, a ona: “mów teraz, bo teraz nie mam sił ci ucieć”. 😀

Raz sytuacja była poważna, zadzwoniłem pod numer alarmowy i wysłano sanitariusza. Temperatura 41 stopni, więc ratownik działa i zbija gorączkę. W trakcie próbuje nawiązać jakiś kontakt i pytać o podstawowe informacje, i w pewnym momencie pyta się “jak ma na imię twój chłopak”, a Połówka na to “który”. Koleś patrzy się na mnie zakłopotany, a ja macham do niego, że to normalne. Facet był tak zdezorientowany, że niewiele brakowało, aby jeszcze jego trzeba było schładzać. 😀

Przed narodzinami Smoczyńskiego byliśmy w szpitalu i Połówce nagle się pogroszyło, zaczęła majaczyć, po czym wstała i skierowała się do wyjścia. Ja próbowałem zatrzymać uciekiniera i dołączył się do mnie pielęgniarz. Połówka spojrzała do niego i rzekła: “poproszę rachunek i ja stąd wychodzę”. Facet odparł jej tylko: “ale my tu nie wystawiamy rachunków”. Moja gadzina odparła tylko, że to bardzo dobrze i próbowała dalej wyjść, ale udało się doprowadzić ją do łóżka.

Połówka ma też dziwne sposoby na radzenie sobie ze zwykłymi problemami. Na przykład przekładanie drzwi w lodówce. Po co robić to w ciągu dnia jak można zrobić późno w nocy. Po co rozpakować lodówkę jak można się szarpać z naładowaną po brzegi. Po co używać jakiejś podpórki lub pomocy jak jest puszka tuńczyka… Po co mi w ogóle o tym mówić tylko muszę przyjść zwabiony przekleństwami, aby się dowiedzieć, że “drzwiczki mi nie pasują po tej stronie”. Ja słyszałem o ludziach, co to w nocy sprzątają, gotują, ale, kurna, drzwi od lodówki przekładać?! 😛

Nowe spodnie okazały się zgubne dla nas, ponieważ ilekroć Połówka je założy to zaraz zamek odmawia posłuszeństwa i no cóż, widać dokładnie bieliznę na tle ciemnych spodni. Ostatnio znów się to wydarzyło i w ramach pocieszenia mówię, że dobrze, że nie miała na sobie tych czerwonych majtek, bo te bardziej widać, a w odpowiedzi słyszę tylko histeryczny śmiech i Połówka wchodzi do pokoju prezentując mi swoją jaskrawoczerwoną bieliznę. 😀

Ostatnio rozmawiając z Połówką zauważyłem, że mój ojciec ostatnio trochę przytył. Połówka rezolutnie stwierdziła, że on spuchł od słuchania pieprzenia mojej matki. 😀

Mam nadzieję, że się podobało. 🙂 Połówka się dla Was stara! 😂

Mefisto

#220. Złote mądrości Połówki cz.4 Read More »

#217. Bardzo długa notka

Nie wiem od czego zacząć notkę, więc zacznę ją od ostrzeżenia, że będzie długo. Raz, że ostatnia pamiętnikowa notka była dwa miesiące temu, dwa, że, jak zawsze, działo się więcej niż ustawa mogłaby przewidywać.

W życiu mamy strasznego pecha do ludzi. Pod nami mieszka para w wieku około 50 lat. Ona pracuje, on nie, ale to średnio istotne w tej historii. Ważne jest to, że przeszkadza im nasze dziecię, ale oczywiście nic nie powiedzą tylko nawalają muzyką, stukają, pukają i odwalają inne cuda na kiju – wiecie: dają nam znać jak na dorosłych i odpowiedzialnych ludzi przystało. Sam poszedłem, zapytałem i dostałem potwierdzenie, że przeszkadza, więc chcąc być dobrymi sąsiadami, wyciszyliśmy co się dało. Nawet zrezygnowaliśmy z korzystania z pokoju dziennego na jakiś czas, aby nie drażnić bojowych staruszków. I to tylko część rzeczy do naszych norm, których przestrzegaliśmy od początku, aby żyło się nam wszystkim miło.

Oczywiście sprawiło to tylko to, że jeszcze bardziej się zaczęli tłuc i wydłużyli swój repertuar do niemal 23. Wiadomo: jak ktoś stara się, aby było lepiej to musicie komuś zrobić na złość za to. Na szczęście Smoczyński ma mocny sen i szczerze wywalone na poczyniania naszych sąsiadów.

