smoczynski

#166. Nieoczekiwany zwrot akcji

Okres świąteczny to czas, kiedy zdecydowanie za dużo daję notek z przemyśleniami, życzeniami i potem się zastanawiam, czy na pewno chcę dodawać tak szybko kolejną notkę. Z drugiej strony co chwilę coś się dzieje, więc może warto to zebrać jakoś w całość?

Od razu zacznę od tego, że problem z mieszkaniem sam się rozwiązał i to w nieoczekiwany sposób. Nie będę już wchodził w szczegóły, ale to można w sumie w skrócie napisać: nie chcieli przyjść po mieszkanie, to mieszkanie przyszło po nich. 😛 Już wiem jak zdziwiony musiał być Mahomet, kiedy góra przylazła do niego…

Wróciłem do trochę aktywniejszego rysowania. Było mi to potrzebne do przetrwania trudnych chwil i popełniłem kilka rysunków oraz szkicy… Powoli coś tam sobie maluję, bo na razie nie mogę poświęcić temu więcej uwagi, ale zawsze coś tam sobie nabazgram. Plan jest taki, że będę to okazjonalnie wrzucał na instagrama. Nie wiem jednak, czy wszystko, co narysuję, tam wrzucę, czy może jednak reaktywuję swoją stronę i tam skupię moją “twórczość”. Na razie zajęty jestem bazgraniem zwierzątek, pakowaniem gratów i nauką obsługi nowego programu graficznego (całkiem fajnego swoją drogą, ale skróty klawiszowe ma trochę inaczej niż poprzedni program i się sporo dzieje, jak próbuję coś poprawić :P)!

Co do instagrama to dodałem go do panelu/menu po lewej, więc można sobie podejrzeć co się tam dzieje. 🙂

Ostatnio miałem też przerwę w graniu z powodu doła i Połówka tak się wystraszyła, że pogoniła mnie do kupienia sobie jakiś gier. Kupiłem sobie Dragon Age: Inquisition i Mass Effect: Andromeda na pocieszenie. Podziałało i teraz jestem inkwizytorem z postacią, która wygląda jak kartofel (kocham tworzenie postaci w Dragon Age – zawsze wychodzi mi jakieś warzywo rzucające kulami ognia). 😀

The Long Dark w końcu wypuściło poprawione epizody pierwszy i drugi, więc zamierzam się za nie zabrać w najbliższym czasie. Poprawili chyba wszystko, co dręczyło ludzi: dialogi, brak podkładu głosowego w niektórych momentach, animacje, więc będzie to kompletnie nowa i świeża przygoda!

Ze spraw blogowych: zaktualizowałem linki. Dodałem kilka nowych blogów (alfabetycznie, aby się nikt nie kłócił o kolejność :P). Jeszcze mam kilka blogów do nadrobienia, więc powolutku się za to biorę.

Wrzuciłem też filmiki na youtube. Z racji tego, że non stop choruję, nagrałem coś krótszego, ale równie milutkiego. Mam nadzieję, że polubicie! 🙂

Ostatnia ze spraw blogowych, która spędza mi sen z powiek: czemu przycisk do publikacji notek jest różowy? Przecież on z niebieskimi elementami się gryzie… Czy to z jakiegoś powodu, czy komuś się nudziło? Po co, dlaczego, za co, jak, kiedy… Tyle pytań, tak mało odpowiedzi!

Smoczyński udowodnił mi, że jest cwaną bestią: mam aplikację na telefonie z grą dla dzieci w jego wieku. Apka ta ma zabezpieczenie, aby dziecko przypadkiem gry nie wyłączyło. Nie dość, że odblokował telefon, to jeszcze zrobił screenshota! 😛 A ja się muszę męczyć z jedną i drugą rzeczą…

Swoją drogą to dziecko znalazło sobie nową zabawę: nauczył się wchodzić na kanapę, więc ma dosłownie kilkunastominutowe sesje wchodzenia i schodzenia z łóżka. Oczywiście pilnujemy, aby złaził stylem klasycznym, a on woli styl dowolony (znaczy, że głowa idzie pierwsza).

Chciałem napisać o czymś jeszcze, ale… zapomniałem. 🙂 Może przy następnej notce mi się przypomni!

Mefisto

#166. Nieoczekiwany zwrot akcji Read More »

#159. Koczownik

Zacznę od tego, że trafia mnie już szlag z właścicielami mieszkań w Anglii. Postanowił sprzedać dom, więc dostaliśmy wypowiedzenie. Arghh! Nie powiem, co i gdzie mu życzę, bo jednak chciałbym, aby ten blog został kulturalnym miejscem.

Tyle dobrego, że nie chciało nam się rozpakowywać do końca, więc część rzeczy jest już spakowana. Ale tak szczerze to nie widzę sensu wydawać blisko trzy tysiące funtów (nie licząc kosztu przewozu rzeczy), aby za kilka miesięcy znowu wylecieć, bo ceny mieszkań lecą w górę, więc wszyscy sprzedają, bo widzą w tym czysty zysk. Dlatego poważnie zastanawiam się nad powrotem do Polski, bo mam już po prostu tego po dziurki w nosie i nowe życie mogę równie dobrze zacząć tam.

Jakby mało było nieszczęść to Smoczyński spadł z łóżka. Ze mną. Bo próbowałem go łapać. Przez sen. Jemu na szczęście nic nie jest, bo upadł na samą podłogę, a ja mam guza na udzie, bo po drodze wpadłem na szafkę. Już nie wspomnę, że następnego dnia wbiegł na moje kolano i jemu znowu nic, a ja mam kolejnego siniaka. Z czego on jest zrobiony?!

