wedrowiec

#298. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.23 – Kac Wędrowca

Jake wrócił pośpiesznie do mieszkania, aby ujrzeć Japesia śpiącego jak zabity. Rzucił jego klucze na stertę ubrań i zaczął sobie przygotowywać miejsce na kanapie, jednak okazała się ona tak zawalona rzeczami, że odkopanie jej zajęłoby mu pół ludzkiego życia. Cień pożałował, że nie kupił sobie chociaż szafy, do którego mógłby awaryjnie cokolwiek wrzucić. Z drugiej strony traktował to mieszkanie jak przechowalnię, bo wieczorami okalał miasto swoim mrokiem, aby szukać tych, co nabroili zdecydowanie za mocno.

Normalnie nie musiałby się kłaść, ale stawienie oporu bestii z Krańca Czasu pochłonęło zbyt dużo jego energii. Gdyby to był zwykły Smok to poradziłby sobie z nim bez problemu, ale musiał trafić na Prastarego – najpotężniejszego ze wszystkich Smoków. Nawet Rada się go lękała, bo chociaż wszyscy razem mieli nad nim przewagę, to żaden z nich nie wiedział jakim cudem Prastary zdobył moc przerastającą jego rangę. A on miał okazję popstrykać się z nim po nosach i przeżyć…

Jake jednak nie miał sił o tym myśleć. Zrzucił z siebie część ubrań i z racji braku przestrzeni po prostu położył się obok Japesia. Wędrowiec najwyżej rano sobie pokrzyczy albo skończy z jakąś traumą: nie pierwszą w jego życiu zresztą. Cień potrzebował zregenerować swoją energię zanim którykolwiek z jego wrogów zorientuje się, że aż tyle jej stracił…

***

Wędrowiec obudził się nad ranem z olbrzymim kacem. Właściwie to chyba obudził go kac, bo tak pewnie jeszcze smacznie by spał. Teraz jednak każdy dźwięk był dziesięć razy głośniejszy. Do tego jeszcze wpadające światło przez niezasłonięte okna wypiekało jego oczy nawet przez zamknięte powieki, co powodowało olbrzymi dyskomfort. Chłopak obiecał sobie w duchu, że już nigdy więcej w życiu nawet nie pomyśli o piciu alkoholu.

Powoli i niechętnie otworzył oczy przyzwyczajając je do ogni piekielnych. Zajęło mu to sporą chwilę nim był w stanie cokolwiek ujrzeć. Japeś zamarł nagle zauważając pewne drobne, aczkolwiek istotne szczegóły. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu i dotarło do niego, że nie był u siebie w domu, ba – kompletnie nie kojarzył, gdzie się znajdował. Kiedy zerknął na drugą część łóżka, zauważył śpiącego Jake’a, który nie poruszył się nawet wtedy, kiedy Japeś spadł z łóżka. Wędrowiec nieco spanikował widząc go obok siebie. Jego durny móżdżek zaczął to interpretować w swój własny, chory sposób, jednocześnie zgodny z każdym głupim serialem, jaki udało mu się obejrzeć.

Czy oni przespali się ze sobą? Dla Japesia wydawało się to niemożliwe: całą swoją wiedzę na temat seksu opierał na kilku filmach porno opierających się na relacjach damsko-męskich, więc opcja męsko-męska po prostu rozsadzała mu skacowaną głowę. Z drugiej jednak strony Siya mówiła mu o wszystkich innych możliwościach i chłopak czuł, że jego mózg przybiera postać papki. Zaczął wewnętrznie filozofować na temat zupełnie sobie nieznany i przekonywał samego siebie, że to było fizycznie niemożliwe. Trochę czuł się jak idiota, bo starał się wierzyć w coś, co najpewniej było tak samo realne jak to, że Jake spał obok niego i zaprzeczał tylko dlatego, bo chciał się w jakimś stopniu poczuć lepiej.

Postanowił odbić od swojego dylematu moralnego i pozwiedzać wzrokiem mieszkanie. Trochę przytłoczył go wszechobecny bałagan. Ten jednak był zdecydowanie efektem poważnego braku mebli. Poza łóżkiem, kanapą i jednym wieszakiem na ubrania nie było tutaj kompletnie nic! Wędrowiec zawędrował wzrokiem na śpiącego wciąż towarzysza i przyjrzał się tatuażom na jego lewym ramieniu. Kręgi powtarzały się niczym pieczęć, co wzbudziło lekki niepokój w Japesiu. A co jeśli Jake był naznaczony i polował na niego jakiś zły stwór?

Kac strasznie mocno dokuczał mu w rozmyśleniach. Chcąc nie chcąc wygrzebał się w łóżka i przeszukał apteczkę w kuchni w celu poszukania przeciwbólowych. Jak tylko jakieś znalazł, połknął je bez namysłu i odczekał kilkanaście minut na efekt. W końcu poczuł się lepiej, a skoro poprawił mu się humor to w sumie mógłby coś zjeść. Pogrzebał w niemal pustej lodówce i wyciągnął z niej wszystko, co nadawałoby się do zrobienia śniadania dla niego i jego gospodarza. Czyli w sumie tylko jajka, bo reszta rzeczy była w stanie rozkładu. Całe szczęście, że chleb tostowy musiał być niedawno kupiony, bo inaczej śniadanie byłoby dosyć skromne.

18.05.2020_01-13-24

Jake’a obudził dźwięk masła syczącego na patelni. Wciąż wypruty podniósł się i rozejrzał wzrokiem za sprawcą hałasu. Przez moment miał wrażenie, że to on był tym bardziej upitym, bo za cholerę nie rozumiał, co ten stuknięty Wędrowiec robił w jego kuchni. Już prędzej zrozumiałby, gdyby Japeś się na niego wydarł, bo w końcu szok i te sprawy, a ten… przygotowywał im śniadanie?

– O, witaj. – chłopak zwrócił się do Jake’a i dalej smażył jajecznicę, jak gdyby nic nigdy się nie wydarzyło, a on nie miał żadnych pytań.

– Co ty robisz w mojej kuchni? – zapytał Cień podnosząc się do pozycji siedzącej.

– Jajecznicę. Trochę spanikowałem, więc… – Japeś mruknął skołowany, ale jego rozmówca przerwał mu nagłym atakiem śmiechu.

– Spanikowałeś, więc usmażyłeś jajecznicę? Cholera, a jak cię napadną to co? Wyciągasz kociłek i przygotowujesz rosół? – drażnił się z Wędrowcem, który spojrzał na niego z lekką irytacją. Jake z trudem opanował śmiech, bo nie spodziewał się czegoś takiego. Japeś był zdecydowanie wyjątkowy, ale nie w sposób, w jaki można by było się tego spodziewać.

– A co ty byś zrobiłbym na moim miejscu, gdybyś obudził się w czyimś mieszkaniu, obok kogoś, kogo prawie nie znasz? – obruszył się na słowa Jake’a. Ten przewrócił teatralnie oczyma.

– Pewnie spieprzałbym, gdzie pieprz rośnie, bo trafiłbym na jakiegoś psychopatę. – odparł, a Japeś spojrzał się na niego pytająco, co rozbawiło chłopaka. – Nie, nie jestem psychopatą.

