wedrowiec z kranca czasu

#318. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.33 – Bojowa rozmowa

Mężczyzna zajęty był papierami, jednak jego żona wyraźnim szturchnięciem oderwała jego wzrok od setek kartek. Jego wzrok od razu spochmurniał, aż przerodził się w czystą złość. Widok Japesia ani trochę go nie cieszył.

– To ty! – krzyknął opętany gniewem. Spojrzał na ochroniarza i gestem ręki kazał mu podejść. – Wyrzuć go stąd! Natychmiast!

Wielkolud od razu zabrał się do wykonania zadania, ale Wędrowiec był i szybki, i sprytny, a przy niewielkiej i lekko odczuwalnej pomocy magii zwalił goryla z nóg. Nie pozwolił mu wstać – jego noga spoczęła na jego klatce piersiowej i sprowadzała go na ziemię ilekroć starał się podnieść. Wyglądało to dosyć zabawnie, że taka kruszyna jak Japeś trzymała nogę na ochroniarzu wielkości olbrzymiej szafy niczym łowca nad świeżo upolowaną zwierzyną.

– Sam stąd wyjdę, kiedy uznam, że skończyliśmy. – rzekł surowym głosem. To tylko rozsierdziło mężczyznę, który wstał, ale nie podszedł bliżej Wędrowca. Chyba czuł respekt. Skoro taki goryl nie dał rady, to co on miałby mu zrobić?

– Czego chcesz? – warknął i zmierzył jadowitym spojrzeniem swojego rozmówcę.

– Chcę porozmawiać o Jake’u. O tym jak pan go traktuje, a jak pan nie powinien go traktować! – niemal krzyknął. Trochę jednak spuścił pary z tonu, kiedy ochroniarz słabym głosem powiedział do niego “dusisz”.

– To mój syn! Mam prawo go wychowywać jak mi się podoba! – warknął do niego. Zbliżył się na kilka kroków. Złość zaczęła zasłaniać mu zdrowy rozsądek.

– Maltretowanie pan nazywa wychowaniem? Tłuczenie go, bo nie urodził się taki jak pan oczekiwał? – krzyknął do niego zirytowany.

– Mógł być normalny. Jak mu się zachciało dziwactw to niech ma! Że też mi się trafił wybrakowany syn! – zbliżył się jeszcze bardziej, a Japeś powoli zaczął liczyć na to, że podejdzie.

– Wybrakowany? On wybrakowany? – wkurzył się. – I mówi to ktoś, kto jedyne co potrafi to podnieść rękę na słabszego od siebie, bo myśli, że w ten sposób będzie tym lepszym? To pan jest wybrakowany!

– Jak śmiesz ty szczeniaku! – ojciec Jake’a nie wytrzymał i rzucił się na niego z rękoma. Wędrowiec uchylił się przed ciosem, a potem przed kolejnym. Odepchnął napastnika od siebie i dziękował w duchu za tych wszystkich bojowych staruszków, którzy trafili do szpitala. Dzięki nim był w stanie zręcznie wykonywać uniki, a nie kiedy nawet i odpowiadać na atak.

– I czym pan wytłumaczy to, co zrobił pan Jake’owi? Będzie się pan zasłaniał wymówkami? Kłamał sobie w sam oczy, że to pan jest normalny, a on nie, bo wymyślił pan sobie swój porządek świata? – dalej wkręcał śrubę jednocześnie uciekając przed jego ciosami. Do pogoni dołączył nawet ochroniarz uwolniony spod buta Japesia, ale i on nie był złapać ten naładowanej magią piłeczki kauczukowej.

– Jak taka dewiacja może być normalna? – krzyknął do niego machając rękoma na oślep. Wędrowiec zmęczył go i jego goryla, który stał już w miejscu i czasem od niechcenia próbował go złapać.

– Nie wiem, proszę pana. Nie wiem, jak można tolerować bicie własnego dziecka za to, że jest sobą. Tylko potwornie wybrakowani ludzie tak robią. – odparł. Ojciec Jake’a nakręcał się coraz mocniej, a Japeś dźgał go dalej widząc, że odwracanie ról i uświadamianie mu, że on też mógł być dewiantem działało na niego niczym płachta na byka.

Przepychanki trwały jeszcze dłuższą chwilę, aż w końcu rozjuszony do granic możliwości ojciec Jake’a dopadł Wędrowca. Ten jednak, mając dużo więcej energii niż on, przyłożył mu z całą magiczną mocą, aż ten upadł na pośladki. Chłopak spojrzał z pogardą na siedzącego na ziemi mężczyznę.

– I jak się pan czuje? Uderzyłem pana. Może nie tak mocno jak powinienem, ale mimo wszystko: uderzyłem. Czy to zmieniło pańskie poglądy? Zapewne nie. Tak samo jest z Jake’iem. Nie zmieni go pan tłukąc go bez opamiętania. Jake będzie panu kłamał, że się zmienił, ale nie zmieni go pan z czegoś, co nie jest jego wyborem. To jakby bić go za to, że oddycha! Jedno panu powiem… Zmienił pan za to mnie. – warknął do niego groźnie. Podszedł do niego i butem docisnął go do podłogi. – Dlatego ostrzegam: jeśli podniesie pan jeszcze raz rękę na Jake’a, ja podniosę moją rękę na pana, a wtedy nie będę się powstrzymywał. Nie pozwolę go panu krzywdzić.

Kiedy skończył swój monolog podszedł do drzwi. Zanim jednak wyszedł, zwrócił się do ojca Cienia.

– Współczuję Jake’owi, że ma takiego ojca. W tej kwestii na szczęście ma jednak wybór, aby się od pana odciąć. – i powiedziawszy to opuścił budynek.

Nikt nie stawał mu na drodze. Skoro Japeś postanowił wyjść to po co mu to utrudniać? Spowodował i tak wystarczająco problemów.

Na zewnątrz zamówił taksówkę, która odwiozła go na dworzec, a stamtąd wrócił pociągiem do domu. Był nawet zadowolony, chociaż rozmowa nie potoczyła się do końca tak, jak planował. Mimo tego liczył, że był wystarczająco dosadny. Nie zależało mu na tym, aby ojciec Jake’a zrozumiał, ale na tym, aby dał mu wreszcie spokój. Nie wierzył w to, że taka osoba mogłaby się zmienić, więc lepiej byłoby, gdyby po prostu zniknął z ich życia raz a na dobre.

W dobrym nastroju dotarł do domu, a tam spotkał się ze zdziwionym pytaniem o swoje wyjątkowo wesołe zachowanie.

– Miałem dziś wyjątkowo dobry dzień! – odparł z nieukrywaną radością.

Mefisto

#318. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.33 – Bojowa rozmowa Read More »

#316. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.32 – Bez odwrotu

Pierwszy dzień zleciał im dosyć szybko. Japeś dał Jake’owi klucze do mieszkania, bo ten musiał pójść do pracy. Wrócił wczesnym rankiem i ulokował swoje wykończone ciało obok Wędrowca. Smok jasno i wyraźnie podkreślił, że kanapa była jego miejscem do spania i biada temu, kto próbowałby ją bezprawnie zająć.

Japeś obudził się niedługo po tym jak Cień wrócił i zaskoczeniem, ale i dziwną radością patrzył na chłopaka śpiącego obok niego. W pewnym sensie ucieszyło go to, że Jake wrócił, a nie wykorzystał okazję i uciekł…

Ostrożnie zebrał się z łóżka, aby go nie obudzić, wziął szybki prysznic i dotarł do lodówki, gdzie zaczął planować coś dobrego na śniadanie. Stwierdził jednak, że jajecznica będzie najlepszym rozwiązaniem, a jednocześnie najmniej niebezpiecznym dla Japesia do przygotowania.

Przygotowanie śniadania przerwał jednak dzwonek do drzwi, za którymi kryła się Siya. Wędrowiec wpuścił ją do środka. Oboje zajęli się rozmową, a Japeś dodatkowo przygotowywał posiłek powiększony o porcję dla niespodziewanego gościa. Dziewczyna w między czasie zdradziła mu cel swojej wizyty: miała w planach wyciągnięcie Japesia na zakupy.

Niedługo po przyjściu Siyi, Jake wyłonił się z pokoju i zajął miejsce obok niej. Był wyraźnie niewyspany, ale musiały go obudzić ich śmiechy i chichy, więc po prostu się poddał i dołączył do drużyny śmieszków. Siya wpierw była zaskoczona, potem niesamowicie uradowana, ale na koniec zobaczyła twarz Jake’a i od razu domyśliła się co się mogło stać.

– Twoi rodzice? – zapytała krótko, a Cień kiwnął głową w odpowiedzi. Japesia zaskoczyło to, jak ta dwójka dobrze siebie znała, że potrafili bez problemu odczytywać swoje myśli. Z drugiej strony, gdyby Wędrowiec wiedział jacy byli rodzice Jake’a, też pewnie by się domyślił.

Wszyscy troje powoli zaczęli pochłaniać śniadanie jednocześnie dyskutując o całej tej sytuacji. Siya uśmiechnęła do Japesia na wieść o tym, że przyjął on Jake’a pod swój dach. Wędrowiec za to, pod wpływem tego spojrzenia, mało co nie udławił się jajkiem. Potem uśmiechnęła się zwycięsko do Cienia, który w odpowiedzi pokazał jej jedynie język.

Po skończonym posiłku zebrali się i udali na zakupy. Jake wręczył Siyi kluczyki do auta, a sam rozłożył się na tylnym siedzeniu i korzystał z okazji, aby się zdrzemnąć. Jak zawsze na drodze musiały być korki z powodu robót, więc podróż im się dłużyła. Japeś podziwiał wolno przesuwający się widok za oknem, a jego towarzyszka skupiała się na prowadzeniu. W duchu jednak wyklinała Jake’a, bo on musiał wiedzieć o korkach. Inaczej nie dałby jej prowadzić!

Ostatecznie dotarli na miejsce i zaczęli ustalać plan działania.

– Idę po kawę. Możemy się spotkać za 15 minut przy poczcie. – ziewnął Jake. Spał raptem jakieś cztery godziny, co dla niego było nieakceptowalne.

