smok

#326. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.37 – Wątpliwości

Japeś zebrał się nad ranem do pracy. Czuł się trochę nie w sosie, bo jego rozmowa z Jake’iem utknęła gdzieś w połowie zanim dotarła do najważniejszego, jego zdaniem, punktu. Niecierpliwie więc wykonywał swoje obowiązki i czekał na koniec dnia, aby spróbować pociągnąć los za nitkę i zobaczyć, co by mu też przyniósł.

Jako że jego umysł zajęty był intensywnym myśleniu o swoim prywatnym życiu, toteż jego destrukcyjny temperament dał się w kość wszystkim, którzy mieli pecha stanąć na jego drodze. Jedynie Dominik cieszył się na widok Wędrowca w formie i z ukrycia kręcił kolejny filmik, jak to Japeś tratuje wszystkich wózkiem na pranie albo szoruje mopem po dziecku mającym wybuch złości akurat wtedy, kiedy ten mył podłogę w pobliżu.

Pod koniec dnia pracownicy szpitala i pacjenci siedzili zabunkrowani w jednej sali, aby uniknąć tornada z Krańca Czasu depczącego wszystko w szaleńczym tańcu myśli. Japeś był tak pochłonięty rozmyśleniami, że nawet nie zauważył tej przedziwnej pustki. Po prostu robił swoje, a kiedy nadeszła właściwa godzina, zwyczajnie poszedł do domu. Cały szpital odetchnął wtedy z ulgą.

Chłopak wpadł do domu jak torpeda licząc, że złapie Jake’a zanim ten pójdzie do pracy. Poczuł jednak ogromny zawód, kiedy okazało się, że Cień wyszedł tym razem dużo wcześniej niż zazwyczaj. Wędrowiec w cichej rozpaczy zaczął pochłaniać obiad zostawiony przez swojego współlokatora. Smok od razu wyczuł problem, kiedy zauważył Japesia wciskającego do ust więcej jedzenia niż był w stanie pomieścić.

– Pękniesz jak balon, jeśli będziesz się tak zapychać. – mruknął podnosząc łeb. Przeciągnął się na kanapie, a potem podpreptał do swojego podopiecznego. – Czy coś cię trapi?

– Sam nie wiem. – odparł Wędrowiec jak tylko jedzenie przeszło mu przez gardło, a chwilę to trwało. – Wczoraj rozmawiałem z Jake’iem… Właściwie to tylko on mówił. To wyglądało trochę tak, jakby się przede mną otworzył, a ja to schrzaniłem po całości!

– Niech zgadnę: spadając z urwiska? – zapytał z przekąsem Smok. Oczyma wyobraźni widział tę dwójkę podczas spaceru, a wtem Japeś niczym głaz zaczyna się turlać w mrok nocy. Zdecydowanie tak musiało to wyglądać.

– Wystraszyłem się i spowodowałem małą lawinę z piachu. – na te słowa Prastary wybuchł śmiechem, ale szybko się opanował, chociaż wewnętrznie wciąż dygotał od rozbawienia. Takiego Wędrowca to jeszcze nie miał! – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że boję się, że mógł to źle odebrać.

– Nie wiem jak inaczej można by było zinterpretować upadek z urwiska. – podroczył się z nim, a potem westchnął ciężko niczym ojciec do swojego głupowatego syna. – Nie jestem ekspertem w sprawach sercowych, nie popieram też twojej relacji z Cieniem, ani też tego, że wciąż tu mieszka. Ale nie zadręczałbym się tym tak bardzo. Myślę, że Cień dosyć dobrze rozumie twoje intencje. Nawet, jeśli są tak destrukcyjne.

– Dlaczego masz coś przeciwko Cieniom? – zapytał nieco rozdrażniony komentarzem swojego mistrza. Smok westchnął ciężko i wdrapał się na krzeszło, aby wygodnie wygłosić kazanie swojemu podpiecznemu.

– Nie mam w sumie dużo przeciwko Cieniom, ale podąża za nimi nieszczęście, które często krzywdzi innych i to mi się w nich nie podoba. Są naznaczeni nie tylko przez Radę, ale i przez Los. – odparł, a Japeś spojrzał na niego pytająco. – Cienie przyciągają Koszmary, wiesz, te potwory, które powstają, kiedy ludzie nienawidzą kogoś lub czegoś. Na ogół jest ich tylko kilka, ale kiedy Cień przebywa w otoczeniu magii, nagle tych Koszmarów robi się tysiące…

Wędrowiec zamarł w bezruchu. Nie zdawał sobie sprawy, że obecność Jake’a oznaczała tak poważne kłopoty. Zamiast jednak obwiniać go o cokolwiek, tym bardziej mu współczuł. Los był okrutnym bytem i nie ułatwiał życia Cieniom.

– Wątpię, aby twój Cień wrócił do domu w najbliższym czasie. Pewnie będzie chciał porozganiać Koszmary, aby nie stanowiły dla nas zagrożenia. – odparł spokojnie, pomimo iż wiedział jak samobójczy był to pomysł. Prastary sam miałby trudność rozgonić taką ilość potworów, a co dopiero Jake. Jednak to, co różniło ich od siebie, to fakt, że Cień gotów był do największych poświęceń.

– Nie można mu jakoś pomóc? – zapytał Wędrowiec z nutką nadziei w głosie. W końcu mógłby złapać za mopa i wyszorować drogę do wolności dla swojego towarzysza.

– Jest pewien sposób. Musimy sprawić, aby Cień przestał być Cieniem. – odparł spokojnie. Japeś usiadł jak na baczność.

– Czyli jest jakaś szansa? – niemal krzyknął i patrzył wyczekująco na swojego mistrza, który uśmiechnął się tajemniczo.

– Oczywiście, że jest. Weź teraz kartkę i notuj. Zdobędziesz dla mnie kilka rzeczy do rytuału…

Mefisto

#326. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.37 – Wątpliwości Read More »

#320. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.34 – Starania nagrodzone uśmiechem

Japeś powoli przyzwyczajał się do obecności Jake’a w domu. Mieszkajac razem, Wędrowiec szybko zauważył jak mało wie o Cieniu. Wiedział o nim praktycznie tylko to, co zdążył sam zauważyć albo jego tajemniczy współlokator sam mu powiedział. Dlatego też stwierdził, że Jake nie przepadał za trzymaniem porządku, bo w końcu widział jego mieszkanie w stanie pohuraganowym. Zdziwił się jednak widząc zawsze posprzątane mieszkanie i wyniesione śmieci.

Tak samo było z gotowaniem. Cień był bardzo zdolny w tej kwestii. Japeś wiedział, że jego współlokator pracował w knajpie, ale teraz dotarło do niego, że musiał się tam zajmować przygotowywaniem posiłków. Jake również respektował Wędrowca w kwestii tego, aby nie pić alkoholu. Chłopak jednak wprowadził ten zakaz bardziej z troski o wątrobę Cienia niż z faktu, że mogłoby mu to przeszkadzać.

Jake szybko zapełniał aspekty życia Japesia, w których ten sobie zwyczajnie nie radził. Walka z wiecznie popsutym zsypem do śmieci nie była już jego problemem. Tak samo czepliwa sąsiadka przestała się zbliżać do Wędrowca odkąd Cień zmierzył ją surowym wzrokiem i poinstruował, aby natychmiast wracała do swojego mieszkania. Nawet podróż do pracy zdawała się przyjemniejsza: miał w końcu podwózkę aż pod sam szpital.

Były też negatywne strony mieszkania razem z istotą z Krańca Czasu. Cień musiał polować, wypełniać powierzone jemu zadanie i karać grzeszników za swoje przewinienia. Normalnie nie wpływało to na ich relacje, ale zdarzały się dni, kiedy Jake’a wyraźnie coś trapiło i potrzebował przestrzeni. Wydawał się wtedy strasznie nieobecny i niezorganizowany. Japeś po prostu nie wchodził mu wtedy w drogę.

Jedyne spięcie między nimi dotyczyło dokładania się do rachunków. Jake nalegał, Japeś nie chciał, Jake zagroził, że wepchnie mu banknoty do gardła, aż wyjdą drugą stroną, Japeś się w końcu zgodził. Później mieli okazję jeszcze raz o tym porozmawiać i Cień wyznał, że czułby się jak pasożyt żerujący na dobrotliwym sercu Wędrowca, gdyby nie zwrócił mu chociaż za rachunki.