– Okej… – Wędrowiec był dosyć niepewny, czy powinien był traktować jako żart, czy może bardziej jako groźbę. Postanowił zaufać swojej głupawej intuicji i zignorować to. – Może powiesz mi, co się wczoraj stało?

Jake jednak nie potrafił sobie odmówić przyjemności podrażnienia się z Wędrowcem. Wszak taka okazja zdarza się bardzo rzadko. Spojrzał na niego z złośliwym uśmiechem, zgarnął ubrania z jednej z górek ubrań w pokoju i oświadczył, że idzie pod prysznic. Japeś został sam ze swoimi przemyśleniami i powoli przypalającą się jajecznicą…

Mefisto

#298. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.23 – Kac Wędrowca Read More »

#296. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.22 – Pakt

Dotarcie do domu Japesia zajęło mu chwilę. Jake szybko znalazł się na górze i dzięki kluczom do mieszkania bezproblemowo wszedł do środka. Nie spodziewał się jednak nagłego ataku wściekłego Smoka, który uderzył w niego z taką siłą, że jego ciało opadło nieprzytomne na ziemię, a jego duchowa energia zaczęła swym mrokiem okalać mieszkanie.

– Cień! – wydarł się spanikowany duch i wleciał pod stół. Smok warczał groźnie strosząc sierść na swoim grzbiecie. Prastary wiedział, że Cień mógł dotrzeć do nich tylko przez Japesia, więc spodziewał się najgorszego.

Stwór z zaskoczenia zaatakował Smoka i tym razem to on wypadł ze swojej ziemskiej powłoki. Jego aura rozlała się po pokoju tak samo jak aura Cienia, jednak wydawała się mniej dusząca. Dwa byty krążyły przez chwilę po suficie, ścianach i podłodze polując na siebie nawzajem, jednak oboje, nie wykazując bojowych chęci, zaprzestali zabawy w kotka i w myszkę.

– Myślisz, że pozwolę ci się tu tak panoszyć? Gdzie jest Wędrowiec? – krzyknął Prastary, a podmuch energii otoczył rozległą postać łowcy. Ten zaśmiał się jedynie i wrócił do swojej ludzkiej formy. Mimo wszystko wolał mieć jakiś kształt niż rozlewać się po suficie.

– Bezpieczny. Nie zamierzam go w to mieszać. Przynajmniej póki co. Oddaj mi ducha i zapomnimy o całym zajściu. – rzekł do przedwiecznej bestii, w której aż wrzało. Widać średnio podobało mu się uprowadzenie jego podopiecznego i włamanie się do jego mieszkania. Jedyne, co mogło mu się podobać to fakt, że szlag w końcu trafiłby tego upierdliwego ducha.

– Jaką mam pewność, że mnie nie oszukasz? – warknął znowu, a podmuch energii zachwiał Cieniem. Smok jednak trochę ochłonął widząc, że jego przeciwnik ani trochę nie wykazuje woli walki i wrócił do swojego psiego ciała, do którego zdążył się już przyzwyczaić.

– Zależy mi tylko na duchu. – Jake rozłożył ręce. – Poza tym nie mam zamiaru z tobą walczyć, Smoku. Chcę tylko dokończyć powierzone mi zadanie.

– Normalnie to bym ci na to pozwolił, ale Wędrowiec zadecydował, że to ja mam ukarać tę pierdołę. – Prastrary spojrzał na ducha, który wiedział doskonale, że co by nie wyszło i tak miałby przerąbane. Dzień sądu nadszedł i teraz ustalany był sędzia: młot albo kowadło.

– To trochę komplikuje wszystko, bo ten duch został przydzielony do mnie i to ja powinienem się nim zająć. Aczkolwiek mogę być otwarty na pewne propozycje. – Cień skrzyżował dłonie w oczekiwaniu na odpowiedź Smoka. Tymczasem zjawa wiedziała już dokładnie, że ta dwójka była o krok od stworzenia unii przeciwko niemu.

– Co powiesz na pakt? – zaproponował Prastary siadając przed Jake’em. Ten kiwnął głową. – Jeżeli będziesz przy mnie przy wymierzaniu kary, będzie można uznać, że w niej uczestniczyłeś.

– To prawda. – mruknął Cień. – Zależy to jednak od tego w jaki sposób zamierzasz go ukarać. Czy jest coś, co mógłbym uznać za wystarczający powód, aby go nie pożreć?

– Zlitował się nad nim Wędrowiec. – odparł Smok, a Jake kiwnął jedynie głową.

– Masz jakiś plan, jeśli chodzi o karę? – Prastrary doczłapał do Cienia i przedstawił mu na ucho swój pomysł, który sprawił, że chłopakowi aż oczy zaświeciły z ekscytacji. Duch patrzył na nich oboje i obgryzał ze strachu duchowe paznokcie. Dogadali się. Gorzej już być nie mogło!

18.05.2020_01-08-16

– Myślę, że mogę zaakceptować takie rozwiazanie. Jak długo ci to zajmie? – mruknął wielce zadowolony i spojrzał na trzęsącą się pod stołem, eteryczną postać. W życiu nie sądził, że kiedykolwiek będzie dogadywał się z jakimkolwiek Smokiem, ale tego nawet zaczął lubić po tym, jak usłyszał jego pomysł. W sumie wydał mu się nawet lepszy niż pożeranie ducha.

– Jeszcze kilka tygodni. Potrzebuję kilku rzeczy, które są trudno dostępne. W szczególności dla psa.

– Rozumiem. – odparł krótko Cień.

– W takim razie gdzie jest Japeś? – zapytał Prastary przechodząc do najważniejszej dla niego kwestii. W końcu źle to by wyglądało w jego biografii, gdyby znalazła się tam wzmianka o zgubieniu swojego podopiecznego albo, nie daj magio, o pożarciu go przez Cień.

– U mnie. Śpi zalany w trupa. Zwrócę ci go jutro. Masz moje słowo. – odparł zbierając się do wyjścia. – Jakbyś mógł, nie mów mu na razie, że jestem Cieniem. To może skomplikować wiele rzeczy.

– Nie powiem. I trzymam cię za słowo. Jeśli on jutro tutaj nie wróci to nawet Rada Najwyższych cię przede mną nie ocali. – warknął groźnie Smok nim Cień z zawadiackim uśmiechem wyszedł z mieszkania.

Mefisto

#296. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.22 – Pakt Read More »

#293. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.21 – O jeden drink za dużo

Japeś nie miał zbyt dużo doświadczenia z alkoholem. Na pewno nie pozytywnego. Dlatego widząc drink przed sobą nie był za bardzo skory do jego wypicia. Wiedząc jednak, że i tak nic by nie ugrał, upił łyk. Ku jego zaskoczeniu napój nie miał najgorszego smaku, nie wypalał gardła, ani nie wykręcał mu twarzy. Cokolwiek Jake zamówił, było to niezwykle dobre. Napił się jeszcze trochę delektując się smakiem.