– Skoczę do drogerii i za *pół* godziny możemy się tam spotkać. – poprawiła go Siya. – Może weźmiesz Japesia ze sobą? Raczej wątpię, by przetrwał mój sklepowy maraton.

– Mało kto przetrwałby twój maraton. – na te słowa dziewczyna pokazała Cieniowi język i ruszyła w stronę drogerii. Cień i Wędrowiec udali się wpierw do sklepu komputerowego, gdzie Jake wybrał sobie w miarę taniego laptopa, potem udali się do sklepu z ubraniami, gdzie oboje znaleźli coś dla siebie, a na sam koniec dotarli do kawiarni, gdzie zamówili kawę na wynos. Stamtąd wyruszyli pod pocztę i czekali cierpliwie na Siyę.

Dziewczyna w typowym dla niej zwyczaju spóźniała się. Jake nie wydawał się tym przejęty. Rozsiadł się wygodnie na nieopodal stojącej ławce i delektował się kawą. Japeś za to pił tą płynną gorycz jakby za karę. W życiu tak mocnej kawy nie pił…

– Skąd się znacie? Z Siyą? – zapytał nagle, a Cień spojrzał na niego i zamyślił się.

– Cóż… Mieszkała tuż obok, nasi rodzice się znali. Trochę taka sąsiedzka znajomość. Potem chodziliśmy razem do szkoły, więc poznaliśmy się lepiej. – westchnął i upił spory łyk z papierowego kubka. – W liceum udawaliśmy, że chodzimy ze sobą.

– Udawaliście? – zdziwił się, a Jake zaśmiał się.

– Taa… Moi starzy przyłapali mnie w niekomfortowej sytuacji, zrobili burdę stulecia, wysłali do psychologa. Niewiele brakowało, a posłaliby mnie na jakiś obóz naprostowujący… Siya zgodziła się ze mną chodzić na niby, aby się odwalili. – rzekł dosyć spokojnie. – Od czasu do czasu wysłałem im zdjęcie jak się przytulamy czy coś i był spokój. Przynajmniej do wczoraj.

26.07.2020_22-17-31

– Ojciec cię wtedy… pobił? – Japeś znał odpowiedź na to pytanie. Widział je w lekko zaskoczonych, ale i zirytowanych oczach Jake’a.

– Pobił… Złamał mi dwa żebra i rękę. Jak Siya mnie zobaczyła, sama to zaproponowała. Najlepsza przyjaciółka jaką można mieć. – jednym łykiem dopił resztę kawy.

– To miłe z jej strony. – uśmiechnął się. W duchu jednak czuł coraz większą potrzebę zrobienia coś z tą beznadziejną sytuacją. Im więcej znał szczegółów, tym bardziej chciał działać.

– Ty i ona to chyba jedyne osoby na tym świecie, które o mnie dbają. – uśmiechnął się do niego, a Japeś na chwilę oderwał się od kipienia nienawiścią do ojca Jake’a. Znowu poczuł to śmieszne łaskotanie w klatce piersiowej, a serce zaczęło mu łomotać z ekscytacji. To uczucie przerwało jednak pojawienie się Siyi obładowanej zakupami.

Cień zajął się rozmową z dziewczyną, a dokładniej wskazywanie na zegarek i podkreślanie, że się spóźniła. Siya za to pokazywała mu język w szczerym rozbawieniu. Japeś skorzystał z okazji i szybko napisał wiadomość do Dominika z prośbą o pomoc w znalezieniu adresu rodziców Jake’a.

Resztę dnia spędził pomiędzy oczekiwaniem na odpowiedź a spędzaniem czasu z pozostałą dwójką. Pod wieczór otrzymał odpowiedź, która nieco go zaskoczyła. Zawierała adres wraz z dopiskiem “to nie było trudne – wystarczyło wpisać jego imię w wyszukiwarkę”.

Japeś był gotowy do realizacji swojego planu…

Przeczekał kilka dni i udając, że szedł do pracy, w rzeczywistości udał się na pociąg, a potem na taksówkę, aby dojechać do posiadłości rodziców Jake’a. W głowie układał sobie swój monolog i starał się odsunąć myśli o tym, aby wysadzić ojca Cienia przy użyciu magii. Mimo iż było to bardzo uzasadnione, Kraniec Czasu wciąż byłby z tego faktu niezadowolony.

26.07.2020_22-21-26

W końcu dotarł do celu swojej podróży i zamarł z wrażenia. Willa rodziców Jake’a była ogromna, prawie największa w okolicy. Do środka dostał się istnym cudem: odbywał się właśnie jakiś casting i wzięto go za jednego z zainteresowanych posadą. Wykorzystując zamieszanie przemknął się między korytarzami, aż odnalazł biuro, w którym znajdował się cel jego wizyty: oto stanął przed ojcem Cienia, jego matką siedzącą u jego boku i jakimś wielkim kolesiem, który patrzył groźnie na chłopaka.

Wiedział, że nie było już dla niego odwrotu!

Mefisto

#316. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.32 – Bez odwrotu Read More »

#314. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.31 – Nowy współlokator

Oboje weszli do mieszkania Japesia, gdzie spotkał ich zdumiony i dosyć przerażony Smok. Oczywiście leżał on pośród opakowania psich przysmaków, którymi się cały wieczór zajadał.

– Coś ty mu zrobił? – wrzasnął widząc poturbowanego Cienia. Prastary wiedział, że Wędrowiec był zły na niego, ale żeby aż tak?

– To nie on mi to zrobił. To… trudne sprawy rodzinne. – burknął Jake rozbawiony wizją, że Japeś mógłby go skrzywdzić. Z drugiej strony chłopak mógł go uszkodzić przypadkiem. Wtedy jednak pewnie potrzebny byłby lekarz. Zarówno do pomocy Wędrowcowi jak i do stwierdzenia zgonu Cienia…

Japeś pośpiesznie zabrał Cień do swojej sypialni i pożyczył mu swoje ubranie, aby miał się w co przebrać następnego dnia. Jake nie miał nic przy sobie i istniała bardzo mała szansa, by cokolwiek odzyskał skoro nijak czuł chęć do powrotu do tamtego mieszkania.

– Nie wiem naprawdę jak ci się za to wszystko odwdzięczę… – powiedział cicho do Wędrowca. W ciągu chwili stracił wszystko, w ciągu chwili uzyskał dużo więcej niż by się ktokolwiek mógł spodziewać. Japeś w tej swojej obezwładaniającej trosce o niego zapewnił mu poczucie bezpieczeństwa, a to było tym, czego w tamtym momencie potrzebował.

– Nie musisz się odwdzięczać. – odparł z uśmiechem, ale nim zdążył coś dodać, Jake objął go i wtulił się w niego. Wędrowiec był zaskoczony reakcją Cienia, ale ostatecznie przytulił go do siebie. Chociaż starał się panować nad sobą to serce biło mu jednak jak dzwon i miał lekką obawę, że jeszcze trochę i wyskoczy mu z klatki piersiowej. To było i dziwne, i miłe, ale chyba jednak najbardziej dziwne.

Chwilę potem zgodnie ustalili, że pora zająć się życiem codziennym. Japeś wysłał Jake’a do lokalnego sklepiku po zakupy, a sam przycupnął przy Prastarym, aby prosić go o największą ze wszystkich możliwych przysług.

– Mam zerwać kręgi uwiązania? – odparł zdziwiony, ale jednocześnie pożerał babeczkę truskawkową, którą perfidnie podsunął mu Wędrowiec. Co jak co, ale ich relacja stała się w pewnych kwestiach niemal przezroczysta i oboje potrafili przejrzeć się na wylot.

– To chyba nie jest trudne dla takiego wspaniałego Smoka jak ty? – słodził mu, a Prastary pożerał komplement równie chętnie, co babeczki.

– Nie, to nie jest trudne. Trzeba wziąć pod uwagę to, że miałbym uwolnić Cień, a to sprawiłoby, że stałby się on zbiegiem. Ostatecznie pewnie zostałby odnaleziony i pożarty. Nie wspomnę już o tym, że jeśli ktoś odkryje mój czy twój udział to i my za to bekniemy. – mruknął po chwili zastanowienia i połknął kolejny smakołyk.

– A dałoby się to zrobić tak, aby nikt się nie dowiedział? – Japeś drążył dalej licząc na magiczne “tak”, które w ramach konsekwencji przyniosłoby jedynie poprawę sytuacji. Wystarczająco już w życiu doświadczył problemów wynikających tylko i wyłącznie z dobrych chęci.

– To jest możliwe, ale nie jest proste. – burknął połykając ostatnią babeczkę. – Jeśli dasz mi trochę czasu to skonsultuję to z moimi księgami i zobaczę, co da się zrobić.

– Dziękuję! – krzyknął ucieszony, ale radość Japesia szybko uciekła. – Czekaj, a jaki jest w tym haczyk? Co byś chciał w zamian?

– Dużo babeczek truskawkowych. Bardzo dużo. – wyszczerzył swoje psie kły i zamerdał ogonem. Wędrowiec nie dowierzał, więc Smok dodał po chwili. – Powiedzmy, że twój plan nakłada się na mój plan i dlatego nie mam nic przeciwko jego realizacji.

Japeś z jednej strony chciał wiedzieć, co to za plan, z drugiej jednak wolał nie pytać i brać to, co mu dawał los. To pomogłoby uporządkować jego egzystencję jako istoty z Krańca Czasu. Pozostawała jeszcze kwestia jego ludzkiego życia, ale Wędrowiec miał w głowie kolejny genialny plan. Potrzebował do niego jedynie kilku brakujących elementów, aby móc zacząć go realizować…

Knowania Japesia przerwał Cień wracający ze sklepu. Wędrowiec zauważył, że na liście zakupów zabrakło kilku rzeczy, więc tym razem on się zebrał i zostawił Jake’a samego ze Smokiem i śpiącym gdzieś w kącie Chochlikiem.