Kolejna smutna wiadomość to taka, że skończyłem grać w Assassin’s Creed Odyssey. Tak mi się dobrze grało, że przeciągałem ukończenie gry najdłużej jak się dało. Aczkolwiek zamierzam przejść wszystkie pozostałe części z Assassin’s Creed, bo dzięki przecenom na Black Friday dorobiłem się kilku pozycji, których mi brakowało (i dostałem Rayman Legends jako gratis :D). Pocieszające jest to, że zamierzają wydać kilka dodatków do gry, więc jeszcze do tego tytułu wrócę. 🙂

(proszę mi nie przypominać, że pisałem o fakcie, iż mam masę gier, w które nie zagrałem i chciałem zająć się wpierw nimi niż kupować coś nowego – jestem tego świadom, dlatego szybko zabieram się za inne gry, aby móc kupować więcej nowych 😀)

Co do przecen na Black Friday to zakupiliśmy Alexę trzeciej generacji. Nie jest najgorzej, bo nie wtrynia się co chwile, jak tylko wyczuje, że ktoś zamierza powiedzieć “Alexa”. Ale i tak doprowadza do szału. 😛 I ciężko ją uciszyć. Trzeba użyć komendy administratora “f**k you”, a i to czasem nie działa. 😛

Jeśli chodzi o kwestię pracy to jestem w trakcie zmiany na inną, ale wciąż w obrębie urzędu. Nie oznacza to jednak, że będę w stanie kontynuować serię z życia urzędnika, bo nowa praca ma mnie odciąć od większości ludzi (czyli źródła mojego stresu). No, ale to czas pokaże.

Chociaż według lekarzy powinienem wrzucić bardziej na luz i odpocząć (czytaj: zrezygnować na jakiś czas z pracy). Jestem tego świadom, ale realia mojego życia na to nie pozwalają (bo za co sfinansuję mój koczowniczy tryb życia?). Może i wrzucam spory ciężar na swoje barki, ale chcę mieć pewność, że moja rodzina ma wszystko zapewnione.

W życiu nie sądziłem, że cokolwiek może mnie bardziej przemielić niż to, co spotkało mnie, Smoczyńskiego i Połówkę w tym roku. Nie chciałbym przez to tracić motywacji, ale to jest naprawdę trudne. Momentami boję się, że nawet i bloga porzucę, bo mi braknie sił. A byłoby mi szkoda, bo to jeden z blogów, który przetrwał ponad 2 lata i dał mi sporo radości. Na razie – na szczęście – mam trochę zapasu notek i może uda się na tym przetrwać ten armagedon.

Chociaż ten strach napędza moją wenę, bo w miarę idzie mi pisanie notek. Mam tylko dwie zaległe gry do zrecenzowania i cztery nowe do opisania.

Żeby już nie smęcić to napiszę trochę o świecie gier. 🙂 Wyszedł Beholder 2! Miałem już okazję przekonać się o świetności tego tytułu w becie, więc bez chwili zawachania dokonałem zakupu (w szczególności, że miałem jeszcze kupon ze zniżką na 20% :D). Powiem wam, że twórcy stworzyli majstersztyk pod każdym względem. 🙂 I zmienili kilka rzeczy, więc nie ma co się sugerować do końca betą. 😀

Zacząłem też grać w pierwszą część Assassin’s Creed i pierwsze, co udało mi się zrobić to zepsuć samouczek. Wszystko przez to, że jest tam kompletnie inne sterowanie niż w Assassin’s Creed Odyssey. Akurat to udało mi się nagrać, więc filmik dodam do recenzji. 😀 Swoją drogą między pierwszą, a najnowszą częścią jest 11 lat różnicy? To znaczy, że byłem nastolatkiem, kiedy pierwszy raz w to grałem… Aż mi się tamte czasy przypomniały!

Zbliża się koniec roku, więc powoli przygotowuję listę trzech najlepszych gier na rok 2018. Podobną rzecz napisałem o 2017 i mam nadzieję, że to będzie taka blogowa tradycja. 😉 Notka pojawi się w styczniu – najpewniej zamiast jednej notki o grach. 😉

Intel znowu mnie zaskoczył, bowiem dostałem świąteczny prezent od nich w postaci kuponu na grę. Wybrałem Ashes of Singularity: Escalation i zacieszam z tego powodu. 🙂

Nagrywanie idzie w miarę dobrze – poza paroma problemami, które mam sam ze sobą. Nie wolno nagrywać filmików, jak jest się chorym. Dobrze, że to było coś lekkiego: inaczej odwaliłbym coś gorszego. 😉 Aczkolwiek mam szlaban na darcie się (wy tego nie słyszycie, bo wyciszyłem mój głos), bo prawie obudziłem Smoczyńskiego. Jak się nie będę pilnował to nie będę mógł nagrywać!

Tym razem tylko jeden, bo niestety dalej jestem chory, ale i Smoczyński jest chory, a także mam masę innych problemów, więc nie mam kiedy nagrywać. Jeśli się uda to nagram w nadchodzącym tygodniu.

Póki co musimy wszyscy wyzdrowieć i nabrać sił na walkę z rzeczywistością!

Mefisto

#159. Koczownik Read More »

#147. Halloween

Kolejny rok jak z bicza strzelił. Kolejny raz dzieciaki biegają przebrane za potwory. Jeden nawet, z tego, co widziałem, za górnika. Nie wiem, co w tym strasznego, ale niezbadane są wyroki dzieci.

Już za rok, za dwa będę biegał z takim potworakiem. Ubiorę Smoczyńskiego w jakąś ładną dynię albo krwiożerczego grzybka i puszczę w świat, a siebie wraz z nim. Jeśli ktoś mi powie, że uczę dziecka złych rzeczy to z dumą odpowiem: ale przynajmniej próbuję dać mu wesołe dzieciństwo!

Do zobaczenia za rok, potwory!

img_20161028_130213
Tak, wiem, było. Ale moja wina, że to zdjęcie jest świetne?

Oo, jest kolejna mini gierka od Google z okazji Halloween. Łapcie link. 🙂

Mefisto

#147. Halloween Read More »

#139. Filmik!

Ledwo wyszła poprzednia, pamiętnikowa notka, a my zdążyliśmy się zarazić jakimś paskudztwem. Uwielbiam być chory. Jeszcze jak na złość zrobiło się zimno i zamiast wygrzać się w ciepłym łóżku to starałem się dociec czemu z siedmiu kaloryferów działają ledwo trzy…

Ech… Ta magia wynajmowanych mieszkań.

Jakby tego było mało to, bawiąc się ze Smoczyńskim, prawie zleciał na nas karnisz. Prawie, bo zgarnąłem dzieciorośl tak szybko, jak szybko zauważyłem, że się sypie nam tynk na łby. Najgorsze jest to, że karnisz już raz musiał zlecieć, bowiem ktoś przyczepił go z powrotem. Tym razem za pomocą kleju. Ludzie nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać.

