steam

#254. Hidden Folks

435400_20181218130732_1

Hidden Folks, chociaż jest niesamowicie prostą grą, to zapewniło mi godziny rozrywki w postaci szukania postaci rozrzuconych na wielkich mapach. Brzmi jak “Gdzie jest Wally”? W tym wypadku mamy jednak utrudnienie w postaci ruszających się elementów!

Ten tytuł został stworzony przez Adriaana de Jongh i Sylvain Tegroeg, a premierę miał w lutym 2017. Dostałem go wraz z masą innych gier z Humble Bundle i nie przywiązywałem do niego zbytniej uwagi do momentu, kiedy w życiu zacząłem potrzebować odsunięcia się od wszystkiego, a w tym od bardziej wymagających gier.

Hidden Folks zapewniło mi zajęcie na szaroburą, angielską zimę. Szukanie tych śmiesznych ludków poukrywanych dosłownie wszędzie, przesuwanie obiektów, aby znaleźć inne albo szukanie śmieszków, które poszły sobie na spacer poprzez całą mapę.

Każdy z ludków lub obiektów ma swoją wskazówkę będącą albo pomocą, albo dziwnym opisem przedmiotu bez wskazania na jego potencjalne miejsce pobytu. I o ile nie sprawia to problemów na mniejszych mapach, to jednak gra posiada wielgachne, animowane rysunki, gdzie szukamy tuziny zagubionych postaci. Swoją drogą podziwiam twórców –  tutaj musieli jeszcze zrobić animacje elementów!

Mój werdykt na temat tej gry jest taki, że każdy fan Wally’ego powinien w nią zagrać. Jest to ciekawe podniesienie poprzeczki, gdzie malutkie postacie różnią się drobnymi szczegółami w dwukolorowym świecie. Swoją drogą kolory można wybrać inne – wedle uznania.

Miło spędziłem czas, bawiłem się przednio do tego stopnia, że cały czas widzę tuziny ludków przed oczyma. Ale warto było, warto! Znalazłem wszystkie!

Mefisto

#254. Hidden Folks Read More »

#250. Questr

675990_20191215095500_1.png

Questr to bardzo unikatowy tytuł, który światło dzienne ujrzał 27 października 2017, a stworzony został przez studio Mutant Entertainment Studios. Przyznam szczerze, że bardzo ciężko będzie mi opisać tą grę z tej racji, że ona jest po prostu jedyna w swoim rodzaju. Wyobraźcie sobie studio gier z ekscentrycznym pomysłem o nazwie “a gdyby tak połączyć mechanikę Tindera z mechaniką gry RPG; ciekawe, co wyjdzie”. Odpowiedzią na to pytanie jest Questr.

675990_20190427233057_1

Gra jest zarazem banalnie prosta, ale też niesamowicie skomplikowana. Rozgrywka opiera się na wybraniu zadania/misji, dobraniu członków i odpowiednim interakcjom na pojawiające się dylematy. Brzmi prosto? No to teraz ta trudna część.

675990_20190427233633_1

Nasi potencjalni towarzysze broni mają różne aspekty charakteru np. są weganami, żarłokami, bardami, a także mają swoje upodobania czyli np. nie lubią wegan, bardów (bardzi są najbardziej nielubiani, bo są po prostu do niczego w tej grze). Akceptacja postaci polega na przesuwaniu ich na prawo, a odrzucanie na przesunięcie w lewo. Aby stworzyć udaną drużynę, trzeba wybierać między “klasami” i preferencjami niczym znakomity strateg, a i tak kończy się kłótniami, bo “ten jest elfem”, a tamtem “bardem”. Spory w drużynie obniżają morale, a niskie morale oznaczają, że mamy mniejszą szansę na trafienie zwycięstwa w kole fortuny na koniec zadania.

Morale można podbudowywać poprzez wydarzenia, które pojawiają się na naszej drodze np. pokonanie ogrów, rozwiązanie dylematu ducha chcącego dostać cukierka na Halloween lub przekazanie syrenie, aby się odfrędzoliła od nas. Oczywiście zakładając, że wybierzesz dobrą opcją dialogą, a te wypadają różne zależnie od klasy postaci! I znowu wracamy do początku: postacie muszą być różnorodne, aby móc zareagować na różne konflikty, więc tworzenie drużyny to jest po prostu gra na loterii…

Nie wspomnę już, że nawet jak wybierzemy postać to ona może sobie tak po prostu nas odrzucić. To przekłada się na ogólny poziom drużyny (bo wszak każdy towarzysz ma swój poziom zaawansowania) i jeśli nie spełniamy wymagań z tym związanych to znowu zmniejsza się nasza szansa na kole fortuny.