Cień usiadł na kanapie i z braku lepszych zajęć zaczął przeglądać portale społecznościowe na telefonie. Prastary doczłapał do niego i wdrapał się na kanapę, aby usiąść obok niego. Przez dłuższą chwilę trwali w milczeniu, którą nagle i znienacka przerwał Smok.

– Słuchaj, nie chcę zabrzmieć jak przyzwoitka, ale jestem kompletnie przeciwny temu, co się między wami dzieje. – warknął swoim potężnym, aczkolwiek psim głosem. Jake zerknął na niego kątem oka i odłożył telefon czując się jak gdyby zaraz miał przejść przez rozmowę uświadamiającą mu o “pszczółkach i ptaszkach”. Cień pewnie by się do tego odniósł, ale jego relacja z Japesiem odbywała się równocześnie na tylu płaszczyznach, że równie dobrze Prastary mógłby mieć pretensje o to, że jedzą w tych samych knajpach.

– Ufam w decyzje Japesia na tyle, na ile wiem, że konsekwencje jego wyborów uderzą tylko w niego. – kontynuował, a Jake znów poczuł się jak niechciany insekt. Bycie Cieniem nie było proste. – Tym razem jednak twoja obecność tutaj może zaszkodzić i mnie.

– Chcesz żebym się wyniósł, tak? – zapytał od razu wiedząc do czego zmierza ta rozmowa. Nawet z tym nie walczył, bo koniec końców i tak Smok mówił prawdę. – Postaram się wynieść tak szybko, jak to będzie możliwe…

– Normalnie bym się ucieszył na taką odpowiedź. – Prastary odparł spokojnie, a to zdziwiło Jake’a. To w końcu on chciał, aby ten się wyniósł, czy nie? – Jednak właściciel tego mieszkania ma zupełnie inne zdanie na ten temat i wierzy, że twoja obecność tutaj jest potrzebna. Dlatego mam tylko jedno pytanie: co planujesz w stosunku do Japesia?

– Jeśli pytasz o sprawy Krańca to nic. Tamten rozdział został zamknięty. Jeśli chodzi o sprawy ludzkie… – tutaj zawiesił się na chwilkę. – W tej kwestii nie mogę nic zagwrantować.

– Czyli mógłbyś go skrzywdzić? – na w pół stwierdził, na w pół zapytał, a Cień uśmiechnął się rozdrażniony.

26.07.2020_22-05-39

– Gdybym chciał go skrzywdzić, zrobiłbym to już dawno. Wiesz o tym doskonale. Gdybym miał wrogie zamiary, tamtej nocy walczyłbym z tobą o ducha, a po Japesiu nie zostałby nawet ślad. – odparł uśmiechając się lekko, aczkolwiek z wyraźnym wkurzeniem na twarzy.

– Wiem. – rzekł krótko Smok. – Po prostu chciałem to usłyszeć.

Jake spojrzał na niego zdziwiony, a Prastary uśmiechnął się na swój dziwny, psi sposób.

– Póki tu mieszkasz postaram się ukrywać twoją obecność przed innymi istotami. Będę cię jednak obserwował. Zrobisz coś Japesiowi i nie znajdzie się taka moc we wszechświecie, która cię przede mną ocali. – powiedział poważnym tonem, a kiedy skończył, zamerdał ogonem. – Mam nadzieję, że będzie się nam miło ze sobą mieszkało!

Mefisto

#314. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.31 – Nowy współlokator Read More »

#312. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.30 – Więzy rodzinne

Japeś po raz kolejny wprosił się na noc. Jake nie protestował. W końcu i tak Wędrowiec zrobiłby swoje, a Cień nie miał nawet ochoty się o to kłócić. Z drugiej strony towarzystwo chłopaka wydało się nawet kojące, bo był pierwszą istotą z Krańca Czasu, która go nie odtrąciła. Wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej stanęła po jego stronie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zaczął czuć ulgę. Zawsze myślał, że był kompletnie sam, a teraz okazało się, że znalazł bratnią duszę, która ocenia go po tym, co robił, a nie po tym, kim był.

Resztę wieczoru udało im się spędzić w przyjemniejszej atmosferze pomiędzy oglądaniem filmów na laptopie a wybieraniem jedzenia z lokalnych knajp, które oferowały dostawę do domu. Koło północy poddali się i poszli spać.

Poranek jednak wcale nie zapowiadał się dobry. Oboje zerwali się do gniewnegu krzyku jakiegoś mężczyzny w garniturze, dzierżącego w dłoniach klucze do mieszkania. Obok niego stała elegancko ubrana kobieta ze zdziwieniem malującym się na twarzy. Jake przeklął pod nosem i momentalnie zebrał się z łóżka stając twarzą w twarz – jak się z rozwijającej między nimi dyskusji okazało – swoim ojcem. Dyskusja oczywiście szybko przemieniła się w kłótnię na temat tego jak bardzo mężczyzna zawiódł się na Jake’u i o tym jak Jake miał na to wywalone.

Im dłużej w tym trwali, tym głośniejsze stawały się ich wrzaski. W pewnym momencie Cień kazał Japesiowi wyjść. Eksortował go do drzwi jednocześnie osłaniając go przed swoim ojcem, który był o krok od wybuchnięcia. Kiedy tylko Wędrowiec znalazł się poza mieszkaniem, Jake kazał mu wracać do domu i obiecał, że się do niego odezwie.

Jeszcze przez chwilę wsłuchiwał się w toczącą między nimi kłótnię, do której – sądząc pod odgłosach – doszło do rzucania przedmiotami. Japeś jednak posłuchał się Cienia i udał pośpiesznie na autobus. Cały czas jednak martwił się o chłopaka, bo jego ojciec wydawał się całkowicie stracić nad sobą kontrolę. Ufał jednak, że jego towarzysz był w stanie zapanować nad sytuacją.

Jake nie tylko cierpiał z powodu swojej roli na Krańcu Czasu, ale też i z powodu swojej rodziny będącej nieodłącznym elementem jego ludzkiego życia.

14.07.2020_22-43-41

W połowie drogi do domu Japeś wysłał Cieniowi wiadomość w nadziei, że chłopak przetrwał kłótnię ze swoim ojcem. Jake odpisał mu dopiero w momencie, kiedy Wędrowiec był niemalże w domu. Wiadomość zawierała prośbę o spotkanie na parkingu niedaleko knajpy, w której spotykali się ze znajomymi od czasu do czasu. Japeś udał się tam czym prędzej i widząc stojący na parkingu samochód Jake’a, od razu do niego wsiadł.

Cień opierał głowę o kierownicę, jak gdyby zdążył przysnąć w międzyczasie. Kiedy usłyszał, że Wędrowiec bezceremonialnie ładuje mu się do auta, podniósł głowę i spojrzał w jego kierunku. Miał podbite oko i rozciętą wargę, ale nie wyglądał na przejętego tym. Japeś w swoim odruchu szpitalnym zajął się krwawiącą wargą, a Jake nawet nie zadawał pytań. Po prostu czekał, aż jego towarzysz skończy robić to, co robił.

– Wybacz… to taki odruch ze szpitala. Jak widzę krew to staram się opatrzyć. – mruknął Wędrowiec cicho. Nie za bardzo potrafił opanować chęć gapienia się na podbite oko i rozciętą wargę. W duchu czuł złość w stosunku do ojca Jake’a. Który rodzic byłby zdolny do czegoś takiego?

– To całkiem przydatny odruch. Dzięki. – odparł szybko uśmiechając się lekko, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mu opuchnięta warga. – Wybacz za to zajście rano. Nie chciałem, abyś był świadkiem czegoś takiego…

– To nie twoja wina. To twój… ojciec… zaczął. – Japeś zawiesił się na słowie “ojciec”. Ciężko mu było go używać w stosunku do kogoś, kto tak traktował własne dziecko. Znów zerknął na rany Jake’a. – Bardzo boli?

– Przyzwyczaiłem się. – odparł Cień krótko, co tylko przeraziło Wędrowca. – To nie pierwszy raz.

– Dlaczego? – Japeś kompletnie tego nie rozumiał, a przez to sam miał ochotę pójść sprać tamtego faceta. W życiu nie podejrzewałby samego siebie o takie pokłady złości.

– Mój stary nienawidzi mnie za coś, co nie jest nawet moją winą. Ty, Japesiu, możesz sobie decydować, czy wolisz facetów, czy kobiety, czy cokolwiek, a ja żyję jak każdy człowiek. Rodzę się z wybranymi cechami i choćbym nie wiem jak się starał, pewnych rzeczy nie zmienię… – westchnął ciężko, a po chwili dodał. – Ponadto musiałem urodzić się w konserwatywnej rodzinie, której życiową misją jest przekazanie swoich genów dalej.

– To ich nie usprawiedliwia! Nikt nie widzi, co oni ci cały czas robią? – oburzył się, a Cień uśmiechnął się smutno na myśl o tym, że Japeś kompletnie nie rozumiał ludzkiego życia.

– Moi kochani rodzice są na tyle bogaci, że policja nie widzi, szpital udaje, że nie słyszy, a opieka społeczna odkąd pamiętam miała zawsze wywalone. – mruknął i oparł głowę o oparcie. – Jakby tego było mało to wywalili mnie z mieszkania, bo to oni są właścicielami…

Jake zaśmiał się, a potem oparł głowę o kierownicę. Japeś przez moment myślał, że Cień się śmieje, ale szybko dotarło do niego, że chłopak płakał. Wędrowiec przypomniał sobie, że Cienie pokroju jego towarzysza stają się nazbyt ludzkie i z każdym przeżytym dniem coraz mniej odporne na przytłaczającą rzeczywistość. A z każdym życiem było to coraz gorsze i gorsze, aż stawało się nie do zniesienia…

Ostrożnie oparł dłonie na ramionach chłopaka i przesunał go z kierownicy na siebie, przytulając go mocno. Jake nie protestował. Wręcz przeciwnie: utonął w ramionach Japesia i łkał cicho wprost na jego ramię. Wędrowiec nie raz pocieszał kogoś w szpitalu i zdawał sobie sprawę, jak ważną rzeczą była druga osoba gotowa po prostu być obok.