Dysk dotarł! Nie wyjaśniłem w poprzedniej notce, że dysk dostaje Połówka, bo swój zapełniła. Ja z kolei dostanę jej dysk kiedy tylko skończy przenosić dane. Prawdopodobnie wydarzy się to po jej powrocie z Polski, w której przebywa już od kilku dni. Także mój eksodus gier z jednego dysku na drugi musi jeszcze poczekać! 😉

Tęskny mój wzrok utknął na długiej liście pozycji, których nawet nie zacząłem, bo nie miałem miejsca na dysk. Takim tytułem jest na przykład Deus Ex – Mankind Divided – mój urodzinowy prezent. Połówka sprezentowała mi i grę, i pada, bo akurat mieli taki zestaw. Pad wysłano dokładnie w moje urodziny (przypadek, czy…? :)), a kiedy przyszedł to Połówka przekopała pudełko w poszukiwaniu gry. To był tak cudowny widok, kiedy w panice oznajmiła mi, że nie ma mojej gry. Na Steamie gry dodają się automatycznie do konta, ale widać ktoś o tym nie pamiętał i liczył na pudełkową wersję… 🙂

A darmowej gry nie będzie. Promocja skończyła się nim zdążyłem kupić dysk, ale jak to w Anglii bywa, zapomniało się pracownikom zdjąć ogłoszenia z promocją (które nie zawierały żadnych dat, kiedy ta oferta się kończy). Nie wpłynęłoby to na decyzję o kupnie dysku, bo dysk sam w sobie jest dobry, ale to po prostu wkurzające, kiedy przez czyjeś zaniedbanie ja wpierw muszę się pytać, o co chodzi, a potem przechodzić zawód. Cóż, dostałem kolejny powód, czemu powinienem przestać korzystać z Ebuyera. Mają szczęście, że nie był to tytuł, na którym bardzo mi zależało, bo bym się naprawdę zeźlił. Na pocieszenie dostałem od Połówki inną grę – The Elder Scrolls Online, na którą polowałem od miesięcy. 😉 Zważając na to, jak wciągnął mnie Skyrim to pewnie i ten tytuł zassie mnie na długie godziny! (edit: już zassał :D)

Zdecydowałem się też w końcu na przetestowanie wine dxvk, czyli nakładki tłumaczającej grafikę z Directx 10/11 na Vulkan. Nie będę się o tym tutaj rozpisywał co to jest i po co mi to, bo zrobię to w Kąciku Technicznym, ale moje pierwsza wrażenia są takie: woooow! To jest coś, czego potrzebowałem! Zainstalowałem i przejrzałem sobie kilka tytułów, ale skupię się na razie na The Elder Scrolls Online i Far Cry Primal, który podarowała mi Połówka (tym razem bez paniki, że grę ukradli :D) w zamian za wymienienie się dyskami talerzowymi (bo SSD bym nie oddał :P).

Grafika jest wręczna bajeczna w Far Cry’u. Miałem tylko problem z dźwiękiem (jak setki innych graczy), ale udało się je pomyślnie rozwiązać. Moje pierwsze chwile w grze wyglądały tak: idę za jakimś kolesiem, nie mogę się powstrzymać, dźgam go dzidą w tyłek, ten się wkurza na mnie i zaczyna do mnie strzelać z łuku, stojący obok mamut taranuje go po czym tenże mamut zajmuje się ogniem bez powodu… Właśnie z takich powodów żałuję bardzo, że ja po prostu nie nagrywam filmów, naprawdę!

Co do The Elder Scrolls Online to czuje się, jakbym zatoczył koło, bo stary dysk wykrzaczył mi się właśnie na tej grze (był wtedy darmowy weekend i liczyłem, że pogram). W tej chwili gram w ESO na dokładnie takim samym dysku, jak ten, który mi padł. W sumie to tak, jakbym zatrzymał się w czasie i po dłuższym czasie ruszył dalej z tego samego miejsca.

Wziąłem się za nagrywanie i powiem wam, że wyszło masakrycznie. Za pierwszym razem dźwięk nagrał się na tyle słabo, że nic nie było słychać. Potem padł mi pad (bo zamierzam grać na padzie i oczywiście baterie musiały akurat teraz powiedzieć “nie”). Przy trzeciej próbie bolało mnie już gardło, bo postanowiłem nagrywać będąc chorym, więc zdecydowałem się darować sobie nagrywanie głosu przy pierwszym filmiku. I tak to jest tutorial, gdzie co chwilę ktoś coś gada, a ja nie chcę się wcinać, więc dużo i tak nie powiedziałem. Nagrałem tylko krótką przemowę, którą wrzuciłem na początek. Mam nadzieję, że następnym razem wszystko pójdzie już po mojej myśli! A o to filmik:

Liczę po cichu na to, że drugi filmik wyjdzie mi lepiej. Niech ja tylko znajdę baterie do pada…

Jak już wyżej wspomniałem, Połówka jest w Polsce, a my ze Smoczyńskim czekamy grzecznie na wielki powrót. Dzieciorośl trochę nam podrosła i lepiej znosi rozstanie. Póki co wystarczają codzienne rozmowy. Jedyny problem, jaki z nim mam, jest taki, że zrobił się za cwany. Rano wstaje bardzo cicho, aby mnie nie obudzić po czym zaczyna odsłaniać i zasłaniać okno. Gdyby nie motyw ze spadającym karniszem pewnie pozwoliłbym mu się bawić. Nie chciałbym jednak, aby ten karnisz również okazał się przyklejony na klej i spadł nam na głowy.

Chociaż i tak tęsknimy. My żyjemy tak dopasowani do siebie, jak takie trzy trybiki w mechanizmie. Kiedy jeden wypada, reszta nie umie się odnaleźć. Gdyby nie ta durna i niepotrzebna wyprowadzka, Smoczyński miałby już paszport i pojechalibyśmy wszyscy razem, a tak to nie było czasu wyrobić. Szkoda. Chciałbym go zabrać do jego pradziadków, aby pobiegał na działce, powcinał owoce prosto z krzaczka i poobserwował kurnik u sąsiada. Na pewno by mu się spodobało!

Połówka zaproponowała, abyśmy wybrali się w przyszłym roku razem i pozwiedzali trochę. W sumie byłoby co opisać w Kąciku Podróżniczym (uwaga, ustalam nową zasadę: lokalne podróże tyczą się miejsc, w których przebywam, a nie mieszkam :D).