Poza faktem, że za powyższe skazałbym twórcę na wieczne męczarnie, to gra jest całkiem przyjemna i zabawna. Nie jest to może rozbudowany tytuł z masą dobrej fabuły, ale raczej taka krótka odskocznia od codziennych trosk, czy za trudnych gier. Jeśli lubicie śmieszne łamigłówki to ten tytuł może się Wam spodobać. Mi przypadł do gustu! Ponadto jak na tak zaawansowane narzędzie do produkowania bólu głowy ma dosyć niską cenę, która często jest jeszcze niższa z racji promocji. 😉

Serdecznie polecam!

Mefisto

#250. Questr Read More »

#238. I Love You, Colonel Sanders! A Finger Lickin’ Good Dating Simulator

1121910_20191005233521_1

I Love You, Colonel Sanders! A Finger Lickin’ Good Dating Simulator to gra, która udowodniła mi, że jeszcze wiele dziwnych rzeczy przede mną. Jest to tytuł stworzony przez studio Psyop i wydany przez KFC we wrześniu 2019.

Gotowi?

Ta gra to symulator randki. Bardzo ubogi w opcje, bardzo dziwny, ale niesamowicie zajmujący ze względu na tematykę!

Pierwsze co musimy zrobić to nadać naszej postaci imię. Na tym kończy się proces tworzenia naszego bohatera. Twórcy stwierdzili, że całą resztę odwali nasza wyobraźnia, a oni jedynie postarali się, aby wszyscy zwracali się do nas bezpłciowo, abyśmy my mogli dopowiedzieć sobie resztę.

1121910_20191005233555_1

Skoro ten męczący krok mamy za sobą, zaczynamy powoli wdrażać się w fabułę. To nasz pierwszy dzień w prestiżowej szkole gotowania (gdzie nasz nauczyciel to pies rasy Corgi). Oczywiście od razu spotykamy naszą najlepszą przyjaciółkę Miriam i naszą największą nemesis Aeshleigh (ktoś zdrowo przywalił twarzą w klawiaturę, aby wymyślić tak złowieszczy sposób pisania imienia “Ashley”) wraz z jej przydupasem Van Vanem.

Po krótkiej wymianie zdań udajemy się do klasy, gdzie zjawia się ON. Pułkownik Sanders (Colonel Sanders). Naszej postaci od razu topnieje mózg (i pewnie wszystko inne) od tego blasku jaki bije od jedynej dostępnej opcji romansu. Pewnie już się domyślacie, że cała nasza historia skupia się wokół prób zaimponowania naszej sympatii oraz powstrzymaniu Aeshleigh przed podbiciem serca Sandersa.

W zależności od tego jak dobrze nam idzie z naszym podbojem, powoli zbliżamy się do Pułkownika Sandersa lub kończymy grę, bo dostaliśmy kosza. Jeśli jednak idzie nam dobrze to możemy nawet pójść do niego do domu! A to już jest po prostu przeżycie, które wypala się w umyśle na stałe. Twórcy sprawili, że zgnił mi mózg do reszty, pomimo iż powoli zaczął się regenerować po innych grach tego typu…

1121910_20191006002810_1

Naszym celem jest jednak ostateczny egzamin i następujący po nim bal, gdzie Pułkownik Sanders podsumuje naszą relację z nim na podstawie tego, jak bardzo schrzaniliśmy wszystko wcześniej.

Nie jest to długa gra. Aby ją przejść wystarczy maksymalnie godzina czasu. Jest to jednak dobrze zmarnowana godzina czasu, bo chociaż kończymy z mózgiem w sokowirówce, to jednak mamy ten uśmiech na twarzy i nawet bardzo poprawiony humor. Bo w końcu nie ma tu prawie w ogóle fabuły, a wszystko jest jakimś kosmicznym nonsensem, ale ostatecznie składa się to w jedną powaloną całość.

Gra jest dostępna na Steamie za darmo, więc zachęcam do zmarnowania godziny ze swojego życia. Mi się spodobało to może spodoba się i Wam? 😉

Mefisto

#238. I Love You, Colonel Sanders! A Finger Lickin’ Good Dating Simulator Read More »

#229. Cook, serve, delicious! 2!!

20180603002542_1

Ta gra była w jednej z miesięcznych subskrypcji Humble Bundle, więc, bez sprawdzania, co to za pomiot chaosu, stwierdziłem, że sobie pogram. Jeszcze mnie palce bolą!

Cook, serve, delicious! 2!! to nic innego jak symulator restauracji stworzony i wydany przez Vertigo Games we wrześniu 2017. Chociaż tego typu symulator wydaje się czymś prostym to, zapewniam Was szczerze, nie jest taki ani trochę.