Długą chwilę trwali w bezruchu nim Jake odsunął się i otarł pośpiesznie twarz z łez.

– Przepraszam. Po prostu… – zaczął, ale Japeś mu przerwał.

– Nie przepraszaj. To nic złego, że płaczesz. To w sumie nawet dobrze, bo płacz pomaga się uspokoić. – uśmiechnął się łagodnie. – A co do mieszkania: możesz wprowadzić się do mnie. Skoro duch się tak jakby wyprowadził to myślę, że przydałby mi się współlokator.

– Dziękuję, ale… Nie wiem, czy to dobry pomysł… – mruknął Jake opuszczając wzrok. To była kusząca propozycja, ale ryzykowna dla Japesia. W końcu Cienie były nie tylko nielubiane, ale też i nagminnie atakowane przez istoty z Krańca Czasu. Wędrowiec tylko znalazłby się niepotrzebnie na celowniku.

– Rozumiem, jeśli nie będziesz chciał. Nie chcę tylko, aby ta cała sytuacja była dla ciebie taka przytłaczająca. Jeśli zmienisz zdanie, zawsze znajdzie się u mnie kąt dla ciebie. – odparł ze swoją rozbrająjącą niewinnością. Jake za to zaczął walczyć sam ze sobą, aby zgodzić się i być bliżej z jedyną istotą, która nie odtrącała go, a chronieniem tej osoby przed konsekwencjami tego, kim był. Cała jego egzystencja to wieczna kara za coś, o czym zadecydował ktoś inny.

– Wiesz, że jeśli się wprowadzę mogą cię zaatakować istoty z Krańca Czasu? Nie chcę, aby coś stało ci się z mojego powodu. – mruknął smutno. Wędrowiec położył mu rękę na ramieniu i czekał, aż ten podniesie wzrok, aby spojrzeć w te dwa iskrzące z radości ślepia.

– Mieszkam z Prastarym. Myślisz, że on pozwoliłby komukolwiek zrobić mi krzywdę? Zresztą bezpodstawny atak na moją osobę uprawniłby mnie do użycia magii, a trochę stęstkniłem się za możliwością korzystania z niej. – uśmiechnął się z nieukrywanym zadowoleniem.

– To fakt. – zaśmiał się na słowa Wędrowca. Poniekąd mu to schlebiało, ale w pewnym stopniu czuł się nieswojo. Od tak dawna nikt nie wykazał żadnej chęci, aby o niego zadbać, że takie coś wydawało się po prostu niemożliwe. A jednak siedział obok niego niemożliwy Japeś i wierzył w swoje własne słowa, a przez to i Jake wierzył w to, że ktokolwiek stanąłby im na drodze, prędko by tego pożałował.

– Dobrze, wprowadzę się. Na jakiś czas…

Mefisto

#312. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.30 – Więzy rodzinne Read More »

#310. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.29 – Prawda o Cieniu

Cienie dzieliły się na kilka grup. Pierwszą, a zarazem najmniej obciążoną grupą były Cienie mobilne. Tak przynajmniej nazywał je Jake. Miały one określony cel, który efektywnie wyłapywały i wracały na Kraniec Czasu czekać na kolejne zadanie. Następną grupą były Cienie tymczasowe. Dostawały one ludzkie ciało na czas swojego zadania, aby dorwać tych sprytniejszych ludzi i znikali jak tylko dorwali swoją ofiarę. Ostatnią grupą były Cienie sieciowe. Działały one na zasadzie sieci rybackich pożerając złoczyńców na określonym obszarze. Były też skazane na powtarzanie ludzkich żyć jedno za drugim jednocześnie pracując dla Krańca Czasu. To miało zwiększać ich efektywność.

Oczywiście ostatnia grupa mierzyła się z efektami ubocznymi: zbyt długie życie jako człowiek sprawiało, że takie Cienie stawały się nazbyt ludzkie i popełniały sporo błędów, załamywały się mając podwójne życie praktycznie od dnia narodzin, odbijało im, kiedy wspomnienia z innych żyć mieszały się z obecnymi… Nie mówiąc już, że posiadali ludzkie rodziny, a te często dokładały się do ich nieszczęścia. Sieciowcy byli skazywani na taki los, kiedy coś przeskrobali, a kiedy przestawali być użyteczni, byli pożerani.

14.07.2020_22-38-47

Japeś szybko domyślił się, że Jake należał do ostatniej grupy. Domyślił się też, że jego gnuśny charakter to efekt frustracji spowodowanej nieustanną rolą łowcy. Wędrowiec zaczął się zastanawiać ile żyć przeżył Cień i jak duży miało to na niego wpływ.

– Czyli to, co robisz, to kara? – zapytał niepewnie. Jake westchnął ciężko i opadł na łóżko gapiąc się w sufit. Pierwszy raz jego twarz zdawała się pozbawiona kolorów. W rzeczywistości była po prostu smutna, ale dla Japesia wyglądało to tak, jakby stracił nagle swoją wyrazistą barwę.

Cień przez długi czas patrzył się tępo na biel sufitu. Dostał najtrudniejsze pytanie ze wszystkich możliwych, a jednocześnie tak bardzo prawdziwych i oddających naturę jego egzystencji. Użytecznej dla tych na górze… Przynajmniej póki co.

– Nigdy mi się nie podobało to, jak Kraniec nas traktuje. Nas, Cieniów… Zawsze byliśmy gorsi, zawsze robiliśmy najgorsze. Nikt jednak nie patrzył na to, że robimy to tylko najgorszym i to na polecenie tych, którzy nami gardzą. Zbuntowałem się. – zaczął, a potem zamilkł, jak gdyby chciał zebrać słowa, ale nie potrafił. Ogarniała go złość, wylewała się z niego i otaczała wszystko wokół. Japeś czuł rozlewającą się wokół magię i – musiał przyznać – czuł jej przytłaczającą potęgę. Cień musiał być dosyć potężną istotą lub też ta złość była w stanie dać mu tyle siły.

– Był taki ktoś, kto najpierw stanął po mojej stronie, a kiedy mu zaufałem to wykorzystał to przeciwko mnie. Ja zostałem wysłany na stracenie, a tamten ktoś dostał bilet do lepszego życia. – dokończył po chwili, a wylewająca się z niego złość wybuchła powodując silny podmuch, który prawie zrzucił Wędrowca z łóżka, a niektóre przedmioty postrącał ze swoich miejsc.

– Cień ci to zrobił? – zapytał, a w odpowiedzi dostał jedynie kiwnięcie głową na “tak”. – Dlaczego nie uciekniesz?

Na te słowa Jake podniósł się jak oparzony, przez co niewiele brakowało, aby Japeś sam zaczął uciekać. Cień jednak podwinął koszulkę i pokazał mu tatuaż na ramieniu.

– To są kręgi uwiązania. Złamię jedną zasadę Krańca Czasu i one mnie pochłoną. – mruknął. Złość w jego oczach ugasła i znów zastąpił je smutek. Wędrowiec czuł jego rozpacz. Rozumiał ją. Jake nie chciał być katem, a skazano go na to do końca jego egzystencji. Kraniec Czasu nie był jednak taki cudowny, kiedy poznało się jego tajemnice. W sumie nie byli specjalnie inni niż ludzie, a jednak często wywyższali się nad nimi…

Cień opadł z powrotem na łóżko i wrócił do gapienia się w sufit. Japeś tępo gapił się w podłogę i nie wiedział nawet, co powiedzieć. Całe swoje życie wierzył, że Cienie były złe i okrutne, a teraz zaczynało docierać do niego, że ktoś wykonywał najgorszą możliwą pracę i zamiast szacunku dostawał pogardę.

– Zawsze bałem się Cieniów… W szczególności po tych opowieściach, jak to pożeracie Wędrowców. – Jake uśmiechnął się lekko na te słowa. – Ale teraz widzę, że to wszystko było kłamstwo tylko po to, abyśmy się was bali… Przepraszam.

– To nie twoja wina, Japesiu. Taka jest najwidoczniej nasza rola w społeczeństwie Krańca. Nikt nie chce mieć z nami nic do czynienia. – mruknął. Wędrowiec obruszył się lekko na te słowa.

– Ja chcę mieć! – niemal krzyknął, a Cień znowu się uśmiechnął i podniósł z łóżka.

– Nikt nie będzie patrzył na to pozytywnie. Zdajesz sobie z tego sprawę? – zapytał spokojnie, ale z lekkim rozbawieniem w głosie. Nie było mu jednak do śmiechu. To był raczej grymas bólu, w którym tkwił od dawien dawna.

– Nie obchodzi mnie to. Mogą sobie patrzeć na to z pogardą. Mam to gdzieś. – odparł, a Jake się zaśmiał znów. – Nikt nie zasługuje na takie traktowanie. A już na pewno nie ty!

14.07.2020_22-38-58

– To miłe, co mówisz. Naprawdę… – rzekł zastanawiając się jak bardzo stuknięty musiał być ten Wędrowiec, aby szczerze i z własnego serca postawić się ustalonemu od dawna porządkowi.

Mefisto

#310. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.29 – Prawda o Cieniu Read More »

#308. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.28 – Trudna rozmowa

Japeś obudził się wcześnie rano i powlókł swoje półprzytomne (z powodu całonocnych rozmyślań) ciało do pracy. Tam oczywiście odprawił swoją japesiową magię, do której modliło się pół internetu, a potem równie anemicznie popędził do domu. Wyżarł z lodówki wszystko, co jeszcze nie dostało nóżek i ignorując Smoka, udał się do pokoju.

Przez kilka następnych godzin zadręczał się pytaniami, co tylko doprowadzało go do furii. Jednocześnie musiał przyznać, że Jake miał do niego anielską cierpliwość, bo on sam miał ochotę przywalić sobie krzesłem. Próbował zająć umysł codziennymi obowiązkami, ale nic nie dawało rady natrętnym myślom. W końcu postanowił rzucić wszystko na jedną kartę. Sięgnął po telefon i wysłał wiadomość do chłopaka.

30.06.2020_00-07-22

Japeś 19:24
Moglibyśmy porozmawiać?