Smutna wiadomość: ścięto nam drzewo rosnące przy domu. Tak po prostu ciachnęli je i tyle. Smoczyński lubił patrzeć na gałęzie, kiedy szalały na wietrze, a teraz może podziwiać niebo. Nie wiem, czy coś było z drzewem (nie wyglądało na chore). I tak jakoś przykro, bo czuję się dosłownie obdarty z kawałka natury. Ludzie jeszcze nie zauważyli, że drzewa są jednak potrzebne do oddychania…

IMG_20180920_140150
I nastała pustka…

Tyle już napisałem, że o innych rzeczach wspomnę następnym razem. Nie mam w planach bicia rekordów na długość notek. Póki co… 😉

Mefisto

#139. Filmik! Read More »

#136. Złote mądrości Połówki cz.1

Połówka jest personą tak wyjątkową, że za jej zgodą (tudzież moim ubłaganiem i ofiarą złożonej z mojej strony), wypisałem kilka pięknych i szczerych myśli (tudzież czynności) od miłości mojego życia.

Smoczyński ostatnio źle się czuje, więc kiedy położyliśmy go spać, Połówka na migi próbowała przekazać mi wiadomość. Najpierw wskazywała na mnie, na Smoczyńskiego, a potem udawała rozmowę telefoniczną. Pytałem się wtedy, czemu mam do naszego dziecka dzwonić. Potem do tego zaczęła wykonywać obrót ręką i wskazywała okno. Na sam koniec ustawiła dłoń poziomo i ukryła za nią drugą rękę zaciśniętą w pięść, powoli ją wysuwając. Byłem pewien, że chodzi o wschodzące słońce do momentu, aż rozdziawiła palce na wszystkie strony. Wtedy byłem przekonany o tym, że chodzi o Obcego i zacząłem się obawiać o syna… Chodziło w tym wszystkim o to, aby umówić Smoczyńskiego do lekarza następnego dnia. Połówka mogła mi to powiedzieć, bo kiedy ona machała kończynami, ja odpowiadałem jej szeptem…

Raz, kiedy poszliśmy dokonać nocnego karmienia i zmiany pieluchy u Smoczyńskiego, Połówka znowu się włączyła: “jeśli ziemia jest płaska to czemu on się turla”. Argument nie do przebicia!

Połówka ma też kiepską pamięć do dat. Głównie do moich i Smoczyńskiego urodzin. Do tego stopnia ma z tym problem, że już nawet matka Połówki nie wie, kiedy się wnuk urodził. 😉 Aczkolwiek raz miałem przyjęcie prawie niespodziankę (bo i tak musiałem przypomnieć) i dostałem tort zrobiony częściowo z użyciem farelki oraz napisam LOL.

Moja wspaniała Połówka chodziła też niegdyś na siłownię. Pierwszym osiągnięciem mojej miłości na siłowni było włamanie do panelu administracyjnego wifi. Nie mogłem oczekiwać niczego innego, naprawdę nie mogłem…

Jest jeszcze to: “podaj mi mąkę, jest w opakowaniu..  takim od mąki.” Precyzyjnie…

Równie precyzyjnie było przy skanie głowy, gdzie w formularzu było pole do wypełnienia “obszar skanu”. Pielęgniarka powiedziała, że mamy wpisać “głowa”. Moja Połowa wpisała nazwę miasta. Skan głowy był widać bardzo potrzebny. Ale przynajmniej personel medyczny miał ubaw! 🙂

Połówka ma też (ostatnio) manię wycierania mokrych rąk o mnie. Raz, po umyciu podkładki na szafkę, podeszła do mnie i wytarła ją o moje plecy. Innych razem wytarła łapy o moje krocze, a na moje protestujące warknięcie “zboczeniec” odpowiedziała “ja zboczeniec? a czyje to krocze”. Mistrzostwo świata w byciu złodupcem… 😛

Pracuję dwa dni w tygodniu z domu. Był koniec dnia, już zwijałem laptopa, aż tu zadzwonił telefon. Stwierdziłem, że odbiorę, zrobię kilka minut ekstra. Połówka zgarnęła Smoczyńskiego z pokoju, abym mógł spokojnie konwersować. I tak sobie gadam, i gadam, i widzę Połówkę idącą z synem mym do łazienki. Chcąc go zająć, aby nie zakłócał rozmowy… spuściła wodę w toalecie. Pracowałem w pokoju obok, więc szum wody było dokładnie słychać. Nawet wymowna cisza po drugiej stronie mnie w tym utwierdziła… Połówka broniła się tym, że chciała dobrze. 😀 A ja wyszedłem na pracoholika, który bierze pracę nawet tam, gdzie król chodzi piechotą!

To by było (na razie) tyle. Więcej “smaczków” będę wstawiał z czasem. 😉

Mefisto

#136. Złote mądrości Połówki cz.1 Read More »

#133. Na wesoło!

Kolejne cztery tygodnie minęły jak z bicza strzelił, ale ilekroć mam coś do zrobienia to czas pędzi jak nienormalny.

Zacznę od wesołej wieści: zdaliśmy mieszkanie. Wysprzątane, wyczyszczone, dziury w ścianach po półkach zaklejone i zamalowane. Nasz były wynajmujący spotkał się z nami na dosłownie dwie minuty, zabrał klucze i zostawił nas z facetem z agencji, który miał sprawdzić mieszkanie. Ten zauważył kilka otarć (część udało się doczyścić), ale generalnie powiedział, że jesteśmy dobrymi najemcami, bo mieszkanie jest lepiej wyczyszczone niż było na początku. Nawet sobie pogawędziliśmy o byłym wynajmującym, bowiem ten przywitał nas czerwonymi ślepiami – wiadomo od czego… Aż nam się przypomniało jak innym razem, również z czerwonymi oczyma, naprawiał klamki w drzwiach i zamontował je na odwrót.

Na szczęście były właściciel zgodził się oddać cały depozyt. Pierwszy raz miałem okazję skorzystać z jednej z rządowych firm/agencji, które ubezpieczają depozyt. Dostaliśmy link, gdzie w formularzu, który częściowo wypełnił były właściciel, podaliśmy swoje dane do przelewu i po kilku dniach otrzymaliśmy przelew. Nawet wygodna usługa. No i Połówka ma teraz spory zapas gotówki na wyjazd do Polski na kolejną turę leczenia (a ja wybieram już dodatki do Simsów – to już taka nasza tradycja :P). Znowu zostanę na dwa tygodnie ze Smoczyńskim! Biegającym Smoczyńskim! Coś czuję, że żywy z tego nie wyjdę!