Początki, jak zawsze, są myląco łatwe. Przychodzi klient, zamawia potrawę, a my musimy ją przygotować. Każda z potraw wymaga innych składników, a każdy składnik przypisany jest pod inną literką na klawiaturze. Jak jeszcze podczas normalnych godzin pracy udaje się sprawnie przygotowywać posiłki, tak podczas “rush hour” (rozumianej jako przerwa obiadowa, opcjonalnie armagedon) można sobie palce połamać.

20180603002616_1

Jakby tego było mało musimy jeszcze wyrzucać śmieci, wstawiać naycznia do zmywarki, nastawiać pułapki na myszy i owady, bronić się przed złodziejami. Obstawiam, że gdzieś na wyższych piętrach, do których nie dotarłem, trzeba by było odpierać ataki obcych.

Niektóre zamówienia (np. hot dogi) możemy przygotować wcześniej (tj. usmażyć parówki) lub ugotować zupę, którą z radością oddajemy klientom mającym litość dla nas i proszących tylko o tą nieszczęsną zupę.

20180603002644_1

Aby kończyć zmianę trzeba mniej niż 8 niezadowolonych klientów, więc gra od razu podnosi nam poprzeczkę. Nie dość, że łamiemy sobie palce nawalając w klawiaturę to jeszcze musimy celować w konkretne przyciski, aby jednak wyszło z tego danie, o które prosi klient, a nie próba przyzwania demona…

Gra ma wiele restauracji, w których możemy obsługiwać, a każda restauracja to kilka do kilkunastu zmian. Każda coraz bardziej trudna, wymagająca i męcząca. Podziwiam siebie, że aż tyle wytrzymałem! Równocześnie cieszę się, że gra nie ma takiej funkcji, która co jakiś czas pyta się, czy nie chciałbym zwiększyć poziomu trudności, bo inaczej przytknąłbym twarz do monitora i z obłąkanym spojrzeniem wycedziłbym przez zęby, że mi już jest trudno!

Może i powyższy opis brzmi, jakbym był zniechęcony tym tytułem, ale tak nie jest. Powyższe rzeczy są dużymi zaletami gry, która oddaje poczucie zabiegania w obsłudze klienta, skakanie wokół niego, aby opuścił nas zadowolony, a w duchu błaganie Zeusa, aby użyczył pioruna i ustrzelił w tyłek tych najbardziej wydziwiających.

Bardzo mocno polecam każdemu, kto chciałby wypróbować swoje możliwości w obsłudze restauracji (lub posiada masochistyczne skłonności). Gra pozytywnie mnie zaskoczyła i wymęczyła!

Mefisto

#229. Cook, serve, delicious! 2!! Read More »

#226. Spellforce: Shadow of the Phoenix (Cień Feniksa)

Spellforce: Shadow of the Phoenix to już ostatni z dodatków do gry Spellforce, który wyszedł w listopadzie 2004. Jest to kontunuacja naszej przygody nawiązująca zarówno do Spellforce: The Order of Dawn i Spellforce: The Breath of Winter. Kolejny raz twórcy są zdania, że potrzeba około 40 godzin na grę (mi wyszło 29 przy pominięciu kilku rzeczy).

Jak w każdej z poprzednich części, zaczynami od wyboru postaci. Tym razem jednak możemy zaimportować uprzednio stworzonych wojowników: tego, który posiadł Kamień Feniksa w The Order of Dawn (Zakon Świtu) albo wojownika cienia z The Breath of Winter (Oddech Zimy). Ma to jedynie lekki wpływ na dialogi, aczkolwiek reszta fabuły pozostaje taka sama. Ja zdecydowałem, że będę grał postacią posiadającą kamień.

Na samym wstępie dowiadujemy się, że przyzywa nas nasz stary znajomy Darius. Odkrył on bowiem zło, które swym mrokiem powoli okala świat. Na miejscu nie zastajemy naszego przyjaciela, a jedynie resztki Zakonu Świtu wraz z naszym przyjacielem Uriasem, z którym przedzieramy się przez hordy nieumarłych w poszukiwaniu Dariusa. Szybko zostajemy skierowani do miasta Empyria, gdzie mieści się portal prowadzący do Driady gotowej pomóc nam w naszym zadaniu.

Oczywiście nie możemy tak po prostu tam wejść, bo imperator jest po stronie tego złego. Dlatego wchodzimy w spisek z lokalnym złodziejaszkiem (złodziejaszką?) i komendatem straży. Oboje są dziećmi władcy i chętnie pomagają nam przeciwko swemu oszalałemu ojcu.