Jake 19:27
Nie

Japeś 19:27
🙁 🙁 🙁

Japeś 19:31
Proszę

Jake 19:34
nope

Japeś 19:34
Zacznę wysyłać ci zdjęcia mojej zapłakanej twarzy, jeśli się nie zgodzisz! 🥺🥺🥺

Jake 19:34
wtf 😳

Jake 19:35
bede po 20 w domu

Japeś 19:35
Ok! 😊

Uradowany zebrał się natychmiastowo. Nim jednak wyszedł postanowił porozmawiać ze Smokiem.

Prastary drzemał na kanapie, więc delikatnie obudził go, a kiedy ten przestał się wściekać o to, że Japeś odbierał mu prawo do snu, usiadł zgrabnie na łóżku. Wędrowiec spojrzał mu głęboko w oczy, a potem poszedł do kuchni i wrócił z całym opakowaniem psich chrupek.

– Idę do Ja… Do Cienia. Muszę z nim wyjaśnić pewne sprawy. Dalej jestem na ciebie zły. – zaznaczył ostro, ale Japeś nie potrafił długo się złościć. Nie miał na tyle wyćwiczonych mięśni na twarzy, aby wykrzywiać je w ponurym grymasie. – Zostawiam ci jedzenie, bo nie wiem, kiedy wrócę. Tylko się nie opchaj!

– Jestem generalnie negatywnie nastawiony do jakichkolwiek dalszych relacji między tobą a Cieniem, ale że zostawiasz chrupki to przemilczę tą kwestię. – odparł oblizując się z radości. To był ten dzień, kiedy opcha sobie brzuszek smakołykami z górnej, kuchennej półki. Bogom niech będą dzięki za powalone życie Japesia!

– Ja też nie jestem szczęśliwy z tej sytuacji, ale zje mnie ona od środka, jeśli nie dostanę odpowiedzi na niektóre pytania. – poklepał Smoka po głowie, ale ten nawet się nie przejął. Domyślał się, że Wędrowiec będzie chciał wiedzieć, o co chodziło w tej sytuacji i koniec końców poszedłby szukać odpowiedzi. A lepiej, aby męczył Jake’a niż jego.

Japeś wyszedł z domu i ledwie zdążył na autobus. Właściwie to wbiegł z impetem w zamykające się drzwi i kierowca musiał się upewnić, że chłopak wciąż żył. A skoro autobus stał, Wędrowiec przeżył, to pozwolił mu wejść na pokład i kontynuować jego podróż do kolejnego punktu w jego życiu, który miał całkowicie odmienić jego los. Po raz kolejny.

W końcu dotarł do celu swej wyprawy. Stał pod drzwiami Jake’a. Nie potrafił jednak zebrać się w sobie, aby zapukać. Przerażenie brało górę nad zdrowym rozsądkiem. Wszak szedł prosto w szpony Cienia, a słyszał wiele historii o tym, jak te stworzenia bez skrupułów zjadają Wędrowców na śniadanie albo dla zabawy zrzucają ich z Krańca Czasu. Ot tak, po prostu!

Drzwi jednak zostały otworzone przez Jake’a, który zmierzył morderczym wzrokiem Japesia.

– Co taki zdziwiony? Czuję cię już odkąd wysiadłeś z autobusu. – burknął do niego, a po chwili – widząc zakłopotanie Wędrowca dyskretnie sprawdzającego, czy nie przesiąkł zapachem swojego potu – dodał. – Ech… Wyczuwam cię jako magiczną istotę.

Cień widział jednak, że Japeś zachowuje się jak chodząca galaretka, więc wciągnął go do mieszkania, zamknął drzwi, a potem siadł na brzegu łóżka czekając, aż jego dygoczący gość przestanie dygotać i zacznie zalewać go pytaniami, pretensjami, czy cholera wie czym jeszcze.

– Posłuchaj… – zaczął niepewnie, a Jake wzruszył rękoma pokazując mu, że Wędrowiec miał całą jego uwagę. – Chociaż mnie oszukałeś i chociaż bardzo bym chciał to nie potrafię mieć do ciebie o to wszystko pretensji. To jest dziwne tym bardziej, że cała nasza znajomość to jedno wielkie kłamstwo… Ale jestem w stanie to nawet zrozumieć, chociaż mało z tego wszystkiego rozumiem.

Japesia zdziwił fakt z jaką łatwością poszło mu wyrzucenie tego z siebie. A może po prostu za bardzo skupiał się na wszystkim i zapomniał na chwilę o swoim strachu i niepewności?

Jake za to był zdumiony. Spodziewał się kłótni, wyzwisk, obelg, ale Wędrowiec przyszedł do niego ze znacznie większym kalibrem. Chłopak wstał, wszedł do kuchni, zabrał flaszkę i wrócił z nią na łóżko. Od razu wypił solidny łyk.

– Nie pijesz za dużo? – zapytał nieco zaniepokojony Japeś. W końcu ilekroć się widzieli, Cień pił niesamowite ilości alkoholu, jakby chciał się conajmniej wyłączyć.

– Piję tyle odkąd zacząłem spędzać z tobą więcej czasu. Ciebie nie da się pojąć na trzeźwo… – westchnął, wziął kilka sporych łyków i spojrzał na swojego rozmówcę. – Powiedz mi, co ci odbiło tym razem? Zamiast wściec się na mnie i zapomnieć, że istniałem, ty przychodzisz do mnie i okazujesz mi zrozumienie. Ciebie walec potrącił jak tu jechałeś, czy co? Powinieneś być wściekły! Jestem Cieniem! Najgroszym złem dla takich jak ty!

– Prawdę mówiąc to jestem trochę zły na ciebie, ale jadąc tutaj zacząłem zastanawiać sie, dlaczego tak postąpiłeś. Wolałeś, abym nie wiedział, bo nie chciałeś, abym się odsunął, prawda? – zapytał, a Jake znów westchnął, upił kolejny solidny łyk i kiwnął potakująco głową. Japeś podszedł do niego i delikatnie, aczkolwiek stanowczo zabrał mu butelkę, którą odstawił na podłogę. Sam usiadł obok Cienia i wpatrywał się w niego czekając, aż coś powie.

– Z początku zależało mi tylko na tamtym dupku, który mi uciekł. Gdyby nie Prastary, pozbyłbym się go i zapomniał, że w ogóle istniałeś. Ale on potrzebował czasu. No i jeszcze Siya wymyśliła sobie nas swatać. A ty jesteś jaki jesteś. Ciężko tak po prostu udawać, że ktoś, kto żyje tak swobodnie, nie istnieje. – mruknął patrząc się w podłogę. – Nie chciałem cię tak po prostu wyrzucać ze swojego życia. Nawet jeśli było to nieuniknione.

– Ja żyję swobodnie? – zdziwił się Wędrowiec. Z jego perspektywy wszystko waliło się raz po razie, a on obrywał kopniaki od każdej możliwej rzeczy, a najbardziej od samego siebie.

– Japeś, pół świata żyje tym, że kichnąłeś, a ty chodzisz po ulicach jak gdyby nigdy nic. Wtapiasz się w tłum, bo masz wywalone poza skalę, a wielu sławnych podcina sobie żyły, bo zbyt dużo ludzi się na nich patrzy w jednym momencie. Ty jesteś bogiem mitowisizmu! – Jake spojrzał na twarz Japesia, który w głowie notował sobie, aby sprawdzić co to za religia ten mitowisizm… – Żyjesz swobodnie, bo jesteś sobą i się tego trzymasz. Zazdroszczę ci.

– Zazdrościsz? – zdziwił się. Cień wydawał się taki wolny, a jednak w jego głosie czuć było lekką gorycz, której Wędrowiec nie mógł pojąć.

– Moja egzystencja tutaj jest bardzo skomplikowana. Ty zdecydowałeś, że chcesz przeżyć jedno ludzkie życie, a ja nie miałem wyjścia. Bycie Cieniem jest.. trudne. – westchnął po raz kolejny. Chciał sięgnąć po butelkę, ale Japeś złapał go za dłoń i ani myślał puścić.

– Możesz wyjaśnić? Chciałbym lepiej zrozumieć jak to jest być Cieniem. – zapytał i cierpliwie czekał, aż Jake przeanalizuje pytanie i da mu odpowiedź nakierowującą go choć trochę w stronie zrozumienia.

– To będzie ciężkie… Ale niech ci będzie.

Mefisto

#308. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.28 – Trudna rozmowa Read More »

#306. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.27 – Rytuał

Tylko cztery dni dzieliły Cień od realizacji swojego zadania. Jednocześnie były to cztery dni z Japesiem zadającym sto pytań na minutę. Wędrowiec zdawał się wierzyć w to, że jeśli zapyta o wszystko, co możliwe, to pozna odpowiedź na sekretne pytanie: co mu się tak właściwie podobało. Jake odpowiadał najlepiej jak umiał, ale jego zapał stygł wraz ze zbliżającym się rytuałem.

Japeś szybko zauważył tą dziwną barierę między nimi. Wydawała się niemal nienaturalna. Jeszcze szybciej uznał jednak, że mu się to wydawało, a Jake miał go po prostu dosyć. Wędrowiec sam miałby siebie dosyć, gdyby wypytał się chyba o każdy możliwy aspekt darzenia drugiej osoby uczuciem miłości.

Chłopak szybko poczuł dziwną pustkę. Każdy swój wolny moment spędzał z enigmatycznym chłopakiem, a kiedy jednego dnia odpuścił, zrozumiał, że nie potrafił znaleźć sobie zajęcia. Na chwilę zajmował swój umysł codziennymi sprawunkami, ale ostatecznie i tak zastanawiał się, co Jake powiedziałby, gdyby zapytał go o kolejną pozycję z listy rzeczy do zapytania.

Skoro ekspert numer jeden nie chciał z nim rozmawiać, sięgnął po telefon i umówił się z ekspertką numer dwa, której zwierzył się z tego kołtunu myśli w jego głowie. Siya słuchała go uważnie kiwając głową.