– Miałem kiedyś chomika. Przypominał mi ciebie. – mruknął Jake oparty o swoją rękę. Patrzył z lekkim rozbawieniem jak Japeś w ciszy pochłania drink. – Cokolwiek mu się dało do pyska, wszystko wciągał. Ziarna, chleb, cukierki… Nawet gwoździe próbował. Miał przy tym taki zabawny wyraz twarzy jak ty teraz.

– Dlaczego mi to mówisz? – Japeś był szczerze zdziwiony tym porównaniem. Owszem, nie grzeszył urodą, ale chyba nie wyglądał jak napchany chomik. A może jednak wyglądał? W końcu tego dnia zapychał się wszystkim, co wpadło mu w ręce, aby tylko nie musieć się odzywać.

– Tak po prostu mi się skojarzyło. – odparł pijąc łyk swojego drinka. – Zresztą nieważne. I tak o tym za chwilę zapomnisz.

Wędrowiec chciał mu coś odpowiedzieć, ale poczuł dziwne zawroty głowy. W mgnieniu oka wszystko zaczęło wirować, a on czuł się coraz bardziej zmęczony. Nie był w stanie skupić się na niczym: wszystko zdawało się coraz szybciej od niego uciekać. Ostatnie, co pamiętał to to, że Jake pomagał mu wstać, ale uszy nie zarejestrowały już tego, co mówił.

Jake zabrał go do swojego samochodu zaparkowanego specjalnie na tą okazję na parkingu pod klubem. Wrzucił nieprzytomnego Japesia na tył wozu, a sam zajął miejsce kierowcy. Powoli ruszył w stronę swojego domu, który znajdował się na obrzeżach miasta. Chłopak był wyraźnie zadowolony z łowów. Tego dnia okazały się dla niego niesamowicie owocne.

Z racji późnej godziny szybko dotarł pod blok, w którym mieszkał. Wyciągnął Wędrowca z auta i sprawnie przetransportował go do windy. W ciągu chwili byli już w jego mieszkaniu. Jake położył nieprzytomnego chłopaka na łóżko.

Mieszkanie Jake’a było dosyć małe. Składało się z sypialni naprzeciw wejścia, po prawej była kuchnia, a po lewej łazienka. Wszędzie panował zorganizowany bałagan: rzeczy wlały się wszędzie tylko nie na wyznaczonych ścieżkach, po których chodził.

– Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że mogliśmy się dzisiaj spotkać. – uśmiechnął się do siebie zwycięsko. Jego jasnoniebieskie oczy aż błyszcały z ekscytacji. Zdjął z chłopaka ubranie wierzchnie i buty rzucając je pod ścianę przy drzwiach. To samo zrobił ze znajdującą się pod kurtką bluzą. Potem zajął się spodniami, przy których spędził trochę więcej czasu. Po co miałby się śpieszyć, skoro Japeś przez najbliższe kilka godzin będzie spał jak zabity?

W końcu dotarł do celu swojej podróży, chociaż kosztowało go to trochę wysiłku. Spodnie Wędrowca były nieco ciasne, aby Jake mógł spokojnie wyciągnąć z nich klucze i portfel, ale ostatecznie udało mu się do nich dotrzeć. Przyjrzał się uważnie jego dowodowi osobistemu, a najbardziej rubryczce “adres”. Rzucił potem przedmioty na górkę ubrań zatrzymując jedynie klucze.

Miał to, czego szukał, więc mógł w końcu zostawić Japesia w spokoju.

– Dziękuję za przechowanie mojej zguby. – mruknął do niego, a potem zbliżył się do drzwi. Otworzył je i spojrzał jeszcze raz na to nieprzytomne nieszczęście w jego łóżku. Uśmiechnął się rozbawiony.

18.05.2020_00-57-31

– Słodkich snów, Wędrowcze.

Mefisto

#293. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.21 – O jeden drink za dużo Read More »

#286. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.20 – Kino

Jako że film zaczynał się dopiero wieczorem, udali się wpierw do pizzerii, aby coś zjeść. Japeś zajął się pochłanianiem nienajgorszej pizzy, podczas gdy Siya i Jake wymieniali się energicznie poglądami. Taki stan rzeczy pasował Wędrowcowi najbardziej, bo nie musiał się w żadnym stopniu wysilać. Ponadto miał więcej jedzenia dla siebie…

Jedyne, co przyprawiało go o dreszcz to fakt, że jego towarzysz zerkał na niego od czasu do czasu.

– Pracujesz w szpitalu? – z zadumy wyrwał go głos Jake’a. Wędrowiec spojrzał w jego stronę pytająco, jakby sam nie wiedział. Przęłknął pośpiesznie pizzę, aby mu odpowiedzieć.

– Tak. – rzucił krótko. Cóż więcej mógłby w tej kwestii rzec?

– A co tam robisz? – chłopak oparł się o stół i patrzył na Wędrowca oczekując jakiejś bardziej rozbudowanej odpowiedzi.

– Chyba wszystko… – mruknął. Nie było to kłamstwem. Japeś był istną orkiestrą szpitalnym umiejętności: od czyszczenia podłóg do asystowania mopem przy operacjach. W ten sposób szpital oszczędzał na znieczuleniach.

Jake nie kontynuował tematu widząc, że jego rozmówca był wręcz niechętny w tej kwestii. Szybko zerknął na zegarek w telefonie i zaproponował, aby udać się w stronę kina, bo za niedługo mieli zacząć wyświetlać film.

Dotarli na miejsce dosyć szybko. Jake zajął się kupnem biletów, a Siya z Japesiem wybrali przekąski. Razem udali się do sali i czekali, aż na olbrzymim ekranie wyświetlił się film. Kiedy usiedli, Siya wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Jake’iem i zamienili się miejscami, przez co Jake siedział teraz między nimi. Wędrowiec zaczął się zastanawiać, czy to spotkanie było jednak takie przypadkowe…

Wtem światła przyciemniały, a na ekranie wyświetlił się film. Stopniowo zwiększające się napięcie grozy uświadomiło Japesiowi, że ten film to horror. Wędrowiec zaczął żałować, że nie zadławił się kanapką, pizzą, ani nie przejechał go walec. Mogła go nawet zadziobać mewa. Miał w tej chwili okropnie małą odporność na straszne rzeczy, więc mimowolnie wbiło go w fotel. Im dłużej seans trwał, tym gorzej rozwijała się fabuła, a Wędrowiec przyłapał siebie na wtulaniu się w ramię Jake’a. To samo robiła Siya, która również nie spodziewała się tego, co zgotował im ich przyjaciel.

Chłopak za to wydawał się rozbawiony tą sytuacją widząc dwójkę jego znajomych w kompletnym przerażeniu. Widać było po nim, że ciekawiło go to bardziej niż sam film, bo co chwilę oglądał się na bok patrząc jak Japeś i Siya wbijają mu się paznokciami w skórę.

Dziewczyna w pewnym momencie przeprosiła ich oboje i uciekła tłumacząc się tym, że czegoś pilnie potrzebowano u niej w pracy. Wędrowiec poczuł się, jakby go właśnie sprzedała na części, a on mógł się tylko przytulić do rzeźnika i czekać, aż ten przerobi go na szynkę.