W międzyczasie dowiadujemy się też, że zło, które czyha nad nami, to nikt inny jak Hokan Ashir ożywiony przez nas w pierwszej części gry. Przy użyciu boskiej krwi wskrzesza on krąg jako swoich niewolników, aby ostatecznie przywołać Beliala do krain Fiary.

Dotarwszy do skąpo odzianej driady, dowiadujemy się kilku istotnych rzeczy, a nasza podróż zmierza w stronę ludu Kathai i kobiety o imieniu Uru. Nie może być za łatwo. Okazuje się, że Kathai są pod oblężeniem nieumarłych. Chociaż nasza podróż zajęła nam chwilę, docieramy do naszego celu i tam dowiadujemy się, że musimy uwolnić runicznego wojownika posiadającego ostrze nie z tego świata. Miecz ten może uwolnić Feniksa – stworzenie pałające nienawiścią do Kręgu – i zapobiec kataklizmowi.

Chociaż było to ciężkie, udało mi się uwolnić wojownika cienia i wyruszyć na spotkanie Hokanowi. Chociaż było to jeszcze cięższe, wygrałem, zniszczyłem ostatecznie Krąg, a wraz z nim całą jego magię (a w tym i runicznych wojowników). Rozdarty świat Fiary stał się na nowo jednym, ale o tym opowiem wam w drugiej części gry Spellforce… 😉

Gra bardzo przypadła mi do gustu – nie tylko dlatego, że grałem w nią już za czasów mojego dzieciństwa. Chociaż jest to tytuł sprzed ponad dekady, wciąż zachwycałem się grafiką (np. przy Arynie, gdzie jego wykonanie było wręcz bajkowe jak na tamte czasy). Fabuła, mimo tylu lat przerwy, wciąż była niesamowicie dobra, zostawiając daleko w tyle współczesne tytuły, które też miały w sobie wyjątkową opowieść.

Chociaż ograniczyłem ilość rozgrywki do głównej fabuły, to jednak pod względem godzin spędzonych na rozgrywce przegoniłem taki tytuł, jak Skyrim, gdzie starałem się zrobić dosłownie wszystko. Dlatego bardzo mocno i z całego serca polecam ten tytuł!

Mefisto

#226. Spellforce: Shadow of the Phoenix (Cień Feniksa) Read More »

#222. Papers, please

239030_20180810094430_1

Papers, please to gra stworzona przez studio 3909, dająca mi to urocze poczucie, że nawet poza godzinami pracy mogę się czuć jak urzędnik. Tytuł ten pozwala nam się wcielić w rolę inspektora imigracyjnego, którego zadaniem jest wpuszczać przyjezdnych. Brzmi prosto, czyż nie? Haczyk tkwi w tym, że każdego dnia czeka nas zmiana ustaleń, nowe wyzwania, a także ataki terrorystyczne. Arstoczka (Arstotzka) jest w trakcie wojny z Kolechią, a wszystko dzieje się w mieście Grestin będące granicą między państwami.

Pierwsze dni są banalnie proste – dokumenty się zgadzają, a my ze spokojem wykonujemy swoją pracę. Otwarte granice to jednak szansa dla politycznych terrorystów, dzięki którym mamy więcej sprawdzania, pilnowania, a w ostateczności zestrzelenia takiego delikwenta (trafienie go skutkuje niewielkim bonusem na koniec dnia pracy). Jakby tego było nam mało kręci się przy nas organizacja Ezic, która opiera się systemowi i co chwilę przysparza nam problemów. Na samym końcu listy zostawiam ludzi, którzy mają lewe papiery, czy dodatkową zawartość spodni (którą niestety musimy sprawdzać w przypadku nieprawidłowości). Są jeszcze przemytnicy i wesoły dziadek Jorji starający się staranować granicę z narkotykami pod koszulką.

Gra pozwala nam delikatnie odczuć, że mamy rodzinę. W końcu zarobione pieniądze wydajemy na nich. Jak jeszcze żona i syn ujdą, teściowa ostatecznie też, tak jednak nie rozumiem, czemu wujek mieszka z nami i nie dokłada się do niczego. Albo nasz bohater jest dobroduszny, albo ktoś go w łosia robi…

239030_20180810094903_1

Paper, please to bardzo miły i zabawny tytuł, który kończy się kontrolą: możemy zostać i odpowiedzieć za swoje zbrodnie (jeżeli przypadkiem pomogliśmy Ezicowi) lub uciec podprowadzając ludziom paszporty.

Gra jest krótka (chociaż posiada wiele zakończeń), ale warta spróbowania! Zdecydowanie polecam!