– Myślę, że się zakochałeś! – ucieszyła się, a Japeś spojrzał na nią zdumiony. Nie był do końca pewien, czy to na pewno było to uczucie. Zdawało się inne niż to, co czuł wcześniej w stosunku do tej dziewczyny. Dodatkowo internet sugerował, że Wędrowiec miał obsesję i powinien zobaczyć się ze specjalistą. Starał się jednak uwierzyć w swoje kolejne zakochanie. Specjaliści byli w końcu drodzy.

– Nie jestem tego taki pewien. – mruknął cicho. Zbyt bardzo czuł się przytłoczony tym, jak odmienne zdawały się jego myśli o Siyi i Jake’u.

30.06.2020_23-50-41

– Też przez to przechodziłam. Uwierz mi. Na początku myślałam, że coś jest ze mną nie tak, bo jak to tak: woleć kobiety. Im bardziej zaczęłam to akceptować, tym łatwiej było mi zrozumieć, co czuję. – tym razem to Japeś kiwał głową. Może ona miała rację tylko Wędrowiec za bardzo się przed tym bronił. Siya pomogła mu przekonać samego siebie, aby przyznał się Jake’owi do kołtuna uczuć, który zrobił się w jego sercu odkąd się poznali.

Chłopak wrócił do domu, aby odpocząć. Miał w planach umówić się z Jake’iem na spotkanie i szczerze porozmawiać o tym, co trapiło jego serce. Los jednak zamierzał go zaskoczyć podrzucająć mu kłodę pod nogi. Kłodę wprost z Krańca Czasu.

Kiedy Japeś wszedł do mieszkania, zamarł. Na podłodze były usypane (sądząc po pustych opakowaniach: z mąki) dziwne kręgi, a Smok siedział pomiędzy nimi. Obok niego stał przerażony duch, a na kanapie siedział Jake ze skrzyżowanymi rękoma i swoim wiecznie groźnym wyrazem twarzy.

– Miło, że w końcu wpadłeś. – mruknął do Wędrowca, który stał jak skamieniały. Prastary westchnął ciężko i podniósł się z pozycji siedzącej.

– Skoro jesteśmy już w komplecie, możemy zaczynać rytuał wygnania! – warknął Smok i wnet otoczyły ich purpurowe opary. Stopniowo wypełniały pomieszczenie, aż pokryły wszystko tworząc osobny, pełen magii pokój. – Ten oto Cień został wysłany, aby pożreć cię za twoje występki, jednakże otrzymałeś łaskę od tego Wędrowca.

Duch kiwnął eteryczną głową.

– Twoje przewinienia należały do najcięższych, dlatego nie unikniesz kary. – huknął, a jego psia powłoka padła bezwiednie na podłogę. Smok ukazał im się w całej swojej okazałości rozprostując pełne wibrującej energii skrzydła.

Cień podniósł się z pozycji siedzącej i obserwował w ciszy rytuał.

– Skazuję cię na tysiąc lat tułaczki po Pustce. Kiedy minie tysiąc lat trafisz na Kraniec Czasu, gdzie przez kolejne tysiąc lat służyć będziesz Wędrowcom. Jeśli ich zawiedziesz, zostaniesz oddany Cieniom. Jeśli jednak odpokutujesz swoje winy, dostaniesz szansę na nowe życie. – jego głos wypełniał coraz mocniej pomieszczenie. Bariera powoli zaczęłą pękać, a moc Prastrarego przebiła się przez magię, która tworzyła ludzkie ciało Japesia.

Z pęknięcia wyłoniła się szkaradna łapa i złapała krzyczącego wniebogłosy ducha. Pociągnęła go ku sobie i wszyscy troje patrzyli jak szczelina zasklepia się w mgnieniu oka. W przeciągu chwili wszystko wróciło do normy, a Smok powrócił do swojej ziemskiej powłoki. Przez dłuższy moment wszyscy trwali w ciszy, którą przerwał Japeś głosem pełnym załamania.

– Jesteś… Cieniem? – Jake jedynie kiwnął na to głową. Bez słowa podszedł do drzwi i złapał za klamkę. Przez chwilę wahał się, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale potem bez słowa wyszedł zostawiając go z jeszcze większym kołtunem w głowie. Wędrowiec spojrzał się ze złością na Prastarego, który wiedział o tożsamości Jake’a. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?

– Cóż, poprosił mnie o to. – odparł spokojnie, a Japeś poczuł się zdradzony. Odwrócił się i zamknął w swoim pokoju. Usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach.

Nie dość, że Jake okazał się Cieniem to jeszcze jego mentor go oszukał. Wystarczająco tragedii dla niego na jeden dzień. Opadł na łóżko i gapił się w sufit starając się po prostu znaleźć jakieś sensowne wyjaśnienie, bo nie potrafił pogodzić się w żaden sposób z tą sytuacją.

Bardzo szybko dotarło do niego, że nie potrafił usprawiedliwić żadnego z nich. Nie potrafił też się na nich złościć. Relacje istot z Krańca Czasu z Cieniami były dosyć napięte i Jake nie chciał przysparzać mu dodatkowych problemów? Tylko czy istniał jakiś zakaz w prastarych prawach zabraniający mu kontaktów z nim? Westchnął ciężko. Musiałby się o to zapytać Smoka… A skoro miałby się zacząć odzywać do Prastarego, mógłby równie dobrze porozmawiać z Jake’iem.

30.06.2020_00-05-24

Nie miał jednak na to siły. Przykrył się kołdrą i usilnie starał się o tym wszystkim nie myśleć.

Mefisto

#306. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.27 – Rytuał Read More »

#304. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.26 – Odliczanie

– Dobra, ja mam dość! – warknął Jake po kilkugodzinnej przejażdżce pomiędzy pytaniami i brakiem konkretnych odpowiedzi. Japeś zdawał się po prostu oporny na słuchanie własnych potrzeb – całkowicie nie potrafił prowadzić ze sobą dialogu w kwestii tego, co lubił, a czego nie lubił. Jake nie wiedział już nawet, jak miał zadawać pytania, bo Wędrowiec coraz bardziej gubił się we wszystkim.

– Przepraszam… – odparł smutno Japeś. Spojrzał na swojego rozmówcę, który był już w stanie agonalnym, ale mimo tego starał się w jakiś sposób pomóc.

– Wiesz, może po prostu wolisz kobiety i tyle? To nic złego, naprawdę. To, że ktoś twierdzi inaczej to już jego problem. – ziewnął przeciągając się. – Zostawmy to na inny raz, Japesiu. Jest już późno, jestem wypruty. Ty pewnie też.

– Może już pójdę? – zaproponował, a Jake kiwnął głową na “nie” ku zdziwieniu Wędrowca. – Dlaczego nie?

– Stąd nic już nie jeździ o tej porze, a taksówka wyniesie cię majątek. Ja też cię nie odwiozę… Ech. Możesz u mnie, w drodze wyjątku, zostać. Siya by mnie zresztą zabiła, jakby się dowiedziała, że wracając ode mnie, coś ci się stało. – ziewnął znowu wstając z łóżka, a potem położył się na kanapie. Nim Japeś zdążył zaprotestować, Jake spał już w najlepsze i nie dało się go obudzić. Wędrowiec wzruszył ramionami i położył się na łóżku.

08.06.2020_23-08-34

Czuł się conajmniej dziwnie. Znowu był u niego w mieszkaniu. Znowu czuł się w jego obecności dziwnie zmieszany. Ludzkie życie z każdym krokiem stawało się coraz bardziej nieprawdopodobne, a Japeś, pomimo iż wiedział, że sam je sobie komplikował, pchał się w to coraz bardziej. Niczym ćma do światła…

Zamknął oczy i w ciszy przerywanej jedynie głębszym oddechem Jake’a powoli zaczął odpływać w sen.

Pewnie spałby spokojnie, gdyby nie to, że Jake zerwał się w nocy i udał do łazienki. Po odgłosach stwierdził, że alkohol postanowił zawrócić i ewakuować się z żołądka chłopaka. Dla Japesia wydawało się to wręcz straszne, ale jego towarzysz zachowywał się jak przy jakimś normalnym, typowym dla niego rytuale, po którym wrócił i padł obok Wędrowca na łóżko.

Japeś wpadł w panikę, bo nie spodziewał się, że Jake wyląduje obok niego. W tej panice zleciał z łóżka i gruchnął głucho o podłogę. Przez chwilę leżał w kompletnym bezruchu bojąc się wykonać jakikolwiek ruch, ale ostatecznie podniósł się i spojrzał na wciąż śpiącego chłopaka. Wędrowiec trochę pozazdrościł solidnej podłogi w mieszkaniu jego znajomego: u niego skończyłoby się wizytą sąsiadki i awanturą, przy której pół bloku kłóciłoby się o to, kto miałby się w końcu zamknąć.

Japeś ostrożnie wdrapał się na kanapę. Nie chciał w jakikolwiek sposób naruszać przestrzeni Jake’a. Szybko jednak dotarło do niego, że tak właściwie to wtargnął mu do mieszkania, więc mimo wszystko tą przestrzeń już naruszył… Wpełzł więc na łóżko, jednak czuł się w tej kwestii niepewnie, bo to, że na początku zrobił coś wbrew woli swojego towarzysza, nie oznaczało wcale pozwolenia na robienie tego dalej. Wrócił zatem na kanapę i znowu poczuł się dziwnie, bo w końcu to Jake oddelegował go do spania na łóżku. Wlazł po raz kolejny na łóżko, z którego już nie zszedł, bo silna dłoń jego towarzysza trzymała go w żelaznym uścisku.