Stan mojego zdrowia się nie poprawia. Co gorsza nie wiadomo co to jest, a podejrzenie zaczyna padać na chorobę autoimmunologiczną, która ujawniła się jeszcze nim Smoczyński się urodził (właścicie to pierwsze objawy miałem prawie 5 lat temu, ale wtedy “byłem za młody, aby chorować”). Jak już zrobią senty test krwi to może będę coś wiedział. Mam tak poharatane ręce od pobrań krwi, że wyglądam jak po ataku wściekłej pielęgniarki…

Smoczyński niedawno miał szczepienie z okazji ukończonego roku. Było trochę gorączkowania, ale odbyło się to bez większych ekscesów i na ogół był wesoły jak zawsze. W te gorsze dni siedział przytulony do nas, bo w końcu przytulenie się do rodzica to najlepsze lekarstwo. Dosłownie i w przenośni. 🙂 W te lepsze dni taranował wszystko na swojej drodze trenując nową umiejętność: bieganie niczym pocisk. Obecnie próbuje połączyć tą umiejętność z wskakiwaniem (nie wchodzeniem) na meble. Od czasu do czasu czaruje też przy użyciu kolan Połówki… 😛

Mając trochę więcej czasu, staramy się lepiej gotować, dzięki czemu i Smoczyński podżera domowej roboty sosy, zupy i co tam nam do głowy wpadnie. A że żarłok (po Połówce :P) to zasysa wszystko z prędkością światła. Albo i szybciej. Swoją drogą kupiliśmy mu smoczek (link), do którego można wkładać owoce i teraz wesoło sobie ciumka ulubione jabłka i winogrona. Raz udało mu się otworzyć smoczek i wytarzać w przeciumkanej zawartości. Wyglądał, jakby kogoś zamordował z uroczym uśmiechem na twarzy… 😉

Swoją drogą dostałem takie zapytanie: co nie zmieniło się w Smoczyńskim od czasu jego narodzin. Bez zmian jest wciąż jego krótki, kaczy puszek na głowie (o, i zdradziłem część nazwy Buntu Kaczek ;)).

W wolnej chwili (lub też w akcie desperacji po ostatnich miesiącach w zabieganiu) udaliśmy się do naszego Cichego Zakątka, a ten z radością przywitał nas przepysznymi jeżynami! Wykopałem z plecaka siatkę i uzbieraliśmy ich nawet sporo. Smoczyński miał wyjątkowo smaczny mus z owoców oraz kompot, a my z Połówką mieliśmy bardzo dobre ciasto! 🙂

Ze świata komputerów: niedawno 25-te urodziny obchodził Debian (jedna z dystrybucji systemu Linux). To więcej niż ja mam! Niesamowite, że dzięki oddaniu ludzi dokładających swoją cegiełkę do linuksowej społeczności ten system wciąż istnieje, rozwija się i osiąga rzeczy, o których twórcy nie myśleli 25 lat temu (jak na przykład fakt, ile gier wychodzi co miesiąc na różne dystrybucje Linuksa).

Dowiedziałem się też o istnieniu strony internetowej, która ma za zadanie uświadamiać, czymś są DRM (Digital Rights Management) i dlaczego są one złe w świecie gier. Już sama nazwa strony – FCK DRM – powala. Jestem jak najbardziej za takimi akcjami. Tutaj macie link do strony.

Przygotowuję Kącik Techniczny na swój wielki debiut we wrześniu. Będzie się pojawiać (mam nadzieję) w każdą pierwszą środę miesiąca. Co do notek o lokalnych podróżach to musimy nadrobić nasze krótkie wypady. Niestety, ale ostatnio nie ruszamy się z domu, bo mieliśmy za dużo na głowie. Aczkolwiek Kącik Podróżniczy (bo tak nieoryginalnie będzie się nazywał) też będzie mieć premierę we wrześniu – w drugą środę miesiąca. Mam tylko nadzieję, że nie zapomnę dodać tych notek…

Pracuję też w tej chwili nad gamebookiem. Potem zrobię kontynuację gamebooka za pomocą RPG Makera. Na razie odstawiłem rysowanie, bo jestem trochę przemęczony, ale już mam plan, która seria z Pamiętników będzie na pewno ozdobiona rysunkami. :>

Ostatnio miałem trochę wolnego od gier. Tzn. nie tak, że nie grałem. Do tego musiałbym być jeszcze poważnie chory, a najpewniej martwy. 😛 Powodem tego jest fakt, że mam 12 gier do opisania. To daje mi notek na pół roku przy średniej ilości 2 notek z gier na miesiąc. Moim celem jest teraz chociaż opisać je, aby były gotowe na swój wielki dzień. Za szybko gram w gry, nie nadążam z opisywaniem! 😀

W tym czasie razem ze Smokiem naparzaliśmy w Saints Row: The Third. Nagrałem kilka migawek z różnych błędów, które się wydarzyły, ale to tyle z mojej strony. Wpisu o tej wybitnej grze nie będzie póki co. 🙂 Oto najciekawszy bug gry, pozostałe są na moim kanale na Youtube.

Zamierzam na dniach przetestować nagrywanie i zabrać się za Yooka-Laylee. Najpewniej będzie to raptem kilka, kilkanaście minut, bo pewnie zje mnie trema, czy coś… 😉

Swoją drogą piszę o tym, bo dzięki temu pamiętam, co mam zrobić! Te notki to taka lista rzeczy do zrobienia dla mnie. 😀 Bo zwyczajne listy na mnie nie działają…

Przyznam się też, że zrobiłem listę pomysłów na bloga, które mniej lub bardziej będę realizował. Pierwszym z nich będzie po raz kolejny posprzątanie na podstronce Gry, aby posegregować niektóre tytuły (jak np. Castlevania) na serie, a pod nimi będą wymienione pozycje, które przeszedłem. No i uzupełnienie ikonek gier, bo trochę ostatnio zjadło mnie lenistwo i po prostu mi się nie chciało. 😛

Połówka zakupiła ostatnio trzy używane dyski talerzowe i jeden o wielkości 1 TB trafił do mnie. Pozostałe dwa są praktycznie nowe, a mój trafił się uszkodzony. Dysk idzie do reklamacji, ale ja w ramach pocieszenia dostanę dysk SSD 1 TB! W końcu! Jakby tego było mało to do dysku dołączona jest gra także jestem bardzo szczęśliwy i zmotywowany do dalszych działań. 🙂