239030_20180811084741_1

Mefisto

#222. Papers, please Read More »

#215. The Long Dark – Episode 1 & 2 (redux)

305620_20190705205301_1

Ta gra napawa mnie smutkiem i radością jednocześnie. Smutkiem, bo wciąż są tylko dwa epizody. Radością, bo są cholernie dobre po tym, jak je zrobiono od nowa. Panowie. Panie. Panie. Panowie. Oto redux The Long Dark!

W ten tytuł miałem przyjemność już zagrać w formie sandboxa, a potem przeszedłem dwa pierwsze epizody. Niedawno zebrałem się i zagrałem po raz kolejny, ale nie doczytałem i nie wiedziałem, że zrobiono na nowo tylko dwa pierwsze epizody do momentu, aż sama gra mi o tym powiedziała.

Twórcy spotkali się z lekką krytyką pierwotnej wersji historii (bo w sumie opierała się ona na przynieś, odnieś, idź dalej). Postanowili więc ją poprawić i, o bogowie, wyszło im to świetnie. Jak wcześniej byłem zakochany, tak teraz jestem już nieuleczalnie chory z miłości.

Nie zmieniono ogółu historii, ale dodano nowe elementy, które nadały opowieści większą spójność. Przynieś, odnieś, idź dalej wciąż egzystuje w tej grze, bo koniec końców celem gry jest wędrować przed siebie, ale zamiast latać na każdej lokacji po drewno, jedzenie i medykamenty, szukamy teraz nadajników, wisiorków, czy odpowiedzi na wiele pytań… Mamy nawet kilka misji pobocznych!

Wciąż podążamy tym samym szlakiem: zorza powoduje brak prądu, rozbijamy się samolotem, idziemy do Milton, tam spotykamy Szarą Matkę (Grey Mother), pomagamy jej, ona pomaga nam, idziemy dalej, spotykamy myśliwego, pomagamy mu, nawalamy się z niedźwiedziem, idziemy dalej… Z niedźwiedziem bitka była tak intensywna, że dostałem szlaban na spotykanie się z nim, bo byłem za głośny.

Jest jednak zasadnicza różnica: pojawiają się szczegóły, których nie było kiedyś: rozbity autobus z przestępcami jadącymi do innego więzienia, ich udział w tragedii w Milton, niesamowicie trudny dla nas wybór, kiedy odnajdujemy jednego z nich. Mamy postać Methuselah pojawiającą się znikąd, aby działać na nas jak głos naszego sumienia, rozważająca na temat naszego postępowania, ale nie oceniająca nas, bo każdy wybór jest tak samo zły i dobry w określonych warunkach. A czasem wybór jest tylko i wyłącznie kwestią naszego przeżycia i nie ma w nim miejsca na moralność…

Jestem oczarowany tym, jak świetnie poszło im przerobienie pierwszych dwóch epizodów. Historia jest świetna, poruszająca… Dlatego chyba tak rozpaczam, że nie ma kontynuacji. Każdy, kto czytał dobrą książkę wie jaki to ból, kiedy opowieść się kończy, a kolejna jeszcze nie jest wydana.

Czekam z niecierpliwością na kolejne kawałki opowieści. Mam nadzieję, że nastąpi to już niedługo!

Mefisto

#215. The Long Dark – Episode 1 & 2 (redux) Read More »

#202. Spellforce: The Order of Dawn (Zakon Świtu)

MV5BZDU3OWViMGUtMzAxNC00YmEyLWIwNGMtMGE4N2JjM2M0Yjk0XkEyXkFqcGdeQXVyOTIwNDI1ODM@._V1_

Spellforce: The Order of Dawn to łącząca w sobie elementy strategii i RPG gra, która została stworzona przez Phenomic i wydawa w listopadzie 2013 przez JoWooD i Encore Software. Jest to jeden z pierwszych tytułów w jakie przyszło mi grać za młodu i przyznam, że miło mi się zrobiło mogąc zagrać w ten zacny tytuł.

Na samym wstępie zaznaczę, że przeklinam do piątego pokolenia wszystkich, którzy brali udział w tworzeniu najnowszej aktualizacji gry. Nie wiem jakim cudem udało im się zebrać tyle błędów gry w jednej aktualizacji, ale do momentu, w którym cofnąłem grę do wersji 1.5.4 (co było niełatwe, bo trzeba było zmieniać numer wersji gry w zapisie przy użyciu specjalnego programu i wbić kod do gry) nie szło po prostu nic zrobić. Na niektórych mapach przeciwnicy pojawiali się z prędkością kota, który usłyszał, że sypiesz mu jedzenie do miski, przez co gra zawieszała się co chwilę. A jak przypadkiem gra się nie wywaliła to kończyło się to na tym, że po całej mapie ganiało cię pół stadionu narodowego, a Ty zastanawiałeś się, co w poprzednim życiu nabroiłeś, że w tym istnieniu pokarano Cię takimi błędami w grze!