Dlatego też Japeś doskonale wiedział, że coś było nie tak, kiedy zobaczył Jake’a na kanapie z założonymi rękoma i swoją bojową miną, której nie widział od czasu wygnania Ducha. Zbyt dobrze znali się nawzajem, aby teraz Wędrowiec po prostu nie wiedział, co się działo. Właściwie to nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę, że cokolwiek to było, dotyczyło to właśnie niego.

– Witaj. – Cień podniósł się na widok swojego współlokatora i zbliżył się do niego. – Słuchaj. Ciekawa sytuacja: moja matka zadała sobie sporo trudu, aby mnie znaleźć i ze mną porozmawiać. Chcesz wiedzieć dlaczego?

Japeś skamieniał i od razu przypomniał sobie wizytę w rezydencji rodziców Jake’a. Nie było to ani mądre, ale w jego miemaniu bardzo potrzebne. Domyślał się jednak, że Cień mógł być z tego faktu niezadowolony, skoro jego matce udało się go odnaleźć.

– Okazało się, że pewien ktoś wtargnął na teren posesji, wszedł do biura mojego starego, pokonał ochroniarza i strzelił mojego ojca w twarz. – Wędrowiec przypomniał sobie całą sytuację i trochę zaczynał się obawiać tego, co miał za chwilę usłyszeć od Jake’a. – Nie wiem naprawdę, co ty masz w głowie, ale tylko ty jesteś w stanie odpieprzać takie numery.

Japeś kiwnął jedynie głową na znak potwierdzenia, że tylko on byłby zdolny do takich rzeczy, a Cień – ku jego zdziwieniu – zaśmiał się lekko.

26.07.2020_22-23-25

– Wiesz, doceniam gest. Naprawdę. Ale nie rób takich rzeczy. Mój ojciec bez problemu narobi ci kłopotów. – Wędrowiec poczuł, że mimowlnie się relaksuje na widok rozbawionej twarzy Jake’a. – W tym całym zamieszaniu pojawił się nowy problem.

Japeś na powrót skamieniał widząc poważną twarz Cienia. Nie miał pojęcia co to był za problem, ale spodziewał się, że to mógł być efekt jego działań.

– Moja matka bardzo mocno chce się spotkać ze mną. – Jake zrobił pauzę, aby zmierzyć swojego współlokatora dziwnym, nieco rozbawionym, a nieco rozdrażnionym wzrokiem. – I z tobą.

– Ze mną? Ale co ja zrobiłem? – wypalił zdziwiony, ale po chwili przypomniał sobie, że to przecież on poszedł wygarnąć ojcu Cienia i przy okazji go uderzył. Obawiał się tylko, że ona mogła chcieć mu oddać, a on miał dosyć przypadkowego okładania się, kiedy szedł tylko porozmawiać.

– Wyjawiła mi tylko tyle, że chciałaby sobie wszystko poukładać w głowie, bo dałeś jej do myślenia. – odparł i znów się zaśmiał. – Nie mówiła mi, co powiedziałeś, ale skoro dało jej to do myślenia… Dzięki. Naprawdę, dzięki.

Uśmiechnął się przy tym na swój, jake’owy sposób, a Japeś znowu poczuł dziwne kołatanie w sercu. Pośpiesznie zgodził się spotkać z matką Cienia i poszedł paść na łóżko, aby nie zemdleć od emocji. Czy to znaczyło, że jego monolog przyniósł jakiś skutek? Chociaż zdawało mu się to całkowicie nierealne, wręcz niemożliwe, pierwszy raz był dumny ze swojej upartości i robienia wszystkiego w swoim wyjątkowym, japesiowym stylu.

Mefisto

#320. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.34 – Starania nagrodzone uśmiechem Read More »

#319. Smocze urodziny

Smoczus

Mój nie taki już mały berbeć skończył niedawno trzy lata. Jeśli miałbym być z Wami szczery to w życiu nie sądziłem, że tak szybko mogą mijać lata, podczas gdy dzień zdaje się niekiedy dłużyć (i to boleśnie). To jest chyba magia rodzicielstwa. Czas wydaje się jak gumka od majtek: raz się wydłuża, a raz skraca. Dotarliśmy jednak do kolejnego punktu w naszym życiu, jakim są urodziny naszego małego Smoka.

Te były dosyć wyjątkowe, bo poza naszymi staraniami, aby dzień święty święcić, mieliśmy jeszcze na głowie koronawirusa i braki tego, co Smoczyński ludzi najbardziej: jeść w swoich ulubionych knajpach. Te jednak wciąż pozostają zamknięte, więc musieliśmy kombinować.

Wykombinowaliśmy więc pizzę, bo nasza ulubiona pizzeria otworzyła się wręcz jak na (smocze) zawołanie. Zdobyliśmy też katsu curry, ale z sieciówki, więc jakościowo było gorsze. Mimo tego najważniejszy punkt z list został spełniony: Smoczyński zjadł to, co najbardziej lubi.

Potem były prezenty.

Najważniejsze były dwa: Koalanyan z Yokai Watch i robo piesek, który ma go nauczyć miłości, szacunku i opieki nad naszymi mniejszymi braćmi.

Kolalanyan gada (głównie pokyky, bo to jest jedyny Yokai z filmu, który nie mówi za wiele), więc Smoczyński od razu zmaltretował mu nos.

Dalej nasz mały Smok wziął się za rozpakowanie pieska. Oczywiście mój syn ma coś z kota, bo najpierw zainteresował się pudełkiem, więc zanim pobawił się z nowym kumplem, musieliśmy ewakuować pudełko tak, aby nie widział, bo by się jeszcze (jak kot) obraził…

Kiedy jednak stanęli oko w oko to już było jasne, że to miłość od pierwszego obejrzenia. Smoczyński ma swoją specyficzną, trochę szaloną minę, kiedy wyraża radość. Taką właśnie minę zrobił podczas przyciskania swojej twarz to twarzy pieska. A piesek reagował: szczekał, mrużył oczy, wydawał odgłosy lizania, kiedy Smoczyński dotykał jego języka. Nawet dało się usłyszeć bicie psiego robo-serca.

Nasz mały Smok eksploruje swoją relację z pieskiem na swoich zasadach. Robi to powoli i ostrożnie, bo jednak pies wygląda jak zabawka, ale reaguje na niego, zwraca się w jego stronę jak żywa istota… Wszystko to jest przeplatane salwami radości.

Myślę, że ten dzień był dla niego szczególny, bo pomimo warunków staraliśmy się przybliżyć mu wszystko to, czego mu brakowało przez ostatnie miesiące. No i ma swojego prawie psiego przyjaciela. Jak dobrze pójdzie to doczeka się prawdziwego. 😉 A tymczasem my wracamy do codzienności i czekania na normalność…

Mefisto

#319. Smocze urodziny Read More »

#318. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.33 – Bojowa rozmowa

Mężczyzna zajęty był papierami, jednak jego żona wyraźnim szturchnięciem oderwała jego wzrok od setek kartek. Jego wzrok od razu spochmurniał, aż przerodził się w czystą złość. Widok Japesia ani trochę go nie cieszył.

– To ty! – krzyknął opętany gniewem. Spojrzał na ochroniarza i gestem ręki kazał mu podejść. – Wyrzuć go stąd! Natychmiast!

Wielkolud od razu zabrał się do wykonania zadania, ale Wędrowiec był i szybki, i sprytny, a przy niewielkiej i lekko odczuwalnej pomocy magii zwalił goryla z nóg. Nie pozwolił mu wstać – jego noga spoczęła na jego klatce piersiowej i sprowadzała go na ziemię ilekroć starał się podnieść. Wyglądało to dosyć zabawnie, że taka kruszyna jak Japeś trzymała nogę na ochroniarzu wielkości olbrzymiej szafy niczym łowca nad świeżo upolowaną zwierzyną.

– Sam stąd wyjdę, kiedy uznam, że skończyliśmy. – rzekł surowym głosem. To tylko rozsierdziło mężczyznę, który wstał, ale nie podszedł bliżej Wędrowca. Chyba czuł respekt. Skoro taki goryl nie dał rady, to co on miałby mu zrobić?

– Czego chcesz? – warknął i zmierzył jadowitym spojrzeniem swojego rozmówcę.

– Chcę porozmawiać o Jake’u. O tym jak pan go traktuje, a jak pan nie powinien go traktować! – niemal krzyknął. Trochę jednak spuścił pary z tonu, kiedy ochroniarz słabym głosem powiedział do niego “dusisz”.