I żeby nie było – nie pozwalamy Smoczyńskiemu być głośno. Nie skacze po podłodze, nie tupie i nie robi wiele innych rzeczy, które dzieci normalnie mogłyby robić (za co dostaliśmy już ochrzan, że on ma do tego prawo i nie można mu nie pozwalać). Oni za to udowadniają mi, że najwięcej hałasu mają w głowach, bo najczęściej tłuką się, kiedy nasze dziecię siedzi na podłodze i składa kartonowe pudełka (ma nowe hobby) albo ogląda bajki, albo bawi się na łóżku, albo śpi, albo nawet go nie ma w domu.

Rozmawialiśmy o tej sytuacji z naszą family support worker (coś jak pracownik socjalny – wyjaśnię za moment dlaczego ją mamy) oraz health visitor (coś jak położna/pielęgniarka od dzieci, która wizytuje nas do 2 urodzin dziecka, a niekiedy dłużej). Health visitor była zdziwiona jak się dowiedziała, że my staramy się schodzić im z drogi, bo, cytując, “to jego dom i on ma prawo czuć się w nim dobrze, to oni muszą się dostosować”. Trochę tego nie popieram, bo chciałbym normalnie współżyć w ludźmi, ale jak widzę jak się oni zachowują mimo naszych starań to ciężko mi się z nią nie zgodzić…

Starałem się być miłym sąsiadem, ale skoro oni nie chcą to po prostu będę żył tak, abym się czuł dobrze. Szacunku się nie dostaje tylko się na niego zasługuje. Owszem – nie jestem bydlakiem i nie będę im teraz na złość robił, ale cytując family support worker: “zrobiliśmy więcej niż ktokolwiek by zrobił na naszym miejcu”, health visitor: “oni muszą się z tym pogodzić”, moja matka: “jak im się nie podoba to mogą wypie… wyprowadzić się”. 🙂 Oczywiście jeśli przyjdą ze mną porozmawiać to z miłą chęcią spróbuję rozwiązać ten problem, ale bądźmy szczerzy: raczej nie przyjdą…

Wróćmy jednak do tematu family support worker. Poprosiliśmy jakiś czas temu naszą health visitor o pomoc, bo Smoczyński ma swoje problemy (nie wiemy jakie, ale to może być i autyzm, i ADHD, i wszystko co ma podobne objawy – na razie czekamy na diagnozę), a wtedy też i my byliśmy przytłoczeni, bo tamten dom okazał się ruiną, agencja nas męczyła, nachodziła, zgubiła nasz jeden czynsz nawet, w pracy dręczyła mnie już-na-szczęście-eks-menadżerka, więc zaproponowano nam kogoś takiego, kto może pomóc nam wszystkim ze wszystkim.

Spotkaliśmy B., która była wielką pomocą, kiedy musieliśmy się przenieść. Potem przekazała nas do N., która ma nas pod skrzydłami cały czas. N. szybko zauważyła, że Smoczyński ma problem i my to widzimy, ale nikt nas za bardzo nie słucha. Przynosiła nam specjalne zabawki dla niego, zabierała nas na grupy zabaw i powoli potwierdzała przypuszczenia, że naszę dziecię ma jakiś problem. Posłuchaliśmy jej o poszliśmy do lekarki, a ta poobserwowała Smoczyńskiego i stwierdziła, że rzeczywiście trzeba nam pomocy specjalisty. Czekamy teraz na skierowanie do pediatry, aby kontynuować diagnozę. Czekamy też na wizytę u logopedy, aby pomóc małemu z mową, bo ja zdechnę jak się nie dowiem, co to jest ten “babałaj” (coś z japońskiej piosenki, ALE CO?).

Przy okazji wraz z health visitorką załatwiła nam miejsce w grupie, gdzie są “dzieci ze specjalnymi potrzebami”, bo tam mogą nam pokazać jak bawić się z dzieckiem, aby go rozwijać. Chociaż N. powiedziała, że jest pod wrażeniem naszych postępów, bo mimo wyraźnych trudności Smoczyński nie odstaje dużo od swoich rówieśników. Może tylko mało mówi, ale to jest ciężka rzecz, kiedy brakuje mu odpowiedniej ilości koncentracji. Staram się walczyć o jak najlepsze wsparcie dla niego, bo wiem, że brak odpowiedniej pomocy ma bardzo dużo konsekwencji w przyszłości…

Ostatnio jednak trochę nadrobił zaległości w mowie i powiedział swoje pierwsze zdanie: “daj jeść”. No dziecko Połówki po prostu – wiecznie głodne! 😂