39540_20180916010525_1

To tyle ze złych aspektów gry. Teraz czas na te dobre. 🙂

Naszą postacią (którą możemy sami stworzyć lub wybrać spośród gotowych bohaterów) jest runiczny wojownik (Rune Warrior). Runiczny wojownik charakteryzuje się tym, że jest chociaż można go zabić to odradza się dzięki swojej runie. Chociaż jest to całkiem duża zaleta, runa jest jednocześnie słabością naszego bohatera, bowiem pozwala ona nami sterować – niekiedy wbrew naszej woli. Do dyspozycji mamy w sumie naszego bohatera i pięć innych postaci.

Do dyspozycji mamy też runy różnych ras: ludzi, elfów, krasnoludów, mrocznych elfów, orków i trolli, które można przyzywać w odpowiednich monumentach. Jest to element RTS (real time strategy – strategia czasu rzeczywistego), który przydaje się, kiedy forsujemy sobie drogę przez liczne zastępy przeciwników. Nie bez powodu runiczni wojownicy byli tacy efektywni w służbie swoim twórcom – Magów Kręgu (Mages of the Circle).

Zacznijmy jednak opowieść!

Rohen Tahir – ostatni żyjący Mag Kręgu – przyzywa nas, abyśmy wspomogli go w jego misji przeciwko strasznemu złu, jakie czai się w rozdartych przez Rytuał Konwokacji (Convocation Ritual) krainach. Mag jest uczciwy i oddaje nam naszą runę, a my w pewnym sensie odzyskujemy wolność. Wyruszamy do Greyfell, aby spotkać się z Zakonem Świtu i kontynuować naszą misję. Po drodze spotykamy naszego nemesis – zamaskowanego człowieka, który okazuje się Magiem Kręgu. Zostawia on nas z posłańcem, planami ataku i rozkazem zabicia naszego runicznego bohatera, co się, oczywiście, nie udaje. Wyruszamy dalej i forsujemy sobie drogę przez wrogie tereny za pomocą własnych możliwości, ale też i z pomocą runicznych podwładnych.

39540_20180828025352_1

W Greyfell zostajemy odesłani z planami do Rohena, bowiem pudełko zamknięte jest na cztery spusty za pomocą magii na tyle potężnej, że potrzebny jest nam nie kto inny jak Mag Kręgu. Chociaż brzmi to prozaicznie prosto to jednak między moimi słowami kryje się conajmniej kilka map i setki przeciwników do pokonania. Mamy też do czynienia z nowymi, niesamowicie silnymi stworzeniami nazywającymi się Ostrzami (Blades).

39540_20180904183155_1

Ostatecznie docieramy do Rohena, a wraz z nami nasz zamaskowany nemesis, który zadaje magowi śmiertelny cios. Runiczny wojownik jest wściekły, bowiem po raz kolejny stał się marionetką kręgu. Udajemy się do Greyfell, a stamtąd do Dariusa, aby dowiedzieć się jak pokonać Maga Kręgu i otrzymać księgę zawierającą informacje o Rytuale Konwokacji. Ostatecznie wędrując od jednej do drugiej postaci, docieramy do martwego Maga Kręgu Hokana Ashira a ten, w zamian za maskę Beliala, opowiada nam o Kamieniu Feniksa (Pheonix Stone) – artefakcie stworzonym z czystej magii będącym jedyną szansą na pokonanie maga, a nawet odbudowanie zrujnowanego świata.

39540_20180909110019_1

Wyruszamy w pogoń za kamieniem, mierząc się z przeciwnościami losu. Musimy przedrzeć się przez ruiny Mulandir, które po wojnie magów zostało zrównane z ziemią, a w jego ruinach zaplęgły się demony. Nasze zadanie jest utrudnione, bowiem musimy przemknąć się między Przeklętymi Strażnikami (Cursed Guardians), aby nie zamieniły nas w kamień i zabiły wraz z pomocą gargulców.

Kiedy po raz kolejny zrobimy krok w przód i zdobędziemy Kamień Feniksa, pojawia się nas zamaskowany przeciwnik i tak po prostu zabiera nam artefakt. Nie poddajemy się, gonimy za nim, aż, po wielu bitwach, docieramy wręcz na skraj świata, by być świadkiem, jak Mag cofa się w czasie powodując tym samym, że krąg (czasu) się zamyka…

Gra jest zarówno bardzo dobrym RPG pozwalającym na wgryzienie się w kawałek smacznej i ciekawej fabuły, i strategią, dzięki której możemy praktykować nasze przywódcze zdolności. Bardzo podoba mi się możliwość rozwoju głównej postaci w dowolnie dogodny dla nas sposób, dzięki czemu miałem wojownika biegającego w ciężkiej zbroi i leczącego wszystkich na około (powiedzmy, że to był paladyn). Chociaż na większości map twórcy sugerowali nam korzystanie z monumentów i tworzenie armii, to jednak dobrze stworzona postać była wystarczająca, aby rozgramiać przeciwników. W końcu można umierać bez końca i wracać na pole bitwy, aby siać dalej terror.