– To mój syn! Mam prawo go wychowywać jak mi się podoba! – warknął do niego. Zbliżył się na kilka kroków. Złość zaczęła zasłaniać mu zdrowy rozsądek.

– Maltretowanie pan nazywa wychowaniem? Tłuczenie go, bo nie urodził się taki jak pan oczekiwał? – krzyknął do niego zirytowany.

– Mógł być normalny. Jak mu się zachciało dziwactw to niech ma! Że też mi się trafił wybrakowany syn! – zbliżył się jeszcze bardziej, a Japeś powoli zaczął liczyć na to, że podejdzie.

– Wybrakowany? On wybrakowany? – wkurzył się. – I mówi to ktoś, kto jedyne co potrafi to podnieść rękę na słabszego od siebie, bo myśli, że w ten sposób będzie tym lepszym? To pan jest wybrakowany!

– Jak śmiesz ty szczeniaku! – ojciec Jake’a nie wytrzymał i rzucił się na niego z rękoma. Wędrowiec uchylił się przed ciosem, a potem przed kolejnym. Odepchnął napastnika od siebie i dziękował w duchu za tych wszystkich bojowych staruszków, którzy trafili do szpitala. Dzięki nim był w stanie zręcznie wykonywać uniki, a nie kiedy nawet i odpowiadać na atak.

– I czym pan wytłumaczy to, co zrobił pan Jake’owi? Będzie się pan zasłaniał wymówkami? Kłamał sobie w sam oczy, że to pan jest normalny, a on nie, bo wymyślił pan sobie swój porządek świata? – dalej wkręcał śrubę jednocześnie uciekając przed jego ciosami. Do pogoni dołączył nawet ochroniarz uwolniony spod buta Japesia, ale i on nie był złapać ten naładowanej magią piłeczki kauczukowej.

– Jak taka dewiacja może być normalna? – krzyknął do niego machając rękoma na oślep. Wędrowiec zmęczył go i jego goryla, który stał już w miejscu i czasem od niechcenia próbował go złapać.

– Nie wiem, proszę pana. Nie wiem, jak można tolerować bicie własnego dziecka za to, że jest sobą. Tylko potwornie wybrakowani ludzie tak robią. – odparł. Ojciec Jake’a nakręcał się coraz mocniej, a Japeś dźgał go dalej widząc, że odwracanie ról i uświadamianie mu, że on też mógł być dewiantem działało na niego niczym płachta na byka.

Przepychanki trwały jeszcze dłuższą chwilę, aż w końcu rozjuszony do granic możliwości ojciec Jake’a dopadł Wędrowca. Ten jednak, mając dużo więcej energii niż on, przyłożył mu z całą magiczną mocą, aż ten upadł na pośladki. Chłopak spojrzał z pogardą na siedzącego na ziemi mężczyznę.

– I jak się pan czuje? Uderzyłem pana. Może nie tak mocno jak powinienem, ale mimo wszystko: uderzyłem. Czy to zmieniło pańskie poglądy? Zapewne nie. Tak samo jest z Jake’iem. Nie zmieni go pan tłukąc go bez opamiętania. Jake będzie panu kłamał, że się zmienił, ale nie zmieni go pan z czegoś, co nie jest jego wyborem. To jakby bić go za to, że oddycha! Jedno panu powiem… Zmienił pan za to mnie. – warknął do niego groźnie. Podszedł do niego i butem docisnął go do podłogi. – Dlatego ostrzegam: jeśli podniesie pan jeszcze raz rękę na Jake’a, ja podniosę moją rękę na pana, a wtedy nie będę się powstrzymywał. Nie pozwolę go panu krzywdzić.

Kiedy skończył swój monolog podszedł do drzwi. Zanim jednak wyszedł, zwrócił się do ojca Cienia.

– Współczuję Jake’owi, że ma takiego ojca. W tej kwestii na szczęście ma jednak wybór, aby się od pana odciąć. – i powiedziawszy to opuścił budynek.

Nikt nie stawał mu na drodze. Skoro Japeś postanowił wyjść to po co mu to utrudniać? Spowodował i tak wystarczająco problemów.

Na zewnątrz zamówił taksówkę, która odwiozła go na dworzec, a stamtąd wrócił pociągiem do domu. Był nawet zadowolony, chociaż rozmowa nie potoczyła się do końca tak, jak planował. Mimo tego liczył, że był wystarczająco dosadny. Nie zależało mu na tym, aby ojciec Jake’a zrozumiał, ale na tym, aby dał mu wreszcie spokój. Nie wierzył w to, że taka osoba mogłaby się zmienić, więc lepiej byłoby, gdyby po prostu zniknął z ich życia raz a na dobre.

W dobrym nastroju dotarł do domu, a tam spotkał się ze zdziwionym pytaniem o swoje wyjątkowo wesołe zachowanie.

– Miałem dziś wyjątkowo dobry dzień! – odparł z nieukrywaną radością.

Mefisto

#318. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.33 – Bojowa rozmowa Read More »

#314. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.31 – Nowy współlokator

Oboje weszli do mieszkania Japesia, gdzie spotkał ich zdumiony i dosyć przerażony Smok. Oczywiście leżał on pośród opakowania psich przysmaków, którymi się cały wieczór zajadał.

– Coś ty mu zrobił? – wrzasnął widząc poturbowanego Cienia. Prastary wiedział, że Wędrowiec był zły na niego, ale żeby aż tak?

– To nie on mi to zrobił. To… trudne sprawy rodzinne. – burknął Jake rozbawiony wizją, że Japeś mógłby go skrzywdzić. Z drugiej strony chłopak mógł go uszkodzić przypadkiem. Wtedy jednak pewnie potrzebny byłby lekarz. Zarówno do pomocy Wędrowcowi jak i do stwierdzenia zgonu Cienia…

Japeś pośpiesznie zabrał Cień do swojej sypialni i pożyczył mu swoje ubranie, aby miał się w co przebrać następnego dnia. Jake nie miał nic przy sobie i istniała bardzo mała szansa, by cokolwiek odzyskał skoro nijak czuł chęć do powrotu do tamtego mieszkania.

– Nie wiem naprawdę jak ci się za to wszystko odwdzięczę… – powiedział cicho do Wędrowca. W ciągu chwili stracił wszystko, w ciągu chwili uzyskał dużo więcej niż by się ktokolwiek mógł spodziewać. Japeś w tej swojej obezwładaniającej trosce o niego zapewnił mu poczucie bezpieczeństwa, a to było tym, czego w tamtym momencie potrzebował.

– Nie musisz się odwdzięczać. – odparł z uśmiechem, ale nim zdążył coś dodać, Jake objął go i wtulił się w niego. Wędrowiec był zaskoczony reakcją Cienia, ale ostatecznie przytulił go do siebie. Chociaż starał się panować nad sobą to serce biło mu jednak jak dzwon i miał lekką obawę, że jeszcze trochę i wyskoczy mu z klatki piersiowej. To było i dziwne, i miłe, ale chyba jednak najbardziej dziwne.

Chwilę potem zgodnie ustalili, że pora zająć się życiem codziennym. Japeś wysłał Jake’a do lokalnego sklepiku po zakupy, a sam przycupnął przy Prastarym, aby prosić go o największą ze wszystkich możliwych przysług.

– Mam zerwać kręgi uwiązania? – odparł zdziwiony, ale jednocześnie pożerał babeczkę truskawkową, którą perfidnie podsunął mu Wędrowiec. Co jak co, ale ich relacja stała się w pewnych kwestiach niemal przezroczysta i oboje potrafili przejrzeć się na wylot.

– To chyba nie jest trudne dla takiego wspaniałego Smoka jak ty? – słodził mu, a Prastary pożerał komplement równie chętnie, co babeczki.

– Nie, to nie jest trudne. Trzeba wziąć pod uwagę to, że miałbym uwolnić Cień, a to sprawiłoby, że stałby się on zbiegiem. Ostatecznie pewnie zostałby odnaleziony i pożarty. Nie wspomnę już o tym, że jeśli ktoś odkryje mój czy twój udział to i my za to bekniemy. – mruknął po chwili zastanowienia i połknął kolejny smakołyk.

– A dałoby się to zrobić tak, aby nikt się nie dowiedział? – Japeś drążył dalej licząc na magiczne “tak”, które w ramach konsekwencji przyniosłoby jedynie poprawę sytuacji. Wystarczająco już w życiu doświadczył problemów wynikających tylko i wyłącznie z dobrych chęci.