Skoro wciąż jesteśmy w temacie mojego dziecka to wychowałem sobie posłusznego buntownika. 😀 Żeby to zobrazować: ostatnio ubzdurał sobie, aby nam uciekać z sypialni, kiedy śpimy. I oczywiście leci do pokoju dziennego, zamyka bramkę zamontowaną po to, aby nie uciekł z tegoż pokoju i się tam bawi. No człowieki kochane! On zwiewa nam do pokoju przygotowanego specjalnie dla niego, gdzie jest w miarę bezpiecznie. 😀 I oczywiście śmieje się swoim złowieszczym śmiechem, jakby conajmniej kota w tyłek ugryzł, jak gdyby złamał wszystkie pieczęci i uwolnił Krakena, jakby otworzył wrota piekieł, aby dokonać ostatecznego zniszczenia świata, a on tylko zwiał do pokoju bezpieczniejszego niż sama sypialnia. No mistrz po prostu! 😂 Ale przynajmniej złapany na gorącym uczynku nie protestuje tylko wraca do sypialni.

Smoczyński popsuł też swój telefon. Wciąż rosną mu zęby, więc okazjonalnie gryzie wszystko, co się da. Ostatnio dziabnął też telefon i poszedł ekran… A myśmy mu smarowali dziąsła paluchami – jakby ugryzł to by odgryzł. 😱

Kupiliśmy nowe mebelki… Jednym z nich jest nowe, duże biurko dla mnie. 🙂 I wygodne krzesło, na którym i tak siedzę jak jakaś konstrukcja klocków z tetrisa… Ale nowością biurka nie nacieszyłem się długo – moja podkłada pod mysz się stopiła i zostawiła ślad. 😱 Nawet nie wiem od czego to się stało!

Złożyłem też aplikację o pożyczkę na studia. Było z tym sporo problemów, bo z jakiś powodów mogłem starać się tylko połowę kwoty. Zadzwoniłem na infolinię i tam mi powiedziano, że to normalne. 😮 Musiałem tylko zaznaczyć, aby automatycznie zwiększono kwotę pożyczki przy zmianach wprowadzonych przez uniwersytet i poinformować uniwersytet, aby zmiany te wprowadził. Zrobiłem to i dostałem info, że jak tylko moja pożyczka pojawi się w ich wspólnym systemie to to zrobią. Ostatnio mi wyskoczyło, abym potwierdził, że jestem Europejczykiem, więc muszę wysłać im moje dokumenty (ID i akt urodzenia). Po tym powinno być już wszystko! 🙂

Udało mi się też w końcu dogadać z instruktorem jazdy i od września będę się uczył jeździć. 🙂 Żałuję, że nie udało się tego załatwić wcześniej, ale na wakacje zawsze są tłumy chętnych. Mam tylko nadzieję, że będę lepiej jeździł niż w grach… 😛 Jeśli nie to bójcie się wszyscy wy, którzy znajdziecie się przede mną na drodze! 😂

Połówka przekonała mnie do założenia profilu na stronie mowned, gdzie można stworzyć listę swoich telefonów, które się miało. Zrobiłem listę i wspominaliśmy sobie tamte czasy, pogadaliśmy o telefonach i o ludziach. W sumie to głównie jaraliśmy się emo, ale to takie w naszym stylu. 😂

Jeśli chodzi o gry to jestem wkurzony. Gram sobie obecnie w Kingdom Come: Deliverance i jest to gra ciekawa, ale zbugowana aż po ostatnią linijkę kodu. Grałem sobie przez 53 godziny (nie pod rząd oczywiście 😂) i nagle zniknął mi zapis gry, a sama gra się nie włączała… Jak mi się udało ją odpalić to pograłem chwilę od początku, a potem coś znowu się wykrzaczyło i gra bez względu na ustawienia graficzne wisi mi na 14fpsach, a jest zbyt dynamiczna i podczas walki nic nie widzę. Nie było żadnej aktualizacji, czy czegokolwiek co mogłoby to popsuć. Z tego, co czytałem to sporo graczy tak ma i trzeba to po prostu przeczekać. To tak jakbym miał ciche dni z grą. 😯

No i chcąc nie chcąc muszę się z tą grą na razie pożegnać – przynajmniej aż jakaś aktualizacja wyjdzie…

Wróciłem do Dragon Age Inquisition, bo tak jakoś wyszło, że jej nie skończyłem i o niej zapomniałem. Gra się chyba na mnie mści, bo co chwilę wpadam w jakąś dziurę, z której nie mogę wyjść, wpadam w tekstury, przeciwnik zrzuca mnie z samej góry i większość czasu tarabanię się na górę… No człowieki kochane! Ja chcę tylko w spokoju pograć! 😂

Ze spraw blogowych: mam trochę bajzel w moich pomysłach, ale postanowiłem małymi kroczkami wziąć się za ich realizację. Pierwsza rzecz: chcę spróbować zrobić mapę lokalnych podróży i wstawić ją zamiast linków. Trochę tak smutno to wygląda, a ja chcę mieć wesołego bloga (skąpanego w ciemnych barwach, bo mnie oczy od jasnego koloru bolą). 😀 Mapa będzie nietypowa, więc mam nadzieję, że WordPress mi na to pozwoli, bo jak nie to będę musiał kombinować.