Film skończył się niedługo po wyjściu dziewczyny i Japeś, dziękując magii, liczył na to, że Jake też będzie musiał pójść. On zdawał się mieć jednak inne plany.

– To co? Chcesz iść do domu? Czy może wyskoczymy na chwilę do klubu? – zaproponował. Wędrowiec już miał zadecydować (pierwszy raz tego dnia), ale chłopak ani myślał dać mu dokończyć. – Myślę, że w klubie może być dziś ciekawie.

W niedługim czasie dotarli do miejsca, gdzie w najlepsze rozkręcała się impreza. W środku było głośno i duszno, a ludzie obijali się od siebie pod wpływem chwili (i alkoholu). Japeś nie wiedział jakim cudem tak sprawnie przebili się przez tańczącą masę. Zajął miejsce przy stole, podczas gdy Jake obiecał wrócić z “czymś dobrym”.

Głośna muzyka nie poprawiała stanu Wędrowca. Nie czuł się ani trochę swobodnie w takim miejscu, dziesiątki par oczu obserwujące go ukradkiem doprowadzały go do szaleństwa. Jak ludzie mogli czuć się dobrze w tej kakofonicznej, klaustrofobicznej kaźni? Przecież było tysiące innych sposobów (które akurat Japesiowi nie przychodziły do głowy), w jaki można była spędzić wolny czas…

09.02.2020_00-40-30

Mimo tego cierpliwie czekał na powrót swojego towarzysza.

Jake w tym czasie zamówił dwa drinki przy barze i przeciskając się przez tłumy wracał do stolika. W tej gęstwinie nikt nie mógł zauważyć, jak chłopak ukradkiem dosypał czegoś do jednego z napojów.

– Proszę. – postawił przed Wędrowcem przyprawiony drink. – Myślę, że to poprawi ci humor.

Mefisto

#286. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.20 – Kino Read More »

#284. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.19 – Spacer

Siya patrzyła na zmarnowanego Japesia. Patrzyła też czasem na Smoka, który siedział potulnie i merdał ogonem. Jego oczy zdawały się wręcz wołać “babeczka truskawowa”. Wróciła jednak wzrokiem do Wędrowca.

13.02.2020_23-42-59

– Japesiu. Dlaczego nie odbierałeś telefonu? – zapytała, a chłopak westchnął.

– Bo się rozładował. – odparł krótko.

– A przed rozładowaniem? – drążyła, a Japeś, który kompletnie nie miał ochoty rozmawiać, zaczął się modlić, aby udławić się kanapką.

– Leżał za daleko. – mruknął. Siya miała jednak do niego dużo więcej cierpliwości niż oczekiwał. – Po co do mnie przyszłaś?

– Wiesz… – uśmiechnęła się delikatnie. – Martwiłam się. Tamtego dnia zostawiłeś mnie z tym czekiem, nie odbierałeś telefonu, nie było cię w pracy. Bałam się, że mogłeś coś sobie zrobić i to do tego przeze mnie…

Siya wyciągnęła czek z torby i położyła go na stole.

– To nie twoja wina. – Wędrowiec przerwał jej pośpiesznie. Na chwilę jednak znów zamilkł, aby zebrać się w sobie i móc mówić dalej. – Po prostu… całe moje życie takie jest. Za cokolwiek się wezmę to to obraca się przeciwko mnie. A czek zachowaj. Proszę.

– Dlaczego? – zapytała zdumiona. Mało kto oddałby tak po prostu tyle pieniędzy.

– Kiedy mówiłaś o tym długu widziałem straszny smutek w twoich oczach. Nie chciałem, abyś była smutna. – odparł przygnębiony tą wizją. Może za bardzo na nią napierał? Nikt przecież nie lubi, jak ktoś im wpada do życia z butami. – Myślałem, że jeśli pomogę to nie zobaczę już smutku w twoich oczach…

– Japesiu. Dziękuję. To naprawdę miłe. Jesteś chyba jedyną osobą zdolną do takich poświęceń. – rzekła do niego z uśmiechem. Wędrowiec przez chwilę poczuł się jak dawniej, ale była to tylko ułuda. Uderzyła go taka kłoda, że nie mógł się już po tym pozbierać…

Znów opadł na stół. Poczuł się bezsilny wobec całego absurdu jaki spotkał go w życiu. Któż by przypuszczał, że ze wszystkich możliwych kombinacji to właśnie jemu przytrafiły się te najbardziej niespotykane. Może gdyby trochę więcej wiedział o ludziach to byłoby mu trochę łatwiej? A teraz czuł się jak głupiec, który postawił ostatnie skarpetki w pokera, bo czuł, że wygra, ale nagle został wyrzucony z kasyna.

– Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? Myślałem, że będzie prościej. Że przyjadę tutaj, że będzie dobrze, ale cały czas dzieje się coś, czego nawet nie umiem zrozumieć. – jęknął zły na to wszystko. Gdyby wiedział, że ludzkie życie to przewaga problemów nad innymi rzeczami, nigdy nie postanowiłby tego spróbować. Siedziałby na Krańcu Czasu i obserwował jak czas mija i spada w przepaść…

– Rozumiem cię. – Siya oparła dłoń na jego ramieniu. Ona sama spotkała wiele przeszkód na swojej drodze i doskonale rozumiała, jak czuł się Japeś. Poniekąd widziała w nim samą siebie sprzed kilku lat i nie potrafiła inaczej niż spróbować mu pomóc uporać się z samym sobą.

– W życiu zdarzają się ciężkie chwile, który musimy przetrwać. Nie zawsze jest pięknie, ale nie oznacza to, że będzie tylko źle. Pomyśl sobie ile ostatnio przydażyło ci się miłych rzeczy? – zapytała, a Wędrowiec zaczął się zastanawiać. Poznał przyjaciół Siyi, z którymi spędził sporo czasu śmiejąc się z niezrozumiałych mu rzeczy. Dorobił się wielu przyjemnych wspomnień podczas wspólnych spacerów z tą niepozorną dziewczyną. Przez moment czuł, że żył pełnią życia delektując się nowym, niesamowitym uczuciem. W sumie znalazł kilka momentów, kiedy nie było tak źle. To chyba obecny jego stan powodował, że wszystko wydawało się gorzkie i nieprzyjemne.

– Co powiesz na to, abyś się odświeżył i pójdziemy na spacer? Dobrze ci zrobi wyjście na zewnątrz. – zaproponowała. Japeś kiwnął głową i poszedł wziąć szybki prysznic, a Siya w tym czasie wymiziała Smoka za wszystkie czasy. Obiecała mu, że jak tylko wrócą ze spaceru to przyniesie mu jego wymarzoną babeczkę, a Prastary zamerdał ogonem z zadowoleniem. Chociaż jedna osoba na tym świecie troszczyła się o jego potrzeby!