– To jest możliwe, ale nie jest proste. – burknął połykając ostatnią babeczkę. – Jeśli dasz mi trochę czasu to skonsultuję to z moimi księgami i zobaczę, co da się zrobić.

– Dziękuję! – krzyknął ucieszony, ale radość Japesia szybko uciekła. – Czekaj, a jaki jest w tym haczyk? Co byś chciał w zamian?

– Dużo babeczek truskawkowych. Bardzo dużo. – wyszczerzył swoje psie kły i zamerdał ogonem. Wędrowiec nie dowierzał, więc Smok dodał po chwili. – Powiedzmy, że twój plan nakłada się na mój plan i dlatego nie mam nic przeciwko jego realizacji.

Japeś z jednej strony chciał wiedzieć, co to za plan, z drugiej jednak wolał nie pytać i brać to, co mu dawał los. To pomogłoby uporządkować jego egzystencję jako istoty z Krańca Czasu. Pozostawała jeszcze kwestia jego ludzkiego życia, ale Wędrowiec miał w głowie kolejny genialny plan. Potrzebował do niego jedynie kilku brakujących elementów, aby móc zacząć go realizować…

Knowania Japesia przerwał Cień wracający ze sklepu. Wędrowiec zauważył, że na liście zakupów zabrakło kilku rzeczy, więc tym razem on się zebrał i zostawił Jake’a samego ze Smokiem i śpiącym gdzieś w kącie Chochlikiem.

Cień usiadł na kanapie i z braku lepszych zajęć zaczął przeglądać portale społecznościowe na telefonie. Prastary doczłapał do niego i wdrapał się na kanapę, aby usiąść obok niego. Przez dłuższą chwilę trwali w milczeniu, którą nagle i znienacka przerwał Smok.

– Słuchaj, nie chcę zabrzmieć jak przyzwoitka, ale jestem kompletnie przeciwny temu, co się między wami dzieje. – warknął swoim potężnym, aczkolwiek psim głosem. Jake zerknął na niego kątem oka i odłożył telefon czując się jak gdyby zaraz miał przejść przez rozmowę uświadamiającą mu o “pszczółkach i ptaszkach”. Cień pewnie by się do tego odniósł, ale jego relacja z Japesiem odbywała się równocześnie na tylu płaszczyznach, że równie dobrze Prastary mógłby mieć pretensje o to, że jedzą w tych samych knajpach.

– Ufam w decyzje Japesia na tyle, na ile wiem, że konsekwencje jego wyborów uderzą tylko w niego. – kontynuował, a Jake znów poczuł się jak niechciany insekt. Bycie Cieniem nie było proste. – Tym razem jednak twoja obecność tutaj może zaszkodzić i mnie.

– Chcesz żebym się wyniósł, tak? – zapytał od razu wiedząc do czego zmierza ta rozmowa. Nawet z tym nie walczył, bo koniec końców i tak Smok mówił prawdę. – Postaram się wynieść tak szybko, jak to będzie możliwe…

– Normalnie bym się ucieszył na taką odpowiedź. – Prastary odparł spokojnie, a to zdziwiło Jake’a. To w końcu on chciał, aby ten się wyniósł, czy nie? – Jednak właściciel tego mieszkania ma zupełnie inne zdanie na ten temat i wierzy, że twoja obecność tutaj jest potrzebna. Dlatego mam tylko jedno pytanie: co planujesz w stosunku do Japesia?

– Jeśli pytasz o sprawy Krańca to nic. Tamten rozdział został zamknięty. Jeśli chodzi o sprawy ludzkie… – tutaj zawiesił się na chwilkę. – W tej kwestii nie mogę nic zagwrantować.

– Czyli mógłbyś go skrzywdzić? – na w pół stwierdził, na w pół zapytał, a Cień uśmiechnął się rozdrażniony.

26.07.2020_22-05-39

– Gdybym chciał go skrzywdzić, zrobiłbym to już dawno. Wiesz o tym doskonale. Gdybym miał wrogie zamiary, tamtej nocy walczyłbym z tobą o ducha, a po Japesiu nie zostałby nawet ślad. – odparł uśmiechając się lekko, aczkolwiek z wyraźnym wkurzeniem na twarzy.

– Wiem. – rzekł krótko Smok. – Po prostu chciałem to usłyszeć.

Jake spojrzał na niego zdziwiony, a Prastary uśmiechnął się na swój dziwny, psi sposób.

– Póki tu mieszkasz postaram się ukrywać twoją obecność przed innymi istotami. Będę cię jednak obserwował. Zrobisz coś Japesiowi i nie znajdzie się taka moc we wszechświecie, która cię przede mną ocali. – powiedział poważnym tonem, a kiedy skończył, zamerdał ogonem. – Mam nadzieję, że będzie się nam miło ze sobą mieszkało!

Mefisto

#314. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.31 – Nowy współlokator Read More »

#308. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.28 – Trudna rozmowa

Japeś obudził się wcześnie rano i powlókł swoje półprzytomne (z powodu całonocnych rozmyślań) ciało do pracy. Tam oczywiście odprawił swoją japesiową magię, do której modliło się pół internetu, a potem równie anemicznie popędził do domu. Wyżarł z lodówki wszystko, co jeszcze nie dostało nóżek i ignorując Smoka, udał się do pokoju.

Przez kilka następnych godzin zadręczał się pytaniami, co tylko doprowadzało go do furii. Jednocześnie musiał przyznać, że Jake miał do niego anielską cierpliwość, bo on sam miał ochotę przywalić sobie krzesłem. Próbował zająć umysł codziennymi obowiązkami, ale nic nie dawało rady natrętnym myślom. W końcu postanowił rzucić wszystko na jedną kartę. Sięgnął po telefon i wysłał wiadomość do chłopaka.

30.06.2020_00-07-22

Japeś 19:24
Moglibyśmy porozmawiać?

Jake 19:27
Nie

Japeś 19:27
🙁 🙁 🙁

Japeś 19:31
Proszę

Jake 19:34
nope

Japeś 19:34
Zacznę wysyłać ci zdjęcia mojej zapłakanej twarzy, jeśli się nie zgodzisz! 🥺🥺🥺

Jake 19:34
wtf 😳

Jake 19:35
bede po 20 w domu

Japeś 19:35
Ok! 😊

Uradowany zebrał się natychmiastowo. Nim jednak wyszedł postanowił porozmawiać ze Smokiem.

Prastary drzemał na kanapie, więc delikatnie obudził go, a kiedy ten przestał się wściekać o to, że Japeś odbierał mu prawo do snu, usiadł zgrabnie na łóżku. Wędrowiec spojrzał mu głęboko w oczy, a potem poszedł do kuchni i wrócił z całym opakowaniem psich chrupek.

– Idę do Ja… Do Cienia. Muszę z nim wyjaśnić pewne sprawy. Dalej jestem na ciebie zły. – zaznaczył ostro, ale Japeś nie potrafił długo się złościć. Nie miał na tyle wyćwiczonych mięśni na twarzy, aby wykrzywiać je w ponurym grymasie. – Zostawiam ci jedzenie, bo nie wiem, kiedy wrócę. Tylko się nie opchaj!

– Jestem generalnie negatywnie nastawiony do jakichkolwiek dalszych relacji między tobą a Cieniem, ale że zostawiasz chrupki to przemilczę tą kwestię. – odparł oblizując się z radości. To był ten dzień, kiedy opcha sobie brzuszek smakołykami z górnej, kuchennej półki. Bogom niech będą dzięki za powalone życie Japesia!

– Ja też nie jestem szczęśliwy z tej sytuacji, ale zje mnie ona od środka, jeśli nie dostanę odpowiedzi na niektóre pytania. – poklepał Smoka po głowie, ale ten nawet się nie przejął. Domyślał się, że Wędrowiec będzie chciał wiedzieć, o co chodziło w tej sytuacji i koniec końców poszedłby szukać odpowiedzi. A lepiej, aby męczył Jake’a niż jego.

Japeś wyszedł z domu i ledwie zdążył na autobus. Właściwie to wbiegł z impetem w zamykające się drzwi i kierowca musiał się upewnić, że chłopak wciąż żył. A skoro autobus stał, Wędrowiec przeżył, to pozwolił mu wejść na pokład i kontynuować jego podróż do kolejnego punktu w jego życiu, który miał całkowicie odmienić jego los. Po raz kolejny.