Pomimo lekkich niedogodności na początku to i tak z całego serca polecam tą grę, a także wydane w nieco późniejszym czasie dodatki, o których także napiszę parę słów (a może nawet i więcej niż parę słów, bo w końcu zawierają one kolejną historię, godną miana pełnej wersji gry). Od czasów dzieciństwa uważam ten tytuł za jeden z najlepszych i po dziś dzień moje zdanie się nie zmieniło.

Mefisto

#202. Spellforce: The Order of Dawn (Zakon Świtu) Read More »

#184. Monster Prom: Second Term

743450_20190301210117_1

Twórcy Monster Prom nie odpoczywają. Dokładnie w Walentynki miała premiera dodatku o nazwie Second Term, co można przetłumaczyć na drugi semestr. Mam nadzieję, że jesteście gotowi!

Zacznijmy od przedstawienia wam dwóch nowych postaci: Zoe i Calculestera. Chociaż znamy ich z podstawowej wersji gry, gdzie pojawiali się w specjalnych zakończeniach, to teraz mamy możliwość poznania ich lepiej.

Zoe (wcześniej Z’Gord) to taka urocza kluska z mackami i obsesują na punkcie pisania fanficów/opowiadań. Nawet wspomina o Archive of Our Own (skupisko wszelkiej maści opowiadań)! Oczywiście dziewczyna nie ma lekko – ma na głowie swoich popleczników non stop składających jej w ofierze martwe kozy (jeśli schrzanimy pewną kwestię dialogową, kultyści zasypią ją własnymi trzustkami i umrą :D) oraz Leonarda, który jest kappą i męczy ją chyba o wszystko – o bycie pozerką, o pisanie lepszych opowiadań, o isnietnie, o zmianę imienia (tak, Zoe nie była kiedyś dziewczyną tylko wielką kluchą z mackami, co to rozwalała światy, zwaną też Mrocznym Lordem). I tak można by ciągnąć listę. Na jej szczęście jesteśmy my i możemy spokojnie spuszczać Leonardowi słowny łomot. :>

Calculester (Hewlett-Packard) jest za to miłym, trochę zbzikowanym komputerem (ożywionym przez nas!) z obsesją na punkcie bycia żywym. Opiekuje się roślinami i tworzy wirtualne rzeczywistości, aby zrozumieć sens istnienia. Jest to chyba jedna z milszych postaci, bo nie rozumie zasad na jakich opiera się ten świat. Swoje emocje wyświetla na ekranie monitora i są one… dosłowne. Bardzo dosłowne.

Poza nimi są jeszcze poboczne postacie, czyli Dahlia – demonica myśląca o tym, aby skopać tyłek Damienowi i jego ojcom, a następnie wygryźć ich z roli przywódców ósmego kręgu piekieł. Jeśli do tej dwójki dodamy Zoe to będzie się ona upierała, że są oni idealną parą do jej opowiadania, bo “kto się lubi, ten się czubi”, a ci dwoje będą się przed tym bronili, jakby coś rzeczywiście było na rzeczy.

743450_20190301222552_1

Mamy też Violet i Tate. Właście to Tate ma Violet, bo Violet jest grzybem. Swoją drogą, co skłoniło twórców do wymyślenia postaci Yeti z grzybicą, gdzie ta grzybica zasiedla mu układ nerwowy i zmusza go do związku? I to piękne zdanie wypowiedziane przez Violet, że “Tate poznał już jej rodzinę, bo zasiedla mu około 40% ciała”!

Są też takie postacie jak wampir Dimitri – wielki złodupiec, wróg naszej trójki wiedźm, bo “puste łóżko rano bolało tak bardzo”, Zabójczyni pojawiająca się okazjonalnie, aby pozabijać parę potworów i przejść kryzys emocjonalny przy pomocy wróżki-psychologa, czy policjant udający 40-letniego studenta-Polaka.