Jak tylko Wędrowiec był względnie suchy, wyszli razem przejść się po okolicznym parku. Świeże powietrze miało na niego zbawienny wpływ. Wciąż jednak czuł się nieswojo w stosunku do Siyi. Skoro wiedział, że nic z tego nie będzie, to jak powinien był się do tego odnieść? Będąc obok niej czuł narastającą nadzieję nawet jeśli jego rozum mówił mu, że to już nie miało sensu. Te dwa sprzeczne uczucia walczyły wewnątrz niego powodując niesamowity dyskomfort. Zaczął się nawet zastanawiać po co w ogóle wychodził z domu…

Nie miał siły opierać się czarnym myślom. Siya coś do niego mówiła, ale on zdawał się być zupełnie gdzieś indziej pogrążony w jego codziennej grze pytań i braku odpowiedzi. Chciał wrócić do domu, schować się pod kołdrę i czekać aż wszystko przestanie mieć znaczenie. Ucieczka była przecież najprostszą rzeczą…

Los jednak rzucił mu pod nogi kolejną kłodę, która uniemożliwiła mu jego taktyczny obrót. Zamarł na chwilę czując ciężar czyjegoś ramienia na sobie. Jego towarzyszka wydawała się równie zaskoczona, ale tylko przez moment, kiedy ujrzała znajomą twarz. Uśmiechnęła się do niego pogodnie.

– Jake! – przywitała go swoim brzęczącym głosem. Japesiowi coś to imię mówiło, ale nie za bardzo mógł skojarzyć. Kiedy tylko spojrzenie Wędrowca spotkało się ze spojrzeniem tajemniczego chłopaka, od razu przypomniał sobie kim on był. Ten, co to wzrokiem wyrywał dusze. Jak tylko to sobie uświadomił, nieprzyjemny dreszcz przebiegł mu po twarzy. Jake na szczęście odsunął się od nich i całkowicie ignorując wystraszonego Japesia, zaczął rozmawiać z Siyą.

– Co? W końcu jednak znalazłaś sobie chłopaka? – mruknął kąśliwie patrząc na siedem nieszczęść jakie w tamtej chwili reprezentował sobą byt z Krańca Czasu. Dziewczyna popatrzyła na nich oboje z lekkim zakłopotaniem, a najbardziej na Wędrowca, którego ta szpilka zabolała bardziej niż ją.

– Interesuję się chłopakami tak samo, jak ty interesujesz się dziewczynami. – odparła grzecznie, chociaż jej usta wykrzywiły się w lekkim grymasie zwycięstwa. Mogłoby się wydawać, że w jakiś sposób się kłócą, ale oboje mieli swego rodzaju satysfakcję z takiego sposobu rozmawiania ze sobą.

– Czyli nie będzie ci przeszkadzało, jeśli go sobie wezmę? – Jake znów położył rękę na ramieniu Japesia i przyciągnął go ku sobie. Chłopak żałował, że wyszedł z łóżka. Żałował, że nie zawinął się w kołdrę i tkwił w tym depresyjnym burito aż po koniec swojego ludzkiego życia. Z drugiej strony nie mógł uzasadnić tej dziwnej obawy w stosunku Jake’a. Wszak on ewidentnie się drażnił z Siyą, a Wędrowiec po prostu znalazł się między nimi na polu słownej bitwy.

– To już tylko zależy od Japesia. – uśmiechnęła się delikatnie. Japeś ucieszył się w duchu, że w końcu ktoś zauważył, że był żywą, zdolną do samodecydowania o sobie osobą. Jake wypuścił go ze swojego uścisku ze złośliwym grymasem na twarzy, który nie wróżył niczego dobrego. Albo po prostu miał taki wyraz twarzy. Ciężko było to stwierdzić.

– Idziecie gdzieś? – zapytał wkładając ręce do kieszeni. Kiedy tylko przestał dogryzać sobie z Siyą, jego wygląd zmienił się diametralnie na taki, jaki można ostatecznie by zaakceptować.

– Poszliśmy na spacer bez konkretnego celu. Coś proponujesz? – zapytała, a Japeś znowu stracił poczucie niezależności. Czekał już tylko na ustalenie miejsca, do którego się udadzą, a on będzie człapać za nimi jak naburmuszony kaczor z całkowitym brakiem asertywności. Mógł się jednak zadławić tą kanapką…

– W kinie jest bardzo fajny film. Co powiecie na to, aby pójść ze mną? – zaproponował. Wędrowiec westchnął jedynie. Siya spojrzała na niego, a potem na Jake’a i uradowana zgodziła się w imieniu swoim i Japesia…

Mefisto

#284. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.19 – Spacer Read More »

#278. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.18 – Kiedy dzwonek dzwoni do drzwi…

Japeś wrócił bardzo późno do domu. Smok od razu wyczuł, że coś było nie tak. Nie śmiał jednak pytać widząc czerwone od płaczu oczy swojego podopiecznego. Chłopak rzucił byle gdzie wierzchnie ubranie i zamknął się w swoim pokoju. Tam padł na łóżko i liczył po cichu, że pościel wciągnie go gdziekolwiek, byleby jak najdalej stąd.

Powinien był się domyśleć, że skoro nic nie przychodziło mu łatwo to i w tej kwestii nie będzie inaczej. Zamiast tego wpadł w pułapkę losu i teraz mógł jedynie lizać rany. Był głupi, naiwny i lekkomyślny – tak myślał o sobie. Jednakże skąd mógł wiedzieć, że ze wszystkich możliwych kombinacji jemu miała się przytrafić ta, przy której nie mógł już wykonać żadnego ruchu?

Czuł się jak magnez na problemy, jakby jego tyłek był stworzony do przyjmowania kopnięć od wszystkiego, co go otaczało. Zamknął oczy i w ciszy czekał, aż zmorzy go sen…

Nad ranem zebrał się do pracy. Mimo szczerych chęci nie mógł jednak pracować. Siedział w kącie pokoju pracowniczego i gapił się przed siebie. Lekarz podszedł do niego, poszturchał go, podokuczał mu, nawet trzepnął go mopem. Japeś jednak nawet nie drgnął. Doktor z ciężkim westchnieniem wypisał Wędrowcowi zwolnienie na dwa tygodnie i zawiózł go do domu.

Chłopak znów padł na łóżko i spędził w nim cały tydzień. Okazjonalnie wychodził spod kołdry, aby coś zjeść i się napić. Jego telefon wibrował co jakiś czas. Ktoś do niego wydzwaniał, ale mało go to obchodziło. W końcu wyczerpała się bateria i pokój ogarnęła cisza.

Cisza, którą jednego dnia przerwał dzwonek do drzwi. Dzwonek tak natarczywy, że nawet ktoś tak dobity jak Japeś w końcu zebrał się, aby sprawdzić kto mógłby się tak dobijać.

Na korytarzu stała Siya, która ucieszyła się na widok wciąż żywego Wędrowca. On jednak tak szczęśliwy nie był. Nie chciał się na razie z nią widzieć. Nie poukładał sobie tego jeszcze w głowie.