– Ty kura jesteś, że szukasz idealnego miejsca na zniesienie jajka, czy co? Kładź się i śpij, bo przykleję cię do materaca. – mruknął do niego. Nim jednak Japeś zdążył przetrawić wiadomość, chłopak znów zasnął, a jego dłoń osunęła się bezwiednie na łóżko. Wędrowiec bez słowa ułożył się, ale nie był w stanie już spać. Myślał o tym, jak to byłoby być kurą…

Około dziewiątej ostrożnie zebrał się z łóżka. Skoro nie mógł spać to postanowił coś zjeść. W lodówce znalazł dosyć świeże produkty, jednak było ich tak niewiele, że znów mógł jedynie zrobić jajecznicę. Nim jednak zaczął, opiekł tosty na patelni, bo nie mógł nigdzie znaleźć tostera. Potem dopiero wziął się za przygotowanie im śniadania. W między czasie przygotował przeciwbólowe dla Jake’a i szklankę wody, bo wiedział, że chłopak będzie ich potrzebować. W szczególności, kiedy pusta butelka po tajemniczym alkoholu okazała się być butelką po wódce.

Zapach przygotowywanego jedzenia dosyć sprawnie obudził Jake’a, który powoli usiadł na łóżku. Nim zdążył się odezwać, Wędrowiec podał mu paracetamol i wodę. Chłopak przez chwilę był skołowany, ale bez słowa połknął tabletki i obserwował Japesia, który przełożył jajecznicę na dwa talerze.

– Znowu spanikowałeś? – burknął, kiedy umysł oczyścił mu się na tyle, aby móc przemyśleć dokładnie, co się wydarzyło poprzedniej nocy.

– Co? A, nie. Po prostu jestem głodny. – odparł Wędrowiec uśmiechając się wesoło. – Chodź, zjedz. Dobrze ci to zrobi.

Jake doczłapał do kuchni i wziął od Japesia talerz. Ostrożnie zaczął pochłaniać jajeczną papkę, aby, ku jego zdziwieniu, stwierdzić, że była nad wyraz dobra. Prawdę powiedziawszy był szczerze zdziwiony, że z takiej małej ilości produktów uzyskać coś naprawdę smacznego.

– Całkiem niezłe. – rzucił z uznaniem do Wędrowca, który na te słowa zareagował z entuzjazmem. – Myślałeś o tym, aby zostać kurzachem?

– Tak, ale trochę szkoda mi brwi. – odparł Japeś bez namysłu. Jake wielce zdumiony zapytał się o wyjaśnienie, ale chwilę potem pożałował, bo musiał powstrzymać Wędrowca przed podpaleniem sobie brwi w celach prezentacji.

– Wierzę na słowo w twoją inwencję twórczą. – burknął trzymając go za nadgarstek, aby przypadkiem nie próbował zbliżyć się do kuchenki. Puścił go dopiero, kiedy miał pewność, że jego gość na pewno tego nie zrobi. Przynajmniej nie umyślnie…

08.06.2020_23-05-33

W niedługim czasie zebrali się i Jake odwiózł Japesia do domu. Odprowadził go nawet pod same drzwi mieszkania, ale szybko tego pożałował, bo Wędrowiec od razu zaprosił go do środka. Już miał odmówić, jednak przyszedł mu do głowy pomysł, aby przy okazji zapytać się Prastarego ile czasu miało jeszcze zająć mu przygotowanie.

Weszli do mieszkania i oboje momentalnie zamarli widząc Smoka z łbem w papierowym pudełku od płatków śniadaniowych, które pochłaniał mlaskając głośno z wyraźnym zadowoleniem.

– Miałeś nie podżerać! – krzyknął Japeś i rzucił się w pogoń za Prastarym. Ten jednak uskoczył i zaczął z gracją wystraszonego prosiaka uciekać przed chłopakiem. – Co mówił weterynarz? Że jak nie będziesz jadł za dużo to cię będę musiał turlać na spacery!

Jake parsknął na te słowa śmiechem, co zwróciło uwagę obojga. Chłopak wyobraził sobie przedwieczny byt, który tak się rozpasł, że taka pierdółka pokroju Wędrowca musiała go turlać na spacer. Smok siadł z gracją na swoim tyłku i mierzył wrogim spojrzeniem gościa swojego podopiecznego.

– Em… to mój pies. Smok. – odparł Japeś czując się trochę niezręcznie z faktu, że kompletnie zapomniał, iż tym razem nie był sam. Właściwie to tylko kilka razy go ktoś odwiedził.

– Smok? Byleby tylko nie zionął ogniem. – zaśmiał się kucająć przy Prastrarym. Jake wymiętolił mu twarz patrząc się wprost w błyszczące ślepia pełne mordu. – Uroczy piesek.

Wędrowiec na chwilę zniknął w swoim pokoju, a wtedy Jake skorzystał z okazji, aby dowiedzieć się, ile jeszcze czasu zajmie przygotowanie rytuału.

– Cztery dni. – burknął Smok urażony na słowa chłopaka. Nie był ani trochę uroczy!

Mefisto

#304. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.26 – Odliczanie Read More »

#302. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.25 – Trudne pytania i jeszcze trudniejsze odpowiedzi

Japeś z każdym mijającym dniem powoli przyzwyczajał się do faktu, że Siya była dla niego nieosiągalna. Dzięki temu łatwiej było przebywać w towarzystwie jej i jej przyjaciół. Może i nie udało mu się znaleźć sobie dziewczyny, ale zyskał bardzo serdeczną przyjaciółkę, a wraz z nią zacieśnił swoje więzy z Jake’iem. Chociaż w jego wypadku było to bardziej pętla na szyję niż jakaś poprawna relacja.

Oboje gryzli się aż do kości i dopiekali sobie na każdym kroku. Siya nieco utrudniła im ich specyficzną znajomość, bo wyszła z założenia “kto się lubi, ten się czubi” – tym bardziej jak Japeś zwierzył się jej, że nocował u Jake’a, a nikt inny nie dostąpił tego zaszczytu. Kibicowała im zawzięcie, a wraz z nią jej znajomi. Z początku opierało się to na lekkich docinkach, ale im dłużej się temu opierali, tym bardziej zmieniało to formę. W pewnym momencie stało się to już wyjątkowo trudne, bo w końcu nikt nie lubi być swatany na siłę. Jednego razu Jake wkurzył się, ochrzanił wszystkich jak leci (Japesiowi też się dostało), a potem przestał przychodzić na spotkania.

Wędrowiec w pewnym sensie poczuł ulgę, ale z drugiej strony czuł się współwinny zaistniałej sytuacji. W końcu gdyby nie mówił “B”, kiedy Jake mówił “A”, to pewnie nie żarliby się ze sobą tak bardzo. Wszak wszyscy wiedzieli, że ciemnowłosy chłopak ma trudny charakter.

Ze swoich rozterek zwierzył się Siyi, która wysłuchała go uważnie. Ona również czuła się źle z przebiegu wydarzeń, ale uspokoiła Japesia, że Jake kłócił się z nimi w ten sposób średnio raz na dwa miesiące i ostatecznie mu przechodziło.

– Swoją drogą… Co myślisz o Jake’u? – jej wewnętrzna wścibskość nie dawała za wygraną. Wydawało się jej to bardzo urocze, że Wędrowiec troszczył się o kogoś, kto nie tak dawno nazwał go dzbanem z amputowanym mózgiem, a Japeś oczywiście musiał się zapytać, co oznacza “amputacja” i dobił tym Jake’a bardziej niż Jake Japesia.

– Jest taki… jake’owy? – odparł niepewnie. W końcu każde słowo mogło zostać użyte przeciwko niemu, więc wolał być ostrożny. Wszak oliwy do ognia dolał fakt, kiedy wygadał się, że nocował u niego. Inni na pewno dopowiedzieli sobie resztę… Wędrowiec był tego pewien.

– To fakt. – zaśmiała się, ale nie mogła mu tak po prostu odpuścić. – Ale tak ogólnie to co o nim myślisz? Podoba ci się?

– Nie wiem… – Japeś odparł szczerze. Dlaczego Siya tak bardzo zakładała, że między nimi musiało być coś więcej? Próbowała go zrzucić na barki Jake’a? – Nie potrafię ci powiedzieć. Lubię go, ale raczej nie w ten sposób, o którym myślisz.

Dziewczyna poczuła się nieco zawiedziona, ale z drugiej strony dostała szczerą odpowiedź. Wędrowiec nie potrafił się określić. Chociaż jako istota z Krańca Czasu nie miał uformowanej odgórnie seksualności i mógł ją dowolnie kształtować, poniekąd wytarł już sobie pewne ścieżki i zejście z nich powodowało dziwny niepokój. Wolał to eksplorować w dobranym przez siebie tempie, a nie narzuconym przez innych.

Wiedział jednak, że w pojedynkę nie zajdzie za daleko, więc postanowił poradzić się kogoś, kto zdawał mu się bardziej doświadczony w tej kwestii. Chociaż każda część jego ciała się temu sprzeciwiała, dotarł pod drzwi Jake’a i zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Po chwili ukazała mu się znajoma sylwetka, średnio zadowolona z wizyty nieproszonego gościa. Wędrowiec zaczął szybko żałować, ale skoro już tam był to wypadało jednak podążać dalej według planu.

– Ty domu nie masz, czy co? – przywitał go groźnie, a Wędrowiec uśmiechnął się głupawo siląc się na bycie miłym.

– Nie było cię ostatnio, więc trochę się zacząłem martwić… – zaczął nieśmiało. – Chciałem się upewnić, że wszystko w porządku.

– Jestem cały i zdrów. A teraz spieprzaj. – burknął, chcąc zamknąć drzwi, ale Japeś go przed tym powstrzymał.

– Czy moglibyśmy porozmawiać? – zapytał grzecznie, ale jednocześnie ignorował stanowcze prośby Jake’a, aby Wędrowiec już sobie poszedł. W końcu chłopak poddał się i wpuścił go do środka.

Mieszkanie było wysprzątane. No może nie tak idealnie, jakby można było je wysprzątać, ale obok drzwi do łazienki stała jedna szafa wypełniona rzeczami, a obok niej stały kartony z częściami kolejnej szafki do złożenia. Japeś był pod wrażeniem tego, jak bardzo zmieniło się to miejsce w przeciągu kilku dni.

– Jeśli zaczniesz coś gotować to, przysięgam, przerobię cię na stolik. – mruknął Jake rozbawiony i zajął się rozpakowywaniem szafki.