Jednakże wisieńką na torsie jest możliwość spotkania się z samym Narratorem. Ta postać po prostu przeszła moje wszelkie oczekiwania. Ale żeby móc się z nim zobaczyć, trzeba zobaczyć odpowiednią ilość wydarzeń w grze! Chyba ze 100 razy przeszedłem grę, aby dorobić się stanów depresyjnych i ostatecznie ujrzeć to:

743450_20190327212348_1

A potem to:

743450_20190327214336_1

A na koniec to:

743450_20190327215531_1

Musiało mi nieźle dymić z uszu, bo za plecami słyszałem “Sancte Michael Archangele,
defende nos in praelio…”, ale to jest po prostu 100% normy Monster Prom. Nie spodziewałem się tego, nie dziwi mnie to, ale jakoś nie mogę pozbierać szczęki z podłogi. Z radości i ze zdziwienia. Już nie mówiąc o tym, jak zabawnie było grać w grę BEZ NARRATORA! Bo on w końcu jarał się nami, jak dom podlany benzyną, a ja nie byłem w stanie odmówić, bo z doświadczenia wiem, że lepiej nie odmawiać ludziom w samej bieliźnie…

Ale jest jeszcze jedno takie zakończenie, które uradowało moją duszę. To był ten moment, kiedy nasi potworzaści odkryli, że są w grze! Wtedy też dotarliśmy do granicy gry, która wygląda tak:

743450_20190322115023_1

Widzicie to? Bezczelna reklama kolejnej części! Oni po prostu nie potrafią przestać! 🙂 I chwała im za to, bo robią to bardzo dobrze!

Tej gry nie da się nie polecić. Nie jest ona najwyższych lotów, jej humor jest perfidny, aż do bólu, ale to jest arcydzieło szydzenia z naszej rzeczywistości. To jest po prostu Monster Prom!

Moja ocena tej gry oczywiście jest taka:

743450_20190303200805_1

No to wracam do czekania na kolejną część. 😀

Mefisto

#184. Monster Prom: Second Term Read More »

#174. Beholder 2

761620_20181207230140_1

Alawar Premium i Warm Lamp Games to dwa studia, które mogę spokojnie oskarżyć o popełnienie tak dobrej gry, jaką jest Beholder 2. Premiera miała miejsce w grudniu 2018, aczkolwiek ten tytuł podbił moje serce już wcześniej, kiedy to w swe ramiona wzięła mnie beta gry i opanowała całkowicie mój umysł!

Naszą postacią jest Evan Redgrove – syn ważnego i szanowanego ministra w totalitarnym państwie. Przybywamy do miasta Helmer, gdzie zostaliśmy zatrudnieni jako urzędnik w olbrzymim, biurokratycznym molochu o dziesiątkach pięter i setkach korytarzy. Nasze przybycie nie jest jednak przypadkowe – nasz ojciec zginął wypadając z okna najwyższego piętra, a jego śmierć jest początkiem zaskakującej przygody poprzez biura i awanse w stronę posady premiera kraju.

Pośród zdawałoby się zwykłych zadań (chociaż programowanie klonów nie jest zwykłą rzeczą) musimy rozwikłać zagadkę stojącą za śmiercią naszego ojca. Robimy to poprzez wspinanie się na coraz wyższe stanowiska eliminując przy okazji – pokojowo lub nie – innych kandydatów. Poza tym możemy dać się wciągnąć w serie mini zadań, które przybliżą nas do naszych współpracowników. Nasze wybory mogą pomóc im wykaraskać się z problemów, wpaść w nie jeszcze głębiej, a nawet doprowadzić do czyjejś śmierci.

Gra daje nam też szansę poczuć się jak trybik w wielkiej, totalitarnej maszynie. Mamy szansę przyjmować wnioski od petentów, analizować je, odrzucać, a na sam koniec Ministerstwo daje nam możliwość programowania klonów Carla – idealnego obywatela – aby spełniały swoje role w społeczeństwie.

Chociaż Beholder 2 wydaje się prosty, to jednak chwilę zajęło mi nim winda zabrała mnie na sam szczyt budynku. A kiedy się na nim znalazłem, dowiedziałem się o wszystkim: o Wielkim Wodzu, o swoim ojcu, o mrocznym projekcie, którego nieświadomie stałem się częścią. I na sam koniec – jak zawsze – musiałem dokonać wyboru, gdzie tylko jedna opcja przewidywała szczęście dla wszystkich.

Powrót do tego tytułu to było wręcz moje marzenie, które twórcy spełnili. Druga część ani trochę nie odstaje od pierwszej i jest świetną kontynuacją przygody po totalitarnym świecie. Kłaniam się jeszcze raz w stronę twórców za ich wspaniały talent do stworzenia arcydzieła umieszczonego pomiędzy grą a powieścią.

761620_20181215103510_1

Wszystkim serdecznie i z całego serca polecam ten tytuł, a fanom sugeruję zakupienie tej pozycji jako obowiązkowej!

Mefisto

#174. Beholder 2 Read More »

Scroll to Top