– Mogę wejść? – zapytała i nie czekając na odpowiedź wtargnęła do środka. Postawiła na blacie w kuchni siatkę z zakupami i rozejrzała się po pomieszczeniu. Zamarła na chwilę widząc Smoka leżącego na łóżku i zajadle liżącego obrazek w książce. Prastary wykorzystał moment, złapał książkę w pysk i zaniósł do dziewczyny kładąc ją pod jej nogami. Siya przez chwilę nie wiedziała co robić, ale pochyliła się i zerknęła na zdjęcie. Przedstawiało ono babeczkę truskawkową.

– Chciałbyś to zjeść? – zapytała, a Smok zaczął merdać ogonem. Odkąd Japeś wpadł w depresję jedyne co jadł to suche, psie żarcie. Nawet nie miał czego podjadać Wędrowcowi, bo ten konsumował głównie batoniki. – Nie mam żadnej przy sobie, ale mogę ci kupić, jeśli będziesz grzecznym pieskiem.

Prastary zamerdał ogonem. Oddałby wszystko za babeczki truskawkowe (a na pewno oddałby za nie Japesia).

25.03.2020_18-02-27

Wędrowiec obserwował ich stojąc wciąż przy drzwiach. Widać było po nim, że był strasznie umęczony, głównie kiepską dietą i zadręczaniem się negatywnymi myślami. Siya podeszła do niego, złapała za rękę i posadziła przy stole.

– Zrobię ci coś do jedzenia. – uśmiechnęła się do niego ciepło. Wyjęła z siatki pieczywo, masło i kilka wędlin. Sprawnie przygotowała bardzo późne śniadanie i postawiła je przed chłopakiem. Sama wróciła do siatek i rozpakowała je do końca chowając wszystko do odpowiednich szafek. Kiedy się jednak odwróciła, Japeś siedział nieruchomo. Nawet nie tknął jedzenia.

– Zjedz, proszę. Marnie wyglądasz. – powiedziała do niego z przejęciem. Wędrowiec wiedział, że nie miał szans. Siegnął po kanapkę i powoli zaczął ją jeść.

Mefisto

#278. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.18 – Kiedy dzwonek dzwoni do drzwi… Read More »

#276. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.17 – Stracona nadzieja

Japeś powoli doczłapał do Siyi. Chyba pierwszy raz czuł się, jakby szedł na skazanie. Dziewczyna uśmiechem przywitała Wędrowca, a ten stanął jak skamieniały i patrzył się przez chwilkę bezmyślnie przed siebie. Wziął głęboki oddech i kiedy tylko jego wybranka była na tyle blisko, wyciągnął przed nią ręce i skierował czek w jej stronę.

– O co chodzi? – Siya spojrzała na niego niepewnie widząc, że chłopak praktycznie stał skamieniały. Zerknęła więc na papier, który trzymał i oniemiała na moment. – Co to jest? Japesiu?

A Wędrowiec stał jak ostatni bałwan z wyciągniętymi doń rękoma. Chociaż bardzo chciał, słowa utknęły mu w gardle i przez moment miał nawet wrażenie, że się dusił. Dziewczyna pociągnęła go w stronę ławki i posadziła na niej obawiając się, że Japeś miał jakaś przedziwny atak.

13.02.2020_23-50-06

– Proszę, weź to. – wydukał w końcu. Siya była oszołomiona, bo nigdy nie widziała go w takim stanie. Wzięła od niego czek i przyjrzała mu się uważnie. Co też mu tym razem strzeliło do głowy?

– Ale… o co chodzi? Dlaczego mi dajesz ten czek? – zapytała zdumiona i obserwowała Japesia w nie małym przerażeniu.

– Chcę pomóc ci z tym długiem. – odparł szybko i znów poczuł, jak wszystko w nim pęcznieje, a on coraz gorzej radzi sobie z oddychaniem. Ku jego własnemu zdziwieniu nie dusił się jednak.

– Ja… dziękuję… ale dlaczego? – Siya z zakłopotaniem patrzyła na chłopaka, a ten aż poczerwieniał na twarzy. To był ten moment, kiedy Japeś powinien był wyznać jej miłość, a zamiast tego dusił to w sobie tak bardzo, aż ciśnienie zaczęło wychodzić z niego każdym możliwym otworem. Wiedział jednak, że musiał wziąć się w garść. Zebrał się w sobie i na jednym tchu wyrzucił:

– Ja się w tobie zakochałem! – Wędrowiec pierwszy raz od dłużej chwili wziął głęboki oddech. Skoro już to z siebie wyrzucił, to nie czuł już takiej presji. Musiał jednak przyznać, że w życiu nie sądził jak bardzo stresujące było wyznawanie komuś swoich uczuć.

Siya patrzyła na niego z rosnącym zakłopotaniem, jakby nie wiedziała, co miała powiedzieć. Chłopak wystaraszył się, że zrobił coś nie tak. W końcu bycie człowiekiem wychodziło mu tak dobrze jak rybie jazda na rowerze. Poczuł dziwny ścisk w sercu, ale wytrwale czekał na cokolwiek los zamierzał mu ofiarować.

– Może pójdziemy gdzieś? – dziewczyna zmieniła nagle temat, złapała Wędrowca za rękę i pociągnęła do najbliższej kafejki. Tam zamówiła sobie mocną kawę, a Japesiowi sok w obawie, że cokolwiek z kofeiną rozsadzi mu i tak już skołatane serce.

Trwali oboje w ciszy, aż wreszcie Siya zwróciła się do niego.

– Nie mogę przyjąć tego czeku. – zaczęła powoli. – To bardzo miły gest i dziękuję, że się tak o mnie troszczysz. Ale nie chcę, abyś wydawał na mnie swoje oszczędności.

Japeś patrzył na nią jak zbity psiak, ale nie odzywał się ani słowem czekając na dalszy monolog.

– Co do tego drugiego… – dziewczyna spojrzała się na podłogę i zakłopotana podrapała po szyi. – Nie mogę z tobą być. Jestem lesbijką.

Wędrowiec zgłupiał na chwilkę.

– Przepraszam, ale czym? – wydukał jedynie i tym razem Siya zgłupiała. Szybko jednak przypomniała sobie, że Wędrowiec był z pipidówy na końcu świata, więc mógł nie być obeznany w takich kwestiach.

Wzięła więc głęboki oddech i zaczęła edukować chłopaka w sferach dotąd jemu nieznanych. Im dłużej mówiła, tym bardziej czuł się przytłoczony tym, jak mało wiedział o ludzkim życiu. Jednocześnie coraz bardziej czuł rosnący smutek na myśl o tym, że Siya stała się dla niego zupełnie nieosiągalna. Chyba jednak wolał, kiedy to wszystko znajdowało się w strefie marzeń. Wtedy przynajmniej wydawało mu się, że była jakaś nadzieja.

Przesunął czek w stronę dziewczyny.

– Proszę weź go. Będę się czuł lepiej myśląc o tym, że będzie ci choć trochę łatwiej. – rzekł do niej smutno, podniósł się patrząc na nią z zakłopotaniem. Pożegnał się pośpiesznie i ruszył przed siebie. Potrzebował chwili, aby to wszystko jakoś ułożyć sobie w głowie…

A może tego nie dało się już ułożyć?