Jeszcze Połówka ostatnio potwierdziła, że zgadza się na Playstation 4, bo znalazłem grę, którą współtworzyło Studio Ghibli… 🙂 Także mam tak przeogromny zaciesz na twarzy, że chyba mi kąciki ust pękną. 😀

Na sam koniec zdradzę wam mój niecny plan: mamy zamiar z Połówką (chociaż Połówka jeszcze o tym nie wie) zabrać Smoczyńskiego do lasu, założyć mu butki i wypuścić na wolność… No dobra, za rączkę się z nim tam przejść. 😉 Byłby to pierwszy raz samodzielnego chodzenia poza domem. Napiszę wam, czy mu się podobało… 😉

Mefisto

#133. Na wesoło! Read More »

#128. Pierwsze urodziny Smoczyńskiego

Przygotowania do urodzin Smoczyńskiego odbyły się – dosłownie – za jego plecami. Ilekroć wspominałem, że musimy porozmawiać * o czymś * za jego plecami, Połówka odwracała go do nas tyłem i szeptaliśmy jakieś durne frazy. 😛 Aczkolwiek Smoczyński wydawał się przejęty. Głównie tym, że ma nienormalnych rodziców. 😉

(niestety gwarancja się nam skończyła i musi się zadowolić tym, co ma)

Rok zleciał niesamowicie szybko. Pamiętam pierwsze chwile, kiedy nie potrafiłem go wziąć na ręce, bo nie wiedziałem jak. Był taki mały i bezbronny, całkowicie polegający na naszej opiece. Dzisiaj sam potrafi utrzymać pion, oczy ma szeroko otwarte i ciekawe wszystkiego, co znajdzie się w zasięgu wzroku. Sam potrafi się już opiekować swoim Jibanyanem. Kiedy budzi się rano, potrafi wziąć Jibanyana i się z nim bawić, aż nie wstaniemy (albo stwierdzi, że pora wstawać). Ciąglę słyszę od ludzi, że mamy złote dziecko, bo przesypia całe noce (od 20 do 6-8 rano) i jeszcze ucina sobie drzemkę w ciągu dnia. Kiedy Połówka ochrzania go za robienie głupot, to ją przedrzeźnia (warczy na nią w taki sposób, w jaki Połówka go ochrzania). Jest bardzo punktualny, bo kiedy spóźniłem się wracając z pracy zdążył zrobić o to awanturę i udawał obrażonego na mnie. Ma w sobie bardzo dużo empatii: potrafił rozpłakać się, kiedy chory chłopiec pochlipiwał z bólu, czy kiedy jego ulubiona postać dostała po tyłku i śmiał się, kiedy w kreskówce robią albo mówią o śmiesznych rzeczach. Jedząc nie brudzi się praktycznie w ogóle, nie bawi się jedzeniem, uszy mu się trzęsą na widok musu z owoców i ucieka przed słodyczami. Lubi ze mną tańczyć, skakać i pogować. 😉 Dostaje euforii jak włączamy projektor i widzi logo producenta (kompletnie nie wiemy czemu, ale cieszymy się razem z nim :)). I mógłbym tak pisać i pisać, ale najpewniej nie starczyłoby miejsca na serwerze, aby pomieścić tak spory wpis. Rozwój dziecka to prawdziwa magia jego ciężkiej pracy, pierwszych kroków w stronę własnej osobowości, niezależności… Jestem z niego bardzo dumny!

W ramach prezentów urodzinowych postanowiliśmy zebrać wszystkie przeznaczone na ten cel fundusze i kupiliśmy: Komasana (o którym wspominałem w innej notce), pluszowe owoce i warzywa w koszyczku, pudełko na zabawki (aby mógł bawić się wrzucając tam zabawki), matę do biegania po podłodze (aby nie złamał sobie twarzy podczas zabawy) oraz masę ulubionych słodkości (typu kakaowa kaszka, owoce, flipsy i chrupki oraz obowiązkowo chińskie ciasto). Przyszła też paczka od babci, gdzie dostał misia-poduszkę, nowe buty (w odpowiednim rozmiarze) oraz trochę letnich ubrań. 😉 Dzień wcześniej byliśmy w naszej ulubionej chińskiej knajpce (nie chcieliśmy się ruszać z domu w jego urodziny, więc poszliśmy w przeddzień urodzin).

Poza tym spędziliśmy masę czasu na zabawie nowymi zabawkami, więc Smoczyński był w siódmym niebie, co mnie cieszy, bo jego radość to moje szczęście. 😉 Najbardziej spodobała mu się mata, bo w końcu mógł – tak jak my – chodzić po podłodze. Jak mało wystarczy dziecku, aby być szczęśliwym. 😉 Na koniec zmęczony padł i mogliśmy odsapnąć, i sprzątnąć bałagan po “imprezie”.

Udało mi się naszkicować jego szczęście, a potem je nawet pokolorować.

Smoczus

Najdokłaniej oddałem ilość jego zębów… 😉

Mefisto

#128. Pierwsze urodziny Smoczyńskiego Read More »

#123. Gwiazdka w czerwcu

Poniższy wpis dedykuję Smoczyńskiemu, który starł sobie czubek nosa. Nie wiemy jak, dlaczego, po co i jakim cudem, ale zrobił to w absolutnej ciszy, bez płaczu i był z siebie bardzo zadowolony. Nos już się zagoił, ale przez kilka dni był naszym Rudolfem Czerwononosym! Zdecydowanie dziecko Połówki: oni oboje mają obsesję na punkcie robienia Gwiazdki latem… (muszę kiedyś opisać to, jak Połówka zrobiła mi burdę o to, że nie chciałem kupić żywej choinki w maju)

Odebraliśmy klucze do nowego domu. Oczywiście nie obyło się bez dodatkowych wrażeń. Pierwszego dnia wpadliśmy do mieszkania porobić zdjęcia różnych niedocięgnięć i skaz, i zauważyliśmy, że bojler nie działa. Po dwóch dniach został naprawiony. Potem gwóźdź w podłodze (w wyniku chodzenia po nim) przebił rurę od gazu i mieliśmy przeciek. Od zgłoszenia do naprawy minęły dwa dni, więc poszło dosyć sprawnie, chociaż było ryzyko, że szukanie i łatanie przecieku zajmie dwa tygodnie, przez co będziemy musielibyśmy się wynieść na ten czas. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze! Powiadomiliśmy agencję, agencja wysłała swojego pracownika, który potwierdził wyciek gazu i chwilę potem przyjechał mężczyzna z gazowni oficjalnie odcinając gaz w domu. Przy okazji pochodził z takim śmiesznym urządzeniem zasysającym powietrze i pokazał, gdzie mniej więcej jest przeciek. Następnego dnia przybyli fachowcy, rozebrali podłogę na części pierwsze, naprawili rurę i przywrócili gaz. Podłoga też wróciła na swoje miejsce.