– Pomóc ci z szafką? – zaproponował, a chłopak kiwnął jedynie głową, bo wiedział, że Wędrowiec i tak zrobiłby swoje. W tej kwestii byli do siebie bardzo podobni – jedynie ich motywy różniły się diametralnie.

W ciszy złożyli mebel. We dwójkę zajęło im to dosłownie chwilkę, bo i sam przedmiot nie miał skomplikowanej konstrukcji. Jake powoli zaczął zapełniać szuflady przedmiotami, ubraniami i wszystkim, co wciąż walało się po podłodze. Kiedy skończył, zwrócił się w stronę Wędrowca.

– No to o czym chciałeś porozmawiać? – mruknął sięgając po butelkę nieznanego Japesiowi trunku, z którego upił solidny łyk.

– Właściwie to chciałem się o coś zapytać. – zaczął niepewnie obserwując chłopaka pochłaniającego coraz większe ilości alkoholu. – Czy ty próbujesz się upić, aby ze mną nie rozmawiać?

– Taki był mój plan… – zaśmiał się, a Japeś zupełnie nie wiedział, czy Jake mówił prawdę, czy jednak sobie z niego żartował. – Dobra, zadawaj to swoje pytanie.

– Jak to jest lubić facetów? – Wędrowiec zapytał bez ogródek. Chłopak westchnął ciężko klnąć pod nosem, że też jego rozmówca musiał akurat wybrać sobie taki temat do rozmów, kiedy on zbliżał się powoli do momentu, gdzie miało wyłączyć się u niego myślenie…

– Tak samo jak lubienie kobiet. Tylko tutaj jest trochę mniej… – pokazał na klatkę piersiową, a potem wskazał na krocze. – A tutaj trochę więcej. Co to zresztą za pytanie? Nie masz lepszych rzeczy do ro… Czekaj, czekaj… To przez Siyę, tak? Wyprała ci mózg?

Jake przyparł Japesia do ściany dźgajac go palcem po klatce piersiowej. Wędrowiec nie miał bladego pojęcia o co mu chodzi.

– Nikt mi niczego nie wyprał! – odparł z lekką irytacją. W duchu dodał, że sam sobie wszystko prał, bo kto inny miałby to za niego robić?

– To skąd u ciebie takie zainteresowanie, co? Nie mów mi, że kryzys tożsamości przeżywasz. – burknął biorąc kolejny łyk. Szczerze nienawidził samego siebie, że tak dobrze znosił alkohol. Może jakby w końcu odpadł to Japeś by sobie poszedł… Albo coś ugotował.

– No właśnie o to chodzi. Myślałem, że wolę dziewczyny, a potem dowiedziałem się o drugiej opcji i nie wiem, co mam teraz o tym myśleć. – odparł szczerze, a jego rozmówca siadł na łóżko, bo jego nogi nie były w stanie zdzierżyć pytań Wędrowca. – Skąd ja mam wiedzieć, co ja wolę?

– W tym momencie to mnie zagiąłeś. – Jake czuł się bezsilny wobec potęgi pytań Japesia. Współczuł też Smokowi, bo ten był mentorem takiego tłumoka. – Dobra. Zróbmy to tak: pomyśl sobie o dziewczynie, którą dobrze znasz. Może nawet o takiej, którą lubisz. Pomyśl o tym, co do niej czujesz. A potem pomyśl o chłopaku, którego lubisz. Czy te uczucia są podobne?

08.06.2020_22-54-31

Japeś skupił się i przywołał przed oczy obraz Siyi. Od razu poczuł to dziwnie przyjemne mrowienie w sercu, jednak zdusił je szybko wiedząc, że raz uwolnione nie dadzą się tak łatwo stłamścić. Druga część zadania sprawiła mu jednak problem, bo nie znał za wielu chłopaków. Właściwie jedyną osobą, która choć trochę pasowałaby do tego opisu był Jake, ale on powodował pomieszanie fascynacji ze strachem i kompletnym przerażeniem. Ten wyraz namalował się na jego twarzy i już mu tak został…

– Niech zgadnę… pomyślałeś o mnie? – westchnął, a Wędrowiec kiwnął głową potakująco. Jake jęknął boleśnie opadając na łóżko. Wiedział, że czekała go długa i bolesna noc, na którą zdecydowanie nie był gotowy…

Mefisto

#302. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.25 – Trudne pytania i jeszcze trudniejsze odpowiedzi Read More »

#300. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.24 – Powrót do życia

Jake uwinął się szybko pod prysznicem i jak tylko wyszedł oświadczył Japesiowi, aby się zbierał, bo zamierzał odwieźć go do domu. Wędrowiec pośpiesznie wsunął resztę śniadania i zaczął przygotowywać się do wyjścia. Trochę go przerażał fakt, że jego rzeczy leżały porozrzucane w kącie, ale nie śmiał nawet pytać, co się działo. Wszak jego rozmówca odpowiadał mu jedynie złośliwym, zwycięskim uśmiechem. Japesia ogarniał strach na myśl o tym, co mogło dziać się poprzedniej nocy… Może przyzwali demona, a ten przejął ciało Jake i stąd te dziwne tatuaże? Chociaż który demon pokusiłby się o opętanie kogoś takiego? Chyba aż tak odważnego nie mieli…

Wędrowiec ruszył za swym towarzyszem i razem wsiedli na parkingu pod blokiem do jego rydwanu grozy marki “stary, ale jary”. Japeś zaczął się zastanawiać, czy posiadanie samochodu nie byłoby dobrą opcją dla niego. Mógłby spokojnie kupić 20-kilogramową torbę jedzenia dla Smoka i nie musiałby jej ciągnąć jak jakiś zwłok po chodniku, bo od przystanku do jego mieszkania dzielił go spory kawałek.

Jake jednak zdawał się czytać w myślach i od razu zmierzył chłopaka spojrzeniem w stylu “chyba cię popieprzyło”. Wędrowiec, choć nie chciał, przyznał mu w duchu rację. Nie czuł się gotowy, aby samodzielnie podejmować niektóre proste decyzje, a co dopiero uczyć się myśleć za innych podczas jazdy.

Posłusznie zajął siedzenie pasażera i obserwował siedzącego po stronie kierowcy Jake’a. Musiał przyznać, że samochód, w przeciwieństwie do mieszkania, miał zadbany. Japeś szybko wywnioskował, że jego dziwny znajomy raczej rzadko zaprasza kogokolwiek do siebie. W pewnym sensie poczuł się wyjątkowy.

– Adres. – z zadumy wyrwał go głos swojego towarzysza. Spojrzał na niego z głupawym wyrazem twarzy. – Jaki jest twój adres?

– Aa… – jęknął i podyktował mu nazwę ulicy. Jake wbił ją w nawigację i zaraz po tym ruszył. Oczywiście upomniał Wędrowca, że jeśli nie zapnie pasów to resztę podróży spędzi w bagażniku. Była to wystarczająco przekonująca prośba.

Chociaż normalnie podróż nie zajęłaby im dużo czasu, tym razem jednak trwały roboty drogowe i jeden pas był całkowicie zamknięty. Powodowało to olbrzymie korki, które dla Japesia wydawały się aż absurdalne, ale na Jake’u nie robiły większego wrażenia. Pewnie nie raz, nie dwa utknął w takim ciągu aut i czekał. Wędrowiec jednak czuł się nieswojo z pustką w głowie, siedząc obok kogoś, kto złośliwie unikał tematu. Może jednak nie powinien był z nim jechać tylko wrócić do domu autobusem?

Jake tylko zerkał na niego kątem oka, pilnując bardziej tego, aby powoli przesuwać auto do przodu ilekroć szereg pojazdów przed nim ruszy się o te nieszczęsne kilka metrów. Wydawał się całkiem nieporuszony tym, co się stało. Czy to było normalne zachowanie dla ludzi? To zdawało się straszne, że dwoje ludzi może dzielić taką bliskość, a jednocześnie być tak daleko od siebie.

– Do niczego nie doszło. – mruknął Jake skupiony na drodze. Wędrowiec pewnie wyskoczyłby z auta, gdyby nie zapięte pasy, bo nie spodziewał się, że tak z nienacka dopadnie go głos jego towarzysza. – Wczoraj wyglądałeś dla mnie jak mój świętej pamięci chomik. W życiu nie przespałbym się z kimś, kto wygląda jak chomik!

Japeś się napuszył, przez co rzeczywiście zaczął wyglądać jak to biedne zwierzę. Odwrócił twarz w stronę okna i zajął się ambitnym zadaniem oglądania asfaltu jak powoli przesuwał się za szybą. Kątem oka widział jednak, że Jake zerka na niego z tym jego złośliwym grymasem zwycięstwa na twarzy. Wędrowiec pierwszy raz w życiu miał ochotę tak bardzo komuś przyłożyć…

***

Oboje byli wyjątkowo wymęczeni podróżą, ale ostatecznie udało się dotrzeć do celu. Japeś pożegnał się z Jake’iem, który “musiał się śpieszyć do pracy”. Wrócił do swojego mieszkania. Miał ochotę rzucić się z powrotem na łóżko, ale jak tylko otworzył drzwi, dopadł go Smoczy ryk.

12.02.2020_00-01-55

– GDZIEŚ TY DO CHOLERY BYŁ! JA TU Z GŁODU UMIERAM! SZLAJAĆ MU SIĘ ZACHCIAŁO, A PIES CIERPI! DO RSPCA ZADZWONIĘ, JAK TAK BĘDZIESZ ROBIŁ! – Prastary wrzasnął rozjuszony. Japeś bez słowa sięgnął po pudełko z psim żarciem i nasypał mu pełną miskę. Jego opiekun przysiadł przy misce, rzucił krótkie “dziękuję” i zaczął jeść, jakby Wędrowiec zniknął na miesiąc.

Nie ma to jak czułe powitanie – pomyślał sobie. Pootwierał okna, aby wywietrzyć i posprzątał ten minimalny bałagan, jaki zrobił się przez ostatnie dni. Japeś w końcu poczuł się na siłach, aby wrócić do żywych.

Mefisto

#300. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.24 – Powrót do życia Read More »

Scroll to Top