Druga rzecz: marzy mi się nowy wygląd bloga. 🙂 Oczywiście ciemny, bo oślepnę. 😂 Ale nad tym jeszcze pomyślę, bo muszę najpierw sam uzgodnić ze sobą, co bym chciał, a to dosyć trudne…

Powoli kończę też sprzątanie nowego biurka (nawet nie wiecie jaki ja tutaj mam chaos), więc niedługo skończą mi się wymówki do rysowania. I obiecuję sobie, że będę rysować pół godziny dziennie dla relaksu. Jeśli dobrze pójdzie to może nawet wezmę się za jakieś poważniejsze rysunki, skończę grę paragrafową albo zajmę się rysowaniem komiksów… Chciałbym mieć tyle motywacji to robienia czegoś, ile mam do obiecywania sobie, że to zrobię… 😛

Jako, że ta notka ma już z kilometr, zostawiam Was z wesołym Totoro! 😉

totoro

Mefisto

#217. Bardzo długa notka Read More »

#211. Drugie Smocze urodziny!

Czas leci zaskakująco szybko – Smoczyński dosłownie niedawno skończył dwa lata. Jeszcze pół i będzie rypał głową prosto w stół… 😛

Prezenty dobraliśmy mu tym razem pod jego zainteresowania. Spodobało mu się rysowanie, więc dostał “eWriter”, czyli coś w rodzaju elektronicznej kartki papieru, na której można rysować (prawie) bez końca. Biega z tym teraz w ręce i wygląda jak kierownik na budowie, ale grunt, że się cieszy. 😀

Kolejnym prezentami jest Tomnyan oraz koszulki z Yokai Watch, które uwielbia oglądać.

Ostatnim prezentem jest własne konto w grze Minecraft, bo coraz lepiej mu idzie w te klocki. 😉

Dostał też masę samochodzików w stylu “podróbka LEGO”, bo mu się spodobały i można je chować do pudełek (to nie jest ich jedyna funkcja, ale widać bardzo istotna dla Smoczyńskiego) i klocki LEGO, które kupiliśmy na wagę. Pośród nich znalazła się mała skrzyneczka, do której może pakować bardzo małe klocki, więc ma teraz sporo zajęcia. 😉

Postanowiliśmy też pojechać obejrzeć wodne żyjątka, bo Smoczyński to fan i zwierzątek, i wody, więc połączyliśmy jego hobby i wybraliśmy wizytę w oceanarium jako jeden z jego prezentów. Mieliśmy jechać do Bristolu, ale miasto było sparaliżowane przez protesty przeciwko zmianom klimatu (i robią to powodując jeszcze większe korki, blokując karetki i zniechęcając do siebie ludzi – brawo!). Pojechaliśmy więc do Weston do oceanarium, które okazało się zamknięte na cztery spusty (i nie było informacji na stronie). Poszliśmy zamiast tego do muzeum w Weston, a kiedy wróciliśmy do auta to zobaczyliśmy piękny mandat za wycieraczką. I żeby było zabawnie: nie zaparkowaliśmy źle auta, a powód wypisany w mandacie nie pasował zupełnie do sytuacji…

Jeszcze wracając do domu o mało nie mieliśmy czołówki, bo jakiś stary pacan, jadąc z naprzeciwka, wyjechał bez powodu na środek drogi i cudem nie doszło do kolizji…

W ramach rekompensaty kupiliśmy mu matę i markery, które napełnia się wodą i się po nich rysuje. Próbował pomalować dywan i nie potrafił pojąć czemu marker na macie działa, a na dywanie nie. 😀

IMG_20190720_165006

Smoczyński jednak bawił się w miarę dobrze, bo na koniec dnia był zadowolony. Do oceanarium go zabierzemy w najbliższym czasie, aby mógł zobaczyć Dory i Nemo na żywo. 😉

Mefisto

#211. Drugie Smocze urodziny! Read More »

Scroll to Top