Z okazji uczczenia przeprowadzki dostałem subskrypcję na Humble Bundle, dzięki której wspieram organizacje charytatywne, dostaję kilka darmowych gier co miesiąc, cieszę się dostępem do Trove (strony, gdzie można bezpośrednio ściągnąć niektóre gry za darmo) i mam dodatkowe 10% zniżki na gry. Cieszy mnie to niezmiernie, tym bardziej, że subskrypcja w tym miesiącu zawierała Ken Follett’s The Pillars of the Earth oraz Yooka-Laylee – gry, które bardzo chciałem mieć! 🙂

Smoczyński za to dostanie basen do ogródka, a Połówka zdecydowała się na Samsunga Galaxy S9+. Oznacza to, że dziedziczę S7 i w końcu będę mieć telefon z działającym poprawnie aparatem! (przynajmniej przez jakiś czas) Smoczyński za to poczęstował się moim starym Galaxy S5. Dosłownie. Połówka w porę wyciągnęła mu go z ust…

Smoczyński został ogrodnikiem i z radością podlewa swoje roślinki: pomidory, truskawki, marchewki oraz fasolę (i nas przy okazji). Pomidor został zaatakowany przez ślimaki, które nagryzły go porządnie. Mimo tego nasza roślinka wciąż żyje. Zaczęły nawet na niej rosnąć małe pomidorki. Truskawki za to podeptał kot, więc kupiliśmy odstraszacz i mamy nadzieję, że poskutkuje. Jeśli nie to Połówka będzie robić za stracha na koty. 😉 Fasola rośnie niesamowicie szybko, mimo iż też dostało się jej od ślimaków i tylko marchewka pozostaje podziemną zagadką (ale podejrzewamy, że też ma się dobrze). Mieliśmy okazję spróbować pierwszą truskawkę! Nienajgorsza, choć trochę kwaśna… 😉

Musieliśmy kupić też pralkę i lodówkę, bo zabrakło ich w nowym lokum. Lodówka ma kółka z tyłu, więc można ją brać na spacery (już widzę te zazdrosne miny sąsiadów, jak lodóweczkę poprowadzę po uliczkach ciągnąc ją za kabel !). Ogólnie kółka by mi nie przeszkadzały, ale że chcieliśmy ją postawić na zamrażalce, to niewiele brakowało, aby przy pierwszym otwarciu skończyła nam w ramionach.

Pralka za to zadomowiła się na środku kuchni, ponieważ przy remoncie kuchni ktoś nie przewidział gniazdek na prąd we wnękach na pralkę i zmywarkę. Dlatego też kabel wisi nad blatami, a sama pralka wystaje niczym półwysep… Pralka w końcu zadomowiła się pod blatem, a kabel od zasilania idzie na okrętkę do najbliższego gniazdka.

Jakby tego było mało, to sprzęty dojechały do nas w osobnych transportach (bardzo ekonomiczne i ekologiczne podejście), a lodówka udawała matrioszkę kryjąc się pod kolejnymi pudełkami…

Przygotowujemy się też na pierwsze urodziny Smoczyńskiego. Czas tak szybko leci! Jeszcze nie tak dawno leżał sobie grzecznie, spał całe dnie, nie gryzł, nie pluł… 😉 Dzięki niemu wiele rzeczy odkryliśmy na nowo, na wiele rzeczy patrzymy teraz w inny sposób. Nawet spontaniczny wypad za miasta ma zupełnie nowy posmak, kiedy ma się dziecko pod pachą, które to, co my znamy bardzo dobrze, odczuwa po raz pierwszy i z prawdziwą, nieukrywaną szczerością delektuje się nowymi wrażeniami.

Planujemy sprezentować mu kolejną ulubioną postać z Yokai Watch – Komasana. Tylko cśśś! Nie mówcie mu! 😉 To będzie niespodzianka!

Następna notka tego typu wypada po jego urodzinach, więc na pewno napiszę, czy się ucieszył. 😉

Mefisto

#123. Gwiazdka w czerwcu Read More »

#120. Bunt kaczek cz.3 – co dzieje się przed porodem

Byliśmy na początku trzeciego trymestru, kiedy przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Przeprowadzka jest sama w sobie męcząca, ale przeprowadzka z osobą ciężarną u boku to prawdziwe wyzwanie. Po pierwsze: wszystko jest na twojej głowie. Po drugie: musisz pilnować, aby “ciężarówka” nie próbowała się przemęczać pomagając ci.

Jednakże udało się. Mieliśmy na to trochę ponad miesiąc i odrobinę pomocy z zewnątrz. Od tego momentu mogliśmy się skupić na przygotowaniach na jak najlepsze przyjęcie dziecka.

Najważniejsze w przygotowaniu do narodzin dziecka jest odpowiednie podejście. Ekscytacja, radość, oczekiwanie, niepewność, strach… Nim nadejdzie wielki dzień w rodzicach kłębi się wiele uczuć – tych dobrych i tych złych. W końcu cieszymy się z nadejścia dziecka i boimy – w szczególności za pierwszym razem – odpowiedzialności, jaką niesie rodzicielstwo.

Powiem wam, że najlepszym uczuciem w tym wszystkim jest bezgraniczna miłość do istoty, której niewyraźne kształty widzisz na skanie. Zastanawiasz się, jak będzie wyglądać, po kim będzie miało nos, po kim oczy, a po kim nieopisany apetyt na wszystko… I niesamowicie kochasz tą rozmazaną plamę na ekranie, która wywija kończynami, jak gdyby trenowała sztuki walki, kochasz każdą falę na brzuchu, którą robi, każdą czkawkę, podczas której brzuch trzęsie się jak galaretka.