W końcu dotarł do celu swej wyprawy. Stał pod drzwiami Jake’a. Nie potrafił jednak zebrać się w sobie, aby zapukać. Przerażenie brało górę nad zdrowym rozsądkiem. Wszak szedł prosto w szpony Cienia, a słyszał wiele historii o tym, jak te stworzenia bez skrupułów zjadają Wędrowców na śniadanie albo dla zabawy zrzucają ich z Krańca Czasu. Ot tak, po prostu!

Drzwi jednak zostały otworzone przez Jake’a, który zmierzył morderczym wzrokiem Japesia.

– Co taki zdziwiony? Czuję cię już odkąd wysiadłeś z autobusu. – burknął do niego, a po chwili – widząc zakłopotanie Wędrowca dyskretnie sprawdzającego, czy nie przesiąkł zapachem swojego potu – dodał. – Ech… Wyczuwam cię jako magiczną istotę.

Cień widział jednak, że Japeś zachowuje się jak chodząca galaretka, więc wciągnął go do mieszkania, zamknął drzwi, a potem siadł na brzegu łóżka czekając, aż jego dygoczący gość przestanie dygotać i zacznie zalewać go pytaniami, pretensjami, czy cholera wie czym jeszcze.

– Posłuchaj… – zaczął niepewnie, a Jake wzruszył rękoma pokazując mu, że Wędrowiec miał całą jego uwagę. – Chociaż mnie oszukałeś i chociaż bardzo bym chciał to nie potrafię mieć do ciebie o to wszystko pretensji. To jest dziwne tym bardziej, że cała nasza znajomość to jedno wielkie kłamstwo… Ale jestem w stanie to nawet zrozumieć, chociaż mało z tego wszystkiego rozumiem.

Japesia zdziwił fakt z jaką łatwością poszło mu wyrzucenie tego z siebie. A może po prostu za bardzo skupiał się na wszystkim i zapomniał na chwilę o swoim strachu i niepewności?

Jake za to był zdumiony. Spodziewał się kłótni, wyzwisk, obelg, ale Wędrowiec przyszedł do niego ze znacznie większym kalibrem. Chłopak wstał, wszedł do kuchni, zabrał flaszkę i wrócił z nią na łóżko. Od razu wypił solidny łyk.

– Nie pijesz za dużo? – zapytał nieco zaniepokojony Japeś. W końcu ilekroć się widzieli, Cień pił niesamowite ilości alkoholu, jakby chciał się conajmniej wyłączyć.

– Piję tyle odkąd zacząłem spędzać z tobą więcej czasu. Ciebie nie da się pojąć na trzeźwo… – westchnął, wziął kilka sporych łyków i spojrzał na swojego rozmówcę. – Powiedz mi, co ci odbiło tym razem? Zamiast wściec się na mnie i zapomnieć, że istniałem, ty przychodzisz do mnie i okazujesz mi zrozumienie. Ciebie walec potrącił jak tu jechałeś, czy co? Powinieneś być wściekły! Jestem Cieniem! Najgroszym złem dla takich jak ty!

– Prawdę mówiąc to jestem trochę zły na ciebie, ale jadąc tutaj zacząłem zastanawiać sie, dlaczego tak postąpiłeś. Wolałeś, abym nie wiedział, bo nie chciałeś, abym się odsunął, prawda? – zapytał, a Jake znów westchnął, upił kolejny solidny łyk i kiwnął potakująco głową. Japeś podszedł do niego i delikatnie, aczkolwiek stanowczo zabrał mu butelkę, którą odstawił na podłogę. Sam usiadł obok Cienia i wpatrywał się w niego czekając, aż coś powie.

– Z początku zależało mi tylko na tamtym dupku, który mi uciekł. Gdyby nie Prastary, pozbyłbym się go i zapomniał, że w ogóle istniałeś. Ale on potrzebował czasu. No i jeszcze Siya wymyśliła sobie nas swatać. A ty jesteś jaki jesteś. Ciężko tak po prostu udawać, że ktoś, kto żyje tak swobodnie, nie istnieje. – mruknął patrząc się w podłogę. – Nie chciałem cię tak po prostu wyrzucać ze swojego życia. Nawet jeśli było to nieuniknione.

– Ja żyję swobodnie? – zdziwił się Wędrowiec. Z jego perspektywy wszystko waliło się raz po razie, a on obrywał kopniaki od każdej możliwej rzeczy, a najbardziej od samego siebie.

– Japeś, pół świata żyje tym, że kichnąłeś, a ty chodzisz po ulicach jak gdyby nigdy nic. Wtapiasz się w tłum, bo masz wywalone poza skalę, a wielu sławnych podcina sobie żyły, bo zbyt dużo ludzi się na nich patrzy w jednym momencie. Ty jesteś bogiem mitowisizmu! – Jake spojrzał na twarz Japesia, który w głowie notował sobie, aby sprawdzić co to za religia ten mitowisizm… – Żyjesz swobodnie, bo jesteś sobą i się tego trzymasz. Zazdroszczę ci.

– Zazdrościsz? – zdziwił się. Cień wydawał się taki wolny, a jednak w jego głosie czuć było lekką gorycz, której Wędrowiec nie mógł pojąć.

– Moja egzystencja tutaj jest bardzo skomplikowana. Ty zdecydowałeś, że chcesz przeżyć jedno ludzkie życie, a ja nie miałem wyjścia. Bycie Cieniem jest.. trudne. – westchnął po raz kolejny. Chciał sięgnąć po butelkę, ale Japeś złapał go za dłoń i ani myślał puścić.

– Możesz wyjaśnić? Chciałbym lepiej zrozumieć jak to jest być Cieniem. – zapytał i cierpliwie czekał, aż Jake przeanalizuje pytanie i da mu odpowiedź nakierowującą go choć trochę w stronie zrozumienia.

– To będzie ciężkie… Ale niech ci będzie.

Mefisto

#308. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.28 – Trudna rozmowa Read More »

#306. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.27 – Rytuał

Tylko cztery dni dzieliły Cień od realizacji swojego zadania. Jednocześnie były to cztery dni z Japesiem zadającym sto pytań na minutę. Wędrowiec zdawał się wierzyć w to, że jeśli zapyta o wszystko, co możliwe, to pozna odpowiedź na sekretne pytanie: co mu się tak właściwie podobało. Jake odpowiadał najlepiej jak umiał, ale jego zapał stygł wraz ze zbliżającym się rytuałem.

Japeś szybko zauważył tą dziwną barierę między nimi. Wydawała się niemal nienaturalna. Jeszcze szybciej uznał jednak, że mu się to wydawało, a Jake miał go po prostu dosyć. Wędrowiec sam miałby siebie dosyć, gdyby wypytał się chyba o każdy możliwy aspekt darzenia drugiej osoby uczuciem miłości.

Chłopak szybko poczuł dziwną pustkę. Każdy swój wolny moment spędzał z enigmatycznym chłopakiem, a kiedy jednego dnia odpuścił, zrozumiał, że nie potrafił znaleźć sobie zajęcia. Na chwilę zajmował swój umysł codziennymi sprawunkami, ale ostatecznie i tak zastanawiał się, co Jake powiedziałby, gdyby zapytał go o kolejną pozycję z listy rzeczy do zapytania.

Skoro ekspert numer jeden nie chciał z nim rozmawiać, sięgnął po telefon i umówił się z ekspertką numer dwa, której zwierzył się z tego kołtunu myśli w jego głowie. Siya słuchała go uważnie kiwając głową.

– Myślę, że się zakochałeś! – ucieszyła się, a Japeś spojrzał na nią zdumiony. Nie był do końca pewien, czy to na pewno było to uczucie. Zdawało się inne niż to, co czuł wcześniej w stosunku do tej dziewczyny. Dodatkowo internet sugerował, że Wędrowiec miał obsesję i powinien zobaczyć się ze specjalistą. Starał się jednak uwierzyć w swoje kolejne zakochanie. Specjaliści byli w końcu drodzy.

– Nie jestem tego taki pewien. – mruknął cicho. Zbyt bardzo czuł się przytłoczony tym, jak odmienne zdawały się jego myśli o Siyi i Jake’u.

30.06.2020_23-50-41

– Też przez to przechodziłam. Uwierz mi. Na początku myślałam, że coś jest ze mną nie tak, bo jak to tak: woleć kobiety. Im bardziej zaczęłam to akceptować, tym łatwiej było mi zrozumieć, co czuję. – tym razem to Japeś kiwał głową. Może ona miała rację tylko Wędrowiec za bardzo się przed tym bronił. Siya pomogła mu przekonać samego siebie, aby przyznał się Jake’owi do kołtuna uczuć, który zrobił się w jego sercu odkąd się poznali.