Mefisto

#276. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.17 – Stracona nadzieja Read More »

#270. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.16 – Postanowienie

Japeś zaprosił Dominika do swojego mieszkania. Tam kotouchy wdrożył go w szczegóły finansowego życia Siyi. Wędrowiec był zaskoczony, ale przede wszystkim ucieszony. Miał to, czego potrzebował, aby pomóc dziewczynie. W duchu liczył, że nie będzie ona miała mu za złe, że tak bardzo grzebał w jej życiu…

– Naprawdę świetne, że udało ci się to zdobyć. – powiedział do recepcjonisty, a ten aż się zarumienił. – Jak mogę ci się odwdzięczyć?

– Po prostu bądź sobą… cały czas. Nie zmieniaj się! – wykrzyknął i przytulił Wędrowca, aż ten poczuł się niezręcznie. W tej dziwnej atmosferze rozstali się. Japeś podejrzewał, że Dominik opuścił tak szybko jego mieszkanie, bo zdążył coś zwinąć. Miał rację, ale średnio się tym przejmował. W tej chwili pozwoliłby mu wynieść wszystko, co miał, bo informacja, którą dostał, była dla niego bezcenna.

Włączył na telefonie aplikację swojego banku i zerknął na stan konta. Chociaż dług Siyi nie był już taki duży, jego oszczędności pokryłyby jedynie jedną trzecią pozostałej kwoty. Poczuł się trochę zawiedziony, bo liczył, że uda mu się pozbyć tego problemu z jej życia. Jego rozterkę zauważył Smok, więc przyczłapał do swojego podopiecznego i siadł tuż przed nim.

– Co się stało, Japesiu? – zapytał spokojnie, a chłopak wzrócił zrozpaczone oczy w stronę Pradawnego.

– Nie mam aż tyle pieniędzy, aby jej pomóc. – odparł wylogowując się ze swojego konta w banku. Westchnął ciężko. Kolejna kłoda, która wszystko komplikowała.

– Daj jej to, co masz. Myślę, że doceni gest. W końcu starasz się pomóc. Tylko nie mów jej skąd wiesz ile ma tego długu. Ludzie nie lubią, kiedy grzebie się w ich życiu. Nawet, jeśli twoje intencje były dobre. – pouczył Wędrowca, a ten kiwnął głową. – Mam też nadzieję, że więcej nie wpuścisz tutaj tego dziwnego chłopaka do domu. Mam dosyć robienia za strażnika twoich niewypranych majtek. Mam bardzo wrażliwy węch, wiesz? Ten szpitalny odór jest straszny.

12.02.2020_00-02-14

– Yyy… dobrze. – kiwnął głową zdumiony. Nie spodziewał się takiej informacji, ale nie dziwił się Pradawnemu. Nawet jemu przeszkadzał ten zapach, ale szpital zaczął oszczędzać na detergentach i wszystko było bardziej chemiczne, aż paliło w oczy i rozpuszczało rękawiczki.

Japeś skupił się jednak na swoim najważniejszym zadaniu: postanowił dać Siyi wszystkie swoje oszczędności. Pośpiesznie wysłał jej wiadomość, aby spotkać się następnego dnia, a kiedy dostał odpowiedź “pewnie” udekorowaną uśmiechniętą emoji, odłożył telefon na stolik i postanowił coś zjeść.

Otworzył lodówkę, gdzie akurat przebywał duch. Oboje spojrzeli na siebie z delikatną irytacją.

– Czy ja nie mogę mieć trochę prywatności? – zapytał Japesia, a ten przewrócił oczyma.

– Oczywiście, że możesz, ale dlaczego w mojej lodówce? – mruknął delikatnie zdenerwowany. Duch wyszedł z środka i stanął na podłodze obok.

– A gdzie indziej miałbym skoro jestem tu uwięziony? – odparł krzyżyjąc dłonie na eterycznej piersi. Wędrowiec westchnął tylko i wyciągnął resztki z wczorajszego obiadu, aby je podgrzać i zjeść.

Jak tylko danie się podgrzało, siadł do stołu i powoli zaczął jeść nienajsmaczniejsze już jedzenie. Był jednak na tyle głodny, aby się nie przejmować. Duch usiadł obok niego i obserwował ze skupieniem jak je.

– Powiedz mi… Mówiłeś już jej, co czujesz? – zapytał nagle z nienacka, a Japeś prawie udusił się kotletem na to pytanie. Jak tylko złapał oddech, spojrzał na swojego rozmówcę pytająco.

– Nie. Dlaczego pytasz? – duch oparł swoją twarz na dłoniach i westchnął głośno.

– Nie wiem. Po prostu widzę jak się dla niej starasz… I nawet nie wiesz, czy ona rzeczywiście cię lubi. – zaczął powoli, a potem wyprostował się. – Skoro zamierzasz jej oddać wszystko, co masz to przy okazji powiesz dlaczego to robisz. Wiesz, miłość jest dobrym uzasadnieniem, dlaczego tak psychopatycznie pchasz się jej w życie.

Japeś był zdumiony. Duch po raz pierwszy raz dał mu dobrą, wartościową radę. W tym całym zdziwieniu znów się zakrztusił.

– Jasna cholera! Dzieciaku! Czy ty możesz jeść i nie przeżywać jednocześnie? – duch prychnął, chociaż wyraźnie go to bawiło. Chłopak kiwnął jedynie głową, podziękował cicho za radę i dokończył posiłek zanim posiłek wykończył jego.

Chociaż bardzo chciał mu się spać to jednak wydawało się to dosyć ciężkie. Wszystko przez to, że zjawa miała rację: powinien powiedzieć Siyi, co czuje. Jednakże myśl o tym powodowała, że całe jego ciało sztywniało ze strachu. Bał się odrzucenia, ale z drugiej strony nie potrafił już wierzyć, że ten stan pomiędzy przyjaźnią a miłością mógłby trwać wiecznie.

Postanowił zaryzykować, postawić wszystko na jedną kartę i powiedzieć jej, co działo się w jego sercu.

Nad ranem pobiegł do banku, gdzie przemiły pan w okienku wydrukował dla niego czek. Wędrowiec wziął niepozorny świstek papieru, który miał jedna niesamowitą wartość. Następnie udał się na miejsce spotkania. W oddali widział czekającą na niego sylwetkę Siyi. Wziął głęboki oddech. W końcu zamierzał nie tylko dać jej czek, ale i swoje serce…

Mefisto

#270. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.16 – Postanowienie Read More »

#268. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.15 – Czas oczekiwania

Zadanie, które Japeś powierzył Dominikowi było trudne, bo wymagało uruchomienia sieci kontaktów i docierania do najbardziej skrytych informacji o i tak wystarczająco tajemniczej dziewczynie. Zwariowany recepcjonista nie poddawał się jednak i zapewniał Wędrowca, że prędzej czy później znajdzie to, czego on szukał, a jego idol (nie mając większego wyboru) ufał mu bezgranicznie.

W międzyczasie chłopak spędzał każdą wolną chwilę z Siyą, rozkoszując się jej towarzystwem. Ona sama wydawała się bardzo pogodna ilekroć spotykała swego dziwnego towarzysza, ale Japeś nie potrafił stwierdzić, czy ona go naprawdę lubiła. Czytanie swoich własnych emocji było dla niego wciąż dosyć skomplikowane, a co dopiero czytanie ich u innych ludzi.