Na skany wyczekiwaliśmy z niecierpliwością. W końcu to była możliwość zobaczenia się z dzieckiem, obserwowania, co robi, ale najważniejsze: upewnienia się, że nic złego się nie dzieje. Ze względu na kilka komplikacji zdrowotnych, byliśmy pod opieką dwóch lekarzy, w tym jednej pani doktor “od skanów”. Pani doktor troskliwie badała i upewniała się, że nasza fasolka rośnie do rozmiaru gruszki, melona, a koniec końców arbuza. To tak obrazując terminologię rozmiaru dziecka z książek i stron internetowych o ciąży. Generalnie podczas skanów istotne było to, aby upewnić się, czy dziecko rośnie odpowiednio do swojego wieku, gdzie umiejscowione jest łożysko, czy łożysko pracuje prawidłowo, czy dziecko się rusza, czy serce bije (a u dzieci bije jak dzwon!), czy nie przejawia żadnych nieprawidłowych zmian lub chorób…

Mieliśmy też wizyty z inną lekarką, a ta z kolei upewniała się, aby regularnie badano nam krew. Zleciła też ona określenie płci dziecka. To, że Smoczyński to “model z antenką” zaskoczyło nas, bo w naszych rodzinach zawsze pierwsze rodzą się dziewczynki i przygotowywaliśmy się na Smoczyńską w rodzinie. Los bywa zaskakujący i zmienia wszystkie plany!

Poza tym regularnie widywaliśmy się z położną, która sprawdzała ułożenie dziecka, czy badała ciśnienie. Smoczyński już na zaś ustawił się głową do dołu, więc odeszło nam martwienie się o to, że pozycja będzie zła.

Równocześnie z dbaniem o Smoczyńskiego, dbaliśmy o uwicie mu przytulnego gniazdka. Obie babcie ochoczo kupowały mu ubranka w takich ilościach, że spokojnie mogliśmy przeznaczyć nasze fundusze na zakup innych potrzebnych rzeczy. Chociaż nie powiem, że zrobiły to trochę źle, bo kupiły ubranek na zaś w różnych rozmiarach i mam teraz trzy kurtki zimowe, które muszę oddać, bo dopiero teraz zaczynają na Smoczyńskiego pasować (a mamy już prawie lato).

Pierwszy istotny zakup to fotelik do samochodu. Bez niego nie wypuściliby nas ze szpitala. Wybraliśmy praktyczny zestaw z wózkiem, gdzie fotelik można było przymocować do ramy wózka. Osobiście polecam ten układ, w szczególności, jeśli macie mały bagażnik w samochodzie.

Kolejny, równie ważny, zakup to łóżeczko. Chociaż na niewiele nam się zdało (o czym napiszę później), to jednak warto je mieć. Wybraliśmy ten model (link) ze względu na bliskość jaką oferuje.

Następnym ważnym zakupem są wszelkiej maści butelki (nawet, jeśli planuje się karmienie piersią, dobrze jest mieć ich kilka), pieluszki, kremy, maści, płyny do kąpieli… Jednym słowem tzw. wyprawka. Na różnych stronach można znaleźć kompletne listy potrzebnych rzeczy, które warto przejrzeć i stworzyć własną, zawierającą te przedmioty, które na pewno nam się przydadzą. Razem z wyprawką kompletuje się torbę szpitalną, czyli zbiór rzeczy potrzebnych po porodzie. Najbardziej podstawowe rzeczy to pieluchy i ubranka dla dziecka (w tym rękawiczki, aby sobie twarzy nie zdarło przypadkiem), butelki, mleko, delikatne chusteczki do wycierania tyłka (na opakowaniu powinno być napisane, czy można je stosować u noworodka). Oczywiście trzeba też pamiętać, że rodzice też powinni zabrać ze sobą trochę ubrań, płyn do kąpieli, ręcznik… Wierzcie lub nie, ale przy porodzie się zmachacie i przyda się odświeżyć pod prysznicem oraz zmienić odzienie.

O zakupie pluszaków, czy zabawek nie będę wspominał, bo mnie połówka nie powiem za co powiesi. 🙂 Już wiecie na co pójdzie dodatkowy pokój w nowym domu…

Jedną z ważnych rzeczy w ciąży są ćwiczenia. Proszę się nie martwić, nie są one wykańczające, ale ich wykonywanie pozwala uniknąć pewnych dolegliwości. Tutaj macie link do dokładnego opisu. Niejednokrotnie też czytałem, że umiarkowanie aktywny tryb życia w ciąży jest wskazany, bo wspomaga to poród. Wydaje mi się, że może być w tym sporo prawdy. 😉

U nas dominowały spacery, rozciąganie, lekkie ćwiczenia typu przysiady (w miarę możliwości z szacunku dla kręgosłupa i wielgachnego brzucha z przodu). Pisałem już o tym w innym wpisie, ale pod koniec ciąży byliśmy na tyle sprawni, aby wdrapać się na szczyt Cabot Tower (32 metry wysokości) w Bristolu.

Dzięki wytrwałości i wielkiej miłości dotrwaliśmy do spodziewanej daty porodu. Tego dnia oglądaliśmy mieszkanie, do którego przeprowadziliśmy się później. Kobieta z agencji na wieść o tym, że termin mamy na tamtem dzień, poinformowała nas, że jest byłą położną i w razie czego wie co robić. 😉 Smoczyński akurat postanowił się polenić i urodził się sześć dni później. Gdyby poczekał dzień dłużej, urodziłby się dokładnie miesiąc przed urodzinami połówki!

Ale o porodzie napiszę już oddzielną notkę!

Mefisto

#120. Bunt kaczek cz.3 – co dzieje się przed porodem Read More »

#119. Notka informacyjna

Wyprowadzka potrafi dać się we znaki. Smoczyński bardzo przeżywa zmianę miejsca do tego stopnia, że miewa koszmary (no cóż, nie winię dziecka, że nie rozumie tego, co się teraz dzieje – ja sam tego nie rozumiem).

Postanowiłem połowicznie zawiesić bloga. Oznacza to, że Kącik Techniczny i wpisy o naszych lokalnych wyprawach przeciągną się najprawdopodobniej do sierpnia/września. Niedzielne wpisy, których mam napisanych na zaś, będą pojawiać się z raczej niezmienioną częstotliwością, ale głowy za to nie daję.

Z pewnością będę odwiedzał wasze blogi, chociaż pewnie nie tak często, jakbym chciał.

Życzcie nam powodzenia, abyśmy szybko uporali się z wyprowadzką! 😉

Mefisto

#119. Notka informacyjna Read More »

Scroll to Top