Chłopak wrócił do domu, aby odpocząć. Miał w planach umówić się z Jake’iem na spotkanie i szczerze porozmawiać o tym, co trapiło jego serce. Los jednak zamierzał go zaskoczyć podrzucająć mu kłodę pod nogi. Kłodę wprost z Krańca Czasu.

Kiedy Japeś wszedł do mieszkania, zamarł. Na podłodze były usypane (sądząc po pustych opakowaniach: z mąki) dziwne kręgi, a Smok siedział pomiędzy nimi. Obok niego stał przerażony duch, a na kanapie siedział Jake ze skrzyżowanymi rękoma i swoim wiecznie groźnym wyrazem twarzy.

– Miło, że w końcu wpadłeś. – mruknął do Wędrowca, który stał jak skamieniały. Prastary westchnął ciężko i podniósł się z pozycji siedzącej.

– Skoro jesteśmy już w komplecie, możemy zaczynać rytuał wygnania! – warknął Smok i wnet otoczyły ich purpurowe opary. Stopniowo wypełniały pomieszczenie, aż pokryły wszystko tworząc osobny, pełen magii pokój. – Ten oto Cień został wysłany, aby pożreć cię za twoje występki, jednakże otrzymałeś łaskę od tego Wędrowca.

Duch kiwnął eteryczną głową.

– Twoje przewinienia należały do najcięższych, dlatego nie unikniesz kary. – huknął, a jego psia powłoka padła bezwiednie na podłogę. Smok ukazał im się w całej swojej okazałości rozprostując pełne wibrującej energii skrzydła.

Cień podniósł się z pozycji siedzącej i obserwował w ciszy rytuał.

– Skazuję cię na tysiąc lat tułaczki po Pustce. Kiedy minie tysiąc lat trafisz na Kraniec Czasu, gdzie przez kolejne tysiąc lat służyć będziesz Wędrowcom. Jeśli ich zawiedziesz, zostaniesz oddany Cieniom. Jeśli jednak odpokutujesz swoje winy, dostaniesz szansę na nowe życie. – jego głos wypełniał coraz mocniej pomieszczenie. Bariera powoli zaczęłą pękać, a moc Prastrarego przebiła się przez magię, która tworzyła ludzkie ciało Japesia.

Z pęknięcia wyłoniła się szkaradna łapa i złapała krzyczącego wniebogłosy ducha. Pociągnęła go ku sobie i wszyscy troje patrzyli jak szczelina zasklepia się w mgnieniu oka. W przeciągu chwili wszystko wróciło do normy, a Smok powrócił do swojej ziemskiej powłoki. Przez dłuższy moment wszyscy trwali w ciszy, którą przerwał Japeś głosem pełnym załamania.

– Jesteś… Cieniem? – Jake jedynie kiwnął na to głową. Bez słowa podszedł do drzwi i złapał za klamkę. Przez chwilę wahał się, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale potem bez słowa wyszedł zostawiając go z jeszcze większym kołtunem w głowie. Wędrowiec spojrzał się ze złością na Prastarego, który wiedział o tożsamości Jake’a. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?

– Cóż, poprosił mnie o to. – odparł spokojnie, a Japeś poczuł się zdradzony. Odwrócił się i zamknął w swoim pokoju. Usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach.

Nie dość, że Jake okazał się Cieniem to jeszcze jego mentor go oszukał. Wystarczająco tragedii dla niego na jeden dzień. Opadł na łóżko i gapił się w sufit starając się po prostu znaleźć jakieś sensowne wyjaśnienie, bo nie potrafił pogodzić się w żaden sposób z tą sytuacją.

Bardzo szybko dotarło do niego, że nie potrafił usprawiedliwić żadnego z nich. Nie potrafił też się na nich złościć. Relacje istot z Krańca Czasu z Cieniami były dosyć napięte i Jake nie chciał przysparzać mu dodatkowych problemów? Tylko czy istniał jakiś zakaz w prastarych prawach zabraniający mu kontaktów z nim? Westchnął ciężko. Musiałby się o to zapytać Smoka… A skoro miałby się zacząć odzywać do Prastarego, mógłby równie dobrze porozmawiać z Jake’iem.

30.06.2020_00-05-24

Nie miał jednak na to siły. Przykrył się kołdrą i usilnie starał się o tym wszystkim nie myśleć.

Mefisto

#306. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.27 – Rytuał Read More »

#300. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.24 – Powrót do życia

Jake uwinął się szybko pod prysznicem i jak tylko wyszedł oświadczył Japesiowi, aby się zbierał, bo zamierzał odwieźć go do domu. Wędrowiec pośpiesznie wsunął resztę śniadania i zaczął przygotowywać się do wyjścia. Trochę go przerażał fakt, że jego rzeczy leżały porozrzucane w kącie, ale nie śmiał nawet pytać, co się działo. Wszak jego rozmówca odpowiadał mu jedynie złośliwym, zwycięskim uśmiechem. Japesia ogarniał strach na myśl o tym, co mogło dziać się poprzedniej nocy… Może przyzwali demona, a ten przejął ciało Jake i stąd te dziwne tatuaże? Chociaż który demon pokusiłby się o opętanie kogoś takiego? Chyba aż tak odważnego nie mieli…

Wędrowiec ruszył za swym towarzyszem i razem wsiedli na parkingu pod blokiem do jego rydwanu grozy marki “stary, ale jary”. Japeś zaczął się zastanawiać, czy posiadanie samochodu nie byłoby dobrą opcją dla niego. Mógłby spokojnie kupić 20-kilogramową torbę jedzenia dla Smoka i nie musiałby jej ciągnąć jak jakiś zwłok po chodniku, bo od przystanku do jego mieszkania dzielił go spory kawałek.

Jake jednak zdawał się czytać w myślach i od razu zmierzył chłopaka spojrzeniem w stylu “chyba cię popieprzyło”. Wędrowiec, choć nie chciał, przyznał mu w duchu rację. Nie czuł się gotowy, aby samodzielnie podejmować niektóre proste decyzje, a co dopiero uczyć się myśleć za innych podczas jazdy.

Posłusznie zajął siedzenie pasażera i obserwował siedzącego po stronie kierowcy Jake’a. Musiał przyznać, że samochód, w przeciwieństwie do mieszkania, miał zadbany. Japeś szybko wywnioskował, że jego dziwny znajomy raczej rzadko zaprasza kogokolwiek do siebie. W pewnym sensie poczuł się wyjątkowy.

– Adres. – z zadumy wyrwał go głos swojego towarzysza. Spojrzał na niego z głupawym wyrazem twarzy. – Jaki jest twój adres?

– Aa… – jęknął i podyktował mu nazwę ulicy. Jake wbił ją w nawigację i zaraz po tym ruszył. Oczywiście upomniał Wędrowca, że jeśli nie zapnie pasów to resztę podróży spędzi w bagażniku. Była to wystarczająco przekonująca prośba.

Chociaż normalnie podróż nie zajęłaby im dużo czasu, tym razem jednak trwały roboty drogowe i jeden pas był całkowicie zamknięty. Powodowało to olbrzymie korki, które dla Japesia wydawały się aż absurdalne, ale na Jake’u nie robiły większego wrażenia. Pewnie nie raz, nie dwa utknął w takim ciągu aut i czekał. Wędrowiec jednak czuł się nieswojo z pustką w głowie, siedząc obok kogoś, kto złośliwie unikał tematu. Może jednak nie powinien był z nim jechać tylko wrócić do domu autobusem?

Jake tylko zerkał na niego kątem oka, pilnując bardziej tego, aby powoli przesuwać auto do przodu ilekroć szereg pojazdów przed nim ruszy się o te nieszczęsne kilka metrów. Wydawał się całkiem nieporuszony tym, co się stało. Czy to było normalne zachowanie dla ludzi? To zdawało się straszne, że dwoje ludzi może dzielić taką bliskość, a jednocześnie być tak daleko od siebie.

– Do niczego nie doszło. – mruknął Jake skupiony na drodze. Wędrowiec pewnie wyskoczyłby z auta, gdyby nie zapięte pasy, bo nie spodziewał się, że tak z nienacka dopadnie go głos jego towarzysza. – Wczoraj wyglądałeś dla mnie jak mój świętej pamięci chomik. W życiu nie przespałbym się z kimś, kto wygląda jak chomik!