Mimo tego starał  się jednak wierzyć, że ich spotkania nie są z przymusu i dziewczyna w jakimś stopniu darzy go pozytywnym uczuciem (czymkolwiek ono by było). Dlatego też odsuwał na bok ponure myśli wkradające się do jego umysłu. Póki co zamierzał się cieszyć i radować momentami spędzonymi z Siyą.

Jednego dnia jego wybranka miała dla niego niespodziankę i zabrała go na spotkanie z jej znajomymi, którzy przyjęli go z entuzjazmem. Japeś był wręcz rozchwytywany przez nieznajomość wielu rzeczy. Często tłumaczył się tym, że mieszkał daleko hen na krańcu świata i wiele rzeczy nie zdążyło jeszcze tam dotrzeć. Siya i jej ekipa edukowali Wędrowca we wszystkich znanych i powszechnych rzeczach, które dla chłopaka były kompletną nowością.

Na jednym ze spotkań zauważył chłopaka, którego strój i wyraz twarzy aż krzyczał o wewnętrznej złości przeciwko wszystkiemu. Wydawał się bardzo nietypowy i zdystantowany w stosunku do nowego nabytku tej wesołej gromady. Jakby tego było mało cały czas mierzył Japesia przeszywającym wzrokiem, aż ten czuł ciarki na plecach.

09.02.2020_00-06-10

Na szczęście na ich spotkaniach pokazał się tylko raz. Wędrowiec jednak był zaintrygowany, więc zapytał Siyę kim był ten chłopak, który samym wzrokiem wyrywał duszę i miażdżył ją w myślach. Dziewczyna zaśmiała się jedynie ns ten opis.

– To Jake. – odparła bez zawahania wciąż rozbawiona barwnym opisem swojego znajomego. – On zawsze ma taką minę, kiedy widzi kogoś nowego. Nie przejmuj się, kiedyś mu przejdzie.

Japeś kiwnął jedynie głową. Czuł jednak jakiś dziwny, nieuzasadniony niepokój w sercu. Jak gdyby wszedł na czyjś teren i teraz ten ktoś celował do niego z broni. Starał się jednak uspokoić skołatane myśli. Pewnie znowu coś źle odebrał i niepotrzebnie się tym przejmował. Odrzucił to dziwne uczucie na bok i rozkoszował się czasem spędzonym ze znajomymi.

Późnym wieczorem wrócił do domu. Pod blokiem spotkał Dominika, który trzymał w rękach plik kartek.

– Mam! – zawołał radośnie do Japesia.

Mefisto

#268. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.15 – Czas oczekiwania Read More »

#262. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.14 – Plan idealny

Japeś wpadł do domu jak błyskawica. Pośpiesznie zrzucił z siebie nadmiar ubrań wprost na drzemiącego Chochlika Pomagiera i intensywnie stukał w ekran telefonu. Smok, który normalnie o tej porze szykował się do snu, podniósł zmęczony pysk i przyjrzał się swojemu podopiecznemu. Od razu domyślił się, że stało się coś, co zmobilizowało Wędrowca do walki, więc zwlókł się z łóżka i podreptał do młodzieńca.

– Słuchaj, mam prośbę. – Japeś zwrócił się do Pradawnego, a ten przysiadł jedynie czekając na dalszy ciąg rewelacji. – Mógłbyś popilnować w łazience brudnego prania?

– Japesiu, czy ty się przypadkiem w głowę nie uderzyłeś? – mruknął lekko zdumiony, ale z drugiej strony spodziewający się takiego zachowania po tak pierdołowatej istocie z Krańca Czasu.

– Wyjaśnię ci wszystko później. Na razie skup się na praniu. – desperacja chłopaka przekonała Smoka do padnięcia na górę przepoconych koszulek i znoszonych majtek. Cokolwiek się działo musiało to być dla Wędrowca sprawą życia i śmierci.

Minął niecały kwadrans oczekiwań, kiedy rozległo się pukanie do drzwi, a chwilę potem Japeś wpuścił Dominika do swojego domu. Przedziwny recepcjonista wkroczył ostrożnie do świątyni swego bóstwa i zatracał się w pięknie taniego mieszkania, domu jego idola. Chłopak gotów był całować nierówne deski na podłodze, odchodzącą tapetę na ścianie, a nawet odprysk nieudanej próby ugotowania obiadu…

– Nie wierzę, że mnie zaprosiłeś! – jęknął z zadowoleniem kotouchy ekscytując się każdą plamką na ścianie. Potajemnie robił zdjęcia telefonem. Cóż to będzie za sensacja na fanpejdżu!

– Ja też nie wierzę… – odparł zbierający szczękę z podłogi Smok. Teraz już rozumiał czemu miał pilnować brudnej bielizny: dla psychofanów to najlepszy łup!

– Mam do ciebie wielką prośbę! – Japeś złapał Dominika za ramiona, a ten pisnął z uradowania nienaturalnie piskliwym głosem.

– Dla ciebie wszystko! – odparł z nieukrywaną radością recepcjonista i położył swoje dłonie na ramionach Wędrowca, po czym znów pisnął, jakby świnię zażynano.

– Jest pewna dziewczyna, o której muszę dowiedzieć się kilku rzeczy, a wiem, że ty będziesz w stanie znaleźć te informacje… – Japeś wprowadził swojego rozmówcę w swój plan. Oczywiście robił przerwy, aby Dominik mógł się poekscytować. Chociaż chłopak zdawał sobie sprawę, że proszenie taką osobę o pomoc to jak proszenie się o przyłożenie kłodą w twarz. Mimo tego zdawał sobie sprawę z tego, że to mogła być jego jedyna szansa, aby pomóc Siyi z pozbyciem się długu.

21.01.2020_00-56-18

Ostatecznie udało mi się ustalić plan działania z jego “kotouchym przyjacielem”, który błogosławił dzień, kiedy jego idol zaprosił go do mieszkania. Oczywiście korzystając z zamieszania zwinął mu bokserki z szuflady jako trofeum i pamiątkę po wizycie w świątyni bóstwa… Przecież nie mogło być inaczej, czyż nie?

Prawdopodobnie zwinąłby coś używanego, co w świecie fanów Japesia miałoby wielokrotnie większą wartość, ale spoglądający ze zdumieniem Smok zniweczył plan Dominika. Pradawny dopiero wtedy zrozumiał, że Wędrowiec doskonale wiedział, czego może się spodziewać po swoim “koledze” i kazał mu ochraniać “najcenniejsze fanty”.

W pewien sposób poczuł dumę, że jego podopieczny lepiej odczywał intenecje ludzi. Cóż, na pewno tych najdziwniejszych…

Chłopak jednak pochłonięty był myśleniem o Siyi. Chociaż recepcjonista dopiero co wyszedł, on już oczekiwał odpowiedzi licząc na detale, które nakierują go na to, jak pomóc jego wybrance…

Mefisto

#262. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.14 – Plan idealny Read More »

Scroll to Top