Japeś się napuszył, przez co rzeczywiście zaczął wyglądać jak to biedne zwierzę. Odwrócił twarz w stronę okna i zajął się ambitnym zadaniem oglądania asfaltu jak powoli przesuwał się za szybą. Kątem oka widział jednak, że Jake zerka na niego z tym jego złośliwym grymasem zwycięstwa na twarzy. Wędrowiec pierwszy raz w życiu miał ochotę tak bardzo komuś przyłożyć…

***

Oboje byli wyjątkowo wymęczeni podróżą, ale ostatecznie udało się dotrzeć do celu. Japeś pożegnał się z Jake’iem, który “musiał się śpieszyć do pracy”. Wrócił do swojego mieszkania. Miał ochotę rzucić się z powrotem na łóżko, ale jak tylko otworzył drzwi, dopadł go Smoczy ryk.

12.02.2020_00-01-55

– GDZIEŚ TY DO CHOLERY BYŁ! JA TU Z GŁODU UMIERAM! SZLAJAĆ MU SIĘ ZACHCIAŁO, A PIES CIERPI! DO RSPCA ZADZWONIĘ, JAK TAK BĘDZIESZ ROBIŁ! – Prastary wrzasnął rozjuszony. Japeś bez słowa sięgnął po pudełko z psim żarciem i nasypał mu pełną miskę. Jego opiekun przysiadł przy misce, rzucił krótkie “dziękuję” i zaczął jeść, jakby Wędrowiec zniknął na miesiąc.

Nie ma to jak czułe powitanie – pomyślał sobie. Pootwierał okna, aby wywietrzyć i posprzątał ten minimalny bałagan, jaki zrobił się przez ostatnie dni. Japeś w końcu poczuł się na siłach, aby wrócić do żywych.

Mefisto

#300. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.24 – Powrót do życia Read More »

#296. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.22 – Pakt

Dotarcie do domu Japesia zajęło mu chwilę. Jake szybko znalazł się na górze i dzięki kluczom do mieszkania bezproblemowo wszedł do środka. Nie spodziewał się jednak nagłego ataku wściekłego Smoka, który uderzył w niego z taką siłą, że jego ciało opadło nieprzytomne na ziemię, a jego duchowa energia zaczęła swym mrokiem okalać mieszkanie.

– Cień! – wydarł się spanikowany duch i wleciał pod stół. Smok warczał groźnie strosząc sierść na swoim grzbiecie. Prastary wiedział, że Cień mógł dotrzeć do nich tylko przez Japesia, więc spodziewał się najgorszego.

Stwór z zaskoczenia zaatakował Smoka i tym razem to on wypadł ze swojej ziemskiej powłoki. Jego aura rozlała się po pokoju tak samo jak aura Cienia, jednak wydawała się mniej dusząca. Dwa byty krążyły przez chwilę po suficie, ścianach i podłodze polując na siebie nawzajem, jednak oboje, nie wykazując bojowych chęci, zaprzestali zabawy w kotka i w myszkę.

– Myślisz, że pozwolę ci się tu tak panoszyć? Gdzie jest Wędrowiec? – krzyknął Prastary, a podmuch energii otoczył rozległą postać łowcy. Ten zaśmiał się jedynie i wrócił do swojej ludzkiej formy. Mimo wszystko wolał mieć jakiś kształt niż rozlewać się po suficie.

– Bezpieczny. Nie zamierzam go w to mieszać. Przynajmniej póki co. Oddaj mi ducha i zapomnimy o całym zajściu. – rzekł do przedwiecznej bestii, w której aż wrzało. Widać średnio podobało mu się uprowadzenie jego podopiecznego i włamanie się do jego mieszkania. Jedyne, co mogło mu się podobać to fakt, że szlag w końcu trafiłby tego upierdliwego ducha.

– Jaką mam pewność, że mnie nie oszukasz? – warknął znowu, a podmuch energii zachwiał Cieniem. Smok jednak trochę ochłonął widząc, że jego przeciwnik ani trochę nie wykazuje woli walki i wrócił do swojego psiego ciała, do którego zdążył się już przyzwyczaić.

– Zależy mi tylko na duchu. – Jake rozłożył ręce. – Poza tym nie mam zamiaru z tobą walczyć, Smoku. Chcę tylko dokończyć powierzone mi zadanie.

– Normalnie to bym ci na to pozwolił, ale Wędrowiec zadecydował, że to ja mam ukarać tę pierdołę. – Prastrary spojrzał na ducha, który wiedział doskonale, że co by nie wyszło i tak miałby przerąbane. Dzień sądu nadszedł i teraz ustalany był sędzia: młot albo kowadło.

– To trochę komplikuje wszystko, bo ten duch został przydzielony do mnie i to ja powinienem się nim zająć. Aczkolwiek mogę być otwarty na pewne propozycje. – Cień skrzyżował dłonie w oczekiwaniu na odpowiedź Smoka. Tymczasem zjawa wiedziała już dokładnie, że ta dwójka była o krok od stworzenia unii przeciwko niemu.

– Co powiesz na pakt? – zaproponował Prastary siadając przed Jake’em. Ten kiwnął głową. – Jeżeli będziesz przy mnie przy wymierzaniu kary, będzie można uznać, że w niej uczestniczyłeś.

– To prawda. – mruknął Cień. – Zależy to jednak od tego w jaki sposób zamierzasz go ukarać. Czy jest coś, co mógłbym uznać za wystarczający powód, aby go nie pożreć?

– Zlitował się nad nim Wędrowiec. – odparł Smok, a Jake kiwnął jedynie głową.

– Masz jakiś plan, jeśli chodzi o karę? – Prastrary doczłapał do Cienia i przedstawił mu na ucho swój pomysł, który sprawił, że chłopakowi aż oczy zaświeciły z ekscytacji. Duch patrzył na nich oboje i obgryzał ze strachu duchowe paznokcie. Dogadali się. Gorzej już być nie mogło!

18.05.2020_01-08-16

– Myślę, że mogę zaakceptować takie rozwiazanie. Jak długo ci to zajmie? – mruknął wielce zadowolony i spojrzał na trzęsącą się pod stołem, eteryczną postać. W życiu nie sądził, że kiedykolwiek będzie dogadywał się z jakimkolwiek Smokiem, ale tego nawet zaczął lubić po tym, jak usłyszał jego pomysł. W sumie wydał mu się nawet lepszy niż pożeranie ducha.

– Jeszcze kilka tygodni. Potrzebuję kilku rzeczy, które są trudno dostępne. W szczególności dla psa.

– Rozumiem. – odparł krótko Cień.

– W takim razie gdzie jest Japeś? – zapytał Prastary przechodząc do najważniejszej dla niego kwestii. W końcu źle to by wyglądało w jego biografii, gdyby znalazła się tam wzmianka o zgubieniu swojego podopiecznego albo, nie daj magio, o pożarciu go przez Cień.

– U mnie. Śpi zalany w trupa. Zwrócę ci go jutro. Masz moje słowo. – odparł zbierając się do wyjścia. – Jakbyś mógł, nie mów mu na razie, że jestem Cieniem. To może skomplikować wiele rzeczy.

– Nie powiem. I trzymam cię za słowo. Jeśli on jutro tutaj nie wróci to nawet Rada Najwyższych cię przede mną nie ocali. – warknął groźnie Smok nim Cień z zawadiackim uśmiechem wyszedł z mieszkania.

Mefisto

#296. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.22 – Pakt Read More »

#284. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.19 – Spacer

Siya patrzyła na zmarnowanego Japesia. Patrzyła też czasem na Smoka, który siedział potulnie i merdał ogonem. Jego oczy zdawały się wręcz wołać “babeczka truskawowa”. Wróciła jednak wzrokiem do Wędrowca.

13.02.2020_23-42-59

– Japesiu. Dlaczego nie odbierałeś telefonu? – zapytała, a chłopak westchnął.

– Bo się rozładował. – odparł krótko.

– A przed rozładowaniem? – drążyła, a Japeś, który kompletnie nie miał ochoty rozmawiać, zaczął się modlić, aby udławić się kanapką.

– Leżał za daleko. – mruknął. Siya miała jednak do niego dużo więcej cierpliwości niż oczekiwał. – Po co do mnie przyszłaś?

– Wiesz… – uśmiechnęła się delikatnie. – Martwiłam się. Tamtego dnia zostawiłeś mnie z tym czekiem, nie odbierałeś telefonu, nie było cię w pracy. Bałam się, że mogłeś coś sobie zrobić i to do tego przeze mnie…

Siya wyciągnęła czek z torby i położyła go na stole.

– To nie twoja wina. – Wędrowiec przerwał jej pośpiesznie. Na chwilę jednak znów zamilkł, aby zebrać się w sobie i móc mówić dalej. – Po prostu… całe moje życie takie jest. Za cokolwiek się wezmę to to obraca się przeciwko mnie. A czek zachowaj. Proszę.

– Dlaczego? – zapytała zdumiona. Mało kto oddałby tak po prostu tyle pieniędzy.

– Kiedy mówiłaś o tym długu widziałem straszny smutek w twoich oczach. Nie chciałem, abyś była smutna. – odparł przygnębiony tą wizją. Może za bardzo na nią napierał? Nikt przecież nie lubi, jak ktoś im wpada do życia z butami. – Myślałem, że jeśli pomogę to nie zobaczę już smutku w twoich oczach…

– Japesiu. Dziękuję. To naprawdę miłe. Jesteś chyba jedyną osobą zdolną do takich poświęceń. – rzekła do niego z uśmiechem. Wędrowiec przez chwilę poczuł się jak dawniej, ale była to tylko ułuda. Uderzyła go taka kłoda, że nie mógł się już po tym pozbierać…

Znów opadł na stół. Poczuł się bezsilny wobec całego absurdu jaki spotkał go w życiu. Któż by przypuszczał, że ze wszystkich możliwych kombinacji to właśnie jemu przytrafiły się te najbardziej niespotykane. Może gdyby trochę więcej wiedział o ludziach to byłoby mu trochę łatwiej? A teraz czuł się jak głupiec, który postawił ostatnie skarpetki w pokera, bo czuł, że wygra, ale nagle został wyrzucony z kasyna.

– Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? Myślałem, że będzie prościej. Że przyjadę tutaj, że będzie dobrze, ale cały czas dzieje się coś, czego nawet nie umiem zrozumieć. – jęknął zły na to wszystko. Gdyby wiedział, że ludzkie życie to przewaga problemów nad innymi rzeczami, nigdy nie postanowiłby tego spróbować. Siedziałby na Krańcu Czasu i obserwował jak czas mija i spada w przepaść…

– Rozumiem cię. – Siya oparła dłoń na jego ramieniu. Ona sama spotkała wiele przeszkód na swojej drodze i doskonale rozumiała, jak czuł się Japeś. Poniekąd widziała w nim samą siebie sprzed kilku lat i nie potrafiła inaczej niż spróbować mu pomóc uporać się z samym sobą.

– W życiu zdarzają się ciężkie chwile, który musimy przetrwać. Nie zawsze jest pięknie, ale nie oznacza to, że będzie tylko źle. Pomyśl sobie ile ostatnio przydażyło ci się miłych rzeczy? – zapytała, a Wędrowiec zaczął się zastanawiać. Poznał przyjaciół Siyi, z którymi spędził sporo czasu śmiejąc się z niezrozumiałych mu rzeczy. Dorobił się wielu przyjemnych wspomnień podczas wspólnych spacerów z tą niepozorną dziewczyną. Przez moment czuł, że żył pełnią życia delektując się nowym, niesamowitym uczuciem. W sumie znalazł kilka momentów, kiedy nie było tak źle. To chyba obecny jego stan powodował, że wszystko wydawało się gorzkie i nieprzyjemne.

– Co powiesz na to, abyś się odświeżył i pójdziemy na spacer? Dobrze ci zrobi wyjście na zewnątrz. – zaproponowała. Japeś kiwnął głową i poszedł wziąć szybki prysznic, a Siya w tym czasie wymiziała Smoka za wszystkie czasy. Obiecała mu, że jak tylko wrócą ze spaceru to przyniesie mu jego wymarzoną babeczkę, a Prastary zamerdał ogonem z zadowoleniem. Chociaż jedna osoba na tym świecie troszczyła się o jego potrzeby!

Jak tylko Wędrowiec był względnie suchy, wyszli razem przejść się po okolicznym parku. Świeże powietrze miało na niego zbawienny wpływ. Wciąż jednak czuł się nieswojo w stosunku do Siyi. Skoro wiedział, że nic z tego nie będzie, to jak powinien był się do tego odnieść? Będąc obok niej czuł narastającą nadzieję nawet jeśli jego rozum mówił mu, że to już nie miało sensu. Te dwa sprzeczne uczucia walczyły wewnątrz niego powodując niesamowity dyskomfort. Zaczął się nawet zastanawiać po co w ogóle wychodził z domu…

Nie miał siły opierać się czarnym myślom. Siya coś do niego mówiła, ale on zdawał się być zupełnie gdzieś indziej pogrążony w jego codziennej grze pytań i braku odpowiedzi. Chciał wrócić do domu, schować się pod kołdrę i czekać aż wszystko przestanie mieć znaczenie. Ucieczka była przecież najprostszą rzeczą…

Los jednak rzucił mu pod nogi kolejną kłodę, która uniemożliwiła mu jego taktyczny obrót. Zamarł na chwilę czując ciężar czyjegoś ramienia na sobie. Jego towarzyszka wydawała się równie zaskoczona, ale tylko przez moment, kiedy ujrzała znajomą twarz. Uśmiechnęła się do niego pogodnie.

– Jake! – przywitała go swoim brzęczącym głosem. Japesiowi coś to imię mówiło, ale nie za bardzo mógł skojarzyć. Kiedy tylko spojrzenie Wędrowca spotkało się ze spojrzeniem tajemniczego chłopaka, od razu przypomniał sobie kim on był. Ten, co to wzrokiem wyrywał dusze. Jak tylko to sobie uświadomił, nieprzyjemny dreszcz przebiegł mu po twarzy. Jake na szczęście odsunął się od nich i całkowicie ignorując wystraszonego Japesia, zaczął rozmawiać z Siyą.

– Co? W końcu jednak znalazłaś sobie chłopaka? – mruknął kąśliwie patrząc na siedem nieszczęść jakie w tamtej chwili reprezentował sobą byt z Krańca Czasu. Dziewczyna popatrzyła na nich oboje z lekkim zakłopotaniem, a najbardziej na Wędrowca, którego ta szpilka zabolała bardziej niż ją.

– Interesuję się chłopakami tak samo, jak ty interesujesz się dziewczynami. – odparła grzecznie, chociaż jej usta wykrzywiły się w lekkim grymasie zwycięstwa. Mogłoby się wydawać, że w jakiś sposób się kłócą, ale oboje mieli swego rodzaju satysfakcję z takiego sposobu rozmawiania ze sobą.

– Czyli nie będzie ci przeszkadzało, jeśli go sobie wezmę? – Jake znów położył rękę na ramieniu Japesia i przyciągnął go ku sobie. Chłopak żałował, że wyszedł z łóżka. Żałował, że nie zawinął się w kołdrę i tkwił w tym depresyjnym burito aż po koniec swojego ludzkiego życia. Z drugiej strony nie mógł uzasadnić tej dziwnej obawy w stosunku Jake’a. Wszak on ewidentnie się drażnił z Siyą, a Wędrowiec po prostu znalazł się między nimi na polu słownej bitwy.

– To już tylko zależy od Japesia. – uśmiechnęła się delikatnie. Japeś ucieszył się w duchu, że w końcu ktoś zauważył, że był żywą, zdolną do samodecydowania o sobie osobą. Jake wypuścił go ze swojego uścisku ze złośliwym grymasem na twarzy, który nie wróżył niczego dobrego. Albo po prostu miał taki wyraz twarzy. Ciężko było to stwierdzić.

– Idziecie gdzieś? – zapytał wkładając ręce do kieszeni. Kiedy tylko przestał dogryzać sobie z Siyą, jego wygląd zmienił się diametralnie na taki, jaki można ostatecznie by zaakceptować.

– Poszliśmy na spacer bez konkretnego celu. Coś proponujesz? – zapytała, a Japeś znowu stracił poczucie niezależności. Czekał już tylko na ustalenie miejsca, do którego się udadzą, a on będzie człapać za nimi jak naburmuszony kaczor z całkowitym brakiem asertywności. Mógł się jednak zadławić tą kanapką…

– W kinie jest bardzo fajny film. Co powiecie na to, aby pójść ze mną? – zaproponował. Wędrowiec westchnął jedynie. Siya spojrzała na niego, a potem na Jake’a i uradowana zgodziła się w imieniu swoim i Japesia…

Mefisto

#284. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.19 – Spacer Read More »

Scroll to Top